Premier League: uczeń Bielsy i nadzieja Tottenhamu. Mauricio Pochettino przed najważniejszym meczem

Z roku na rok Derby Północnego Londynu mają jednak coraz większą temperaturę, a dystans między zespołami maleje. Głównie dzięki szkoleniowcowi "Kogutów" - Mauricio Pochettino. Argentyńczyk w niedzielę stanie przed ogromnym wyzwaniem.

2016-11-05, 16:35

Premier League: uczeń Bielsy i nadzieja Tottenhamu. Mauricio Pochettino przed najważniejszym meczem

W każdej dobrej historii musi być jakaś legenda. Także w przypadku Mauricio Pochettino jedna się znajdzie.

Murphy, miasteczko w Argentynie, liczące nieco ponad 3,5 tysiąca mieszkańców. Zupełnie inny świat niż ten, który mamy w wielkich metropoliach pokroju Buenos Aires, Cordoby czy Rosario. To tutaj w którąś z zimowych nocy latach osiemdziesiątych do drzwi domu, w którym wychowywał się przyszły zawodnik i trener, zapukało dwóch mężczyzn.

Jednym z nich był Jorge Griffa, szef akademii Newell’s Old Boys, drugim zaś Marcelo Bielsa, młody szkoleniowiec, który swoje największe historie miał dopiero napisać.

Sprawa z Bielsą jest stosunkowo prosta - gdyby ten trener nie istniał, trzeba by go wymyślić. To postać, która stworzyła osobną narrację dotyczącą piłki nożnej, człowiek, który dla futbolu jest tym, kim Dawid Bowie dla rocka czy Neal Cassady był dla bitników - nieustannym źródłem inspiracji, po części geniuszem, po części szaleńcem. Którego elementu jest w nim więcej? Trudno stwierdzić, bo choć przydomek El Loco (hiszp. szaleniec, wariat) teoretycznie mówi wszystko, to głównie dotyczy on obsesji na punkcie piłki.

REKLAMA

Ale przy całym pięknie gry drużyn Bielsy, gdzieś na dalszym tle wciąż była skaza. W końcu, jeśli weźmiemy pod uwagę trofea, które ma na swoim koncie, nie będziemy rozpływać się w zachwytach. Tu jednak nie chodzi trofea, a o wizję, bezgraniczne oddanie piłce, wyniesienie jej do rangi do rangi religii. Z tym paradoksem, że łączyła ona elementy ducha, nauki i analizy.

Wspomniana wyżej dwójka nie trafiła do Murphy przypadkiem, dostała cynk, że na okolicznym młodzieżowym turnieju będzie przynajmniej kilku zawodników, na których warto popatrzeć. Bielsa szukał piłkarzy w sposób, który także dobrze wpisuje się w to, co w nim charakterystyczne - głęboko wierzył, że jest jeszcze wielu piłkarzy, których nie odkryły większe kluby. Stworzył zarys systemu skautingu, podzielił kraj na 70 stref, często wsiadał do swojego wysłużonego Fiata 147 i spędzał na obserwacjach całe dni. Czas, który spędził na analizowaniu meczów, oglądaniu ich w poszukiwaniu detali, można prawdopodobnie liczyć w latach.

Podczas wizyty Bielsy i Griffy kilkunastoletni wówczas Pochettino spał w swoim pokoju, ale rodzice chłopca pozwolili mężczyznom go zobaczyć.

REKLAMA

- Ma nogi piłkarza - skomentował trener. I najwyraźniej był pod wrażeniem.

Tyle jeśli chodzi o element legendy, może nieco bardziej rozbudowany niż ocenianie zawodników po tym, jak wchodzą po schodach, znane z polskiego podwórka. Zresztą jej wariantów jest przynajmniej kilka, więc można to odłożyć na boczny tor.

Chłopak z Murphy trafił na testy w klubie z Rosario i dołączył  do juniorskich drużyn. Bielsa patrzył na to, jak się rozwija i kilka lat później, kiedy usiadł na trenerskiej ławce, włączył go do pierwszej drużyny.

Z Newell’s Pochettino zdobył dwa mistrzowskie tytuły, będąc jednym z liderów młodej, ambitnej i pełnej pasji drużyny. Pasja - to słowo będzie tutaj pojawiać się często, ale bez niego nie da się pisać ani o Bielsie, ani o żadnym z jego uczniów. Odbicie tego, jak wyglądała wówczas tamta ekipa, widać w obecnym Tottenhamie. Tu nie ma gwiazd, które mogą liczyć na specjalne traktowanie. Są żołnierze, dla których White Hart Lane jest polem walki, nadrzędnym rozkazem pressing, a generałem Pochettino. Wszyscy bronią, wszyscy atakują, i robią to agresywnie - bez względu na to, czy mają piłkę, czy dopiero starają się ją odebrać. W tej układance ruch to ten element, bez którego wizji nie da się wprowadzić w życie.

REKLAMA

Po to, żeby zrozumieć, jak Argentyńczyk ukształtował się jako trener i człowiek (tutaj rzeczy te są nierozerwalne), można też sięgnąć do jego dzieciństwa. Pochettino pochodzi z rodziny, w której od pokoleń panował kult pracy. Kiedy grał w Newell’s i miał okazję do tego, by wrócić do domu, pomagał matce i ojcu na roli. Czasem, kiedy mecze jego i brata wypadały w ten sam dzień i o tej samej godzinie, jeden z nich musiał pracować.

Nie miał problemów z tym, by przywyknąć do treningowego reżimu. Był naturalnie silny i psychicznie gotowy do tego, by stawać naprzeciwko kolejnych rywali, zespołów. Wyzwań.

- Zaczynałem grać na ziemi, na polu. Moje buty miały wielkie dziury na palcach. Pamiętam jedno zdjęcie, które kocham. Miałem około dwóch lat, trzymałem piłkę w rękach jakby była skarbem. To zdjęcie budzi we mnie emocje, bo przedstawia moje życie. Wszystko, co stało się później, stało się przez tę piłkę - mówił.

REKLAMA

W tym momencie, przed Derbami Północnego Londynu, kibice Tottenhamu mają jedno wyjście, w tym momencie zupełnie naturalne - ufać Mauricio Pochettino do poziomu, w którym wydaje się to bezkrytyczne. Zarówno jeśli chodzi o taktykę, dobór piłkarzy, czy, idąc dalej, przyszłe transfery i koncepcję rozwoju drużyny. W każdym aspekcie, bo ten menedżer musi kontrolować wszystko. A do tego jest naturalnym liderem. I bardzo wymagającym człowiekiem.

"

Victor Wanyama To trudne, kiedy musisz przez to przejść, ale później widzisz, że takie treningi były potrzebne. Kiedy wychodzisz na boisko, czujesz się mocniejszy fizycznie i jesteś w stanie zrobić więcej. Widzisz, że ta praca popłaca. Znam Pochettino jeszcze z Southampton, zawsze skupia się na detalach i przez to rozwija swoich piłkarzy

W PSG był zaledwie 4 miesiące, kiedy został jednym z dwóch kapitanów zespołu. Wydawało się to o tyle niesamowite, bo po francusku był w stanie powiedzieć tylko kilka zdań.

W Espanyolu zyskał przydomek "Szeryf”. Było to zarówno ukłonem w stronę jego charakteru, jak i tego, że jego dziadek był stróżem prawa w rodzinnym mieście. Ojciec matki także był człowiekiem zdecydowanym, władczym, który mógł wywierać mocne wrażenie.

Piłkarskim ojcem pozostaje jednak Bielsa, który przez lata został otoczony kultem i zajmuje wyjątkowe miejsce wśród szkoleniowców. Po Newell’s spotkali się ponownie w Espanyolu, w 1998 roku. Pochettino był po swoim czwartym sezonie w klubie, miał święte prawo do tego, by czuć się zadowolonym - zdaniem ekspertów był jednym z najlepszych obrońców ligi.

REKLAMA

Kiedy mentor zapytał go, jak ocenia ostatni rok swojej gry, powiedział, że w skali do dziesięciu dałby sobie siedem albo osiem.

W myślach był bliżej dziewiątki lub dziesiątki, ale nie chciał za bardzo się chwalić. To, co usłyszał w odpowiedzi, sprawiło, że z klubowego ośrodka wracał do domu ze łzami w oczach.

- Byłeś g***ny. Jeśli masz grać tak, jak w poprzednim sezonie, nie będziesz grał ani u mnie, ani w kadrze - powiedział mu Bielsa po tym, jak już wytknął wszystkie błędy, które popełnił w ostatnich miesiącach.

REKLAMA

Co zrobił piłkarz? To, co miał zrobić. Zacisnął zęby, pracował jeszcze mocniej, z Espanyolem sięgnął po Puchar Króla, a potem trafił do PSG i do reprezentacji Argentyny. O całej historii opowiedział dopiero po latach, już jako szkoleniowiec Tottenhamu.

Pochettino nie jest katem. Nie musi grać "złego gliny”, przejmuje się, wie, kiedy i w jaki sposób trafiać do zawodników. Ta łagodniejsza stronie nie sprawia jednak, że brakuje mu posłuchu.

"

Jorge Griffa Żeby być dobrym trenerem, musisz być dobrym człowiekiem. A on nim jest

Bielsa potrafił szaleć przy linii bocznej, wpadać w stany, które towarzyszą ludziom przy przeżyciach dotykających do żywego. Pochettino z natury jest człowiekiem spokojniejszym, ale kiedy trzeba reagować, nie zastanawia się ani sekundy.

REKLAMA

Przed meczem Tottenhamu z Manchesterem City, jednym z najlepszych spotkań Kogutów od początku rządów Argentyńczyka, Pep Guardiola mówił, że jego rywal jest wśród najlepszych szkoleniowców świata. Pochettino z kolei nie ukrywał, że Hiszpan jest na absolutnym szczycie.

Jeszcze zanim Guardiola rozpoczął trenerską karierę, udał się do Argentyny, by spotkać się z Bielsą. Tylko po to i aż po to, bo choć rozmawiali kilka godzin, to skutków tej rozmowy nie można nie doceniać.

Pod jego wodzą Barcelona to innowacyjna artystyczna ekspresja, która stworzyła kulturę, a właściwie kontrkulturę - mówił Bielsa w chwili, gdy "Duma Katalonii” wchodziła do kanonu piłki jako jedna z najbardziej efektownych, a przy tym efektywnych drużyn w historii. Drużyny, która wygrała wszystko, co mogła wygrać.

Start Guardioli w Premier League był piorunujący - ze wszystkich trenerów, którzy w ostatnim czasie przybyli na Wyspy, rozpoczął zdecydowanie najlepiej. Nie tylko ze względu na bilans i statystyki, ale przede wszystkim ze względu na styl. Tu widać rękę szkoleniowca i wielkie zmiany, które trzeba nazywać rewolucją.

REKLAMA

Ale cios, który wyprowadził Pochettino i jego drużyna, był bardzo celny i bolesny. 0:2 było najmniejszym wymiarem kary. Rzadko ogląda się drużyny Guardioli tak bezsilne, rozpaczliwie szukające swojej gry, będące pod ciągłym naporem przeciwnika. Tottenham przeciwstawił rywalowi to, co miało być jego bronią, ale w stężeniu znacznie przekraczającym normy. Gospodarze na White Hart Lane przebiegli ponad 4 kilometry więcej, byli górą pod względem liczby sprintów, dominowali w odbiorach i wygranych pojedynkach. Uniemożliwiali krótkie rozgrywanie piłki nawet przy wybijaniu jej z piątego metra.

Ten jeden mecz mówi wszystko odnośnie tego, jak ma działać drużyna Argentyńczyka i jaka wizja mu przyświeca.

- Nasz występ był bliski ideału. Jeśli chcesz wygrać z takim zespołem, musisz wykonać fantastyczną robotę. Jestem dumny ze swoich piłkarzy, wszyscy byli kapitalni. Ja i Pep mamy podobną filozofię. Grać do przodu, grać atrakcyjnie i próbować za wszelką cenę wygrać. Zawsze chcemy kontroli, a musieliśmy stanąć naprzeciwko zespołu, który chce tego samego. W takich przypadkach dochodzi na boisku do walki. Wszyscy moi piłkarze zawodnicy pokazali duże przywiązanie do naszej wizji - komentował Pochettino.

Trafne było spostrzeżenia, że on i Guardiola przypominają dwie strony tej samej monety, ludzi, których łączą wspólne wartości, ale pochodzą z dwóch stron tego samego miasta. Lepiej się tego ująć chyba nie da, zarówno dosłownie, jak i w przenośni. W tym przypadku jeden pochodzi z bogatej dzielnicy z tradycjami, drugi z takiej, która ma wielką historię, ale gdzie trzeba nauczyć się tego, że słabość nigdy nie pozwoli ci jej opuścić.

REKLAMA

Obaj zaczynali swoje kariery w tym samym roku w Barcelonie. W zespołach, które toczą od lat nierówną walkę. I już w tym punkcie ich drogi się wyraźnie się rozchodzą. Guardiola dostał wielki zespół, który potrzebował zmian, ale on doskonale rozumiał jego problemy i filozofię. Czy musiał odnieść sukces? Wydaje się, że był na niego skazany, choć nie sposób umniejszać jego dokonań.

Pochettino miał dużo mniej komfortowe warunki. Przejął drużynę, która w połowie sezonu 2008/09 znajdowała się w strefie spadkowej. Dzień po objęciu Espanyolu miał zmierzyć się właśnie z Barceloną w Pucharze Króla. Barceloną z Messim, Xavim i Iniestą, która na koniec sezonu cieszyła się z potrójnej korony, a Guardiola był na trenerskim Olimpie.

Mieliśmy jeden trening na dzień przed meczem, drugi następnego ranka. Powiedziałem zawodnikom, że musimy grać wysokim pressingiem i wchodzić w pojedynki jeden na jeden w obronie. Mieli oczy jak spodki, ale powtarzałem im, że to nie jest niemożliwe - opowiadał.

Skończyło się zaskakującym 0:0. W rewanżu niespodzianki już nie było - Espanyol poległ 2:3 i odpadł z rozgrywek. Początki były zresztą trudne, a Pochettino czekał na pierwszą wygraną miesiąc. Ale ta miała najsłodszy smak z możliwych, bo po raz pierwszy od 27 lat zdarzyło się, by Barcelona przegrała z rywalem zza miedzy na własnym stadionie. Od tego momentu zresztą nie przytrafiła jej się już żadna derbowa porażka.

REKLAMA

Nie, Pochettino nie był pogromcą "Dumy Katalonii” i koszmarem Guardioli - aż do spotkania Tottenhamu z Manchesterem City w tym sezonie udało mu się wygrać z nim raz jako piłkarz i raz jako trener. Tylko tyle. Jak konkurować z taką potęgą, mając do dyspozycji tak niewiele? To niemożliwe. Kiedy Guardiola przybył na The Etihad Stadium, Pochettino miał już zupełnie inne narzędzia i nie przestawał pracować nad tym, by być gotowym na następne wielkie wyzwania.

Skąd brał styl i pomysły, które w przeciętnym do bólu Espanyolu sprawdzały się (przynajmniej do czasu) dobrze?

- Chodzi o osobowość, o to, kim jesteś. Pokazujesz to na boisku. Jeśli jesteś odważny w życiu, będziesz taki sam na boisku, nie możesz zachowywać się inaczej. Nie wiem, jak miałbym grać inaczej. Nie można się bać - mówił.

Patrząc na to, jakim był piłkarzem, takie słowa nie dziwią. Nie da się nazwać go wirtuozem, był środkowym obrońcą, któremu trzeszczenie kości raczej nie przeszkadzało. W kompilacjach zagrań z jego udziałem widać to dość wyraźnie.

REKLAMA

Źródło: YouTube

Boisko to kolejna rzecz, która dzieli Pochettino od Guardioli. Hiszpan był boiskowym dyrygentem, genialnie czytał grę, potrafił wybierać optymalne rozwiązania, przekładał taktyczne założenia na murawę dla całego zespołu.

Pochettino nigdy nie wszedł na ten poziom, ale trudno powiedzieć o jego karierze, że była marna. Prawie 300 występów w Espanyolu, gra w PSG i 20 występów a reprezentacji Argentyny to nie dokonania pierwszego lepszego zawodnika.

Argentyńczyk jest wierny swojemu stylowi, a to wydaje się najważniejsze. W Londynie szybko się do niego przekonano z prostego powodu - w niedługim czasie diametralnie odmienił zespół, co szczególnie dobrze widać było w ubiegłym sezonie, kiedy Tottenham był najbliżej mistrzostwa od lat.

REKLAMA

"Koguty” przez lata zapracowały na opinię drużyny, która potrafi grać równie pięknie, co nieodpowiedzialnie. Choć często udawało się jej gonić wynik, nie było przewagi, której nie byłaby w stanie roztrwonić. Fundowała kibicom widowiska, w których sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Ale kochać taki zespół to prawdziwe wyzwanie.

Pochettino zerwał z tą tożsamością. Wie, jak trafić do piłkarzy. I jest z nimi szczery do bólu.

- Gdybym miał wtedy okazję, żeby was zabić, zabiłbym was wszystkich - powiedział swoim podopiecznym po traumatycznej końcówce ubiegłego sezonu, kiedy Tottenham stracił szansę na walkę o mistrzostwo i ostatecznie skończył rozgrywki na trzecim miejscu. Wcześniej nie miał dobrej okazji do rozmowy, musiał więc czekać, aż wszyscy piłkarze spotkają się na przedsezonowym zgrupowaniu.

- Jestem wobec nich szczery i oni są tacy wobec mnie. To zdrowa relacja. Miałem ochotę ich pozabijać, zabiłbym też siebie. Musieli to ode mnie usłyszeć, musiałem powiedzieć, co czułem po ostatnim meczu sezonu. To było udane spotkanie. Znaleźliśmy punkt wyjścia do dalszej drogi - mówił.

REKLAMA

Piłkę nożną można spłycać do dwudziestu dwóch facetów biegających za piłką, ale jest to niesamowicie krzywdzące. Także dlatego, że sukces w futbolu zależy głównie od psychiki.

"

Mauricio Pochettino Musimy wiedzieć, jak rozwijać naszą mentalność. To ona była kluczem do tego, co stało się w ubiegłym sezonie. Tylko dzięki temu możemy iść do przodu. Nie chodzi o taktykę, o filozofię naszej gry. Przez ostatnie lata dobrze wiemy, co mamy robić na boisku. Tu chodzi o to, co jest w naszych głowach

Wyzwania to naturalny żywioł Pochettino. Podobnie było z wyjazdem do Anglii - objął Southampton praktycznie bez znajomości języka, co stawiało go pod jeszcze większą presją. W dodatku zastąpił trenera, który był autorem awansu klubu z League One do Premier League, miał po swojej stronie piłkarzy i kibiców. To, by zaufali Argentyńczykowi, nie trwało długo.

Nie bał się czerpać od bardziej doświadczonych, pytał, rozmawiał. I powoli budował obraz tego, jaką drużynę chce stworzyć. Obecny Tottenham jest już bardzo bliski obrazu, który powstał w jego głowie.

Jeden z najlepszych golkiperów świata, para silnych, doskonale rozumiejących się obrońców, ofensywni boczni defensorzy. Środek pomocy, który łączy w sobie siłę i błyskotliwość, który rozumie grę. Płynność na skrzydłach i w ataku. A przede wszystkim tytaniczna praca, którą widać na każdym centymetrze boiska. Piękna gra, która była znakiem firmowym Bielsy, łączenie kontroli z nieprzewidywalnością, rodzi się w bólach, na morderczych treningach i poza blaskiem fleszy. To, co jest na boisku, to produkt końcowy.

REKLAMA

Jeśli piłkarze nie byliby ludźmi, nie przegrałbym nigdy - powiedział pewnego razu Bielsa. Pochettino nie chce, by jego ludzie byli maszynami. Najważniejsi piłkarze przedłużyli kontrakty, menedżer sięgnął też po Victora Wanyamę i Moussę Sissoko, którzy na boisku dają siłę, centymetry i więcej opcji na zestawienie linii pomocy.

- Czasami zapominamy, że nie jesteśmy zwykłymi ludźmi, którzy pracują w firmie. Musimy cały czas pamiętać o tym, co czuliśmy, kiedy graliśmy w piłkę jako chłopcy. Jeśli o tym zapomnisz, to pasja zmieni się w pracę, a to dla piłkarza najgorsze - uważa.

Powiązany Artykuł

White Hart Lane 1200 F.JPG
Derby Północnego Londynu, czyli bitwa o piłkarską Anglię

Rządy Bielsy w większości przypadków wprowadzały za sprawą niezwykłej intensywności świetne wyniki. W momencie, w którym następowało zmęczenie materiału i wypalenie, wszystko zaczynało się sypać. Pochettino w Londynie w takiej sytuacji jeszcze nie był. Przedsmak mogliśmy widzieć w końcówce ubiegłego sezonu, kiedy Tottenham nie wytrzymał ciśnienia i morderczego tempa, które sam sobie narzucił.

REKLAMA

- Jeśli chcesz biegać, musisz pracować. Jeśli chcesz grać, musisz trenować taktykę z piłką. Jeśli chcesz stosować pressing, musisz robić to samo na treningach, przygotować drużynę i ją zorganizować. Mamy silny skład, możemy rotować. Mamy świetną bazę, budujemy wielki stadion, jeden z najlepszych na świecie. Mamy najmłodszą drużynę w Premier League. Widzę tu same pozytywy - powiedział ostatnio.

Źródło: x-news

Kibice Tottenhamu nie widzieli jeszcze pod jego rządami jednego - tego, jak radzi sobie w kryzysowych sytuacjach. Brak wygranej w sześciu ostatnich meczach, trudna sytuacja w Lidze Mistrzów, widoczne zmęczenie piłkarzy, mnożące się błędy, nieskuteczność. Nastroje wśród fanów nie są najlepsze, ale trzeba pamiętać o rzeczy najprostszej i pozornie banalnej - derby rządzą się swoimi prawami, a odbieranie w nich szans którejś ze stron jest wyjątkowo nierozważne.

Pochettino ma przed sobą jeden z najtrudniejszych meczów w karierze. W momencie, w którym zwycięstwo mogłoby być przełomem, powrotem na właściwy tor. Arsene Wenger w ostatnich tygodniach przeżywa sukces za sukcesem, a "Kanonierzy" są na fali. To dla nich optymalna chwila do tego, by pokazać lokalnemu rywalowi miejsce w szeregu i aż do następnego starcia panować w północnym Londynie.

REKLAMA

Już w niedzielę na The Emirates zobaczymy, czy argentyńskiemu menedżerowi uda się zmotywować swoich graczy do tytanicznego wysiłku - tylko czy przetrzebiony kontuzjami zespół stać na zryw, który pozwoli mu wyrwać się z dołka? Jeśli się uda, stanie się to w wielkim stylu. Jest tylko jeden warunek - wyciągnąć wnioski z ostatnich tygodni i wrócić do tego, co przyniosło sukces w spotkaniu z Manchesterem City.

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej