Pospieszalski nie podoba się Schetynie?
Z TVP znika program Jana Pospieszalskiego "Warto rozmawiać". Dziennikarz przyznaje, że program jest ofiarą przywracania w TVP "politycznej poprawności".
2011-01-05, 05:40
- (…) Celowo tworzy się wokół nas taką atmosferę. To działa jak maszynka. Komisja etyki TVP tworzy o "Warto rozmawiać" raport, raport nagłaśnia "GW", potem pisze o tym Magdalena Środa, przez dwa dni wałkuje to TOK FM i tworzy się atmosferę, że z programem jest jakiś problem – mówi w "Rzeczpospolitej" Pospieszalski. Przyznaje jednocześnie śnie, że program "Warto rozmawiać" był inny od wszechobecnego standardu. - Mówi się, że inność to zaleta... W sensie komercyjnym na pewno to prawda. I nagle okazuje się, że trzeba go ostrzyc, przyfastrygować, wykastrować. Dlaczego? W imię politycznej poprawności? W imię koniunkturalnych interesów? Czy może – bo Grzegorzowi Schetynie się nie podoba? - pyta retorycznie dziennikarz.
Zdaniem Jana Pospieszalskiego nie chodzi o "niedostatki" programu, a TVP podjęły żadnych działań, aby podnieść jego marketingową wartość - Wygląda na to, że poszedł komunikat, aby nas zlikwidować. Mówiło się, że telewizja publiczna jest upolityczniona, a takie akcje jak decyzja w naszej sprawie to kliniczny przykład upolitycznienia – przyznaje Pospieszalski.
Jak rozmawiać
Jan Pospieszalski ubolewa nad poziomem dyskusji w mediach. - Okazało się, że żyjemy w kraju, w którym odpowiedzią na jakikolwiek argument strony przeciwnej może być powiedzenie, że Jarosław Kaczyński chodzi z pochodnią po Krakowskim Przedmieściu albo że Donald Tusk jest ruskim czy niemieckim agentem. Przecież to paraliżuje wszelki dialog, np. na temat planu konwergencyjno-dyfuzyjnego rozwoju Polski ministra Boniego, a nawet na temat stanu PKP – mówi Pospieszalski
Trudny film
Odnosząc się do filmu Ewy Stankiewicz "Solidarni", Jan Pospieszalski powiedział, że to "świetny poruszający film". - Ten film może i miał niedoróbki. Ale pokażcie te lepsze filmy o tym, co się działo przed pałacem. Nikt ich nie pokaże, bo ich po prostu nie ma. Nikt poza nami nie poważył się na zrobienie filmu dotyczącego tego, co po 10 kwietnia działo się na Krakowskim Przedmieściu. A na całym świecie dokumentaliści, rasowi publicyści, filmowcy i nadawcy szukają przecież takich sytuacji, stają na uszach, by pokazać ludzi w sytuacjach ekstremalnych, w stanie silnych emocji. Swoisty bojkot tego tematu przez twórców i nadawców też pokazuje coś istotnego, dotyczącego polskiej debaty publicznej – powiedział Pospieszalski.
REKLAMA
rk
REKLAMA