Katar po grecku, czyli wszystko na sprzedaż. Felieton Miłosza Manasterskiego

Sprawa Evy Kaili to poważny problem nie tylko dla Parlamentu Europejskiego, ale i dla polskiej opozycji, której doktryną jest budowanie w wyborcach przekonania, że "bezinteresowni i obiektywni eurokraci" walczą o nasze dobro ze "złym polskim rządem".

2022-12-15, 10:16

Katar po grecku, czyli wszystko na sprzedaż. Felieton Miłosza Manasterskiego

Aż 98% Greków uważa, że korupcja w ich kraju jest powszechna. Jednak dla wielu entuzjastów europejskiego federalizmu afera greckiej wiceprzewodniczącej Parlamentu Europejskiego jest niemal szokiem. Bruksela miała bowiem kojarzyć się nam z wzorcem demokracji, czystymi rękami bezinteresownych polityków i stanowić antidotum na różne bolączki polityki krajowej. Tymczasem okazało się, że Bruksela nie tylko nie potrafi przeciwdziałać korupcji, ale wręcz wynosi ją na znacznie wyższy poziom, dając politykom możliwości, jakich nie mieliby, pozostając w swoich rodzinnych stronach.

Kryzys wizerunkowy, jaki wywołało sprawne działania belgijskiej policji, będzie miał rozległe konsekwencje, zwłaszcza że sprawa jest rozwojowa. Co najmniej do końca mundialu w Katarze sprawa greckiej polityk będzie wracać na pierwsze strony gazet i portali. Kolejne dni mogą przynieść kolejne odkrycia i poszerzenie kręgu podejrzanych, który sięga nawet do Polski. Temat naszego kraju przewija się zresztą w tej sprawie od początku. Eva Kaili, należąca do eurolewicy, wiodła prym w "walce o praworządność" w naszej ojczyźnie i postulowała zastosowanie wobec Polski rozlicznych kar i sankcji. Jednocześnie zaś Greczynka wychwalała islamską monarchię absolutną, jaką jest organizator tegorocznych mistrzostw świata w piłce nożnej. Wedle zapewne znanej Kaili arystotelesowskiej "Polityki" jest to czysta tyrania! W Katarze nie ma nawet parlamentu ani legalnych partii politycznych, nie wspominając o równouprawnieniu. Na takie sprawy, jak widać, można jednak nie zwracać uwagi, jeśli zostanie się zaopatrzonym w odpowiednią ilość gotówki.

Niemieckie media natychmiast wyraziły przerażenie faktem, że kryzys w europarlamencie wydarzył się właśnie wtedy, kiedy instytucje unijne próbują docisnąć Polskę w sprawie tzw. praworządności. Z kolei minister Szymon Szynkowski vel Sęk uznał, że moment jest rzeczywiście doskonały, by doprowadzić do porozumienia w sprawie uruchomienia KPO.

Katarskie pieniądze skutecznie wytrąciły broń z ręki brukselskich moralistów. Dzisiaj to także ogromny problem dla polskiej opozycji, która od lat buduje swoje poparcie na koncepcji zagrożenia demokracji w naszym kraju. To w zasadzie jedyny wkład "intelektualny" w nasze życie społeczne Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej, Polski 2050, Komitetu Obrony Demokracji i ich pomniejszych politycznych sojuszników. Budząc lęk przed "autorytarnym" rządem Prawa i Sprawiedliwości, jako jedyną receptę proponowali Polakom coraz większe podporządkowanie się Brukseli, zastępowanie naszych instytucji europejskimi, włącznie z wymianą narodowej waluty na euro.

REKLAMA

Opozycja nie zna żadnego innego przepisu na polskie bolączki, te prawdziwe (i te przez nią urojone), poza doktryną naśladownictwa i podporządkowania Brukseli. To zaś oznaczałoby, że wyjdziemy na tym jak Zabłocki na mydle, bo skoro mały Katar może sobie kupić Parlament Europejski, to co dopiero potężne Chiny czy grożąca atomem Rosja? Ten drugi kraj, rządzony przez agentów KGB przechrzczonego na FSB, od zawsze w swojej polityce zagranicznej stosował doktrynę korupcji i zastraszania. Już dzisiaj głośno wyrażane są opinie, że środki, które Moskwa "zainwestowała" w europejskich polityków, wielokrotnie przewyższają te wytransferowane przez Dohę. Zapewne sumy znalezione przy Kaili bledną w porównaniu z tymi, które znalazły się na kontach polityków budujących "partnerskie relacje Federacji Rosyjskiej z UE" i opowiadających się za prowadzeniem z nią rozległych i głębokich interesów, wbrew zdrowemu rozsądkowi, etyce i instynktowi samozachowawczemu. Czy można naiwnie wierzyć, że w chwili próby brukselska elita nie sprzeda Polski, Litwy, Łotwy czy Estonii temu, kto dostarczy odpowiednie ilości gotówki?

Dzisiaj nawet wyborcy krytyczni wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości widzą, że opozycja, demontując państwo i opierając nasze bezpieczeństwo, ekonomię i istnienie wyłącznie na unijnych instytucjach, tworzy przepis na katastrofę. Także dlatego, że właśnie za sprawą rządów PiS korupcja w Polsce jest dzisiaj zjawiskiem marginalnym i skutecznie ściganym, a poważniejsze problemy z nią można przypisać nie partii rządzącej, ale opozycji. Tu jednak warto dostrzec istotną różnicę między działaniem Parlamentu Europejskiego a rządzonego przez opozycję Senatu RP. Niechroniona przez immunitet grecka eurodeputowana mogła zostać aresztowana przez policję. Pomimo obowiązującego przecież domniemania niewinności koledzy z partii natychmiast się jej pozbyli, europarlament zaś przygniatającą większością głosów pozbawił ją od razu funkcji wiceprzewodniczącej.

Czy te działania będą inspiracją dla naszych euroentuzjastycznych polityków opozycji? W Polsce marszałek Senatu Tomasz Grodzki już ponad 630 dni chowa się za immunitetem, ciesząc się przynależnością do Platformy Obywatelskiej. Jego kolegom z wielopartyjnego paktu senackiego nawet do głowy nie przyjdzie sprawić, żeby przynajmniej przestał pełnić funkcję trzeciej osoby w państwie. Czy to dlatego, że w przeciwieństwie do europejskiej lewicy polska opozycja nie martwi się o swój wizerunek, bo nie wierzy w możliwość zwycięstwa w kolejnych wyborach?

Miłosz Manasterski

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej