Joanna Staniewska: od zwiedzania świata do własnej firmy

Bohaterką audycji Ludzie Gospodarki w Polskim Radiu 24 była Joanna Staniewska, szefowa firmy Amsort, która znalazła się na liście 100 najbardziej przedsiębiorczych polskich kobiet przygotowanej przez Dziennik Puls Biznesu (w pierwszej dziesiątce szefowych firm o przychodach ze sprzedaży do 50 mln złotych rocznie).

2016-01-10, 17:14

Joanna Staniewska: od zwiedzania świata do własnej firmy
Joanna Staniewska, szefowa firmy Amsort. Foto: Polskie Radio

Posłuchaj

Ludzie gospodarki cz. 1- gościem Polskiego Radia 24 była Joanna Staniewska, szefowa firmy Amsort, która znalazła się na liście 100 najbardziej przedsiębiorczych polskich kobiet przygotowanej przez Dziennik Puls Biznesu./Dariusz Kwiatkowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/.
+
Dodaj do playlisty

Joanna Staniewska zanim założyła firmę, podróżowała po Bliskim Wschodzie, Japonii i Niemczech, pracowała między innymi jako nauczycielka geografii. Pomysł na założenie firmy zrodził się w Holandii. Dziś jej przedsiębiorstwo wyposaża całe zakłady przemysłowe we własnej produkcji sprzęt do transportu wewnętrznego.

Bez rodzinnych tradycji biznesowych

Niewiele wskazywało na to, że Joanna Staniewska znajdzie się w pierwszej dziesiątce najbardziej przedsiębiorczych polskich kobiet. W rodzinie nie było tradycji biznesowych, czemu, w przekonaniu pani Joanny, „sprzyjał” system, w którym wówczas żyli Polacy, preferujący gospodarkę państwową i planową, a także społeczną „urawniłowkę”.

Ojciec był inżynierem i pracował w zakładach Mechanicznych „Ursus”, a mama była nauczycielką geografii w Grodzisku Mazowieckim. I to właśnie nauczycielska profesja mamy wywarła pewien wpływ na losy córki.

̶  O biznesie nie miałam zielonego pojęcia -konstatuje pani Joanna. ̶ Chociaż, ojciec zawsze miał takie zapędy, żeby coś w życiu robić po swojemu. Szybko zrozumiał, że warto nauczyć się angielskiego i dzięki temu móc wyjeżdżać do pracy za granicą. Szybko się tego angielskiego sam nauczył- mówi Joanna Staniewska.

REKLAMA

Najpierw pojechał do Indii i został tam szefem placówki Ursusa, sprzedającej traktory. Znajomość obcego języka miała duże znaczenie również wtedy, gdy fabryka na mocy umowy licencyjnej rozpoczęła produkcję ciągników brytyjskiej firmy Massey-Fergusson Perkins. W sumie traktorów polskich i angielskich typów wytwarzano około 60 tysięcy rocznie.

Już po transformacji Joanna Staniewska trafiła do Ursusa jako handlowiec w celu podpisania transakcji na dostawę pasków napędowych. „Miałam okazję zobaczyć jak to wszystko wygląda. Niestety, wtedy nie było tam jeszcze dużych zmian, bo zakupu czterech pasków przyszło 30 panów i wspólnie, gremialnie podejmowali decyzję. Ten system był zawodny i pewnie dlatego tam się to wszystko rozpadło”.

Potem Ursus się odrodził i choć nie jest już tak wielkim przedsiębiorstwem to znowu ma kontrakty z krajami Azji i Afryki.

Pierwsze plany

Dorastająca Joanna miała dużo talentów i ojciec pilnie śledzący jej rozwój ciągle pytał: ” Kim Ty będziesz, kim Ty będziesz?” Bo w swoim odczuciu mogła być   pianistką lub tancerką , piosenkarką lub aktorką. W końcu wzięła przykład z mamy i kończąc liceum jako prymuska, mogąc wybierać kierunek dalszego kształcenia, postanowiła studiować geografię.

REKLAMA

Studia okazały się w tym samym stopniu ciekawe co dość trudne dla osoby o zainteresowaniach humanistycznych, bo była tam matematyka, statystyka i informatyka. Program przewidywał dużo podróży po Polsce. Zazdrość budzili studenci z zagranicy, którzy odwiedzali Polskę w ramach swoich peregrynacji po całej Europie. Już wtedy zamarzyły się jej dalekie podróże. Choć, jak podkreśla, po geografii wszystko można robić, bo jest to nauka interdyscyplinarna, trafiła do szkoły jako nauczycielka. Uczyła przez dwa lata w   grodzickim liceum.

Peregrynacje po szerokim świecie, czyli Bliski Wschód na dobry początek

Przyjście na świat pierwszej córki zbiegło się prawie w czasie z propozycją pracy w Iraku dla męża - inżyniera. I tak Państwo Staniewscy ruszyli w świat za chlebem.

Zagraniczna firma, w której pracował mąż sprzedawała różnego rodzaju sprzęt, od sieci informatycznych po sale operacyjne. Za czasów Saddama Husajna Irak oferował przybyszom z Europy wiele możliwości od zwiedzania zabytków po stanowiska dobrze płatnej pracy.

̶  Kraj był w rozkwicie. Panował porządek. Teraz przykro patrzeć na dramat jaki tam się rozgrywa. Choć i wówczas trwały działania wojenne między Irakiem a Iranem, ale miały miejsce na granicy. Bagdad i większe miasta nie odczuwały tego, podkreśla Joanna Staniewska.

REKLAMA

Młoda magister geografii zwiedziła północ i południe Iraku, takie miasta jak: Basra, Mosul, Babilon, Bagdad. Wszędzie spotykało się rodaków budujących w Iraku drogi i fabryki.

̶  Mieszkaliśmy w bogatej dzielnicy Bagdadu o nazwie Matsur, w której swoje posiadłości mieli wykształceni   Arabowie: lekarze, inżynierowie, często po studiach w Anglii, Stanach Zjednoczonych, nieraz Polsce – mówi gość PR24.

Wspomina, że korzystając ze zdobytych jeszcze w kraju doświadczeń, zaczęła uczyć w Bagdad International School, głównie dzieci dyplomatów.

̶  Było to duże wyzwanie, bo nauka odbywała się w języku angielskim, na poziomie szkoły podstawowej i liceum, a uczniowie nie mieli podręczników. Trzeba było po nocach robić skrypty i z nimi iść na lekcje - wspomina pani Joanna.

REKLAMA

Po pewnym czasie okazało się to zbyt wyczerpujące, więc przeniosła się do szkoły przy polskiej ambasadzie.

Kraj Kwitnącej Wiśni i …nowych doświadczeń

Kolejny milowy krok na drodze do kariery i zwiedzania świata nastąpił po spotkaniu na targach w Iraku   japońskiego biznesmena. Zaintrygował ich proponując mężowi pani Joanny pracę w swojej ojczyźnie.

Po namyśle postanowili spróbować, pod warunkiem, że najpierw pojadą na swego rodzaju rekonesans. Jego wyniki były zachęcające. Powrót na krótko do Bagdadu miał na celu tylko zabranie bagaży.

Kilka lat życia spędzili w Tokio. W Japonii przyszła na świat druga córka,i to jej był poświęcony pierwszy rok pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni. Ale potem pani Joanna jako osoba zawsze aktywna nie mogła już usiedzieć w domu.

REKLAMA

I być może to była właśnie decydująca chwila w rozwoju kariery biznesowej Joanny Staniewskiej. Znalazła bowiem zatrudnienie w amerykańskiej firmie i szybko została topowym sprzedawcą. Jednocześnie założyła szkołę językową, w której uczyła angielskiego japońskie dzieci. A działo się to w miejscowości Hashimoto, gdzie była pierwszą białą osobą, budząc tym niebywałą sensację i zainteresowanie.

Bardzo zaprzyjaźnili się z sąsiadami, od których uczyli się wielu rzeczy praktycznych, jak choćby robienie   codziennych zakupów po rozsądnych cenach. Para Japończyków zachwyciła się ich córkami do tego stopnia, że kontakty nawiązane ćwierć wieku temu przetrwały do dziś. Traktują córki państwa Staniewskich jak swoje wnuczki, czego dowodem są   ich wizyty w Polsce, mające miejsce średnio co dwa lata. Zdaniem „przyszywanych” japońskich dziadków, Polska to najpiękniejszy kraj na świecie.

Zamieszkiwanie w jednej z dzielnic Tokio upewniło Staniewskich, że Japończycy bardzo lubią Chopina.

̶ Kiedy biegałam wieczorami dla podtrzymania kondycji, z każdego okna słychać było pianino-wspomina pani Joanna. Sama przyciągnęłam do swojego domu pianino z tak zwanej „wystawki” , wzbudzając zgorszenie wśród sąsiadów, ale też zachwyt domowników, bo było w bardzo dobrym stanie i pozwalało realizować muzyczne pasje …

REKLAMA

Z pasją też realizowała się jako nauczycielka i po raz pierwszy jako businesswoman, bo pomysł z założeniem szkoły okazał się strzałem w dziesiątkę, również jeśli chodzi o zarobki.

̶  Mój mąż pracował w Japonii jako inżynier, mając znacznie niższą stawkę za godzinę niż ja, ucząc języka angielskiego, wspomina.

Zorganizowała też konwersacje dla dorosłych. Wśród tych ostatnich był pewien profesor biologii świetnie piszący po angielsku, gorzej w tym języku mówiący.( było to wówczas powszechną przywarą Japończyków).

Podarował pani Joannie swoją książkę wydaną po angielsku, który to język w piśmie, być może lepiej znał od swojej nauczycielki…

REKLAMA

Teraz Polska, ale z Holandią w tle

Do kraju wrócili bez wahania. Tak jak zawsze planowali. Jeszcze w Bagdadzie Staniewscy poznali holenderskiego przedsiębiorcę, który chciał sprzedawać na rynku polskim taśmy transportujące. Teraz odnalazł ich nad Wisłą i zaproponował współpracę. Ponieważ   głowa rodziny była już zaabsorbowana pracą w zagranicznej firmie, wyzwanie podjęła pani Joanna.

̶  Nie miałam zielonego pojęcia, co to są taśmy transportujące, jak to się sprzedaje i komu to potrzebne, ale zaczęłam studiować temat. Szybko zorientowałam się, że chodzi o transport wewnętrzny, niezbędny w każdej fabryce stawiającej na produkcję masową, i dlatego wyposażonej w taśmę produkcyjną. A więc rzecz konieczna przy produkcji na przykład telewizorów czy samochodów – mówi Joanna Staniewska.

Zaczęło się od poszukiwań klientów dla holenderskiego producenta. Narzędziem był telefon. Szybko okazało się, że na urządzenia transportujące jest w Polsce duży   popyt.

̶  Byłam wręcz zaskoczona, że jest to tak bardzo potrzebne. Szybko zrozumiałam dlaczego. Okazało się, że w czasach realnego socjalizmu na rynek była dopuszczona tylko jedna austriacka firma wyspecjalizowana w tego rodzaju imporcie.

REKLAMA

̶  Proszę, jak to było wówczas wszystko bardzo „ ładnie” urządzone. Bez konkurencji - podkreśla.

Na drodze do samodzielności

Gdy nastał wolny rynek wszystko się zmieniło. Takich firm zaczęło przybywać. Jedną z pierwszych była ta, z którą współpracę podjęła pani Joanna. Biznes się rozwijał, ale businesswoman miała dwie małe córki, więc w dzień zajmowała się dziećmi, a pracowała w tak zwanym międzyczasie, albo wręcz po nocach. Gdy pytano dziewczynki gdzie jest mama, to one zgodnym chórem odpowiadały: „ w banku lub na poczcie”.

(Dwie córki pani Joanny na razie wybrały swoją własną drogę, nie związaną z przedsiębiorstwem założonym przez matkę. Obydwie pracują w amerykańskich firmach).

W nocy przygotowywała oferty, które wtedy jeszcze wysyłała faxem. Interes się rozwijał, więc wkrótce zrodziła się myśl o powołaniu do życia własnej firmy. Rejestracja odbywała się w momencie, gdy w urzędzie Warszawa-Wola były instalowane pierwsze komputery.

REKLAMA

̶  Gdyby Pani przyszła wczoraj to byśmy to zrobili od ręki, ale wobec wprowadzania nowinek technicznych, rzecz potrwa dłużej - usłyszała. No i trwało to …miesiąc, zanim system został wdrożony.

W maju 1993 roku firma została zrejestrowana, przy czym poza urzędową „wpadką” z komputerami nie było dużych przeszkód biurokratycznych - przyznaje pani Joanna.

I tak magister geografii, humanistka, jeśli wziąć pod uwagę zainteresowania, została szefową firmy, w której nowoczesna technika odgrywała coraz większą rolę.

Nie dawało się już samemu przygotować wszystkich ofert, niezbędne było skompletowanie zespołu specjalistów. Tym niemniej to ona występowała w roli mentora i szkoliła pracowników.

REKLAMA

̶  Wiedziałam już bowiem jakie są średnice wałków, jakie grubości taśm, jak to się ma przewijać, jak to się zakłada i mierzy… - wspomina.

Wtedy wpadła jej w ręce gazeta z artykułem wychwalającym męża jako inżyniera i menedżera. „Jak on jest taki dobry, to niech pracuje ze mną” -pomyślała.

Zgodził się po dłuższych namowach.W ocenie żony wniósł do firmy bardzo dużo. Przede wszystkim zaczęła się rozwijać sprzedaż już nie oddzielnych elementów, ale całych urządzeń transportujących. Pytało o nie coraz więcej kontrahentów.

Przez pierwszych kilka lat najpoważniejszym partnerem, którego produkty rozprowadzali był przedsiębiorca z Hiszpanii. Potem przyszedł czas również na produkcję własnych urządzeń. Powstał aluminiowy profil taśmociągu autorstwa polskich inżynierów pod wodzą pana Staniewskiego. Obecnie wiele komponentów kupowanych jest u rodzimych producentów w kraju. Produkcja opiera się na outsorsingu w granicach kraju. Nabiera to obecnie dodatkowo dużego znaczenia, gdy słabnący złoty znacznie zwiększa koszty importu.

REKLAMA

̶  Mamy to szczęście, że potrafimy dziś ustrzec się przed następstwami różnic kursowych, które kiedyś nas zjadały – mówi p. Joanna.

Firma produkuje i eksportuje nie tylko same przenośniki, ale również konstrukcje, w których dużą rolę odgrywa robotyka. Są to całe linie produkcyjne, w które można wyposażyć zakład. Początkowo były to linie do budowy foteli samochodowych. Bardzo wiele zakupiły ich przedsiębiorstwa francuskie, następnie portugalskie i litewskie. Linie przenośnikowe do pakowania produktów zostały zainstalowane w Finlandii, Hiszpanii, Anglii, Rosji, a także w Australii. Z kolei linia do montowania telewizorów japońskich działa w Chinach. Te osiągnięcia, oparte o własne wynalazki, pozwalają mówić o firmie „Amsort”, jako o przedsiębiorstwie innowacyjnym.

Usprawniony został też, dzięki opracowanym w firmie rozwiązaniom, sposób przedstawiania ofert. Własny, autorski system Tilligo, pozwala na istotne skrócenie czasu tworzenia oferty. Umożliwia on już w czasie rozmowy telefonicznej, podczas której kontrahent określa parametry zamawianego urządzenia, danie mu wiążącej odpowiedzi na temat jego wyprodukowania i dostarczenia. Rocznie firma realizuje kilkadziesiąt kontraktów.

̶  Dzięki temu, że jesteśmy firmą prywatną, możemy łatwiej inwestować w badania i wdrażanie naszych rozwiązań niż w przypadku gdybyśmy byli przedsiębiorstwem państwowym -podkreśla Joanna Staniewska.

REKLAMA

„Amsort” korzystał z funduszy unijnych. Było to przy okazji wprowadzania systemu jakości ISO. Koszt przedsięwzięcia wynosił 30 tysięcy złotych. Refinansowanie nastąpiło po dziewięciu miesiącach. Obecnie firma ponownie stara się o dotacje do wdrażania innowacyjnych rozwiązań. Konkretnie, w ramach programu „Horyzont 2020”. Jednak   stosowny wniosek został złożony bezpośrednio w Brukseli. To dlatego że, jak podkreśla Joanna Staniewska, kolejne, unijne rozdanie pieniędzy w warunkach polskich jest bardzo trudne dla przedsiębiorstw.

Na przekór trudnościom                             

Jednak najbardziej dotkliwe w ocenie pani Joanny są utrudnienia dotyczące korzystania z kredytów w bankach, działających na polskim gruncie.

̶  Ostatnio staraliśmy się o kredyt na budowę nowej siedziby firmy. Wydawałoby się, że mając taką gamę kontraktów, i tak dobre wyniki finansowe, powinniśmy   wzbudzać zaufanie banków, pozwalające na uzyskanie wsparcia bez większych problemów. Tymczasem procedury mające wykazać, że firma nadaję się do otrzymania kredytu są tak trudne, że z pięciu banków, z którymi zostały równolegle podjęte rozmowy,   pozostały dwa, które dały ofertę przed rozpoczęciem budowy.

REKLAMA

̶  Życzyłabym sobie, aby patrzono na przedsiębiorców jako na partnerów, a nie potencjalnych oszustów wyciągających pieniądze – podkreśla Joanna Staniewska.

Są i inne problemy, na przykład te wynikające z braku w wielu miejscach Polski planów zagospodarowania przestrzennego. Z tym wiąże się największa porażka. Polegała   na zakupie ziemi pod budowę nowej siedziby w pewnej gminie, której burmistrz zapewniał , że plan przestrzennego zagospodarowania będzie zatwierdzony za dwa miesiące. Nie udało się tego zrobić przez siedem ostatnich lat. Siedziba firmy powstaje w innym miejscu.

W ocenie Joanny Staniewskiej , „Amsort” to przedsiębiorstwo, którego działalność opiera się na określonych zasadach. Są to dobre płace pracowników, zatrudnionych na umowach. Na w porę uiszczanych podatkach , przejrzystości działania, budowaniu partnerskich relacji na linii szefowa -podwładni.

Odbywają się regularne wyjazdy integracyjne (ostatnio na narty do Austrii). Takie wspólne spotkania poza firmą pozwalają na bardziej szczerą wymianę   poglądów dotyczących również wspólnej pracy, bez   barier w oficjalnych, codziennych relacjach.

REKLAMA

̶  Można się wówczas dowiedzieć, co przeszkadza w pracy, co dręczy załogę, i co można poprawić -uważa pani prezes.

Największym sukcesem firmy jest, w ocenie jej szefowej, fakt, że przedsiębiorstwo od początku istnienia odnotowuje wzrost. Nigdy nie miało straty.

Zostało to zresztą zauważone, o czym świadczą otrzymane nagrody i wyróżnienia: tytuł Mazowieckiej Firmy Roku , „Gazeli Biznesu”, pierwsze miejsce na Targach TAROPAK w czasie poznańskiej POLAGRY, i w końcu znalezienie się pani prezes w   pierwszej dziesiątce stu najbardziej przedsiębiorczych polskich kobiet, szefowych firm o rocznych przychodach ze sprzedaży do 50 mln złotych.

̶  Tę dobrą passę trzeba utrzymać, podkreśla Joanna Staniewska.

REKLAMA

̶  Zawsze powtarzam moim pracownikom, że jesteśmy skazani na sukces i żeby to utrzymać musimy ostro pracować i szukać nowych rozwiązań i możliwości. Wydaje mi się ,że na razie robimy to dobrze i oby tak było dalej mówi Joanna Staniewska.

Dariusz Kwiatkowski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej