Skandalista i prowokator, który zawładnął MMA. Conor McGregor znów rozpętał burzę
Obsesja sprawiła, że w zaledwie kilka lat dotarł do celu, jakim było dotarcie na szczyt MMA. Pyskaty, bez szacunku dla kogokolwiek, stał się dla UFC postacią, bez której trudno wyobrazić sobie obecne sporty walki. Kim jest Conor McGregor?
2018-04-07, 15:30
- U mnie nie ma talentu, jest tylko ciężka praca. To obsesja. Coś takiego jak talent nie istnieje, jesteśmy równi jako ludzie i, jeśli trafisz we właściwy moment, możesz być każdym. Osiągniesz wszystko, wejdziesz na sam szczyt i tyle. Nie jestem utalentowany, jestem opętany - to jeden z cytatów Conora McGregora, który znalazł potwierdzenie w jego walkach i stylu bycia. Nie tylko styl, jaki pokazuje w oktagonie, dał mu obecną pozycję. Jego starcia z rywalami nie ograniczają się do tego, gdy twarzą w twarz konfrontuje się z rywalami.
Conor McGregor Nie jestem utalentowany, jestem opętany
Irlandczyk już od jakiegoś czasu wydaje się mieć u stóp cały świat MMA. Takiego zawodnika w historii tej dyscypliny po prostu jeszcze nie było. Sam zresztą podkreśla, że jest tu po to, by zmienić postrzeganie tego sportu. Ostatnio jednak trudno powiedzieć, by działał na jego korzyść. Walka z Floydem Mayweatherem Jr. przyniosła mu rekordowe zyski, mówiono o niej wszędzie, choć przecież było to coś kuriozalnego, zrobionego jedynie dla pieniędzy. Podobnie będzie z rewanżem, w którym to jeden z największych bokserów wszech czasów wejdzie do klatki, by zmierzyć się z przeciwnikiem zgodnie z regułami MMA.
Znany z pyskówek McGregor tym razem został oskarżony o dokonanie trzech napaści i przestępstwa kryminalnego. To efekt czwartkowej rozróby, jaką wszczął na zapleczu Barclays Center w Nowym Jorku. W kajdankach trafił do aresztu.
Walczy widowiskowo, bardzo charakterystycznie, bo w pozycji odwrotnej, nieustannie gotowy do kontrataku, który jest jedną z jego najmocniejszych broni. Piekielnie szybki, czasem wręcz niemożliwy do trafienia, wyprostowany, potrafiący zupełnie opuścić gardę lub wręcz schować ręce za plecami, jak chociażby w pojedynku z Eddiem Alvarezem, którego momentami ośmieszał. Na to można pozwolić sobie jednak tylko wtedy, kiedy idealnie kontroluje się dystans.
REKLAMA
Nonszalancja pojawia się często, ale ma do tego pełne prawo - w UFC (Ultimate Fighting Championship) McGregor został pokonany zaledwie raz, w pasjonującej walce z Nate'em Diazem, którą obaj kończyli wyglądając jak postaci z horroru, poranieni, pokryci krwią.
Zrewanżował się przeciwnikowi zaledwie niecałe pół roku później, w pięciorundowym, niezwykle zaciętym pojedynku, w którym zwycięzcę wskazali sędziowie. Odrobił lekcję, ale to była wojna. I oczywiste jest, że nie została zakończona, a kolejna jej część to zaledwie kwestia czasu - kibice na pewno będą czekać na powtórkę jednej z najlepszych walk w historii UFC.
McGregor sam mówił, że chce z nim walczyć każdy, bo jest wyzwaniem i zarazem nobilitacją, sposobem na to, by dostać potężną gażę i wejść na najwyższy poziom, na którym w tym momencie stoi sam. I trudno się z nim nie zgodzić.
- Kiedy podpiszesz kontrakt na walkę ze mną, masz powód do świętowania. Zadzwonisz do żony i powiesz jej "kochanie, udało się, jesteśmy bogaci, Conor McGregor sprawił, że jesteśmy bogaci", więc nie mów mi, że nie chciałbyś tej walki. Każdy zawodnik by tego chciał - mówił niedawno na jednej z konferencji prasowych, które regularnie stają się teatrem jednego aktora. Jego show przebił wszystkie rekordy w UFC, a McGregor został pierwszym zawodnikiem w historii, który dzierżył dwa pasy organizacji, w wadze piórkowej i lekkiej.
REKLAMA
Końcówka 2016 roku była bardzo ważnym momentem nie tylko dla jednego człowieka, ale dla całej dyscypliny, która po raz pierwszy zagościła w Madison Square Garden. I zrobiła to w stylu, który można nazwać imponującym.
Kariera Irlandczyka potoczyła się w ekspresowym tempie. Jeszcze kilka lat temu był zawodnikiem podrzędnym, w którym niewielu widziało materiał na gwiazdę wielkiego formatu.
W tym momencie znają go nie tylko ludzie, którzy interesują się sportami walki. Obok niego po prostu nie da się przejść obojętnie. Jest niesamowicie pewny siebie, wyszczekany, nieustannie prowokuje, ale też tworzy niesamowity show.
Część kibiców drażni, ale wywołuje emocje, a przecież o to chodzi w sporcie, który wciąż walczy o większą popularność. McGregor tworzy wizerunek z wielką konsekwencją nie tylko w oktagonie za sprawą swoich występów. Cała otoczka nie może być przeceniona. Dana White, najważniejszy człowiek UFC z miejsca zauważył marketingowy potencjał McGregora. W 25. urodziny zabrał Irlandczyka na przejażdżkę po Las Vegas swoim Ferrari.
REKLAMA
- Będzie tak. Kiedy przyjedzie do Dublina, odwdzięczę mu się tym samym. Dajcie mi pół roku, a sam dorobię się takiego auta. Wizualizuję sobie zarobienie maksymalnej ilości pieniędzy, i to się stanie. Wszystko, co rodzi się w mojej głowie, potem dzieje się na moich oczach. Nic na to nie poradzę, tak po prostu jest. Dlaczego więc miałbym sobie nie pomyśleć o tych wszystkich dobrych rzeczach i pozwolić im się spełnić? Skupiam się tylko na tym, że jestem ja i ten drugi facet naprzeciwko mnie w klatce, ale tylko jeden z nas odejdzie z ręką podniesioną do góry. A ten facet to ja - mówił w jednym z wywiadów, dopiero wchodząc do czołówki fighterów.
Conor McGregor Wszystko, co rodzi się w mojej głowie, potem dzieje się na moich oczach
Nie zawsze było jednak tak różowo. McGregor w 2012 roku nie był w stanie zapłacić 250 dolarów za piosenkę, w rytm której miał wchodzić do klatki. Rok później, tydzień przed swoją pierwszą walką dla światowego giganta, pobrał zasiłek w wysokości 186 euro. Ledwo wiązał koniec z końcem. Trzy lata później w rok zarobił około 60 milionów dolarów, będąc tym, który kroczy na czele całej organizacji, jest jej twarzą i najbardziej atrakcyjnym produktem. Dlaczego?
To człowiek, który swoją brawurą sprzedaje bilety i sprawia, że albo się go kocha, albo się go nienawidzi. Nie ma niczego pośrodku
Ponieważ jest charakterystyczny, przypomina gwiazdę rocka tego sportu. Środowisko fanów mieszanych sztuk walki jest oczywiście podzielone, bo nie każdemu odpowiada to, jak zachowuje się McGregor. Obrzucanie rywali przekleństwami, wulgarne docinki, ciągły słowotok, próby wyprowadzenia ich z równowagi, momenty czystego szaleństwa - to tylko część jego dość ekscentrycznego stylu bycia. Ale to ten pierwiastek arogancji, który bardzo często towarzyszy wielkim sportowcom, to coś, o czym nie można zapominać. Rywale są onieśmieleni jeszcze przed walką w zestawieniu z taką butą.
Po debiutanckim zwycięstwie wziął mikrofon i krzyknął: "Dana, 60 kawałków, kochany", mówiąc wprost, jaka nagroda czeka go za najlepszy pojedynek wieczoru i nokaut. Zapytany o to, co zamierza zrobić z wygraną, powiedział, że kupi niezły samochód i kilka szykownych garniturów.
REKLAMA
Zawodnik przeszedł długą drogę do tego, by znaleźć się w tym miejscu, w którym jest aktualnie. Sporty walki odkrył w wieku 15 lat, zaczynał od kickboxingu i jiu jitsu na przedmieściach rodzinnego Dublina. Dorabiał jako hydraulik, pracował dorywczo, ale szybko zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę, choć i tutaj trafiały się momenty, w których był blisko rzucenia sportu. Pierwsze większe pieniądze poświęcił na to, by spłacić swoje długi w rodzinnym mieście. Jak przyznał, rozliczył się z ludźmi, których można nazwać "nieodpowiednimi".
Pierwszą profesjonalną, oficjalną walkę stoczył w 2008 roku. Gdy seria zwycięstw wydłużała się, odebrał telefon od Dany White'a. A to jest jak wygranie losu na loterii.
W swoim debiucie w 67 sekund zniszczył Marcusa Brimage'a. Po trzeciej walce mówi jasno: nie jestem tu po to, by odegrać rolę. Jestem tu po to, by wszystko kontrolować.
Pierwszy tytuł mistrza wagi piórkowej zdobywa w szóstym pojedynku, mierzy się z Chadem Mendesem, który przez blisko trzy minuty trzyma Irlandczyka w parterze, rozbija mu łuk brwiowy i jest bliski zakończenia starcia. Ale ostatecznie kończy je McGregor, posyłając potężny lewy sierp na szczękę Amerykanina. Zwycięzca pada na kolana, trzymając w rękach flagę swojego kraju. Już wie, co osiągnął. Ale to nie demotywuje go w żaden sposób.
REKLAMA
Przy całej otoczce, jaka mu towarzyszy, nie można zapominać, że McGregor to tytan pracy, który wciąż chce być lepszy, nie zniechęca się i nie osiada na laurach. A tylko to gwarantuje sukces.
- Inspiruję się wszystkim i wszystkimi. Obecnymi mistrzami, byłymi mistrzami, tymi, którzy kochają rywalizację. Tym, którzy wierzą w swoje marzenia, ciężko pracują, śnią i coś osiągają. Nigdy nie stwierdzę, że jestem już na miejscu i czas z tym kończyć. Sukces nigdy nie jest skończony. Będę szedł dalej. Tak samo jest z porażką, nie ma żadnej ostatecznej. Najpierw dojdę do gwiazd, a potem pójdę dalej - mówi.
Obrona pasa trwa zaledwie 13 sekund, kiedy to Jose Aldo ląduje na macie już w pierwszej akcji. Temperatura tego starcia była podgrzewana przez jednego i drugiego, była przesunięciem kolejnej granicy.
McGregor obnosi się ze swoimi pieniędzmi, prowadzi życie, dla którego słowo "wystawny" jest niewystarczające. Doskonale zna swoją wartość i znajduje się w pozycji, w której może żądać astronomicznych pieniędzy.
REKLAMA
- Pobiłem wszystkie dotychczasowe rekordy. Mam dwa pasy, trochę pieniędzy i dziecko w drodze. Jeśli chcecie, żebym został, żebym był z wami, porozmawiajmy. Chcę tego, na co zasługuję. Chcę udziałów w firmie, części kapitału. Ktoś musi do mnie przyjść i dać mi moją część, bo ja to wszystko zarobiłem - przyznał na konferencji prasowej po starciu z Aldo.
Ostatnie wydarzenie oczywiście rzucają cień na karierę McGregora, bulwersują ludzi. Ale patrząc na wydarzenia z przeszłości, można zauważyć, że Irlandczyk jest w stanie zrobić wiele, by podkręcić temperaturę wokół siebie. Biorąc pod uwagę to, jakie pieniądze są w grze, o przypadku nie ma mowy.
Czy w tej chwili można wyobrazić sobie bez niego UFC? Można, ale to oczywiste, że organizacja nie będzie tym samym, że straciłaby swoją największą gwiazdę. Trudno w ogóle przeliczać jego wartość na pieniądze, które może w przyszłości zarobić, zwłaszcza, że ma dopiero 29 lat. Był już blisko dna, teraz pławi się w luksusach i nie zamierza nic w tej kwestii zmieniać.
- Mam najlepszą pracę na świecie. Dostaje ogromne pieniądze za to, że obijam ludzi. I jestem w tym bardzo dobry - to kolejny z cytatów, który dobrze oddaje McGregora.
REKLAMA
Pokazuje, że potrafi zarówno mówić o marzeniach, celach, poświęceniu, jak i dawać to, czego potrzebują ci kibice, którzy chcą widzieć w nim właśnie kogoś, kto ma niezbyt skomplikowane priorytety. Jaki nie byłby naprawdę, to jednak on w tym momencie dyktuje warunki w UFC, to on wyznacza trendy i w największym stopniu wpływa na popularność dyscypliny. To człowiek, który może porywać tłumy, który będzie wspaniale się oglądał. Zarówno podczas walk, jak i w przerwach między nimi. Conor McGregor bardzo szybko przyzwyczaił wszystkich do tego, że robi to, co chce. I w sposób, na jaki ma ochotę.
Mamy do czynienia z zawodnikiem zdecydowanie wybijającym się spośród najlepszych, posiadającym wszystkie atuty, łączącym efektowność i efektywność, brutalną siłę i finezję. Już teraz porównuje się go z wielkimi zawodnikami z przeszłości. Prawda jest taka, że w MMA to on może być wyznacznikiem klasy i punktem odniesień przez całe lata.
Teraz to on będzie odgrywał rolę człowieka, któremu po ostatnich, bandyckich zachowaniach, większość będzie życzyła porażki. Ale tym chętniej wykupi możliwość zobaczenia tego, jak niedawno uwielbiany mistrz spada z piedestału.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA