Marcin P. przed komisją śledczą. Komentarze publicystów
– Dla Marcina P. przesłuchanie przed komisją śledczą ds. Amber Gold to z jednej strony chodzenie po polu minowym, a z drugiej szansa na przedstawienie własnej wersji zdarzeń – komentował w Polskim Radiu 24 Jakub Jałowiczor z „Gościa Niedzielnego”. Na naszej antenie o zeznaniach byłego szefa Amber Gold mówili również Karol Gac z „Do Rzeczy” i Marek Pyza, publicysta „wSieci”.
2017-06-28, 14:41
Posłuchaj
Były szef Amber Gold Marcin P. odmówił m.in. odpowiedzi na pytania, skąd miał pieniądze na założenie firmy. Na początku przesłuchania oświadczył, że będzie składał wyjaśnienia, ale tylko w części, która nie będzie zagrażała procesowi karnemu przeciwko niemu. Stwierdzenie „odmawiam odpowiedzi” padło po każdym pytaniu dotyczącym początkowego finansowania firmy.
– Nie dowiedzieliśmy się też, gdzie obecnie znajdują się pieniądze, które trafiły do Amber Gold. To zapewne zresztą ostatnia rzecz, jaką Marcin P. będzie chciał ujawnić – komentował Jakub Jałowiczor. – Szkoda, że Marcin P. nie udziela odpowiedzi na pytania dot. początków Amber Gold i OLT Express, finansowania tych przedsięwzięć – dodawał Marek Pyza.
Były prezes Amber Gold przyznał, że miał kontakty z politykami. Jak mówił, to politycy zabiegali na przykład o sponsorowanie różnych inicjatyw. Marcin P. zeznał przed sejmową komisją śledczą , że miał przecieki z ABW, a jego współpracownicy oferowali mu powoływanie się na wpływy w kancelarii premiera Tuska.
Zdaniem Karola Gaca, nie wszystkie odpowiedzi udzielane przez byłego szefa Amber Gold mogły być zgodne ze stanem faktycznym. – Marcin P. mówił to, co chciał, to, co dla niego było wygodne. W innych przypadkach zręcznie unikał odpowiedzi. Były szef Amber Gold to zawodowy oszust, nie należy podchodzić do jego wyjaśnień ze stuprocentową wiarą – mówił gość PR24.
REKLAMA
W ocenie Jakuba Jałowiczora, funkcjonowanie Amber Gold na polskim rynku nie mogłoby być możliwe jedynie dzięki działaniom Marcina P. i jego żony. – Aby spółka mogła funkcjonować, nie mogły działać służby (...). W tym kontekście państwo P. musiało współdziałać z jakąś „mocną” grupą – wskazywał dziennikarz.
Marcin P. zeznał na środowym posiedzeniu komisji ds. Amber Gold, że Sylwestra Latkowskiego poznał przez Michała Lisieckiego, wydawcę "Wprost". Jak dodał, Latkowski wraz z Michałem Majewskim chcieli napisać artykuł o Amber Gold, bądź o nim samym. Marcin P. mówił, że "wydaje mu się, że to Latkowski dostarczył mu informacje o planie śledztwa". Jak podkreślał Michał Majewski, słowa Marcina P. to oczywista nieprawda.
- Napisaliśmy kilka tekstów śledczych o Amber Gold i być może chodzi o to, że nadepnęliśmy im na odciski. Nie mogliśmy przekazać planu śledztwa ABW, bowiem go nie mieliśmy. Poznaliśmy go, gdy pan Marcin P. był w areszcie. Opowieść Marcina P. jest wybiórcza, nie dostarcza odpowiedzi na kluczowe pytanie, gdzie są pieniądze. Trzeba jego zeznania traktować poważnie, ale jednocześnie weryfikować co mówi – powiedział były dziennikarz śledczy "Wprost".
Podczas przesłuchania były szef Amber Gold powiedział m.in., że nie ma nic do zwrócenia Polakom. Tak odpowiedział na pytanie Witolda Zembaczyńskiego z Nowoczesnej, który stwierdził, że ma on „ekskluzywną szansę”, żeby zwrócić Polakom prawdę o Amber Gold. – Ja nic Polakom do zwrócenia nie mam, panie pośle – powiedział. – Kompletnie nic – dodał, dopytywany. Marcin P. zaprotestował w kwestii nazywania firmy „piramidą”. – Było to przedsiębiorstwo, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. To nie była piramida finansowa. Żaden wyrok prawomocny w tej sprawie nie zapadł – powiedział Marcin P.
REKLAMA
Więcej w całej audycji.
Polskie Radio 24/IAR/mp
____________________
Data emisji: 28.06.17
Godzina emisji: 13.08
REKLAMA