"Człowiek na torze". Filmowe rozliczenie z socrealizmem
68 lat temu, 17 stycznia 1957 roku, odbyła się premiera filmu "Człowiek na torze" w reżyserii Andrzeja Munka. Czarno-biały kryminał psychologiczny - jak by go można określić - okazał się przełomowy dla rozliczenia z socrealizmem i prekursorski dla nowego nurtu: szkoły polskiej.
2025-01-17, 05:40
Andrzej Munk skończył Wydział Operatorski łódzkiej filmówki i po studiach zajął się reżyserią. Po tym jak zrobił kilkanaście dokumentów socrealistycznych, zyskał miano twórcy bardzo zdolnego i twórczego. "Człowiek na torze" był jego debiutem pełnometrażowym.
Scenariusz kajakarzy
Andrzej Munk współpracował przy filmie z Jerzym Stefanem Stawińskim, debiutującym w roli scenarzysty, i obaj podpisali się pod tekstem.
Munk mimo doświadczenia dokumentalnego miał duże wyczucie dotyczące konstrukcji fabularnej i wsparł młodego pisarza, a kto wie, czy go przez to nie "stworzył". Jerzy Stefan Stawiński pisał bowiem opowiadania i powieści. Chcąc wyjść z dołka finansowego, próbował wydać poczytną powieść sensacyjną, która ostatecznie została przerobiona na scenariusz.
REKLAMA
- Napisałem opowiadanie "Tajemnica maszynisty Orzechowskiego", ale wyszło nie takie, jak chciałem, dlatego że samej sensacji w tym jest niewiele, a znacznie więcej polityki - opowiadał Stawiński w audycji Anny Stempniak w Polskim Radiu. - I tak cały mój pomysł runął - nie przyjęliby tego w "Bibliotece sensacji", a o 100 tysiącach egzemplarzy nawet mowy nie było - dodawał.
Posłuchaj
Po tej porażce Stawiński pojechał na wakacje na Suwalszczyznę, gdzie pływając na kajaku, spotkał Munka. Od tego zaczęła się kariera jednego z najbardziej płodnych polskich scenarzystów, współtwórcy szkoły polskiej, zwanego polskim Zavattinim (wybitny scenarzysta analogicznego nurtu we Włoszech - neorealizmu).
REKLAMA
Śledztwo na torze
"Człowiek na torze" to jedno z pierwszych dzieł szkoły polskiej, film psychologiczny o konstrukcji kryminału, przypominający powstałą w tym samym czasie amerykańską produkcję - "Dwunastu gniewnych ludzi" (1957) Sidneya Lumeta. W obu przypadkach bohaterowie próbują rozwikłać zagadkę zabójstwa i ustalić jego sprawcę. W obu przypadkach obecny jest podobny schemat opowieści: historię widz poznaje z kilku punktów widzenia, stopniowo zdając sobie sprawę, jak złożona jest prawda i jak łatwo ferować wyroki.
- Munk był po realizacji dokumentalnego filmu "Kolejarskie słowo" i interesowała go w ogóle ta tematyka - wspominał Jerzy Stefan Stawiński w audycji Anny Fuksiewicz w Polskim Radiu. - Przeczytał mój scenariusz i rzucił klucz do tego, jak on by chciał to robić - że sprawa maszynisty Orzechowskiego powinna być opowiedziana z kilku punktów widzenia. Scenariusz oparliśmy na 3 relacjach, czasami znoszących się, czasami uzupełniających, dzięki czemu od razu stanął on na nogi - mówił scenarzysta.
REKLAMA
Posłuchaj
Tak powstała historia doświadczonego maszynisty, który po odesłaniu na przymusową emeryturę ginie pod kołami pociągu. Po tym wypadku toczy się śledztwo, w trakcie którego poznajemy kolejne zeznania świadków, a członkowie komisji próbują je zinterpretować. Powstałe w ten sposób wersje są skrajnie różne - od oskarżenia zmarłego o sabotaż po całkowite jego uniewinnienie.
Odwilżowy film
W owym czasie - połowie lat 50. - odwołanie się do zwykłej ludzkiej ułomności, zwrócenie uwagi na grę pozorów i w ogóle pokazanie kilku punktów widzenia sprawy było szokujące i przełomowe. Dotychczas obowiązujący socrealizm narzucał jedną wizję świata dzielącego się na dobrych komunistów i złych wrogów systemu. Pierwsi, walcząc z drugimi, nie mają nigdy wątpliwości, nie stosują żadnych półśrodków i zawsze wygrywają.
REKLAMA
Ten stan rzeczy zmienił się wraz z odwilżą 1956 roku, kiedy 3 lata po śmierci Stalina Polska pod rządami komunistów złagodziła swój kurs polityczny, a wraz z tym zrezygnowała z doktryny socrealizmu w sztuce.
- Munk dał szansę realizmowi socjalistycznemu, opowiadając historię starego maszynisty usuniętego z pracy w przebrzmiałej epoce stalinowskiej, przy pomocy estetyki realizmu socjalistycznego - mówił krytyk filmowy Tadeusz Lubelski w audycji Anny Fuksiewicz w Polskim Radiu. - Ale pokazał także w warstwie logiki fabularnej, logiki całej opowieści, jak ta estetyka była fałszywa, jak ona kłamała, opowiadając o świecie. Ten film pozostał do dziś czystym dokumentem, uczciwą rozprawą - demaskacją epoki stalinowskiej - dodawał.
Posłuchaj
REKLAMA
az
REKLAMA