45 lat temu siatkarze pod wodzą Wagnera zostali mistrzami olimpijskimi
- Interesuje mnie wyłącznie złoto - zapowiadał Hubert Wagner. 30 lipca, 45 lat temu, polscy siatkarze zdobyli mistrzostwo olimpijskie, po horrorze z ZSRR.
2021-07-30, 05:00
Hubert Wagner, „Kat”
W roku 1973 postanowiono zakończyć współpracę z dotychczasowym selekcjonerem polskiej reprezentacji, w piłce siatkowej mężczyzn. Pełniącego sześć lat tę funkcję, Tadeusza Szlagora, zastąpił „młody wilk” Hubert Wagner. W momencie obejmowania stanowiska miał 32 lata. Jako zawodnik brał udział w XIX igrzyskach w Meksyku, gdzie nasz zespól zajął piąte miejsce. Zmiana na pozycji trenera drużyny narodowej podyktowana była bardzo złym występem Polski na olimpiadzie w 1972 roku. Nasza reprezentacja, w fazie grupowej wygrała tylko jedno spotkanie, z Tunezją 3:0. W meczu o 9 miejsce pokonaliśmy Kubę także 3:0. Wagner rozpoczął pracę z dużego C. Już po roku zdobył, pierwszy w naszych dziejach, tytuł mistrza świata. Jednak metody pracy jakie wprowadził nie wszystkim się spodobały.
- Jest wszechwładny i zaślepiony. Jest pusty i dumny jak paw. Cóż za pyszałkowatość i pewność siebie. Traktuje podwładnych jak zwierzęta. Kocha się w sobie z absolutną wzajemnością. Czy władze nie wyczuwają jego dyktatorskich zapędów? Szkoda tych czternastu męczenników (...) On jest katem! - tymi słowy rozpoczynał się film dokumentalny „Kat” o Hubercie Wagnerze, przygotowany przez redakcję sport.tvp.pl.
Rzeczywiście metody współpracy z zawodnikami zdecydowanie odbiegały od przyjętych kanonów. Jednak mógł pochwalić się wynikami, których nikt przed nim nie osiągnął.
Na igrzyska jechaliśmy w roli faworyta
Po historycznym zwycięstwie, na czempionacie globu, nasza reprezentacja uważana była z głównego pretendenta do tytułu. Media obiegła wiadomość, że selekcjoner zapewnił, że przywiezie złoto. Jednak nie do końca tak było. Jeden z żurnalistów, po latach, ujawnił prawdę.
REKLAMA
- Mając zezwolenie Huberta na wykorzystanie tamtej rozmowy, troszeczkę jednak ją podkoloryzowałem. No i tak urodziło się sławne potem Wagnerowskie powiedzenie: "interesuje mnie wyłącznie złoto". On zresztą szybko uwierzył, że tak dosłownie powiedział - wspominał na łamach sport.tvp.pl dziennikarz Andrzej Nowożeniuk.
To były czwarte igrzyska, na których rozgrywano turniej siatkówki. Nigdy nie udało nam się dojść do strefy medalowej.
XXI olimpiada w kanadyjskim Montrealu
Wagner zabrał na zawody dwunastu zawodników. Aż połowa z nich występowała cztery lata wcześniej w Niemczech.
- Igrzyska olimpijskie są wydarzeniem naprawdę niesamowitym. Mają inną specyfikę, koloryt, te wydarzenia lekkoatletyczne i inne dyscypliny sportowe. Tam trzeba się umieć odnaleźć i właśnie skupić na swojej dziedzinie. Dlatego właśnie z tego tytułu turniej olimpijski jest tak trudny do wygrania - przyznał, nestor naszej drużyny, Edward Skorek, który miał okazję po raz trzeci uczestniczyć w zawodach, podając za polskieradio24.pl.
REKLAMA
Droga do finału była niezwykle ciężka. W pierwszym meczu z Koreą Południową przegrywaliśmy już 0:2. Jednak końcówka należała do nas. Wygraliśmy 3:2. Później przyszedł najłatwiejszy pojedynek, z Kanadą. Zakończył się zwycięstwem 3:0. O zajęciu pierwszego miejsca w grupie, miała zadecydować potyczka z Kubą. Znowu dwie pierwsze odsłony oddaliśmy przeciwnikowi. Dwie następne udało się rozstrzygnąć na naszą korzyść. O wszystkim decydował ostatni set.
- Oczywiście były w nas chwile zwątpienia. Choć siatkówka nauczyła, że nie ma rzeczy niemożliwych i z każdej sytuacji można wyjść obronną ręką. Łut szczęścia dopisał nam w spotkaniu z Kubańczykami, gdzie mieli piłkę meczową w górze, rozegraną na czystej siatce, a ich atakujący trafił w aut - wspominał uczestnik spotkania, Ryszard Bosek, na sport.tvp.pl.
Szczęście sprzyja lepszym, zwykło się mówić. I tak było tym razem. Zakończyliśmy tę partię 20:18.
Ostatni mecz grupowy rozegraliśmy z Czechosłowacją. Po oddaniu pierwszego seta, trzy następne wygraliśmy, kończąc pojedynek wynikiem 3:1. W półfinale trafiliśmy na Japonię. I jak to mieliśmy w zwyczaju znowu odbyła się pięciosetowa potyczka. Kończącą mecz osłonę rozstrzygnęliśmy na naszą korzyść.
REKLAMA
- Zabijaliśmy wszystkich kondycją, ale trudno się temu dziwić, skoro Wagner aplikował nam dawkę treningową godną Herkulesa. I kiedy przychodziło do piątego seta, nikt nam nie mógł podskoczyć - wspominał uczestnik tamtych zmagań, Zbigniew Zarzycki, na łamach "Przeglądu Sportowego".
30 lipca, 45 lat temu, odbył się finał turnieju olimpijskiego
Nasza reprezentacja, w czasie wszystkich dotychczasowych spotkań, spędziła na parkiecie ponad jedenaście godzin. Trzy, z pięciu pojedynków, kończyliśmy w piątej partii. A nasi przeciwnicy, główni faworyci do złota, drużyna Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, wszystkie swoje mecze wygrała 3:0. W sumie zajęło im to tylko pięć godzin. Wagner nakazał swoim zawodnikom, aby wszystkie piłki uparcie grali, na największą gwiazdę w drużynie Sowietów, Władimira Czernyszowa. Chciał aby go zmęczyć, tym samym pozbawić jego atutów.
- Ojciec miał rozpisane równo 1038 sposobów ataku Czernyszowa. Wiedział, że w trzecim secie jego skuteczność spada o kilkadziesiąt procent. Chodziło o to, aby grać jak najdłużej - stwierdził, syn selekcjonera, Grzegorz Wagner, w jednym z wywiadów na polsatsport.pl.
Jak zwykle w tym turnieju pierwszą partię oddaliśmy przeciwnikowi. W drugiej ZSRR prowadził już 6:10, ale na szczęście odrobiliśmy straty i zakończyliśmy seta zwycięstwem 15:13. Nasz przeciwnik zrewanżował się w trzecim, który wygrał 12:15. Najdramatyczniejsza była czwarta odsłona. Prowadziliśmy 14:12. Mieliśmy dwie piłki setowe. Jednak Rosjanie wyrównali i co gorsza zdobyli prowadzenie jednym punktem. Mieli piłkę meczową. Obroniliśmy ją. Jednak Sowieci ponownie doszli do głosu i serwowali na drugiego meczbola. I tym razem udało nam się wyjść obronną ręką. W tym momencie błysnął geniusz taktyczny Wagnera. W końcowej fazie tego seta błędy zaczął popełniać, zmęczony, Czernyszow. Wygraliśmy partię 19:17. W całym turnieju, w piątej odsłonie, nie było na nas mocnych. Ale początkowo to przeciwnicy wyszli na prowadzenie 0:4. Na szczęście to było wszystko na co było ich stać. Wyrównaliśmy stan seta na 7:7. Potem wypunktowaliśmy Rosjan. Zakończyliśmy pojedynek 15:7. I tak jak obiecywał Hubert Wagner, zdobyliśmy jedyne w naszej historii złoto olimpijskie.
REKLAMA
- Euforia była duża. My się cieszyliśmy, a oni zeszli z boiska niepyszni. Nawet nie przyszli nam zwyczajowo pogratulować po zakończeniu meczu. Byli zszokowani, bo prowadzili już 2:1 w setach i powinni nas wziąć na rzadko. Oni mieli wpajane to, że są najmocniejsi na świecie i na pewno muszą wygrać - mówił jeden z bohaterów tamtego pojedynku, Zbigniew Lubiejewski, w rozmowie z Rafałem Bieńkowskim na kierunektokio.pl.
Mecz trwał dwie godziny i 26 minuty. A oto bohaterowie tamtych wydarzeń:
Włodzimierz Stefański, Bronisław Bebel, Lech Łasko, Edward Skorek, Tomasz Wójtowicz, Wiesław Gawłowski, Mirosław Rybaczewski, Zbigniew Lubiejewski, Ryszard Bosek, Włodzimierz Sadalski, Zbigniew Zarzycki, Marek Karbarz.
- Łatwo jest zdobyć jeden medal, ale powtórzyć ten sukces jest bardzo trudno, bo to są często zupełnie inne warunki - mówił w rozmowie z Polskim Radiem, Edward Skorek, mistrz olimpijski z 1976 roku.
REKLAMA
AK
REKLAMA