Krwawa ofensywa Rosji. 110 tysięcy w ataku, tracą 45 osób na kilometr

- Letnia ofensywa Rosji koncentruje się na niewielkim obszarze. Ukraina zatrzymuje te zapiekłe ataki, darując czas Polsce - mówi portalowi PolskieRadio24.pl ukraiński pułkownik Serhij Hrabski. - Do ofensywy na głównym kierunku skierowano 110 tysięcy Rosjan, 10 tysięcy wypada zatem na około 10 km. Tracą 45 zabitych na kilometr. Moskwa ma nadzieję, że przebije się przez pozycje obrony, ale dalej czeka już niespodzianka Ukrainy - kolejna linia umocnień - opisuje wojskowy.

Agnieszka Kamińska

Agnieszka Kamińska

2025-07-15, 19:00

Krwawa ofensywa Rosji. 110 tysięcy w ataku, tracą 45 osób na kilometr
Krwawa ofensywa Rosji trwa już drugi miesiąc. Foto: Sztab Generalny Ukraińskich Sił Zbrojnych

Letnia ofensywa Rosji. Jeden główny kierunek, Moskwa płaci za niego krwawą cenę

Wojska rosyjskie nasilają ofensywę we wschodniej Ukrainie. Rosjanie najsilniej uderzają w pobliżu Konstantyniwki i na granicy z obwodem dniepropietrowskim. Chcą przedrzeć się przez front przede wszystkim kierunkach pokrowskim i nowopawłiwskim. Tu koncentruje się ofensywa Rosji. Trwa ona już dwa miesiące.

Są doniesienia o możliwych nowych kierunkach ofensywy, na przykład o tworzeniu strefy buforowej w obwodzie charkowskim. Większość takich ataków to jednak tylko próba odwrócenia uwagi i rozproszenia wojsk ukraińskich.

Sytuacja na froncie

Zbieżną ocenę przedstawia portalowi PolskieRadio24.pl ukraiński pułkownik rezerwy Serhij Hrabski. - Wróg nie zmienia tempa ofensywy i nadal stara się wywierać presję na główny kierunek, który sam sobie wyznaczył. To jest kierunek doniecki. Jednak Rosja nie osiąga poważnych rezultatów na tym kierunku, mimo szaleńczej presji - mówi wojskowy.

Ukraińskie dowództwo zakłada, że Kreml skoncentrował się obecnie głównie i tak naprawdę tylko na Doniecku. W innych punktach mają miejsce przede wszystkim działania odwracające uwagę. Chodzi o to, by Ukraina nie mogła skupić wojsk w jednym punkcie frontu, a rozpraszała siły na długiej linii granicy, w różnych jej punktach.

Bo to właśnie na kierunku pokrowskim znajduje się około 110 tysięcy żołnierzy Rosji - wskazuje wojskowy.

Na każde dziesięć kilometrów wróg ma dziesięć tysięcy żołnierzy, czyli mniej więcej dwie brygady - mówi płk Serhij Hrabski.

Na to liczy Rosja, ale Ukraina to przewidziała

Rosjanie wywierają zatem największą presję w tym kierunku, próbując przełamać obronę. A ich przewidywania są takie, że przełamią linię obrony i znajdą się na przestrzeni operacyjnej, ale to chybione nadzieje, dodaje wojskowy.

Bo Ukraina rozumie już do czego dąży Rosja, i w głębi terytorium tworzone są pozycje nowe obronne, wyjaśnia. - W ten sposób nieprzyjaciel przełamuje jedną pozycję, tracąc średnio czterdziestu pięciu zabitych na kilometr - i natrafia na nowe umocnienia. A to przeradza się w takie przeciągające się krwawe walki - dodaje.

- Faktycznie, to już dwa miesiące tzw. rosyjskiej ofensywy wiosenno-letniej. I można wyciągnąć pewne definitywne wnioski, że ta ofensywa nie powiodła się Rosji i Moskwa nie odniosła ona ani jednego, nawet operacyjnego, taktycznego zwycięstwa podczas tej kampanii - wskazuje nam wojskowy.

I dlaczego ważne jest, aby to zrozumieć? Rosja nie osiąga żadnych poważnych sukcesów na froncie i stara się zwiększyć presję na zaplecze, na miasta i wsie, przeprowadzając tam zmasowane uderzenia dronami i rakietami - wskazuje nasz rozmówca.

Jednocześnie Rosja stara się uniemożliwić koncentrację na głównym odcinku frontu, czyli na kierunku donieckim.

Wojskowy dodaje, że ma też miejsce ostrzał ukraińskich terytoriów, na których nie ma wciąż żadnej linii frontu - chodzi o ataki na granicach obwodu czernihowskiego, sumskiego i na części obwodu charkowskiego. Jednak Ukraina odwzajemnia Rosji takie ataki o niskiej intensywności w niespodziewanych miejscach.

Pułkownik mówi, że Rosja przestawiła się na krwawą, w dosłownym tego słowa znaczeniu, taktykę konfrontacji pozycji ukraińskich z siłami piechoty. Nie używa masowo sprzętu. A to znaczy, jak mówi, że wróg jest zmuszony do użycia sprzętu w dozach. - Nie chce zostać bez sprzętu, bo obecnie tempo jego odzyskiwania nie nadąża za stratami, jakie dzisiaj ponosi armia rosyjska. Koniecznie trzeba to rozumieć - zaznacza.

Wygląda na to, że armia rosyjska ugrzęzła w walkach na Ukrainie do tego stopnia, że nie można mówić o ewentualnym rozmieszczeniu w najbliższym czasie wojsk i sprzętu armii rosyjskiej na innych odcinkach frontu w celach ofensywy - mówi pułkownik.

-  W ten sposób siły obronne Ukrainy dają krajom bałtyckim, Polsce i Europie dodatkowy czas na przygotowanie - zaznacza płk Serhij Hrabski.

-  I trzeba to jasno zrozumieć, dopóki na terytorium Ukrainy toczą się aktywne działania wojenne, dopóki armia ukraińska stawia opór agresorowi i przeprowadza kontruderzenia, nie może być żadnej wojny, żadnej agresji militarnej na kraje bałtyckie, na Polskę. Dzisiaj, według naszych szacunków, dziewięćdziesiąt procent sił  lądowych Federacji Rosyjskiej jest w taki czy inny sposób powiązanych z wojną w Ukrainie. Po prostu nie mają czego przenosić na inne obszary - mówi.

To jednak nie znaczy, że można się zrelaksować. Bo Moskwa już się przygotowuje do kolejnej agresji.

- Jednak rozwijają teraz infrastrukturę wojskową, która zgodnie z ich planem, gdy Ukraina przestanie stawiać opór, pozwoli im prowadzić aktywne działania wojenne przeciwko krajom bałtyckim, przeciwko Polsce. Takie są perspektywy, ale jeszcze nie w tym roku - dodaje. Dotyczy to np. obwodu królewieckiego.

Jak mówi wojskowy, trzeba ten czas wykorzystać, by przygotować obronę.

Ukraina, jak zaznacza pułkownik, realizuj obecnie taktykę nalotów na obiekty na terytorium wroga. Atakuje od pewnego czasu ważne przedsiębiorstwa wojskowe, magazyny wojskowe i infrastrukturę krytyczną, która pozwala prowadzić wojnę.

Siły obronne Ukrainy uderzyły i wysadziły w powietrze gazociąg na Półwyspie Jamalskim, który zapewniał  paliwo przedsiębiorstwom kompleksu wojskowo-przemysłowego na Uralu - wskazuje wojskowy. Dodaje, że to ważne osiągnięcie.

Rosja traci swoje zasoby na wojnie w Ukrainie i obecnie nie potrafi ich odnawiać

Pułkownik zwrócił też uwagę na informacje szefa ukraińskiego wywiadu wojskowego, że Korea Północna zaspokaja 40 procent zapotrzebowania Rosji na amunicję artyleryjską, co sugeruje, że pomimo wzrostu tempa produkcji Federacja Rosyjska nie jest w stanie zaspokoić potrzeb swojej armii . To też sugeruje również, że wszystkie zasoby Rosji są obecnie wciągane w wojnę z Ukrainą.

Jeśli nic się nie zmieni - i jeśli to dobra ocena sytuacji- na razie Rosja nie może ruszyć na inny kierunek, do Polski. Ale podkreśla, że to nie może uśpić Polski, państw bałtyckich. Muszą się zbroić - wszyscy powinni to rozumieć, tłumaczy.

- Nie oznacza to jednak, że kraje bałtyckie i Polska powinny zaprzestać prowadzenia intensywnych działań szkoleniowych w celu odparcia ewentualnej agresji - wskazuje wojskowy. Jak mówi, Rosja już się szykuje do takich planów, m.in. prowadząc walkę elektroniczną i gromadząc powoli zasoby w obwodzie królewieckim.

- Jeśli chodzi o dalszą agresję Rosji, wszystko jest możliwe. Przestrzegam Polskę - mówi wojskowy.

Co dalej będzie działo się na froncie?

Płk Hrabski uważa, że jeśli chodzi o działania na terenie obwodu dniepropietrowskiego, to Rosja może zdobyć małą jego część, i stworzyć tam swego rodzaju przyczółki, punkty oporu.

Jak mówi może tak się zdarzyć, bo  przewaga Rosji nad ukraińskimi siłami obronnymi to średnio 3-4 razy więcej sił, a w rejonach koncentracji głównych uderzeń  Rosja ma nawet 5-6-krotną przewagę.

Jednak, jak mówi, nie jest tak, że wróg ma zdolność do prowadzenia głębokich operacji manewrowych. - Dlatego najprawdopodobniej, jeśli przebije się oczywiście przez obwód dniepropietrowski, założy tam przyczółki, aby zabezpieczyć swoje flanki. Ale jego główny cios będzie kontynuowany w kierunku donieckim - przewiduje pułkownik Hrabski. Zaznacza, że choć w prasie rozważa się możliwości natarcia wroga w obwodzie zaporoskim lub w obwodach sumskim lub charkowskim, to na razie Rosjanie nie mają do tego wystarczających sił i środków.

-  Mogą prowadzić jakieś taktyczne operacje bojowe, mogą próbować poprawić swoją pozycję taktyczną. Jednak nie widać takich sił i środków wroga, które byłyby w stanie przeprowadzić operacje ofensywne na dużą skalę, o dużej głębokości, z przełamaniem ukraińskiej obrony, czy na 40-60 kilometrów w głąb terytorium Ukrainy - wskazuje nam ukraińskich wojskowy.

Duże straty Rosji

Jak zauważa nasz rozmówca, Ukraina jest gotowa do obrony. - Ale mamy także problemy z kompletowaniem naszych szeregów, o tym także trzeba mówić - zaznacza.

- Rosja ponosi wielkie straty. Mówimy jest o 100 tysiącach strat wroga tylko w ciągu ostatnich trzech miesięcy, to mówimy też odpowiednio, że jest to co najmniej 30-40 tysięcy strat ukraińskich sił obronnych - ocenia wojskowy.

Jak zaznacza wojskowy, dlatego tak ważna jest kwestia zaopatrzenia Ukrainy w broń dalekiego zasięgu, a także dostarczenie większej ilości pojazdów opancerzonych. I kluczowe są przez cały czas uderzenia w głąb terytorium Rosji w celu zniszczenia rosyjskich rezerw, rosyjskiej logistyki daleko od linii frontu.

- Robimy to, zaostrzamy ciosy, ale potrzebujemy ich coraz więcej i więcej - dodaje.

Ataki na ukraińskie miasta

Pułkownik Hrabski zaznacza, że tylko w ciągu ostatniego tygodnia,  Kijów doświadczył trzech zmasowanych ataków. Jednak ukraińska obrona powietrzna zapewnia co najmniej 85-procentowy poziom przechwytywania i niszczenia celów powietrznych - ocenia.

Do tego około połowy dronów wystrzeliwanych na terytorium Ukrainy to fałszywe drony, są to drony symulatory. - Wydaje się, że Rosja poważnie zwiększyła intensywność uderzeń, ale w rzeczywistości mamy, w stosunku do zadeklarowanej liczby, niewielką liczbę środków uderzeniowych - wnioskuje.

Wskazuje, że w największym ataku, gdy Rosja użyła 741 dronów i pocisków, z  których 728 zostało przechwyconych, to całkowity efekt uderzenia wyniósł 500 kg materiałów wybuchowych. To niewiele - dodaje.

Zaznacza, że także atak na Lwów nie przyniósł bardzo poważnych strat. Pułkownik wyraża jednak obawę, że jeśli Ukraina nie stawi oporu Rosji, to naród polski spotka się z takim samym terrorem, z setkami dronów. - Z jedną tylko różnicą. Nie macie takich sił w obronie powietrznej. Polska musi zatem przygotować się już teraz - zaznacza.

Czytaj także:

Źródło: PolskieRadio24.pl/Rozmawiała Agnieszka Kamińska

Polecane

Wróć do strony głównej