Unia Europejska w łapach rosyjskiego niedźwiedzia. Felieton Miłosza Manasterskiego

Niech nas nie zwiedzie to, że kremlowska propaganda bywa tępa i niedorzeczna jak fałszywa mapa pogody w Polsce, którą ostatnio pokazywano w internecie. Rosja potrafi również prowadzić bardzo finezyjne gry, w których aktorami są czołowi europejscy politycy.

2023-02-01, 13:49

Unia Europejska w łapach rosyjskiego niedźwiedzia. Felieton Miłosza Manasterskiego
To właśnie między Rosją i Niemcami toczy się w Unii Europejskiej rozgrywka. Foto: Novikov Aleksey/Shutterstock

Dlaczego z taką zaciekłością Parlament Europejski zwalczał rząd Prawa i Sprawiedliwości, zanim ten zdążył nawet zacząć realizować swój program? Dlaczego greccy albo włoscy eurodeputowani z takim zaangażowaniem zajmowali się sprawami, które w innym europejskim państwie pozostawały w gestii władz kraju? Dlaczego przez siedem lat Parlament Europejski wykazywał tak dalece idącą odporność na prawdę i realną sytuację w naszym kraju – jednej z najbardziej liberalnych demokracji na świecie?

Oczywiście można doszukiwać się wielu powodów politycznych. Rządząca w Unii Europejskiej lewica nie chce współpracować z konserwatywnymi rządami. W swoim obłędzie PE żądał nawet od Stanów Zjednoczonych przyjęcia jego wizji (całkowitej liberalizacji prawa aborcyjnego). Żądał też (i żąda) nieograniczonej niczym migracji do Europy, nie licząc się z jej gigantycznymi kosztami, zagrożeniami i trwałymi zmianami demograficznymi. Fanatyzm ekologiczny, promigracyjny i obyczajowy zagościł na dobre w Strasburgu i Brukseli. Ale dziwnym trafem ostrze różnych rezolucji skierowane było przede wszystkim przeciwko Polsce.

Unia Europejska przez ostatnie lata nie poświęcała niemal wcale uwagi realnym problemom praw człowieka w Rosji, Chinach, na Białorusi czy w krajach arabskich. Nawet jeśli zdarzały się głosy krytyczne, to nie stanowiły one żadnej przeszkody do rozwijania z tymi krajami stosunków dyplomatycznych i intensywnego handlu. Nie zmieniły tego nawet krwawo stłumione protesty przeciwko Łukaszence i kolejne wojny Rosji. Jeśli przyjrzeć się unijnym statystykom, to najwięcej zagrożeń dla rządów prawa i praw człowieka Komisja Europejska i Parlament Europejski dostrzegają nie w autorytarnych reżimach, ale w Polsce!

Problemu nie da się dłużej ukrywać ani pudrować. – My widzimy pewną część, która dzieje się w PE, a od wielu lat mówi się o nieprzejrzystym procesie w Komisji Europejskiej: powstawania projektów prawa, aktów wykonawczych tych przepisów; wiele norm bardzo szczegółowych – czy uznać coś za owoc, czy nie, czy uznać coś za pewien rodzaj towaru i oskładkować w ten sposób czy inny. To ogromne pieniądze – mówił rzecznik rządu Piotr Müller w programie TVP Info.

REKLAMA

Czytaj także:

Ten koszmar trwa. W Parlamencie Europejskim lista przewin rządu polskiego i popierających go Polaków wydłuża się z każdym tygodniem. A przecież jeśli przyjrzeć się sylwetkom większości polityków europejskich angażujących się w niszczenie naszego kraju i jego reputacji, to nie są to wcale ekstremiści. To raczej ludzie pragmatyczni do bólu, sprytni życiowo, oszczędni w wysiłkach i skupieni na swojej karierze. Nie jeżdżą od kraju do kraju i nie tropią wszędzie odstępstw od tzw. unijnych standardów. Za to wyjątkowo chętnie debatują o Polsce.

Jeśli uznamy istnienie dodatkowego czynnika, który aktywizował europejskich polityków do gry przeciwko Rzeczpospolitej, sprawa staje się jasna. Europoseł PiS Tomasz Poręba nie ma wątpliwości: – Polska była atakowana pieniądzem rosyjskim, to jest moja teza, a wykonawcy byli w PE, pełnili funkcje europosłów - stwierdził w rozmowie z TVP Info Tomasz Poręba.

Wszystko stanie zrozumiałe, jeśli spojrzymy na europarlament jako salę koncertu mocarstw. Scenę opuściła Wielka Brytania, jak wielu spekuluje z dużym wsparciem dla separatystów ze strony Kremla oraz milczącą aprobatą Niemiec. Więcej o tym wiedziałby Donald Tusk, pełniący w czasie brexitu rolę Przewodniczącego Rady Europejskiej. Bez Londynu w europejskim koncercie bierze dalej udział Paryż, który wydaje się jednak tylko czekać na swoją partię solową. Tymczasem teraz w UE słychać wyłącznie niemiecką orkiestrę, której towarzyszy za kulisami chór Armii Czerwonej.

REKLAMA

To właśnie między Rosją i Niemcami toczy się w Unii Europejskiej rozgrywka. I zapewne Rosjanie, pozostając oczywiście w ukryciu, mieli w ostatnich latach więcej do powiedzenia w polityce europejskiej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Plan był dość prosty. Formalne przywództwo w UE miało znaleźć się rękach Niemców, sprawnie centralizujących Europę (mają to wpisane nawet do umowy koalicyjnej rządu). Niemiecka cywilizacja wsparta przez rosyjskie surowce miała tworzyć polityczną rzeczywistość naszej części świata. I nie przeszkadzało wcale Berlinowi, że umocniona przez "ojro" Rosja buduje armię i staje się coraz bardziej agresywna. Oswojony rosyjski niedźwiedź miał zastąpić w systemie europejskiego bezpieczeństwa Stany Zjednoczone. A to, że niedźwiedź gryzie, oznacza tylko większy respekt dla tego, kto trzyma go na krótkiej smyczy.

Wiele jednak wskazuje na to, że niedźwiedź sam zaczął kręcić tymi, którzy mieli trzymać smycz. Państwo bez przejrzystego budżetu, z ogromną ilością europejskiej gotówki i narodem w milczeniu aprobującym bardzo niski poziom życia, miało ogromne możliwości "współpracy" z europejskimi politykami. Do tanga trzeba dwojga, ale długo nie trzeba było szukać, patrząc na zdjęcia Evy Kaili i Iwana Sawwidisa, które pokazał europoseł PiS Dominik Tarczyński. – Przypomnę, że Kaili została określona przez Financial Times "inside women", czyli wtyczką. De facto nazwano ją agentem. Tu nie chodziło tylko o korupcję. Przez lata bratała się z Rosjanami, a sama składała wniosek o uruchomienie artykułu 7. przeciwko Polsce, który miał zamrozić unijne środki dla naszego kraju – mówił w TVP Info Dominik Tarczyński.

Czytaj także:

Od samego początku upublicznienia Katargate europoseł Tarczyński alarmuje, że rezolucje i inne akty agresji przeciwko Polsce były sponsorowane. Dowody poszlakowe już istnieją – Rosja traktuje Polskę jako strefę wpływów, którą jest od wieków gotowa podzielić się (nawet dosłownie) tylko z Niemcami. Ten podział może miękki i nieostry lub twardy i zaznaczony na mapie poprzez słupy graniczne. W ostatnich latach Rosjanie preferowali ten pierwszy model, w którym „przyjazny rząd w Warszawie” akceptujący Rosję "taką, jaka ona jest" płaci haracz za gaz i ropę oraz wpuszcza oligarchię w kluczowe obszary biznesowe. Jednocześnie ten sam rząd rozbraja i osłabia polską armię oraz osłabia związki militarne z USA, co było postulatem oficjalnie zgłoszonym wprost przez Putina przed pełnoskalową agresją na Ukrainę (w zamian za wycofanie wojsk z Ukrainy NATO miało się cofnąć do granic sprzed 1997 roku, czyli opuścić m.in. Polskę i kraje bałtyckie).

REKLAMA

Polska pod rosyjskim protektoratem mogła być jednocześnie zasobem taniej siły roboczej dla Niemiec, pozostając "administracyjnie" w Unii Europejskiej. Dla rosyjskich oligarchów przejmujących w Polsce interesy uczestnictwo naszego kraju w UE to korzyści w dostępie do rynków. Rosyjski biznes docenia Cypr czy Holandię i na pewno dobrze poczułby się także w Polsce. Jak mówią Rosjanie: "Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica". Ci sami rosyjscy biznesmeni chętnie kupowaliby montowane w Polsce niemieckie limuzyny. Rosyjsko-niemieckie interesy w obszarze gospodarczym da się pogodzić, ponieważ Rosja nie konkuruje z Niemcami w obszarze wysokich technologii.

Baliśmy się podporządkowania Niemcom, traktując je jednocześnie jako lepszy wybór od podporządkowania Rosji. Niewielu przyszłoby na myśl, że w praktyce może to oznaczać, że i tak wpadniemy w rosyjskie ręce. Na pewno nie o to chodziło Polakom tak entuzjastycznie nastawionym do Unii Europejskiej.

Miłosz Manasterski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej