Stop agresywnemu lobby LGBT. Nie uwierzysz, kto na ulicach i w sieci protestuje przeciw propagandzie gender

Czerwiec jako miesiąc "dumy" dla grup LGBT staje się tematem coraz szerszych dyskusji, a ostatnio także protestów. Do głośnych wystąpień przeciw wykorzystywaniu szkół w procesie ideologizacji i indoktrynacji dzieci i młodzieży agendą gender dochodzi w różnych miejscach Europy i świata. Ostatnio działo się tak w USA i w Holandii, gdzie przeciw nachalnej promocji transseksualizmu protestowali również homoseksualiści i... streamerzy najpopularniejszych gier online.

2023-06-16, 14:44

Stop agresywnemu lobby LGBT. Nie uwierzysz, kto na ulicach i w sieci protestuje przeciw propagandzie gender
Protesty anty-LGBT w Glensdale w USA. Foto: DAVID SWANSON / Reuters / Forum

W Niderlandach do głosu dochodzą grupy, które wskazują na konieczność racjonalnej dyskusji o seksualności. Po latach promocji zarówno seksualnej wolności, jak i wspierania szerokiego otwarcia na nieheteronormatywność, rośnie troska o najmłodszych.

Poważną dyskusję, która wciąż trwa w Holandii, wywołały protesty anty-gender, w których udział wzięli przedstawiciele i członkowie organizacji zrzeszających homoseksualistów. Wśród nich znalazły się De Roze Leeuw i Voorzij. Demonstrowały szczególnie głośno podczas kwietniowej akcji, w której drag queens czytały dzieciom bajki.

Biologiczne różnice

Grupy "konserwatywnych homoseksualistów" podkreślają, że walczą z tym, co nazwały "formą destruktywizmu". Przywołują tu indoktrynujące działania aktywistów LGBTQI i Antify. De Roze Leeuw (Różowy Lew) sprzeciwia się swobodnej moralności seksualnej w społeczności gejowskiej oraz promowaniu wśród dzieci zmian płci czy poszukiwań "tożsamości płciowej". Konserwatywno-feministyczna grupa Voorzij podkreśla biologiczne różnice między mężczyznami i kobietami, które - jak uważa - są nie do pokonania.

Wśród holenderskich polityków ostygł także zapał w forsowaniu ustawy o transpłciowości, która miałaby m.in. gwarantować brak obowiązku podawania płci w dokumentach państwowych.

REKLAMA

Czytaj także:

- Z badań wiemy, że ludzie odczuwają opór wobec zniesienia kategorii damsko-męskich - mówi Anne Louise Schhotel, politolog z Uniwersytetu w Amsterdamie, która prowadzi badania nad seksualnością i tożsamością płciową. - Ludzie doświadczają utraty mechanizmu uporządkowania. Nie prowadziłam żadnych badań na ten temat, ale wydaje się, że często idzie to w parze z utratą innych rzeczy: zakazem jedzenia mięsa, zakazem odpalania fajerwerków, zniesieniem zwyczaju Zwarte Piet (Czarnego Piotrusia) - dodaje holenderska politolog w gazecie "NRC".

Sprzeciw wobec ideologii i propagandy LGBT

W ocenie socjologów rosnący sprzeciw wobec ideologii gender, "tęczowego lobby" czy "propagandy LGBT" może wywodzić się zarówno z religijnego, jak i neokonserwatywnego punktu widzenia, które na nowo nabierają znaczenia. Holenderski dziennik "NRC", który opisał rozwój ruchu antygenderowego w tym kraju, przywołuje tu słowa prof. Nielsa Spieringsa, profesora socjologii na Uniwersytecie Radboud, który bada m.in. opinię publiczną na temat kwestii LGBTI.

Jak napisali sami przedstawiciele Różowego Lwa, protestowali m.in. przeciwko dezinformacji. "Protest przeciwko popołudniowemu czytaniu jest protestem na rzecz większego konserwatyzmu" - stwierdzili.

REKLAMA

- Holandia nie staje się bardziej konserwatywna. To jest bardziej niebezpieczne - mówi Spierings, nazywając to "paradoksem tęczy", gdzie akceptacja dla homoseksualizmu jest stabilnie wysoka lub rośnie, ale opór przed LGBTQI jest znacznie bardziej widoczny. Dziennik przywołuje incydenty dyskryminacji i starcia pomiędzy najbardziej radykalnymi aktywistami stron sporu.

Czynnikiem, który staje się szczególnie istotny, jest jednak ochrona najmłodszych. Znajduje to swój wyraz także w hasłach, jakie widać na transparentach. "Przestańcie seksualizować dzieci", "Ideologia płci = pedofilia", "STOP trans-terroryzmowi" - m.in. takie hasła głoszą przedstawiciele De Roze Leeuw.

Czytaj także:

Jak podkreśla w "NRC" Anne Louise Schhotel, nie bez znaczenia dla Holendrów jest wpływ USA, gdzie "ruch antytrans jest bardzo duży i zorganizowany".

REKLAMA

Protesty w szkołach w USA

Przeciwko forsowaniu w szkole czerwca jako miesiąca afirmującego hasła grup LGBTQI ostro wystąpili m.in. rodzice z Glendale w Stanach Zjednoczonych. Kilka dni wcześniej protestowali również inni mieszkańcy przedmieść Los Angeles. Część rodziców rozpoczęła nawet bojkot szkoły podstawowej Saticoy Elementary, określając wydarzenia czerwcowego "Pride month" jako "indoktrynujące" i nieodpowiednie dla dzieci. Wydarzenia rozpoczęły się od planów szkolnych głosowań za uznaniem czerwca jako "miesiąca dumy".

"Saticoy Elementary - zlokalizowane w jednym z najbardziej liberalnych miast w jednym z najbardziej liberalnych stanów Ameryki - jest najnowszym polem bitwy w wojnie kulturowej" - podało BBC, opisując wydarzenia z 2 czerwca.

Protestujący przeciwko agendzie LGBT w szkołach mówili, że nauczanie dzieci o kwestiach LGBT jest niewłaściwe, a szkoły powinny najpierw uzyskać zgodę rodziców na omawianie takich kwestii w klasach. Protestujący nosili koszulki "Zostawcie nasze dzieci w spokoju", a wśród transparentów były też te odnoszące się do czerwca jako miesiąca dumy LGBT – "Nie ma dumy w indoktrynacji".

Pieniądze na naukę, a nie LGBT

Demonstranci popierający grupy LGBT twierdzili natomiast, że "uczenie dzieci o parach tej samej płci po prostu odzwierciedla rzeczywistość dzisiejszego życia w Ameryce". Kontrprotestujący podkreślali jednak, że chodzi o stosowaną przez aktywistów LGBT propagandę i to jej chcą się przeciwstawić.

REKLAMA

Kolejne protesty, także te, w czasie których doszło do aresztowań manifestantów, miały miejsce w Glendale. Specjalne oświadczenie wystosowała po starciach demonstrantów lokalna policja.

"Chociaż większość protestu przebiegała pokojowo, niewielka grupa osób zaangażowała się w zachowania uważane za niebezpieczne i zagrażające bezpieczeństwu publicznemu" - czytamy w dokumencie. Jak podkreśliła policja, zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy LGBT organizowali się w sieci, by jak najliczniej spotkać się przed szkołą.

REKLAMA

Czytaj także:

Rodzice, z którymi rozmawiała stacja telewizyjna KTLA, sprzeciwili się programowi nauczania LGBT, mówiąc, że opowiadają się za bezpieczeństwem i dobrem swoich dzieci.

- Jesteśmy przeciwni wprowadzeniu dla 11-latków programu nauczania na temat ideologii płci - mówił Any Torosyan, jeden z rodziców. Argumentował, że zamiast wydawać pieniądze na lekcje LGBT, okręg szkolny powinien skupić się na poprawianiu wyników testów uczniów. Jak podano w mediach, chociaż Glendale jest jednym z najlepszych okręgów szkolnych w Kalifornii, prawie połowa jego uczniów nie jest biegła w matematyce, a mniej więcej jedna trzecia uczniów nie potrafi biegle czytać.

Z ulic miast do świata wirtualnego

Sprawy demonstracji rodziców dzieci ze szkół w Los Angeles odbiły się szerokim echem nie tylko w lokalnych mediach. Głos zabrała także społeczność esportu, co doprowadziło do protestów wobec giganta branży gier komputerowych Activision.

REKLAMA

Grono rozpoznawalnych streamerów i najważniejszych graczy w "Call of Duty" po serii wydarzeń nawołuje wprost od odinstalowywania gry i rezygnacji z innych produkcji Activision. Dlaczego? Swoje poparcie dla rodziców wyraził w sieci znany streamer "Call of Duty" FaZe NickMercs. We wpisie na Twitterze stwierdził, że aktywiści LGBT powinni zostawić małe dzieci w spokoju. Activision w odpowiedzi usunęło z "Call of Duty" jego "skórkę operatora". W efekcie kolejni znani gracze i streamerzy włączyli się do dyskusji, wyrażając swoje poparcie dla NickMercsa.

Bojkot gier?

Po karze dla NickMercsa "Call of Duty" publicznie odinstalował popularny streamer Dr Disrespect, a inny - TimTheTatman - zażądał na znak solidarności usunięcia swojej "skórki" z gry. Jak podaje ITHardware.pl, Activision rzeczywiście usunęło "skórkę" Tima, a w oświadczeniu podało: "Na prośbę Tima usunęliśmy pakiet operatora TimTheTatman ze sklepu Modern Warfare II i Warzone". Wcześniej firma sama wybrała graczy jako najbardziej rozpoznawalnych i wyróżniła ich, oferując w sklepie "skórki" ich postaci.

W transmisji na żywo po kontrowersjach wokół swojego tweeta, NickMercs powiedział, że jego stwierdzenie koncentrowało się na przekonaniu, że szkoła "nie jest miejscem do mówienia o takich rzeczach" i nie miało na celu dyskredytowania czyjejś osobistej seksualności. - To nie był antygejowski tweet. Nie o to chodziło – powiedział. - Jeśli myślisz, że cię nienawidzę, bo żyjesz w określony sposób, po prostu nie możesz się bardziej mylić – zaznaczył.

NickMercs dodał, że "nie chciał nikogo zdenerwować". - Wiem, że to zrobiłem. Nie przepraszam za tweety. Nie wydaje mi się, żeby było w nich coś złego. Zamierzam stać przy tym, co powiedziałem – stwierdził.

REKLAMA

Czytaj także:

Przemysław Goławski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej