Liga Mistrzów: Legia Warszawa przełamała klątwę. Droga do raju była drogą przez mękę

Legia Warszawa awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Piękny prezent na setne urodziny klubu stał się faktem, jednak sielankę związaną z tym wielkim osiągnięciem burzy styl, w jakim wywalczony został awans.

2016-08-24, 11:05

Liga Mistrzów: Legia Warszawa przełamała klątwę. Droga do raju była drogą przez mękę
Nemanja Nikolić przyczynił się do awansu Legii Warszawa do Ligi Mistrzów. Foto: PAP/Leszek Szymański

Posłuchaj

„Nasza forma będzie rosła” - zapewnia Michał Pazdan (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Na ten moment czekaliśmy przez dwie dekady i wreszcie stało się - polski klub dotarł do fazy grupowej Ligi Mistrzów, będzie miał okazję do tego, by stanąć naprzeciw najlepszym drużynom świata. Ogromne pieniądze, ogromny prestiż, ogromny sportowy sukces - to fakty, z którymi nie można dyskutować.

Przez dwadzieścia lat polscy kibice oglądali zmagania europejskiej elity przed telewizorami, pierwsze strony gazet były poświęcane naszym zawodnikom, którym udało się przebić w wielkich klubach i pisać historię poza granicami naszego kraju. Jerzy Dudek wygrywający Ligę Mistrzów z Liverpoolem, Robert Lewandowski strzelający cztery bramki w meczu z Realem Madryt - to były wydarzenia, którymi żyli fani rodzimego futbolu.

Nasz wkład w to, jak toczyły się sprawy w piłkarskim raju co prawda istniał, ale na pewno nie na skalę, której potrzebowaliśmy.

W czasie, w którym rodzime kluby nie miały szansy sprawdzenia się w ścisłej elicie, zdążyło wychować się kolejne pokolenie kibiców, trenerów i piłkarzy, nie mówiąc już o tym, jak bardzo zmieniła się sama dyscyplina. Wystarczy włączyć urywki ze spotkań Legii Warszawa czy Widzewa Łódź, dwóch ostatnich drużyn, którym udało się dojść do fazy grupowej rozgrywek. To zupełnie inny świat.

REKLAMA

Dla wielu Liga Mistrzów z polskim klubem stała się czymś w rodzaju mitu, którego na własnym podwórku uświadczyć się po prostu nie dało. Nadzieje były praktycznie co sezon, jednak zawsze były one brutalnie weryfikowane. Teraz możemy zostawić za sobą lata niepowodzeń i mamy nadzieję, że ten rozdział jest już ostatecznie zamknięty.

Źródło: TVP

Nikt nie zabierze Legii Warszawa wyniku, na który pracowała zresztą od lat - regularna gra w Lidze Europy, zbieranie punktów w rankingu, które zaprocentowało rozstawieniem przed losowaniem par w kluczowej fazie eliminacji... To odpłaciło się z nawiązką, a ostatnie sześć meczów w drodze do spełnienia marzeń można traktować jako ostatni etap drogi, przez którą prowadziło Legię zdecydowanie więcej osób niż ci, którzy obecnie stanowią o jej sile.

Ten etap, który oglądaliśmy na starcie tego sezonu, był jednak prawdziwą drogą przez mękę. Właściwie w żadnym z meczów eliminacyjnych nie grała Legia, która byłaby w stanie porwać swoją grą. Mówiono o wyrachowaniu, o oszczędzaniu sił, o korzystaniu z doświadczenia z poprzednich spotkań w Europie. Wiadomo, że klasowe drużyny potrafią wygrywać nawet wtedy, gdy mają słabszy dzień, kiedy boiskowe wydarzenia toczą się nie po jej myśli. Patrząc jednak na to, co pokazywał mistrz Polski w ostatnich tygodniach, do klasowej drużyny brakuje mu w tym momencie bardzo dużo.

REKLAMA

Budowa zespołu, który będzie stać na wejście do śniącego się po nocach piłkarskiego raju, zajęła sporo czasu, ale w żadnym razie nie można mówić o tym, że to koniec misji. Ten sukces to nie rezultat obecnej formy i tego, że udało się stworzyć w stolicy wielki klub. W ubiegłych latach oglądaliśmy już mocniejszą Legię.

Wielkiego świętowania na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej 3 w Warszawie we wtorkowy wieczór zresztą nie było. Częściej niż triumfalne śpiewy i okrzyki po udanych zagraniach można było usłyszeć rzeczy, które nie nadają się do cytowania. Mimo tego kibice jednak potwierdzili po raz kolejny, że potrafią tworzyć kapitalne oprawy i atmosferę, która na pewno nie odbiega poziomem od znacznie większych i bardziej uznanych klubów.

Temu, że przez długi czas towarzyszyła im niepewność i frustracja, trudno się dziwić. Trzeba przyznać to jasno - Legia grała z najłatwiejszym z możliwych rywali, który nie może się z nią równać pod względem budżetu, wartości piłkarzy i zaplecza. Losowanie było wymarzone, ale problem w tym, że na boisku nie było różnicy klas. Po pierwszym, wygranym 2:0 meczu w Warszawie liczono na przekonujące zwycięstwo. Skończyło się nerwami do samej końcówki meczu.

REKLAMA

- Zaczęliśmy to spotkanie słabo i mieliśmy problemy pomiędzy poszczególnymi formacjami. Rywale natomiast nie mieli dużo klarowanych sytuacji, ale zdobyli bramkę. W drugiej połowie zostaliśmy w dziesięciu po głupim błędzie. Apelowałem w przerwie, aby do tego nie doprowadzić. Jeżeli chodzi o mecz, musimy o nim zapomnieć, bo teraz liczy się tylko awans i kolejne wyzwania. Jestem bardzo szczęśliwy, ale pozostaję realistą. Wiemy, że nie wszystko było perfekcyjne. Możemy się cieszyć i świętować, ale nie możemy zapominać, że wracamy do pracy. Nie słyszałem co śpiewali kibice po meczu, bo w tym momencie cieszyłem się awansem. Na krytykę mogę tylko odpowiedzieć, że Legia awansowała do Ligi Mistrzów po 21 latach przerwy - mówił Besnik Hasi. 

Źródło: TVP

Albańczyk pracuje w klubie zaledwie kilka miesięcy, wciąż mówi się o tym, że trzeba dać mu czas. To racjonalne, ale znów pojawia się problem, który widać w warszawskim zespole od lat - brak stylu, tożsamości. Legia w tym momencie jest nijaka do bólu, brakuje w jej grze pomysłu, kreatywności, charakteru i koncepcji. To musi się zmienić.

Hasi sprowadził kilku dobrze znanych mu piłkarzy, trudno jednak mówić o skoku jakościowym. Moulin miał mocne wejście do zespołu, ale w ostatnich meczach już nie imponował. Langil niebezpiecznie przypomina Manu, który kilka lat temu popisywał się niezwykłą szybkością na prawym skrzydle. Problem w tym, że nie szło za tym nic więcej. 

REKLAMA

Vadis Odjidja-Ofoe ma ewidentne braki w przygotowaniu fizycznym, ale widać, że potrafi zagrać piłkę otwierającą drogę do bramki. Sprowadzony z Zagłębie Maciej Dąbrowski ma szansę na to, by powtórzyć drogę, którą przeszedł Michał Pazdan.

"Czas" - jak zawsze to słowo klucz, którym można tłumaczyć wszystko. Trzeba jednak wierzyć, że w tym przypadku rzeczywiście każdy kolejny mecz będzie przynosił poprawę, a szkoleniowiec ma pomysł na ten zespół. Legia jest w tym momencie na 12. miejscu w tabeli Ekstraklasy i musi zacząć wygrywać, by nie powiększać straty do liderującej Lechii. Nie ma co oszukiwać się, że tak grający zespół jest w stanie zaskoczyć któregokolwiek z potencjalnych rywali z Lidze Mistrzów. Tutaj po prostu nie ma już drużyn z przypadku.

Najważniejsze jest jednak to, że cel został osiągnięty. Liga Mistrzów jest w Warszawie i piłkarze mają chwilę, w której mogą cieszyć się z tego, że udało im się napisać kawałek historii.

REKLAMA

Zaczynają się rozważania, zastanawianie się, z kim przyjdzie zmierzyć się w grupie. A tu lepiej przecież mierzyć wysoko.

Igor Lewczuk marzy o grze na Camp Nou przeciwko Barcelonie. Arkadiusz Malarz chciałby wystąpić przeciwko swojemu ukochanemu Realowi Madryt, z kolei Nemanja Nikolić liczy, że będzie mógł sprawdzić się w starciu z najsilniejszymi klubami na świecie.

- Przynajmniej byłoby co dzieciom opowiadać - podsumowuje Lewczuk.

Źródło: TVP

REKLAMA

Legia Warszawa będzie w czwartek losowana z czwartego koszyka. UEFA ogłosiła wstępne szczegóły, ale jeszcze nie wszystko wiadomo. Pięciu ostatnich uczestników rozgrywek zostanie wyłonionych w środę. Dwadzieścia siedem klubów jest już pewnych występu w Lidze Mistrzów. 

Kilka zespołów czeka na środowe wyniki. Np. szwajcarski FC Basel trafi do trzeciego lub drugiego koszyka. Jak informuje UEFA, w drugim może znaleźć się tylko w przypadku braku w fazie grupowej Manchesteru City. Możemy jednak prawie ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że to się nie stanie - angielski zespół wygrał w pierwszym meczu ze Steauą Bukareszt na wyjeździe aż 5:0.

Nie jest znany również koszyk, do którego trafi mistrz Szkocji Celtic Glasgow (trzeci lub czwarty). Start losowania o godzinie 18.

Rozstawienie przed losowaniem fazy grupowej LM:

1. koszyk - Real Madryt (Hiszpania, obrońca trofeum), Barcelona (Hiszpania), Leicester City (Anglia), Bayern Monachium (Niemcy), Juventus Turyn (Włochy), Benfica Lizbona (Portugalia), Paris Saint-Germain (Francja), CSKA Moskwa (Rosja).

REKLAMA

2. koszyk - Atletico Madryt (Hiszpania), Borussia Dortmund (Niemcy), Arsenal Londyn (Anglia), Sevilla (Hiszpania, triumfator Ligi Europejskiej), FC Porto (Portugalia), SSC Napoli (Włochy), Bayer Leverkusen (Niemcy)

2. koszyk lub 3. koszyk - FC Basel (Szwajcaria)

3. koszyk - Tottenham Hotspur (Anglia), Dynamo Kijów (Ukraina), Olympique Lyon (Francja), PSV Eindhoven (Holandia), Sporting Lizbona (Portugalia), FC Brugge (Belgia)

3. koszyk lub 4. koszyk - Celtic Glasgow (Szkocja)

REKLAMA

4. koszyk - AS Monaco (Francja), Besiktas Stambuł (Turcja), Legia Warszawa (Polska), Łudogorec Razgrad (Bułgaria).

W tym roku mamy za sobą bardzo dobry występ Polaków na mistrzostwach Europy, świetne okienko transferowe dla naszych reprezentantów, a teraz powrót do elity po latach posuchy. Na takie czasy czekaliśmy. I wierzymy, że duży krok w stronę tego, by taka sytuacja stała się normą, został postawiony. 

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej