Romario, Weah i inni, czyli piłkarze i polityka. Jak wypada to połączenie?
Czy łączenie piłki nożnej i polityki to dobry pomysł? Wśród piłkarzy było wielu, którzy nie ukrywali swoich poglądów lub też decydowali się wejść do tego świata znacznie bardziej aktywnie.
2017-08-11, 09:00
Kilka dni temu legenda piłki nożnej, Diego Maradona, wywołał prawdziwą burzę - zadeklarował poparcie dla krytykowanego w kraju i za granicą prezydenta pogrążonej w kryzysie politycznym Wenezueli Nicolasa Maduro, wyrażając też gotowość do walki.
"Jesteśmy chavistami do śmierci" - napisał Maradona na Facebooku, używając terminu, którym określano zwolenników zmarłego w 2013 r. prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza. "Jeśli Maduro rozkaże, ubieram się jak żołnierz wolnej Wenezueli, by walczyć przeciwko imperializmowi (...)" - zadeklarował były piłkarz.
W Wenezueli zaś wrze. Regionalne ugrupowanie handlowe Mercosur bezterminowo zawiesiło kraj w prawach członkowskich, oskarżając Maduro o łamanie praw człowieka i wzywając go do rozwiązania nowo utworzonego Zgromadzenia Konstytucyjnego. Przywódca wenezuelskiej opozycji Henrique Capriles zareagował na post Maradony, proponując, że osobiście pokaże mu, jak dziś wygląda Wenezuela, z trzycyfrową inflacją, z brakami żywności i lekarstw.
REKLAMA
Maradona przez lata zapracował sobie na opinię kogoś, kto często zabiera głos w sprawach politycznych, szczególnie w kwestiach dotyczących Ameryki Łacińskiej. Maradona zresztą przez lata pozostawał w przyjacielskich relacjach z Fidelem Castro, który wiele razy wyciągał do niego rękę na zakrętach kariery.
To, że wypowiedzi "Boskiego Diego" nie zawsze były przemyślane, to już coś zupełnie innego.
To tylko jedna z wielu historii, kiedy piłkarze komentują polityczne wydarzenia, często zdarzało się też, że nie ograniczali się do komentowania, ale starali się brać w nich aktywny udział. Oto kilku, którzy dali się poznać z tego, że łączenie sportu i polityki niekoniecznie jest skazane na porażkę
Romario - jedna z największych postaci brazylijskiej piłki, znana ze swoich niesamowitych umiejętności pod bramką rywali oraz mocno rozrywkowego trybu życia. Żywa legenda w 2010 roku dostała się do brazylijskiej Izby Deputowanych z ramienia Socjalistycznej Partii Brazylii.
REKLAMA
Kongresmen Romario mocno walczył przeciwko organizacji mundialu w Brazylii, korupcji w rodzimym futbolu, angażował się w walkę o prawa osób niepełnosprawnych.
Znany z ostrego języka, nigdy nie hamował się w wygłaszaniu mocnych słów. Opinia, której dorobił się jako piłkarz, pozwalała mu jednak na wiele więcej niż reszcie społeczeństwa.
Co ciekawe, politykiem został także jego kolega z boiska, Bebeto, z którym tworzył jeden z najlepszych duetów w historii piłki. Będący zawsze w cieniu, teraz zasiada po drugiej stronie barykady, będąc posłem Demokratycznej Partii Pracy.
REKLAMA
Swoich sił w polityce próbowali także Pele oraz Zico. Największy brazylijski piłkarz był przez 6 lat ministrem sportu, ale jego kadencja skończyła się w atmosferze skandalu, kiedy oskarżono go o przywłaszczenie sobie pieniędzy UNICEF-u.
Zico piastował ten sam urząd w 1990 roku. Wielką postacią brazylijskiego futbolu był też Socrates. Z wykształcenia lekarz, zaangażowany w problemy społeczne, walczący z autorytaryzmem i działający na rzecz demokracji. Prawdziwa legenda i doskonały przykład na to, że bycie piłkarzem to dla wielu po prostu za mało.
George Weah - tego pana także nie trzeba przedstawiać. Zwycięzca Złotej Piłki z 1995 roku, dekadę później, po wojnie domowej w Liberii, zdecydował się kandydować na prezydenta.
REKLAMA
Wstający z kolan Liberyjczycy stwierdzili jednak, że byłemu zawodnikowi m.in. Milanu brakuje doświadczenia i wykształcenia. Polityczni rywale nazwali go "dzieckiem we mgle". Walkę przegrał z liberyjską ekonomistką i działaczką polityczną Ellen Johnson Sirleaf, która edukację zdobyła na Harvardzie.
W 2014 roku Weah pokonał w walce o wejście do senatu syna Sirleaf, a marzenia o prezydenturze na pewno pozostają aktualne.
Didier Drogba - to, jak ważną postacią dla Wybrzeża Kości Słoniowej jest ten piłkarz, trudno nawet jednoznacznie określić. Drogba cały czas przeznacza na swoją działalność dobroczynną w kraju ogromne pieniądze, jest też symbolem sukcesu dla wszystkich, którym w tym kraju marzy się sportowa kariera.
W 2006 roku, kiedy w jego rodzinnym kraju trwała wojna domowa, razem z kolegami drużyny apelował o pokojowe rozwiązanie konfliktu, po zagwarantowaniu sobie gry na mundialu. Na kolanach wygłosił wzruszającą mowę. I niedługo potem nastąpiło zawieszenie broni, a potem pokój między walczącymi.
REKLAMA
Zawodnik poprosił też o to, by mecz z Madagaskarem nie był rozgrywany w stolicy - Abidżanie, a w Bouake, która podczas wojny była bastionem rebeliantów. Wielu uważa, że pomogło to scementować pokój. Na boisku zdarzało mu się robić rzeczy, za które zbierał w mediach masę krytyki, ale to, co robił w ojczyźnie, nie mogło pozostać niezauważone.
Zvonimir Boban - chorwacki rozgrywający do dziś budzi na Bałkanach duże emocje, nie tylko ze względu na swoje umiejętności.
Od śmierci Josipa Broza Tity Jugosławia pozostawała bez lidera, bez kogoś, kto z samej góry scalałby sztucznie połączone narody. Napięcia narastały, sytuacja w kraju zwiastowała najgorsze, a Bałkany nie bez powodu nazywane są często "beczką prochu".
REKLAMA
I to właśnie piłka nożna stała się punktem zapalnym, od którego w pewien sposób rozpoczął się konflikt. W 1990 roku Crvena Zvezda Belgrad grała w Zagrzebiu z Dinamem, nastroje były nerwowe. W pewnym momencie wybuchły zamieszki, a Zvonimir Boban zaatakował jednego z policjantów, który wcześniej bił kibica gospodarzy.
Źródło: YouTube/Amadeus Legend
Boban nie wywołał w pojedynkę wojny w Chorwacji, jednak biorąc pod uwagę moment, w którym do tego doszło, było to wydarzenie, które nie mogło po prostu przejść bez echa.
- Byłem tam jako ktoś rozpoznawalny, gotowy zaryzykować życie, karierę i wszystko to, co mogła przynieść mi rozpoczynająca się kariera, a wszystko to z powodu jednego ideału, jednej sprawy - sprawy Chorwacji - powiedział Boban.
REKLAMA
Rozgrywający stał się wrogiem Serbów i bohaterem swoich rodaków, chociaż musiał ponieść karę w postaci półrocznego zawieszenia, a wkrótce potem wyjechał do Serie A. To kapitalny piłkarz, a do tego intelektualista, który zasługuje na więcej, niż pamiętanie go tylko w kontekście tego wydarzenia.
Thomas Bodstroem - szwedzki piłkarz, który w najlepszym momencie swojej kariery grał zespole AIK Sztokholm. Mało przekonujące? Być może, jednak ten zawodnik poza piłką zrobił karierę godną naprawdę dużego szacunku. Zawodowe granie zakończył w 1989 roku, rok później skończył studia prawnicze i rozpoczął pracę w zawodzie.
Piął się po szczeblach kariery, zaczął udzielać się w polityce, w 2000 roku został ministrem sprawiedliwości Szwecji. Urząd sprawował sześć lat, w sumie w parlamencie zasiadał do 2010 roku.
Jest człowiekiem wielu talentów, o czym świadczy też to, że wydał też cztery powieści kryminalne.
REKLAMA
Christian Abbiati - były bramkarz Milanu w 2007 roku udzielił głośnego wywiadu, w którym mówił o swoich skrajnie prawicowych przekonaniach. Zaznaczał, że uważa za pozytywne niektóre aspekty faszyzmu, podkreślał wartości patriotyzmu i katolicyzmu, mówił też, że na pierwszym miejscu powinno być zapewnienie ludziom poczucia bezpieczeństwa i porządku.
Jednocześnie przyznał też, że nie zgadza się z podziałami rasowymi.
Nie był to zresztą pierwszy przypadek, kiedy włoski piłkarz manifestował swoje poglądy. Wystarczy wspomnieć Paolo Di Canio, który kilka razy był karany za wykonanie rzymskiego salutu.
REKLAMA
On także zaprzeczał, że jest rasistą, chociaż prasa na Wyspach po prostu nie mogła przejść obok jego występków obojętnie.
Kaj Leo Johannesen - nie jest to na pewno zawodnik, o którym słyszało wielu fanów piłki nożnej, jednak osiągnięcia polityczne pozwalają na to, by umieścić go na tej liście. Johannesen był bramkarzem drużyny HB Torshavn, występował też w reprezentacji Wysp Owczych. Oczywiście mówimy tu o zespole, który wciąż pozostaje chłopcem do bicia na arenie międzynarodowej i wygrywa sporadycznie, niemniej jednak zawodnik po zakończeniu kariery stał się osiągającym sukcesy politykiem.
REKLAMA
Zaczynał od władz lokalnych, potem dostał się do parlamentu i został przewodniczącym Partii Unii oraz ministrem spraw zagranicznych. W 2008 roku objął urząd premiera kraju. To pierwszy w historii taki przypadek.
Gianni Rivera - legenda Milanu, zdobywca Złotej Piłki France Football z 1969 roku, piłkarz bez dwóch zdań wielki. Przez 16 sezonów sięgnął po dwa Puchary Europy i trzy mistrzostwa Włoch.
Później był klubowym działaczem, ale był to dopiero wstęp do kariery w polityce. Dostał się do parlamentu, potem był podsekretarzem obrony w rządzie Romano Prodiego. Od 2004 roku zasiadał w Parlamencie Europejskim.
REKLAMA
Lillian Thuram - urodził się w Gwadelupie, kiedy miał 9 lat dołączył do matki, która pięć lat wcześniej wyjechała do Francji w poszukiwaniu pracy. Jego dzieciństwo było dalekie od sielanki, ale udało mu wyrwać się z biedy i zostać zawodnikiem, który rozegrał najwięcej meczów w historii "Trójkolorowych".
Thuram jednak ma pełną świadomość tego, że jego głos jest słyszalny, dlatego nie boi się podejmować tematów trudnych i niewygodnych. Wiele razy krytykował francuski establishment, poruszał ważne problemy społeczne i przeciwstawiał się rasizmowi.
Kiedy Nicholas Sarkozy (będąc jeszcze ministrem spraw wewnętrznych) w mało parlamentarny sposób wypowiadał się o młodzieży z francuskich przedmieść podczas zamieszek z 2005 roku, Thuram pokazał jasno, z kim się identyfikuje.
- Jeśli oni są "szumowinami", to ja też nią jestem. Większość z tych dzieciaków nie ma drogi ucieczki i dlatego jest agresywna. Nie usprawiedliwiam przemocy, ale rozumiem ją - powiedział.
REKLAMA
W 2006 roku stanął do debaty z przyszłym prezydentem Francji, w której oskarżał go o to, że jest przepełniony strachem i ignorancją, co nakręca spiralę nienawiści.
Oleguer Presas - urodzony 30 kilometrów od Camp Nou, jeden z tych piłkarzy, którzy potwierdzają samym sobą teorię, że Barcelona to więcej niż klub.
Grę w piłkę łączył ze studiowaniem ekonomii, ale jego zainteresowania nie kończyły się na tym. Kultura, literatura, polityka, i to wszystko oczywiście w kontekście Katalonii - mówimy tu o piłkarzu, który na boisku miał chyba mniej do zaoferowania niż poza nim.
W 2006 roku razem ze swoim przyjacielem wydał książkę "Droga do Itaki", wiele razy zdarzyło mu się krytykować Unię Europejską i władze Hiszpanii, które mają w sposób opresyjny traktować Katalonię.
REKLAMA
Wiele z wypowiedzi i publikacji nie przysporzyło mu fanów, był wygwizdywany na różnych stadionach, oskarżany o wspieranie terrorystów. Wielu twierdzi, że kontrowersje spowodowały jego transfer do Ajaksu w 2008 roku.
W Polsce także oglądaliśmy to, jak byli boiskowi idole próbowali swoich sił w polityce. Grzegorz Lato, Maciej Żurawski, Cezary Kucharski, Roman Kosecki czy Jan Tomaszewski - to tylko kilka nazwisk, ale na oszałamiające kariery będziemy musieli jeszcze poczekać.
Więcej na blogu autora - Krótka Piłka
ps, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA