"Kulisy spraw". Niejasne procedury na polskich budowach
– Podwykonawca jest często jest narzędziem wyłącznie do wykonania "czarnej roboty", której inwestor lub generalny wykonawca nie jest wstanie wykonać – powiedział Zenon Kret, przedsiębiorca budowalny z Elbląga. W audycji "Kulisy spraw" opowiedział o swojej historii, która doprowadziła go do utraty płynności finansowej, ciężkiej choroby i rozpadu rodziny.
2019-04-18, 19:59
Posłuchaj
Zenon Kret został zaproszony do wzięcia udziału w przetargu ogłoszonym przez Elektrobudowę, która była generalnym wykonawcą na rzecz inwestora Polskich Sieci Elektroenergetycznych, spółki Skarbu Państwa. – Miałem de facto zbudować dla polskiego państwa stację elektroenergetyczną. Miał to być element nowej linii przesyłowej zaczynającej się przy granicy z Niemcami i biegnącej w kierunku Litwy. W latach 2013-2014 podjąłem się wykonawstwa dużego zakresu robót ziemnych. Były to prace polegające na przemieszczeniu potężnych mas ziemi, łącznie 120 tys. ton, co daje ok. 7 tys. ciężarówek – wyjaśnił.
Już na pierwszym etapie inwestycji zaczęły się komplikacje. Zenon Kret wspominał, że niedobór mas ziemi wynosił ponad 40 tys. ton, czyli ok. 3 tys. ciężarówek. – Nie chcę mówić, że było to zrobione celowo, ale fakty są takie, że nastąpiło niedoszacowanie. Przez trzy miesiące nie mogliśmy kontynuować prac z powodu tego niedoboru. Konsekwencje spadły na mnie. Zatrudniałem wówczas 70 osób i 30 jednostek sprzętowych. Każdy miesiąc generował dla mnie koszty rzędu 400 tys. zł. Czekałem na rozwiązanie tej sytuacji – dodał gość Polskiego Radia 24.
Kierownictwo Elektrobudowy zdecydowało, by brakującą ilość ziemi przewieźć z działki sąsiadującej z placem budowy. Zenon Kret nakazał rozpoczęcie transportu.
– Następnego dnia przyjechały władze gminy i stwierdziły, że Elektrobudowa nie miała prawa, by wydać polecenie w sprawie terenu, do którego nie posiadała żadnego prawa. Po trzech miesiącach, gdy byłem już pod ścianą, dostałem zlecenie, które nie równoważyło kosztów dowozu. Kazano mi przywieźć ziemię z możliwie najbliższej kopalni. Oszacowano, że będzie znajdowała się w odległości kilku kilometrów od budowy. Niestety, okazało się, że było to kilkadziesiąt kilometrów. Nie miałem wyjścia. Grożono mi, że będę musiał zejść z budowy. Gdybym to zrobił, to ja i moje dzieci spłacalibyśmy długi. Każdy dzień opóźnień wynosił 100 tys. zł – wskazał przedsiębiorca.
REKLAMA
Zenon Kret podkreślił, że konsekwencjami sytuacji było utracenie przez niego płynności finansowej, rozpad rodziny i ciężka choroba. – Dzięki pomocy wielu dobrych ludzi podniosłem się, pracuję i rozliczyłem w znacznej części swoich podwykonawców. Koszty, jakie poniosłem, szacuję na kwotę 10 mln zł. Chciałbym je odzyskać i spokojnie funkcjonować. Wierzę w sprawiedliwość – zaznaczył.
Audycję "Kulisy spraw" prowadził Rafał Dudkiewicz.
Polskie Radio 24/db
--------------------------------------
REKLAMA
Data emisji: 18.04.2019
Godzina emisji: 19.15
REKLAMA