"Krzyczeli rzucaj, no to rzuciłem" - Artur Siódmiak, bohater horroru z Norwegią, kończy 45 lat

"Jedyne co usłyszałem to: rzucaj. No to rzuciłem” - tak Artur Siódmiak zakończył dramatyczne spotkanie z Norwegią. Zdobywca historycznej bramki w meczu, którego stawką był półfinał mistrzostw świata w piłce ręcznej, 7 października kończy 45 lat.

2020-10-07, 13:00

"Krzyczeli rzucaj, no to rzuciłem" - Artur Siódmiak, bohater horroru z Norwegią, kończy 45 lat
Artur Siódmiak. Foto: Łukasz Kowalski/Polskie Radio
  • Jeden z najlepszych obrotowych w historii polskiej piłki ręcznej. Mało brakowało a zakończyłby karierę w wieku 26 lat
  • Ponad 130 meczów w reprezentacji. Zdobył w niej 102 bramki 
  • 27 stycznia 2009 roku przeszedł do historii. Ten horror ze szczęśliwym zakończeniem trudno będzie powtórzyć 

Powiązany Artykuł

Marita Koch 1200.jpg
Marita Koch - ścigała się z Ireną Szewińską, a po jej śmierci oddała Polce hołd

Artur Siódmiak, jeden z najlepszych polskich piłkarzy ręcznych, urodził się dokładnie 45 lat temu, 7 października 1975 roku w Wągrowcu. To niewielka miejscowość oddalona 60 kilometrów od Poznania. Pierwsze kroki w piłce ręcznej stawiał w młodzieżowych klubach rodzimego miasteczka. Mając 19 lat przeniósł się do stolicy Wielkopolski. Rozpoczął studia na poznańskim AWF.

Grał w II-ligowej Nielbie Wągrowiec. Dzięki występom w tym klubie został zauważony przez sztab szkoleniowy Wybrzeża Gdańsk. W 1996 roku został ich zawodnikiem. Wziął na siebie rolę obrotowego. Zawodnika, który gra na linii bramkowej, pomiędzy obrońcami drużyny przeciwnej. Za zadanie ma odebranie piłki i momentalne obrócenie się w celu oddania strzału. Z Wybrzeżem zdobył mistrzostwa Polski w 2000 oraz 2001 roku. Niestety, klub został rozwiązany dwa lata później. Siódmiak przeniósł się do Warszawianki. Zaraz po jego przejściu zespół przestał istnieć. Artur uznał, że to chyba najwyższy czas na rozstanie się ze sportem. Był w najlepszym wieku dla zawodnika uprawiającego piłkę ręczną. Na szczęście zaryzykował i wyjechał do Luksemburga. Rozpoczął grę w amatorskim zespole HBC Basharage.

Eksplozja kariery

Już w tym samym roku przeszedł do ligi francuskiej. Z Saint Raphael Var Handball spadł do drugiej ligi. Później grał w Szwajcarii, gdzie w roku 2007 wywalczył mistrzostwo kraju z barwach Kadetten Schaffhausen. Jego marzeniem była gra w Bundeslidze. I taka szansa się przed nim otworzyła. Po sukcesach w Szwajcarii przeszedł do drugoligowego niemieckiego klubu TuS Nettelstedt-Lubbecke. Z nim awansował do wyśnionej pierwszej ligi naszego zachodniego sąsiada. W tym klubie zakończył karierę w sezonie 2011/2012.

Praktycznie do 2005 roku nie grał w reprezentacji Polski. Miał tylko epizodyczne występy. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy reprezentację objął Bogdan Wenta. Siódmiak wywalczył srebrny medal mistrzostw świata w Niemczech w 2007 roku. Uzyskał promocję z drużyną na igrzyska olimpijskie w Pekinie w 2008 roku. Zajął na nich 5. miejsce. Dwa lata później pojechał na mistrzostwa świata do Chorwacji.

REKLAMA

Czytaj także:

Bohater największego horroru w dziejach polskiej piłki ręcznej

Na tej imprezie mogło go zabraknąć. Doznał kontuzji, mimo to uznano, że na mistrzostwa świata pojedzie.

- W Lillehammer na mistrzostwach Europy w Norwegii, grał z kontuzją, cierpiał ogromnie. W przerwie robiliśmy mu takie rzeczy, że żadna z nich nie nadaje się do opowiadania. Ale po tych wydarzeniach wiedziałem, że ten chłopak, nawet jak mu urwą jeden palec, to będzie grał bez palca - wspominał lekarz reprezentacji Maciej Nowak na antenie TVP. 

W rundzie grupowej zagrał dopiero w czwartym meczu przeciwko Tunezji. Polska awansowała do kolejnej fazy z trzeciego miejsca. W drugim etapie turnieju sytuacja była wyjątkowo skomplikowana. O awansie do strefy finałowej miał zadecydować mecz z Norwegią.

REKLAMA

- Sprawa była prosta: wygrywamy, półfinał jest nasz. Wygrywają Norwegowie, w półfinale są oni. Remis, wchodzą Niemcy. Mieliśmy wszystko w swoich rękach. Trzeba było "tylko" pokonać Norwegów – wyjaśniał na antenie TVP Sport tę sytuację bramkarz naszego zespołu Sławomir Szmal.

Na dwie minuty przed końcem meczu na tablicy wyników był rezultat 28:30 dla Skandynawów. Strzał Karola Bileckiego właśnie obronił bramkarz Norwegów. Wszystko wskazywało na to, że mecz jest przegrany. Na nasze szczęście bardzo prosty błąd popełnił Vegard Samdahl. Szybka kontra zakończona uderzeniem Mariusza Jurasika przyniosła nam bramkę - 29:30. Do końca meczu pozostawała jedna minuta i 22 sekundy. Wtedy wspaniałą interwencją popisał się Szmal. Obronił rzut z koła Franka Loeke. Kontrę rozpoczął Jurasik. Podał do Rafał Glińskiego, a ten zdobył bramkę. Jedyną w tym spotkaniu, ale arcyważną na 30:30.

Do końca gry pozostało pół minuty. Piłkę mieli Norwegowie. Na 15 sekund przed końcem meczu o czas poprosił szkoleniowiec Skandynawów Robert Hedin.

- Jak wprowadzą siódmego zawodnika, mają 15 sekund – powtórzył dwa razy trener Wenta. - Przerywać i mamy pustą bramkę. Tylko spokojnie! Mamy dużo czasu. Dawaj, bierzemy to! - rozpracował rywala selekcjoner.

REKLAMA

I akcja ruszyła. Piłka przeszła przez trio rozgrywających, a ostatni z nich, Kristian Kjelling, miał podać na koło do Bjarte Myrhola. Do jego ręki doskoczył Siódmiak. Wytrącił mu piłkę i chwycił w dłonie. Było dziewięć sekund do końca. Rzucił.

- Miałem w głowie, że nie ma bramkarza. Nie wiedziałem ile zostało czasu. Nie było też czasu, by spojrzeć na zegar. Jedyne co usłyszałem to: rzucaj. No to rzuciłem - wspominał Siódmiak. - Nie wiedziałem co się stało. Jest taki kadr, na którym widać jak z niedowierzaniem patrzę jak piłka wpada do bramki. Dopiero gdy spojrzałem na zegar, dotarło do mnie, że zmieściłem się w czasie - dodawał bohater tamtego meczu. 

W Polsce wybuchła euforia. Biało-czerwoni awansowali do półfinału MŚ, mimo, że dwie minuty przed końcem meczu z Norwegią szanse na to były znikome. Sprawdziła się stara sportowa maksyma, że gra się do końca.

Tak zakończył się ten mecz pełen grozy

- Tracą piłkę! Atak! Pusta bramka! Gol, gol! 31 do 30 dla Polski. Cztery sekundy do końca, drodzy państwo, jedna! Wygrywamy 31 do 30 i my jesteśmy w półfinale! – opisywał to, co wydarzyło się komentujący mecz w TVP Sport Maciej Starowicz.

REKLAMA

Polska zakończyła te mistrzostwa na trzecim miejscu po wygranej z Danią 31:23. Artur Siódmiak został niekwestionowanym ojcem tego sukcesu. Do dzisiaj bramka ta jest wspominana jako najbardziej dramatyczna w dziejach polskiej piłki ręcznej.

AK

Czytaj także:

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej