Jerzy Kulej. Jedyny taki pięściarz w historii
7 stycznia 1971 roku karierę sportową zakończył jeden z najlepszych polskich pięściarzy, Jerzy Kulej. Gdyby nie Henio, kolega z klasy, może nigdy nie zostałby bokserem? Pozostaje jedynym polskim pięściarzem, który zdobył dwa złote medale igrzysk olimpijskich.
2021-01-07, 06:00
- W szkole był jednym z najmniejszych dzieci. Miało to swoje złe strony.
- Trafił do zespołu narodowego prowadzonego przez Feliksa Stamma.
- Pozostaje nadal jedynym polskim podwójnym złotym medalistą olimpijskim w boksie.
- 50 lat temu zawiesił rękawice na kołku. Zrobił to w swoim stylu.
Pierwsze bokserskie kroki
Swoje dziecięce lata spędził w Częstochowie. Tam się urodził. Był wątłej postury. I jak to bywa wśród dzieci, narażony był na ataki większych od niego.
"Był w mojej klasie taki Henio, najsilniejszy chłopak, który rządził na każdym kroku. Również chciałem zaistnieć, dlatego kupiłem książkę "ABC boksu" i nauczyłem się podstaw tej dyscypliny. Na długiej przerwie wywołałem z Heniem sprzeczkę, szybko zrobiono nam miejsce pod tablicą. Rywal mnie złapał, a ja zrobiłem krok w tył i lewym prostym uderzyłem go w nos. Potem jeszcze powtórzyłem akcję parę razy. Następnego dnia jego matka nie chciała uwierzyć, że właśnie ja pobiłem jej syna" - wspominał powód zainteresowania boksem, na stronach swojej książki "Jerzy Kulej - dwie strony medalu".
Feliks Stamm
Mając 18 lat, zadebiutował w reprezentacji narodowej. Był zawodnikiem kategorii lekkopółśredniej, do 63,5 kilograma. Uwagę na jego wrodzony talent bokserski zwrócił sam Feliks Stamm - najwybitniejszy trener tej dyscypliny sportu w historii Polski, który cieszył się wśród zawodników olbrzymim szacunkiem. Otrzymał przydomek "pan Felo".
REKLAMA
"Kiedyś pan Felo zadał nam pytanie - co jest w boksie najważniejsze? Jeden przez drugiego krzyknęliśmy - ręce! Źle - poprawił. Najpierw głowa, potem nogi i wreszcie ręce. Niby to proste. Każdy to wie. Ale u Stamma ta zwykła maksyma była na sto różnych sposobów urzeczywistniona w praktyce. W zależności od charakteru, sposobu myślenia różnych delikwentów" - tak Kulej wspominał współpracę ze Stammem w rozmowie z Jerzym Chromikiem opublikowanej na sport.tvp.pl
XVIII Igrzyska w Tokio
Na olimpiadę jechał jako jeden z kandydatów do zdobycia medalu. Nie miał żadnych problemów z wygraniem walk kwalifikacyjnych. Dopiero w półfinale trafił na dobrego pięściarza z Ghany, Eddiego Blaya. Pokonał go po zaciętym pojedynku.
"Bolały mnie wszystkie kości, mięśnie miałem jak z waty, na głowie takie guzy, że nie sposób się było uczesać" - wspominał Kulej.
W finale miał się zmierzyć z najlepszym w tamtych czasach bokserem ZSRR, Jewgienijem Frołowem. Polak bardzo się tego pojedynku obawiał. W dodatku po walce z reprezentantem Afryki nie czuł się za dobrze.
REKLAMA
"Stamm, widząc moje zdenerwowanie w Tokio, wziął mnie za rękę i spytał: coś taki spięty? Chodź na spacer. Mówił mi, że to moja wielka szansa. (…) Zmieniamy twój styl walki. Tym razem nie zaatakujesz, a poczekasz na jego ofensywę - wyjaśniał Papa. Byłem znany z tego, że idę do przodu, a tymczasem miałem udawać kogoś, kto się boi" - pisał Jerzy Kulej w swojej biografii.
Walka przebiegała dokładnie według scenariusza „pana Felo”. Zazwyczaj atakujący Polak skrył się za podwójną gardą. Rosjanin próbował ją przełamać, ale nie udawało się. Był coraz bardziej zdenerwowany. Kulej wyczekał do trzeciej rundy i zaatakował zmęczonego przeciwnika.
"Frołow i jego trener się denerwowali, a ja korzystałem ze wskazówek Stamma. Dopiero w trzeciej rundzie mogłem walczyć po swojemu, udało się i stanąłem na najwyższym stopniu podium" - opisał zdobycie swojego pierwszego złotego medalu olimpijskiego.
XIX Igrzyska w Meksyku
Mało brakowało, a na następną olimpiadę by nie pojechał. Kilka miesięcy przed turniejem został ranny w wypadku samochodowym. Na szczęście do czasu wyjazdu wydobrzał. Tym razem był zdecydowanym faworytem. Przez eliminacje przeszedł jak burza. W finale czekała go najcięższa walka w karierze. Miał się potykać z Kubańczykiem Enrique Requeiferosem.
REKLAMA
"W drugiej rundzie dostałem taką lufę, że zapomniałem gdzie jestem, widziałem jedynie czarną plamę. Udało się przetrwać kryzys, dotrwać do gongu oznaczającego koniec walki i w napięciu czekaliśmy na werdykt" - przypomniał w swojej książce te bardzo nerwowe chwile.
Wszystko się szczęśliwie skończyło. Wygrał 3:2. Ale było to zwycięstwo o włos. Sędziowie typowali w następujący sposób. Trzech na korzyść Polaka: 59:58, 60:59 i 60:59, dwóch - Kubańczyka: 59:60 oraz 59:60.
7 stycznia 1971 roku, 50 lat temu, zaskoczył wszystkich. Powiedział "dość"
Specjaliści i kibice pięściarstwa byli przekonani, że Jerzy Kulej wystąpi jeszcze na olimpiadzie w 1972 roku w Monachium. On jednak postanowił zakończyć karierę. O spotkanie poprosił najbardziej znanego w tamtym czasie dziennikarza TVP Jacka Żemantowskiego. W studio telewizyjnym oświadczył, że kończy karierę. Zrobił to w swoim stylu. Zaatakował, jak zawsze na ringu, nie czekając na reakcję przeciwnika. A ta była wstrząsająca. Cała Polska zamarła z przerażenia. Najlepszy bokser w historii, u szczytu sławy, zawiesił rękawice na kołku. Nikt nie mógł w to uwierzyć, ale także nikt nie mógł się temu przeciwstawić.
Ostatnią walkę przegrał
Pod koniec 2011 roku przyjaciel pięściarza, Daniel Olbrychski, zorganizował swój benefis. W trakcie przemówienia ku czci aktora Kulej doznał rozległego zawału serca. Na szczęście na sali był kardiolog, który podjął akcję reanimacyjną.
REKLAMA
"Śmierć omal mnie nie znokautowała, ale wstałem na siedem. Nie dałem się wyliczyć" - żartował Kulej w rozmowie z dziennikarzem sportowym Andrzejem Kostyrą.
Niestety pół roku później, 13 lipca 2012, zmarł.
"Pan Bóg uważał, że tam w niebie jest dla niego lepszy ring" - stwierdził pięściarz Paweł Skrzecz w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.
AK
REKLAMA
REKLAMA