Uroczystości w 73. rocznicę Rzezi Woli. Prezydent: zagłada warszawiaków dalej pozostaje raną na naszej duszy
5 sierpnia 1944 roku w kilka dni po wybuchu Powstania warszawskiego na Wolę i Ochotę wkroczyły niemieckie jednostki, które w kilka dni wymordowały około 60 tysięcy niewinnych i bezbronnych ludzi. W Warszawie odbyły się uroczystości związane z tą tragiczną rocznicą.
2017-08-05, 21:48
Posłuchaj
"Hekatomba powstańców i zagłada dziesiątek tysięcy warszawiaków wciąż pozostają bolesną raną polskiej duszy" - napisał prezydent Andrzej Duda w liście odczytanym podczas uroczystości przy Pomniku Pamięci 50 Tysięcy Mieszkańców Woli Zamordowanych przez Niemców podczas Powstania Warszawskiego 1944.
Prezydent Andrzej Duda podkreślił w liście odczytanym podczas uroczystości w hołdzie ludności cywilnej Woli, że po wybuchu Powstania Warszawskiego wojska niemieckie oraz oddziały ich sojuszników przystąpiły do eksterminacji ponad milionowego miasta.
"Nie ma słów... "
"Apogeum tej zbrodniczej akcji był mord dziesiątków tysięcy mieszkańców Woli (...). Od kul, granatów i bagnetów, od płomieni dymu i walących się budynków umierały całe rodziny, całe sąsiedzkie wspólnoty - mężczyźni, kobiety, dzieci, osoby starsze, ranni, chorzy i niepełnosprawni (...) Nie ma słów, które w pełni oddadzą grozę tamtych wydarzeń" - napisał Andrzej Duda.
Jak podkreślił, podczas Powstania Warszawskiego, naród polski poniósł straty, których nie sposób ocenić i wynagrodzić. "Zginął kwiat stołecznej młodzieży, tysiące bohaterskich żołnierzy polskiego podziemia i ponad 150 tys. osób cywilnych. Ich tragiczna śmierć, to wielkie, nieusuwalne brzemię winy ciążące na tych, którzy Warszawę zniewolili i unicestwili. W zagładzie ludności stolicy towarzyszył ogrom zniszczeń w obszarze dóbr kultury, dzieł sztuki, zabytków piśmiennictwa i architektury. (...) Hekatomba powstańców i zagłada dziesiątek tysięcy warszawiaków wciąż pozostają bolesną raną polskiej duszy. Ufamy, że czas zdoła ją uleczyć" - zaznaczył prezydent.
Powiązany Artykuł

Powstanie Warszawskie
Uroczystość zakończyło odczytanie Apelu Pamięci, salwa honorowa oraz złożenie wieńców przy pomniku upamiętniającym zamordowanych przez Niemców mieszkańców Woli.
Po uroczystości, jej uczestnicy przeszli w symbolicznym Marszu Pamięci na Cmentarz Powstańców Warszawskich, na którym spoczywają też cywilni mieszkańcy stolicy zamordowani przez Niemców podczas walk.
Po drodze zapalano znicze w miejscach upamiętniających zamordowanych. Marsz był częścią obchodów 73. rocznicy Powstania Warszawskiego.
Marsz, który rozpoczął się po uroczystościach przed pomnikiem poświęconym zamordowanym mieszkańcom Woli, znajdującym się w rozwidleniu al. Solidarności i ul. Leszno, przeszedł ulicami dzielnicy. Jego uczestnicy otrzymali świece, biogramy jednej z ofiar oraz opisy 20 miejsc upamiętniających pomordowanych. Tam po drodze wolontariusze Muzeum Powstania Warszawskiego, organizującego Marsz, złożyli kwiaty i zapalili znicze.
Marsz zakończył się w Parku Powstańców Warszawy, gdzie jest prezentowana wystawa "Zachowajmy ich w pamięci". Umieszczono na niej ponad 90 białych brył z imionami i nazwiskami, a tam gdzie to było możliwe - z datami urodzenia i ostatnim znanym warszawskim adresem cywilnych ofiar Powstania. Uczestnicy Marszu zapalili tam otrzymane świece.
"Naszym obowiązkiem jest pamiętać"
Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski powitał wiceministra obrony narodowej Bartosza Kownackiego i podziękował za zaangażowanie Wojska Polskiego w uroczystość i w Marsz. Podkreślił także, że Niemcy, którzy wykonali rozkaz Hitlera m.in. tu na Woli dążyli do zabicia nie tylko ludzi, ale i pamięci o nich.
Zaznaczył jak ważne jest zachowanie pamięci o tych ludziach, by "ten ludobójczy plan III Rzeszy zabicia tej pamięci się nie udał". - I jak co roku prosimy o wszelkie informacje, które państwo macie o tych ofiarach. Przekazujcie je do nas. Naszym obowiązkiem jest pamiętać - mówił Ołdakowski.
Uczestniczka Powstania Wanda Traczyk-Stawska podkreśliła, że to miejsce obok Cmentarza Powstańców Warszawy nadal żyje. "Przychodzą tu mamy z dziećmi i ważne, że one, kiedy dorosną, będą o tym cmentarzu pamiętać. Ważne także by jak najszybciej powstał Mur Pamięci, na którym będą wykute nazwiska tych dotąd bezimiennych ofiar Powstania"- powiedziała.
Apelowała także do mieszkańców stolicy o pamięć o cywilnych ofiarach zrywu. "Ludność cywilna Warszawy tym się różni od wszystkich innych, że stanęła do walki. Bez nich my byśmy nie trwali 63 dni. Dlatego pamiętajmy o nich. Będziemy także zbierali pamiątki, bo tu stanie Izba Pamięci. Jeśli więc macie jakieś pamiątki, przynoście je" - mówiła Traczyk-Stawska.
Ks. Stanisław Kicman wspominał Rzeź Woli, w której uczestniczył jako 7-letni chłopiec. "Mieszkaliśmy przy ul. Dworskiej 7, blisko szkoły. Nastąpił 8 sierpień, ten dla nas najtragiczniejszy dzień Powstania. Wypędzono nas z mieszkań w okrutny sposób, strzały, wybuchy granatów. Na podwórzu ustawianie, wydawało się, że będzie egzekucja. Wywożono cały nasz dobytek, była powszechna grabież. Domy płonęły. Pod kościołem św. Wojciecha rozdzielano kobiety i dzieci, i mężczyzn. We wnękach kościoła erkaemy. Czekać trzy godziny na śmierć jest bardzo ciężko, ale ostatecznie przeżyliśmy. Mama modliła się wtedy w tym kościele i myślę, że wymodlila to nasze przeżycie. Chciałem to świadectwo dać państwu" - opowiadał duchowny.
140 tysięcy cywilów
Każdy kto wziął udział w Marszu Pamięci otrzymał biogram jednej ze zidentyfikowanych cywilnych ofiar Powstania. - Chodzi o to, by oddać hołd osobom, które nie dość, że zostały zamordowane to miały zostać na zawsze zapomniane - mówi Jan Ołdakowski dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.
W sumie w trakcie Powstania Warszawskiego zginęło lub zostało zamordowanych około 140 tysięcy cywilów. Rzeź Woli była wypełnieniem rozkazu Adolfa Hitlera, który przywódca III Rzeszy wydał na wieść o wybuchu Powstania. Jan Ołdakowski przypomina, że na mocy rozkazu mieli zostać wymordowani wszyscy mieszkańcy stolicy, a samo miasto miało zostać całkowicie zniszczone.
Piotr Gursztyn autor książki "Rzeź Woli. Zbrodnia nierozliczona" przypomina, że rzeź Woli była największą zbrodnią na cywilach stolicy. Wymordowano w kilka dni całą dzielnicę wielkiego europejskiego miasta i takiego przypadku podczas II wojny światowej nie było - przypomina Gursztyn. Piotr Gursztym dodaje, że oddziały pacyfikujące dzielnicę widziały, że wypędzają z kamienic i mordują niewinnych i bezbronnych ludzi: dzieci, kobiety i starców, młodych mężczyzn raczej tam nie było.
Jan Ołdakowski przypomina, że oddziały niemieckie, wśród których znaleźli się też Rosjanie i Ukraińcy dopuszczały się wyjątkowo brutalnych mordów. Zabijali około 10 tysięcy ludzi dziennie, jednocześnie starali się zacierać ślady zbrodni poprzez podpalanie stosów ludzkich zwłok.
Podczas rzezi Woli największe masowe egzekucje odbyły się koło wału kolejowego przy ulicy Moczydło oraz w fabrykach "Ursus" i Franaszka przy ulicy Wolskiej. Mordowano także rannych w szpitalach i dopuszczano się licznych gwałtów.
o zakończeniu wojny nikt ze sprawców rzezi na Woli nie poniósł odpowiedzialności za popełnione czyny. Głównodowodzący akcją SS-Gruppenführer Heinz Reinefarth zmarł w 1979 roku.
***
Zbrodni na mieszkańcach Woli i Ochoty dokonywała nowo utworzona grupa uderzeniowa pod dowództwem SS Gruppenfuehrera Heinza Reinefahrta. W jej skład wchodziły: pułk z brygady SS Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej (RONA), dowodzony przez SS Brigadefuehrera Bronisława Kamińskiego – ok. 2 tys. żołnierzy; pułk SS dowodzony przez SS-Standartenfuehrera Oskara Dirlewangera (dwa bataliony, 3381 ludzi), 2. Azerbejdżański Batalion „Bergmann”, dwa bataliony 111. Pułku Azerbejdżańskiego i 3. Pułk Kozaków – razem ok. 2,8 tys. ludzi; 608. Pułk Ochrony z Wrocławia płk. Willy’ego Schmidta – ok. 600 ludzi.
Te oddziały uderzyły na Wolę i częściowo też na Ochotę - dzielnice, które w ocenie władz niemieckich musiały być w pierwszej kolejności „oczyszczone” z powstańców i z cywili. Niemcy chcieli utrzymać przelotowe arterie przez mosty Poniatowskiego i Kierbedzia dla zapewnienia komunikacji z frontem i oswobodzić odcięte przez powstańców niemieckie dowództwo garnizonu warszawskiego i władze cywilne, ulokowane w Pałacu Bruehla.
Niemcy nie ograniczyli się do samych walk z powstańcami. Rozstrzeliwania, które były doraźnym odwetem za wybuch powstania, zaczęły się już pierwszego dnia. Jednak 5 sierpnia wojska niemieckie rozpoczęły wprowadzanie w życie rozkazu Hitlera przekazanego przez Heinricha Himmlera: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy".
„Rozkazy Himmlera brano dosłownie. Potyczki z obrońcami miasta z Armii Krajowej były działaniem niemal marginesowym, albowiem przez dwa dni Niemcy skupili się na masakrowaniu każdego mężczyzny, każdej kobiety i każdego dziecka, którzy się znaleźli w ich polu widzenia. Nie oszczędzano nikogo – nawet sióstr zakonnych, pielęgniarek, leżących w szpitalach pacjentów, lekarzy, kalek i dzieci” – pisał Norman Davies w „Powstaniu ’44”.
Cywilów mordowano z broni maszynowej lub wrzucano granaty do zamieszkałych domów, które później podpalano. Osoby, którym nie udało się uciec, mordowano, a zwłoki wrzucano do płonących budynków. Jeszcze tego samego dnia podjęto decyzję o poszerzeniu skali akcji. Ludzi zapędzano na teren dużych zabudowań, placów lub parków i rozstrzeliwano z broni maszynowej. Największe egzekucje miały miejsce koło wału kolejowego przy ul. Moczydło oraz w fabrykach "Ursus" i Franaszka przy ul. Wolskiej.
Gruppenfuehrer SS Heinz Reinefahrt skarżył się 5 sierpnia do przełożonych tymi słowami: „Co mam robić z cywilami? Mam mniej amunicji niż zatrzymanych”.
Żołnierze metodycznie – dom po domu, ulica po ulicy – dokonywali masowych egzekucji. „Obok Holocaustu jest to największa zbrodnia wojenna, o wszelkich cechach ludobójstwa, dokonana na ziemiach polskich. Według różnych szacunków na małym obszarze jednej tylko dzielnicy w ciągu zaledwie kilku dni zostało zamordowanych od 30 do 60 tysięcy całkowicie bezbronnych ludzi. Pod względem liczby ofiar tę hekatombę - Rzeź Woli - "przewyższa" tylko Rzeź Wołyńska. Uwzględniwszy jednak czynnik czasu i miejsca, nie było drugiego takiego wydarzenia w dziejach Polski" – pisał Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, w przedmowie do książki Piotra Gursztyna „Rzezi Woli”.
Egzekucje przy ul. Młynarskiej tak wspominała ówczesna mieszkanka Woli Janina Rozińska: "Razem z dziećmi znalazłam się w zajezdni (tramwajowej - PAP) w tłumie ok. 200 osób, przeważnie kobiet i dzieci oraz kobiet ciężarnych (...). Z karabinu maszynowego Niemcy otworzyli ogień do naszej stłoczonej grupy. Po pierwszej salwie ze stłoczonego tłumu zaczęli się podnosić ranni, a wówczas Niemcy rzucali w tłum granaty ręczne (...). Aż do zmroku podchodzili do leżących Niemcy, celując do poruszających się równocześnie z żartami i śmiechami, zwłaszcza gdy ranny został trafiony". ("Powstańcze miejsca pamięci. Wola 1944")
Ciała ofiar kazano od razu palić. Niemcy rozkazali polskim jeńcom wraz ze zwłokami palić wszystkie dokumenty, tak aby nie można było zidentyfikować tożsamości zabitych. W efekcie przytłaczająca większość ofiar pozostała po dziś dzień bezimienna.
"Rzeź Woli jest zbrodnią tym bardziej wstrząsającą, że nigdy nie ukarano winnych, a powojenne losy SS-Gruppenfuhrera Heinza Reinefartha - kata Woli - urastają do jednego z największych skandali zeszłego stulecia. Zbrodniarz mający na rękach krew dziesiątków tysięcy ludzi przez kilkanaście lat był burmistrzem kurortu Westerland na wyspie Sylt w Szlezwiku - Holsztynie, posłem do lokalnego Landtagu, a do końca życia cenionym prawnikiem. Jego bezkarność obciąża nie tylko powojenne Niemcy, ale też władze PRL oraz zachodnich aliantów"– przypomniał Jan Ołdakowski.
Mordowanie cywilów miało miejsce w wielu innych miejscach walczącej Warszawy. 5 sierpnia 1944 r. pułk RONA (Rosyjska Ludowa Armia Wyzwoleńcza) rozpoczął pacyfikację i mordy na mieszkańcach Ochoty. Największe zbrodnie popełniono w okolicach ulicy Grójeckiej i Opaczewskiej, Kolonii Staszica, tamtejszych szpitalach oraz Instytucie Radowym. W wyniku masowych mordów zginęło około 7-8 tys. osób.
Po południu 5 sierpnia do Warszawy przyjechał mianowany szefem sił pacyfikacyjnych gen. erich von dem Bach-Zelewski. Obserwując skalę mordów cywilów zmienił częściowo rozkaz zakazując zabijania kobiet i dzieci. „Od tamtego czasu zbrodni także było bez liku, nie było jednak dążenia do eksterminacji wszystkich mieszkańców. Masowe mordy na powstańcach i cywilach towarzyszyły atakom niemieckim do końca, ale większość wziętych do niewoli żołnierzy i mieszkańców Warszawy przeżyła” - tłumaczył w rozmowie z PAP historyk prof. Włodzimierz Borodziej, autor m.in. niemieckojęzycznej monografii powstania („Der Warschauer Aufstand 1944”).
Główni sprawcy Rzezi Woli nie ponieśli odpowiedzialności sądowej. Bronisław Kamiński został rozstrzelany przez SS 4 października 1944 r. za uchylanie się od wykonywania rozkazów oraz rabunek wartościowego mienia. Oskar Dirlewanger zginął tuż po wojnie. Gen. Heinz Reinefarth zmarł w 1979 r., nie niepokojony przez zachodnioniemiecki wymiar sprawiedliwości, mimo interwencji ze strony Polski i NRD.
Po wojnie Reinefarth zrobił polityczną karierę. W 1951 r. został burmistrzem Westerlandu. Siedem lat później zdobył mandat do parlamentu Szlezwiku-Holsztyna. Urząd burmistrza sprawował do 1963 r., z landtagu odszedł w 1967 r. Potem pracował jako adwokat. Prowadzone przeciwko niemu w latach 60. śledztwo umorzono z braku dowodów.
W 2014 r. burmistrz Westerlandu Petra Reiber z wyspy Sylt prosiła Polaków o przebaczenie za krzywdy wyrządzone im przez kata Woli i innych zbrodniarzy nazistowskich.
kh