Prawybory republikańskie w USA. Prof. Szklarski: wyborcy widzą w Trumpie przede wszystkim młot na elity

2024-01-19, 13:15

Prawybory republikańskie w USA. Prof. Szklarski: wyborcy widzą w Trumpie przede wszystkim młot na elity
Prawybory republikańskie w USA. Prof. Szklarski: w przypadku wysokiego poparcia dla Trumpa możemy mówić o kulcie. Foto: PAP/Newscom/TANNEN MAURY

- Wyborcy widzą w Donaldzie Trumpie przede wszystkim młot na elity. Oczekują, że podważy zastałe reguły, to, co jest tzw. waszyngtonkiem, że zniszczy układ polityczny - mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dr hab. Bohdan Szklarski, profesor z Ośrodka Studiów Amerykańskich UW, wykładowca Collegium Civitas. Uczony dodaje, że wysokie poparcie dla Trumpa można tłumaczyć wręcz kultem.

Łukasz Lubański (portal PolskieRadio24.pl): We wtorek w Stanach Zjednoczonych odbędą się prawybory republikańskie w New Hampshire. W zakończonym kilka dni temu starciu inauguracyjnym - w stanie Iowa - Donald Trump zdeklasował konkurencję. Czy Ron DeSantis i Nikki Haley mają w tej rywalizacji jakieś szanse?

Bohdan Szklarski: Nie mają. Wszyscy, którzy mieli nadzieję, że w prawybory wyłonią poważnych rywal dla Trumpa, przekonali się po głosowaniu w Iowa, że takie dywagacje nie mają sensu i sprawa nominacji republikańskiej jest już załatwiona.

W New Hampshire możemy spodziewać się podobnego wyniku?

Zwycięzca będzie ten sam, natomiast rezultat już nieco inny.

Dlaczego?

W Iowa prawybory były zamknięte, brali w nich udział tylko członkowie Partii Republikańskiej. Odbywały się na zasadzie zebrania wyborczego, na którym trzeba było spędzić kilka godzin; udział w nich wzięli zatem najbardziej zagorzali wyborcy - nieco ponad 100 tys. z 900 tys. uprawnionych do głosowania.

W New Hampshire prawybory mają charakter otwarty. Dopuszcza się w nich do głosowania wyborców niezależnych, którzy nie identyfikują się z Partią Republikańską. Dlatego też Nikki Haley wypadnie tam lepiej niż Ron DeSantis.

Spodziewam się, że Donald Trump otrzyma w New Hampshire ok. 40-43 proc. głosów. Jeżeli Nikki Haley przekroczy 30 proc., będzie to dla niej fantastyczny wynik.

A jeżeli nie przekroczy?

Będzie to wyraźny sygnał, że w tym roku nie ma żadnych szans i powinna się przygotowywać do wyborów w 2028 r.

Oponenci Trumpa widzą w niej kandydatkę, która światopoglądowo jest najbliżej środka, stąd media centrowe i lewicowe, choćby CNN, liczyły na jej dobry wynik. Po prawyborach w Iowa w tych kręgach na pewno jest duże rozczarowanie. Tym bardziej, że przegrała wśród takich grup wyborców, jak wykształceni i kobiety. Zwyciężyła (i to zdecydowanie) jedynie wśród tzw. republikanów niezależnych, którzy są otwarci i biorą pod uwagę zmianę partii.

We wszystkich pozostałych grupach wygrał Trump, nawet wśród wyborców z wyższym wykształceniem. To pokazuje przekrój jego twardego elektoratu. Naprawdę twardego, bo w Iowa podczas głosowania było -20 stopni Celsjusza.

Jak to możliwe, że Donald Trump wciąż ma tak wysokie poparcie?

To jest kult. Wydaje się, że decydującym czynnikiem jest jego osobowość polityczna, a nie program czy osiągnięcia jako prezydent.

Może jest to kwestia charyzmy?

Też, ale to jest coś więcej. Analogicznie: trudno powiedzieć, by prezes Kaczyński był postacią charyzmatyczną (w sensie definicji), a jednocześnie ma zagorzałych zwolenników, którzy byliby gotowi skoczyć za nim w ogień.

Jakie oczekiwania wobec Donalda Trumpa mają jego zwolennicy?

Przede wszystkim widzą w nim młot na elity. Nie chodzi wcale o ich naprawę - tak jak w 2016 r., kiedy Trump w kampanii wyborczej zapowiadał oczyszczenie waszyngtońskiej polityki z korupcji, z zależności od grup nacisku i podejrzanych interesów - tylko raczej o zniszczenie pewnego układu politycznego. O podważenie zastałych reguł tychże elit, tego co jest tzw. waszyngtonkiem (analogicznie do naszej warszawki).

Jego wyborcom zależy głównie na poczuciu satysfakcji, na tym by pokazać: "To jest nasz głos sprzeciwu!", a nie na tym, by działania Donalda Trumpa prowadziły do czegoś twórczego. On jest niczym wrecking ball, czyli wielka kula (osadzona na dźwigu), którą burzy się domy…

Może poparcie dla Trumpa jest jednak odpowiedzią na bolączki współczesnej Ameryki?

Ale elity polityczne nie są w stanie szybko im zapobiec. Mowa m.in. o podważeniu pozycji hegemonii USA na arenie międzynarodowej (przede wszystkim za sprawą rozwoju Chin), o amerykańskiej gospodarce, która okazała się być podatna na wpływy z zewnątrz - nie chodzi tylko o ropę, ale też (a właściwie przede wszystkim) o łańcuchy dostaw, zależność od mikroczipów i farmaceutyków. Te problemy nie znikną ani w jeden dzień, ani w ciągu (potencjalnie) kolejnych czterech lat rządów Donalda Trumpa; one są zależne od pewnych reguł gospodarczych.

Wyborcy nie oczekują od Trumpa, że będzie kierował się sloganem Make America Great Again. Nie stawiają przed nim postulatów, których i tak nie mógłby spełnić. Przykładowo: nie przywróci on wysokopłatnych, uzwiązkowionych stanowisk pracy. Ale może za to przyłożyć tym, którzy przyczynili się do ich likwidacji. Jest niczym wspomniana kula, którą chcą uderzyć choćby w cancel culture czy ogółem w przesadny, fundamentalistyczny i antagonizujący odłam lewicowości.

Doraźne rozwiązania, np. w zakresie gospodarki, nie są potrzebne?

Inflacja jest niska i wciąż spada. Bezrobocie jest niskie; chyba niższe już być nie może. Wprawdzie niższe mogłyby być stopy procentowe, bo ich poziom hamuje rozwój budownictwa mieszkaniowego, ale to w zasadzie zależy od banku centralnego, na który prezydent nie ma bezpośredniego wpływu. Z kolei w przypadku pozycji Ameryki na świecie nie ma sensu oczekiwać, że Chiny - za sprawą prezydentury Trumpa - odstąpią od swojej rywalizacyjnej retoryki.

Co więcej, życie w USA toczy się na wielu poziomach. To, co naprawdę jest bliskie obywatelom, dzieje się lokalnie, na poziomie stanu. Waszyngton ma na to relatywnie niewielki wpływ.

Jakiego Trumpa wybierają dziś republikanie? Czy to jest ten sam polityk, którym był jeszcze kilka lat temu?

Wygląda na to, że nie. W 2016 r. otaczał się ludźmi, którzy znali się na polityce. Jednakże po dwóch latach prezydentury zrozumiał, że oni są ograniczeniem dla jego populistycznej wizji polityki. Zaczął się ich pozbywać, a w ich miejsce zatrudniał miernych, ale wiernych.

Z tego powodu kolejna prezydentura Trumpa budzi wśród jego oponentów poważne wątpliwości. Spodziewają się, że nie będzie on eksperymentował z zatrudnianiem osób dobrze znających życie polityczne Waszyngtonu i postawi na potakiwaczy. To martwi również część republikanów.

A co z jego problemami sądowymi? W końcu czeka go kilka głośnych procesów, m.in. w sprawie dążenia do unieważnienia przegranych przez niego wyborów w 2020 r.

Przypomnę decyzję Sądu Najwyższego stanu Kolorado, który nie pozwolił wpisać Donalda Trumpa na listę prawyborczą, kierując się tym, że jest oskarżony o nawoływanie do insurekcji. Jeżeli podobny wyrok wydałby Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, otworzyłoby to drzwi innym stanom, by ewentualnie - nie byłoby to obligatoryjne - dążyły one do eliminacji Trumpa z prawyborów. Ale partia i tak mogłaby potem nominować go na swojego kandydata.

Jeżeli zgodnie z przewidywaniami Donald Trump wygra prawybory, stoczy starcie o prezydenturę z Joe Bidenem. Jakie są jego szanse w tym pojedynku?

Dzisiaj wyglądają obiecująco, natomiast do wyborów pozostało jeszcze 10 miesięcy. Joe Biden musi znaleźć swój głos.

To znaczy?

Obecnie obserwujemy rywalizację dwóch stronnictw w ramach obozu Bidena. Część doradców przekonuje, że jego dokonania jako prezydenta są wartościowe i należy akcentować to, co zrobił w czasie swojej kadencji dla gospodarki, relacji społecznych czy w polityce międzynarodowej.

Inni doradcy zaś twierdzą: "Możemy oczywiście o tym mówić, ale przede wszystkim  musimy głośno podkreślać, jak poważnym zagrożeniem jest Trump". Czyli chcą obrócić wybory w starcie dwóch osobowości, przedstawić wizję dwóch demokracji: z jednej strony populistycznego demagoga, testującego granice giętkości instytucji demokratycznych w USA; z drugiej strony obecnie urzędującego prezydenta, stojącego na straży wartości i tradycyjnego wyobrażenia o amerykańskiej demokracji, w której kompromis jest wartością.

Problem w tym, że Joe Biden jest politykiem bez energii. Nie komunikuje swojej wizji z wigorem i pasją. Gdybyśmy zapytali ludzi, "jaka jest Ameryka Bidena? Jak ją państwo widzą za 2-3 lata?", to nie sądzę, by znalazł się ktoś, kto umiałby mądrze na to pytanie odpowiedzieć.

Czytaj także:

Rozmawiał Łukasz Lubański

Polecane

Wróć do strony głównej