China made in Europe - Chińczycy w Europie ruszyli "z produkcją" skoczków narciarskich
Chiny to duży, gęsto zaludniony i żądny sukcesów na każdym polu – gospodarczym, kulturalnym czy sportowym - kraj. Przy okazji zbliżającej się kolejnej, wielkiej imprezy sportowej, którą zorganizują Chińczycy - zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2022 roku - stwierdzono zapotrzebowanie na skoczków narciarskich i postanowiono ich "stworzyć".
2018-11-24, 08:45
Z czym przeciętnemu kibicowi kojarzy się potęga sportowa Chin? Ping-pong, gimnastyka sportowa, taekwondo, badminton – to wiodące dyscypliny, w których przedstawiciele tego azjatyckiego kraju błyszczą od dawna. Nie od dzisiaj jednak wiadomo, że Chiny aspirują do tego, by być potęgą sportową nawet w dyscyplinach, których nigdy nie uprawiali, lub zajmowały się nimi jednostki. Takim przykładem są właśnie skoki narciarskie. W Chinach nie ma wielu skoczni narciarskich, zaplecza, trenerów, a jednak władze zarządziły, aby w tej zimowej dyscyplinie na poważnie zaczęto wychowywać mistrzów.
Trudnego wyzwania podjął się słynny trener Mika Kojonkoski, który we wrześniu 2018 roku został zatrudniony przez chińską federację skoków narciarskich. Fin nie musiał w tym celu wyjechać do Azji. Młody narybek, choć w tej sytuacji lepiej będzie brzmiało określenie nieopierzone pisklaki - dzieci i młodzież w wieku 14-19 lat - przyjechały do Finlandii, by tam rozpocząć proces szkoleniowy i rozwijać skrzydła, tak, aby w niedalekiej przyszłości wzbić się do lotu.
W listopadzie 2018 roku w Skandynawii pojawiło się 30 osób (19 chłopców i 11 dziewczynek), które przeszły w Chinach przez sito castingów, pokonując w rywalizacji tysiące rywali.
Przed Finem w ośrodku narciarskim w Kuopio stanęli więc kandydaci na skoczków, którzy, jak stwierdził sam Kojonkoski, o skokach mają niewielkie pojęcie, skocznię widzieli, ale w chińskiej telewizji, a nart nigdy nie mieli przypiętych - wiedzą do czego służą, natomiast nie potrafią ich założyć, nie mówiąc o zjeżdżaniu.
REKLAMA
Legendarny szkoleniowiec, który w swoim trenerskim CV ma wiele sukcesów – to Kojonkoski był ojcem chrzestnym osiągnięć norweskiej reprezentacji, wiele też osiągnął z drużyną austriacką - godząc się na współpracę z Chinami podjął się więc kolejnego, niełatwego zadania.
Do igrzysk zimowych w 2022 roku ma wyszkolić grupę zawodników i przekazać wiedzę sześciu trenerom, tak, by na arenach zimowych igrzysk w Pekinie Chiny mogły odnieść sukces. Współpracownikami Kojonkoskiego zostali Janne Happonen i Pekka Niemela, byli skoczkowie, a także trenerzy, którzy w swojej karierze także podejmowali nieoczywiste wyzwania. Pekka Niemela w 2014 roku został trenerem tureckiej kadry skoczków, wcześniej współpracował także z Francuzami oraz Japończykami, jego podopiecznymi byli Daiki Ito, Kazuya Yoshioka i Noriaki Kasai.
Doświadczeni trenerzy, do tego duże pieniądze, jakie na projekt wyłożyli Chińczycy jeszcze nie gwarantują sukcesu, ale trochę nim jednak zapachniało. To, co jest intrygujące równie mocno, to nietypowa droga jaką wybrali Chińczycy, by "wyprodukować" kolejnych mistrzów.
Droga nietypowa, ale nie do końca nowa
Od 1995 roku chiński rząd promuje narodowy program "na rzecz rozpowszechniania praktyk sportowych w salach gimnastycznych, stadionach i basenach”. Od początku programu powstało wiele sportowych obiektów, dzięki projektowi zaobserwowano, że w Chinach dłużej się żyje, a wśród młodych przedstawicieli chińskiego narodu rozpowszechniły się sporty dotychczas mało znane, takie jak skoki na gumowej linie (bungee), jazda konna, kręgle, jazda na deskorolce, czy boks kobiecy.
REKLAMA
Nie wszystkie dyscypliny znajdują jednak uznanie. Golf, polo czy baseball znalazły się na czarnej liście, bowiem władza uznała, że hektary zielonych pól niezbędne do gry to niepotrzebne marnotrawstwo pieniędzy i terenów publicznych. Oczkiem w głowie od lat jest natomiast na przykład pływanie. Guo Jingjing (czterokrotna złota medalistka olimpijska, dwukrotna srebrna medalistka olimpijska, dziesięciokrotna mistrzyni świata w skokach do wody) została jedną z pierwszych gwiazd uwiarygodniającą międzynarodową kampanię promującą sport w Chinach.
Nad szlachetną ideą programu pojawiły się jednak ciemne chmury, gdy dziennikarz Newsweeka, Brooks Larmer przed letnimi igrzyskami w Pekinie w 2008 roku, opisał jak rodziła się najwieksza gwiazda chińskiej koszykówki Yao Ming. Okazało się, że koszykarz był produktem surowego i przestarzałego programu, który tak naprawdę nie rozpoczął się w 1995 roku. "Narodowy program sportowy" to w rzeczywistości kontynuacja planu stworzonego niemal 60 lat temu przez Mao Zedonga. Chińczycy robią od lat mniej więcej to samo, pierwowzór tylko ewoluuje, bo system niewiele się zmienił.
Powiązany Artykuł
Dezerter ze statusem bohatera mówi dość. Wiktor Ahn zatęsknił za ojczyzną
Jak wyprodukowano Yao Minga
Wysłanie czternastoletnich dzieci w nieznane - inny kontynent, nieznany język, nowa kultura, rozłąka z rodziną - to odważne działanie ze strony chińskich decydentów i nie wiadomo jaki skutek przyniesie ta metoda w przypadku "produkowania" skoczków narciarskich.
Chińczycy pokazywali jednak w przeszłości, że urzędnicy komunistyczni - zdesperowani, by zwiększyć dumę narodową poprzez sport - są zdolni i zdecydowanie podejmują, nazwijmy to, niestandardowe działania.
REKLAMA
Tak było w przypadku koszykarza Yao Minga, którego przyjście na świat było starannie zaplanowane. Armia Mao Zedonga już w latach 50. zaczęła selekcjonować nastolatków pod względem warunków fizycznych. Po dopasowaniu do właściwej grupy, dzieci były umieszczane w specjalnych sportowych ośrodkach. Wśród tych, którzy w 1965 roku wzbudzili zainteresowanie władz znalazła się wówczas 15-letnia Fang Fengdi - wysoka dziewczynka, pasująca działaczom do gry w kosza, ale która o koszykówce pojęcia nie miała. Dla koordynatorów programu nie miało to jednak znaczenia. Szybko sprawili, że Fang pożegnała się z rodziną i rozpoczęła mordercze treningi i wkrótce została rasową koszykarką, której talent podziwiano w całej Azji. Chińczycy mieli pociechę z Feng - mierząca 182 cm zawodniczka z godnością reprezentowała Chiny i przez lata sprawdzała się w roli kapitan reprezentacji, ale pomyśleli, że jej zasługi dla kraju byłyby jeszcze większe, gdyby pozostawiła po sobie kolejnego mistrza.
I tak w 1978 roku Feng zakończyła karierę, ale władza czuwała nad nią dalej. Byłą już koszykarkę postanowiono zeswatać z mierzącym ponad dwa metry kolegą po fachu Yao Zhiyuangiem. Cel był jeden. Potomek, który odziedziczy geny po rodzicach. Para poznała się, swaci stwierdzili, że Feng i Yao Zhiyuang pasują do siebie jak ulał i 12 września 1980 roku na świat przyszedł Yao Ming.
Narodziny "wielkiego potomka"
Zamieszanie w szanghajskim szpitalu, jakie wywołały narodziny Yao Minga, opisał wspominany już wcześniej Brook Larmer. Dziennikarz, w swojej książce "Operation Yao Ming" stwierdził, że ważący ponad 5 kilogramów i mierzący niemal 60 centymetrów chłopiec był dwa razy większy od statystycznego chińskiego noworodka, co wywołało popłoch wśród lekarzy i szpitalnego personelu. Zupełnie inne emocje po narodzinach "wielkiego potomka" przeżywali jego twórcy. Dumę i zadowolenie z dobrze wykonanej pracy działaczy podsumował Wang Chongguang - koszykarz, kolega Yao Zhiyuanga, a później trener Yao Minga: czekaliśmy na takiego Yao Minga przez kilka pokoleń.
Yao nie od razu pokochał koszykówkę. Dyscypliną zainteresowała go partia, która skrupulatnie realizowała swój plan. Obserwowano jak chłopiec szybko rośnie (w wieku ośmiu lat Yao osiągnął wzrost przeciętnego Chińczyka, miał 171 cm) i w odpowiednim momencie - mimo sprzeciwu chłopca i rodziców - Yao został wysłany do młodzieżowego klubu. Chłopiec koszykówkę jednak polubił. Stało się to, gdy miał dziewięć lat, kiedy w Szanghaju zobaczył jak grają Harlem Globetrotters.
REKLAMA
Od tego momentu chłopiec trenował z większym zainteresowaniem i wciąż rósł nieświadomy wsparcia armii naukowców, która monitorowała na bieżąco jego rozwój. Jak pisał Larmer, "naukowcy karmili go tajemniczymi miksturami stworzonymi specjalnie po to, by hormon wzrostu był jak najbardziej aktywny". Dziennikarz dodawał, że w tamtym okresie, w latach 90, by zwiększyć wytrzymałość i siłę zawodników, Chińczycy używali wielu rodzajów niedozwolonych specyfików. Nie stwierdzono, czy takie wspomaganie dostawał Yao, jednak było wiele przypadków, które potwierdzały, że Chińczycy nie grali czysto.
Trzynastoletni Yao mierzył ponad dwa metry. Wtedy wyprowadził się z domu i zamieszkał w internacie pod okiem naukowców z Instytutu Technologii Sportu. Nietypowego, wysokiego chińskiego zawodnika jednak nie udało się ukryć przed światem. W 1997 roku Nike zaprosił koszykarza na młodzieżowy camp w Paryżu. Yao dostał zgodę opiekunów i pojechał po raz pierwszy za granicę. Rok później przez dwa miesiące przebywał na podobnym obozie w USA. Osiemnaste urodziny Yao świętował razem z przedstawicielami NBA.
Yao Ming stał się wielką gwiazdą koszykówki i w Chinach i w USA. Regularnie grał dla reprezentacji, niósł chińską flagę podczas inauguracji igrzysk w Atenach i w Pekinie. Stał się ikoną, dowodem na to, że Chiny, dzięki swojemu systemowi, są w stanie stworzyć takiego mistrza, jaki pojawi się w planach tego ambitnego, azjatyckiego kraju.
Chiny prężą mięśnie
Produkowanie sportowych mistrzów spodobało się Chińczykom. Już dawno zorientowali się, że sport jest idealnym narzędziem do pokazywania siły. Złote medale stały się ich uzależnieniem. Nie w każdej dyscyplinie błyszczą i sięgają po najcenniejsze trofea, ale mają swój plan - narodowy program na rzecz rozpowszechniania praktyk sportowych - który realizują precyzyjnie. Czy na narciarskich skoczniach za kilka lat błyszczeć będą Chińczycy? Czas pokaże. Na razie Chiny zdecydowały się na przeniesienie swojej sportowej produkcji poza chińską granicę.
REKLAMA
- Robienie z nowicjuszy skoczków światowej klasy w 3,5 roku może wydawać się niemożliwe dla rozsądnych ludzi - mówi Mika Kojonkoski i dodaje, że według niego i jego asystentów jest to możliwe. - Mamy nadzieję, że najzdolniejsi już w przyszłym roku będą w stanie oddać skok na skoczni 90-metrowej. W Chinach marzą, że niektórzy z nich pojawią się na najbliższych igrzyskach. Jeśli będziemy w stanie wykonać naprawdę dobrą pracę z utalentowanymi sportowcami, to może okazać się to możliwe - dodaje Kojonkoski.
Pracę fińskich trenerów podglądać będą w Chinach. W Kuopio życie i treningi przyszłych skoczków z Azji rejestrować będzie chińska telewizja CCTV9, która jest częścią China Central Television i która w godzinach najlepszej oglądalności może liczyć na 1,2 miliarda widzów.
My też z zainteresowaniem będziemy przyglądać się postępom chińskiej młodzieży, tym bardziej, że programem szkolenia chińskich skoczków zainteresowany jest też Polski Związek Narciarski.
Aneta Hołówek, PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA