Benny Goodman. Był dobrym duchem jazzu

111 lat temu urodził się Benny Goodman – jeden z najsłynniejszych twórców i wykonawców jazzu. Grał na klarnecie – był jednym z największych wirtuozów tego instrumentu. Jeszcze za życia nadano mu tytuł "Króla Swingu".

2020-05-30, 05:45

Benny Goodman. Był dobrym duchem jazzu
Benny Goodman. Foto: fot. Hans Bernhard (Schnobby)/Wikimedia Commons/CC

Urodził się w Chicago w USA 30 maja 1909 roku. Pełne nazwisko brzmiało Benjamin David Goodman. Portal "Allmusic.com" tak charakteryzuje tego muzyka: "Benny Goodman był pierwszym znanym przywódcą bandu muzycznego w erze swingu, nazwanym "The King of Swing". To on właśnie zapoczątkował erę swingu. Był znakomitym klarnecistą, którego wyjątkowa gra dała tożsamość zarówno jego bigbandowi, jak i mniejszym zespołom, które prowadził jednocześnie. Najpopularniejsza postać z pierwszych kilku lat ery swingu, który grał aż do swojej śmierci 50 lat później".

Już to lakoniczne wprowadzenie do jego życiorysu pokazuje, że swing nierozerwalnie był związany przede wszystkim z nim.

Dionizy Piątkowski na stronach portalu "Jazz.pl" takie podaje fakty początku jego życia: "Benny Goodman (30.05.1909-20.06.1986), syn rosyjskiego Żyda, który uciekł przed antysemityzmem aż do Chicago, grywał początkowo w małej orkiestrze przy pobliskiej synagodze. Tam otrzymał podstawy edukacji muzycznej i swój pierwszy klarnet. Rozwój młodego muzyka przypadł na lata rozkwitu muzyki jazzowej, a przede wszystkim swingu. Niedoścignionym wzorem dla Benny Goodmana był popularny wtedy klarnecista Ted Lewis. Na początku lat dwudziestych Benny Goodman podjął pierwszą pracę w lokalnej orkiestrze, a styl jego gry naśladował technikę Lewisa. Jednym ze sposobów wyrwania się z biedy był zawód muzyka, więc ojciec Goodmana nakłaniał jego i jego dwóch braci do nauki muzyki. Jako najmłodszemu i najmniejszemu, Benny’emu dostał się klarnet. Na lekcje chodził do Kehelah Jacob Synagoge, a później do Hull House będącego czymś w rodzaju towarzystwa opieki społecznej, założonego przez reformatkę Jane Addams. Od samego początku Goodman wykazywał niepospolity talent i jego prywatną edukacją zajął się James Sylvester, a potem sławny muzyk klasyczny Franz Schoepp".

Warunki życiowe, ten wszechobecny niedostatek, ale też nieprzeciętne zdolności muzyczne i umiejętności gry na klarnecie zmusiły go rozpoczęcia swojej muzycznej kariery już w wieku 16. lat. Rok później, w 1926, uczestniczył w nagraniu płytowym zespołu, w którym rozpoczął karierę – The Ben Pollack Orchestra. Już dwa lata później zaczął nagrywać pod swoim własnym nazwiskiem.

REKLAMA

Na przełomie lat 20. i 30. zmienia miejsce zamieszkania na Nowy Jork i zatrudnia się głównie jako muzyk sesyjny. To rozwiązanie pozwoliło mu na grę z wieloma dobrymi i bardzo dobrymi muzykami, a przy okazji "budowało" jego nazwisko – jako muzyk osiągnął ogromną renomę i w niedługim czasie to inni zabiegali, by z nim grać. Był to dobry czas na założenie własnego bandu, co stało się w 1932 roku.

Dobrym ruchem okazało się też "wykupienie" odpowiedniego repertuaru. W 1934 roku zakupił prawa do korzystania z bardzo dobrych zapisów nutowych utworów i aranżacji Fletchera Hendersona – wtedy lidera najpopularniejszego nowojorskiego afroamerykańskiego bandu jazzowego.

Repertuar ten, znany i lubiany, wraz z dobrym przygotowaniem jego muzyków i wyśmienitą, pełną "duszy" grą Goodmana, zaczął przynosić oczekiwane efekty. Grali często i dużo, a utwory ich emitowane były w rozgłośniach radiowych Wschodniego Wybrzeża. Jednak to występ w Los Angeles, w sierpniu 1935 roku, przyniósł mu międzynarodową sławę. W przeciągu jednej nocy rozentuzjazmowany tłum poniósł go w świat, a oszołomieni krytycy uczynili z tej daty początek Ery Swingu – warto zapamiętać – 21 sierpnia 1935 roku.

Wielu późniejszych krytyków przyrównuje jego rolę do roli jaką odegrał w muzyce rozrywkowej Elvis Presley. Podstawą do takich twierdzeń był fakt, że obaj spopularyzowali „czarną muzykę” wśród młodej "białej" publiczności. Goodman jednak zmagał się z jeszcze większymi problemami w tym względzie.

REKLAMA

Za jego czasów w wielu Stanach, szczególnie południowych, kodeksy prawne zabraniały wspólnej gry, występów i uczestniczeniu ludzi "różnych ras" – mówiąc potocznie i brzydko: "czarni nie mogli ani grać, ani śpiewać, ani występować razem z białymi". Wielu twórcom te zakazy wydawały się idiotyczne – choćby ze względu na fakt, że to była bardziej kara dla „białych”, których muzyka nie byłą tak wspaniała i energetyczna jak muzyka "czarnych".

Goodman jako pierwszy nic sobie z tego nie robił. Jego zespoły, nawet te najmniejsze miały składy mieszane. Zatrudnił do swego trio polskiego pochodzenia perkusistę Gene Krupę oraz czarnoskórego Teddy Wilsona. W kolejnych latach dochodzili nowi muzycy – głównie czarnoskórzy... a Goodman, niezależny finansowo, nie musiał ich narażać na aresztowanie w Stanach Południowych. Benny był muzykiem wymagającym – wielu z tych, którzy z nim grali bało się jego wymownego spojrzenia kiedy im nie "szło granie". Dlatego też grali z nim najlepsi i to najlepiej jak umieli.

Jego grę tak opisuje Dionizy Piątkowski: "Benny Goodman należał do bardzo ekspresyjnych, emocjonalnych klarnecistów, grających w stylu "hot". Choć miał wiele szacunku dla Teda Lewisa, największy wpływ wywarła na nim gra takich muzyków, jak Frank Teschemacher czy Jimmy Noone, którzy ukształtowali jego sposób muzycznego myślenia, nie zaś konkretny styl. Jego oszałamiająca technika w połączeniu z gorącym sposobem grania dała mu przepustkę do grona najwybitniejszych improwizatorów tamtych lat. Spośród muzyków jazzowych, którzy wówczas stale grali na klarnecie był bez wątpienia najbardziej elokwentny. W latach swingu Benny Goodman zachował swoją popularność i wysoką pozycję mimo pojawienia się innych wirtuozów jazzu (np.Artie’go Shaw’a). (...) Z drugiej strony, w jego stylistyce można też wyczuć sympatię i podziw dla Lestera Younga. Od końca lat 30-tych Goodmana coraz bardziej pociągała klasyka i od czasu do czasu pojawiał się na scenie czy w studio z takim właśnie repertuarem, często komponowanym specjalnie dla niego. Granie klasyki pociągnęło za sobą zmianę ustnika, a co za tym idzie całego brzmienia Goodmana, które jeszcze bardziej oddalało go od poprzedniego, emocjonalnego stylu "hot"."

Zachęcamy do odszukania wykonań Benny Goodmana... nie tylko "dobrego człowieka" jazzu, ale też "dobrego ducha" tej wspaniałej muzyki. Na zawsze pozostanie Królem Swingu.

REKLAMA

PP

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej