Eksperci: wzrosty płac czy premie inflacyjne nie pomogą w walce z inflacją
Wzrost kosztów utrzymania w gospodarstwach domowych wynika z inflacji, na którą składają się czynniki zewnętrzne. Pomoc państwa z okresu pandemii spowodowała, że i tak jest zbyt dużo pieniądza na rynku. Dlatego oczekiwanie przez pracowników dodatkowy "premii inflacyjnych" nie jest dobrym rozwiązaniem - mówili goście audycji "Rządy Pieniądza": Marek Kłoczko, prezes Krajowej Izby Gospodarczej i Adam Ruciński, prezes spółki BTFG.
2023-02-02, 10:00
Goście audycji odnieśli się do badań firmy Randstad przeprowadzonych wśród pracowników z niemal całego świata, w których twierdzili oni że oczekują przyznawania im comiesięcznej "premii inflacyjnej" od pracodawców. W Polsce powiedziało tak 54 proc. pytanych, a w innych krajach średnio 41 proc. uzasadnieniem miałaby być pomoc pracodawców w sprostaniu zwiększonym kosztom utrzymania.
Polscy pracownicy rzadziej oczekują dopłat do dojazdów do pracy czy refinansowania kosztów zużycia np. energii podczas pracy zdalnej. Chciałoby tego ok. 22 proc. pytanych. Natomiast ponad 80 proc. ankietowanych oczekuje elastycznych godzin pracy, zaś 68 proc. możliwości wyboru miejsca jej wykonywania. Tylko 22 proc. badanych w Polsce stwierdziło, że brak tej elastyczności może decydować o tym, że odeszliby z pracy.
Rynek pracy stabilny, ale nie w każdej branży
- Na rynku pracy zachodzą teraz niekonwencjonalne zjawiska. BAEL podał, że bezrobocie w Polsce to tylko 2,9 proc. To jednak dotyczy wielkich i średnich firm, a do tego nie patrzymy tu na zróżnicowanie branżowe a tu różnice rosną. Jest to związane z sytuacją postpandemiczną, a teraz z wojną. Tak jest na świecie, ale też w Polsce. Np. branża meblarska nie dostaje płyt z Białorusi czy Rosji. W budownictwie już są zwolnienia, a jeszcze niedawno był brak rąk do pracy. Dlatego wprowadzanie jakiejkolwiek jednolitej premii inflacyjnej, nie ma ekonomicznego sensu. Jeśli firma czy branża są zagrożone to ja, im narzucać zwiększanie płac – analizował Marek Kłoczko.
W jego opinii należy sobie zadać pytanie czy na koniec pracownik, który domaga się podwyżki czy dodatkowych premii w ogóle będzie miał pracę.
REKLAMA
Dodatkowe pieniądze to dodatkowa inflacja
Adam Ruciński zwrócił uwagą, że dodatkowe wynagrodzenia to więcej pieniędzy na rynku, co sprzyja przedłużaniu okresu występowania wysokiej inflacji.
- W ostatnich latach widzimy prospołeczne procesy polegające na dzieleniu się dużych, bogatych pracodawców z biedniejszymi. To oznacza wyższe wynagrodzenia, premie, nagrody. Jednak co do samej premii inflacyjnej to jestem jej zdecydowanym przeciwnikiem. Jeżeli firma ma się dobrze, może podwyższać wynagrodzenia, ale nie dodatkowe "premie inflacyjne". Na naszą inflację składają się bowiem Covid-19 i wojna w Ukrainie, a w efekcie wysokie ceny surowców i pomoc państwa dla obywateli. Miliardy złotych trafiły na rynek, co też częściowo wywołało wysoką inflację. Jest dużo pieniądza na rynku więc jeszcze kolejne tylko wywołają efekt kuli śnieżnej i za rok znowu będziemy mieć wysoką inflację – argumentował Adam Ruciński.
Obniżenie cen gazu dla piekarni
Eksperci z KIG i z BTFG odnieśli się też do zapowiedzi premiera ograniczenia cen gazu dla piekarni i cukierni do 200 zł 17 groszy za megawatogodzinę. Mogli tak planować swoje wydatki na gaz od kwietnia, a dopłacić do ceny tego surowca miałoby państwo, jak powiedział premier "z naszych zasobów".
Adam Ruciński pytał dlaczego piekarnie i cukiernie otrzymały takie wsparcie, a dlaczego inne firmy, które też mają duże wydatki na gaz już nie. Jego zdaniem na gospodarkę trzeba patrzeć całościowo, a nie przez pryzmat jednej branży.
REKLAMA
Marek Kłoczko mówił, że przedsiębiorcy "gubią się już w wyszukiwaniu form pomocy zamiast poświęcać czas na prowadzenie biznesu a to nigdy nie jest dobrze".
Generalnie ekonomiści zaznaczyli, że trzeba jeszcze poczekać na klucz, szczegóły i zasięg przedstawionego przez premiera rozwiązania.
Audycję prowadziła Anna Grabowska, zapraszamy do jej wysłuchania.
REKLAMA
Posłuchaj
PR24/Anna Grabowska/sw
REKLAMA