Ronald Reagan ogłasza III wojnę światową. Historia wielkiej radiowej gafy prezydenta USA

Każdy radiowiec wie, że trzeba bardzo uważać, co mówi się do mikrofonu, nawet kiedy nie rozpoczęła się jeszcze emisja. Tę starą lekcję musiał odrobić też 40. prezydent USA. Przypominamy historię kontrowersyjnego żartu, który mocno nadszarpnął napięte relacje na linii USA-ZSRR. 

Bartłomiej Makowski

Bartłomiej Makowski

2025-02-13, 06:00

Ronald Reagan ogłasza III wojnę światową. Historia wielkiej radiowej gafy prezydenta USA
Ronald Reagan podczas nagrania z 11 sierpnia 1984. Foto: National Archives and Records Administration/White House Photographic Collection

Prezydenci Stanów Zjednoczonych doceniali rolę radia. W podręcznikach historii, politologii i medioznawstwa zapisał się przede wszystkim cykl radiowych pogadanek wygłaszanych przez Franklina Delano Roosevelta noszących uroczy tytuł "Pogawędki przy kominku". Wbrew niewinnej nazwie, audycje traktowały o najważniejszych problemach, z jakimi borykała się Ameryka. Cykl zainicjowała pogadanka o sposobach walki z Wielkim Kryzysem i wprowadzeniu programu Nowego Ładu.

W ciągu 11 lat prezydent USA mówił też o wspomaganiu aliantów podczas II wojny światowej, a wreszcie: także o przystąpieniu kraju do konfliktu. Doradcy Roosevelta zaproponowali formę pogawędki radiowej przede wszystkim w obawie przed manipulacją ze strony stronniczej prasy, ale dostrzegli największą zaletę radia: pozwalało ono na bezpośredni i bliski kontakt z wielomilionową rzeszą słuchaczy. W odróżnieniu od prasy, czy - raczkującej wówczas - telewizji, radio wytwarza swoistą intymność (słuchanie wymaga większego skupienia niż czytanie i patrzenie): prezydent zapraszający do gawędy przy kominku stawał się bliższy odbiorcy. 

Nic dziwnego, że również kolejni prezydenci chętnie korzystali z dobrodziejstwa radia. Jednym z nich był Ronald Reagan. 40. prezydent Stanów Zjednoczonych przed mikrofonem czuł się jak ryba w wodzie - jego kariera aktorska to powszechnie znany fakt, o wiele mniej mówi się o tym, że Reagan tuż po ukończeniu szkoły pracował jako radiowy komentator sportowy. Gospodarz Białego Domu miał też inną cechę - dysponował bardzo dobrym poczuciem humoru, a jego dowcipy stały się stałym elementem prezydenckich przemówień. Jednak, jak każdemu, kto lubi żartować, i jemu zdarzało się przeholować...

Ronald Reagan jako komentator sportowy w latach 30. Fot.: National Archives of Records Administration/White House Photographic Collection Ronald Reagan jako komentator sportowy w latach 30. Fot.: National Archives of Records Administration/White House Photographic Collection

"Za pięć minut rozpoczynamy bombardowanie"

Brzemienna w skutki gafa Reagana miała miejsce 11 sierpnia 1984 roku. Prezydent miał wygłosić cotygodniowe przemówienie ze swojej letniej posiadłości Rancho del Cielo w Kalifornii. Transmisja dotyczyć miała podpisania przez prezydenta ustawy o równym dostępie (miała ona zapewnić możliwość organizacji dobrowolnych zajęć w szkołach publicznych przez stowarzyszenia uczniowskie - Reaganowi chodziło o organizacje chrześcijańskie, dziś na ustawę powołują się również stowarzyszenia świeckie). 

REKLAMA

W samej treści przemówienia nie było nic kontrowersyjnego: "Drodzy Amerykanie, z przyjemnością informuję, że podpisałem dziś ustawę, która pozwoli uczniowskim grupom religijnym zacząć korzystać z prawa, którego zbyt długo im odmawiano - wolności zgromadzeń w publicznych szkołach średnich w godzinach pozaszkolnych, tak jak wolno to robić innym grupom uczniowskim".

Co innego słowa, które do słuchaczy Reagan skierował chwilę wcześniej, podczas próby mikrofonu NPR - publicznego nadawcy radiowego w USA: "Moi drodzy Amerykanie, mam przyjemność dzisiaj wam powiedzieć, że podpisałem ustawę, która zdelegalizowała Rosję na zawsze. Za pięć minut zaczniemy bombardowanie". 

Realizatorzy - cisi bohaterowie każdej stacji radiowej - byli ostrożni i nie wyemitowali kontrowersyjnego żartu. Byli przygotowani, bo już raz zdarzyło się, że prezydenckie "słowa na rozgrzewkę" poszły w eter. Miało to miejsce dwa lata wcześniej, w październiku 1982 roku, kiedy Reagan omawiał kwestię ograniczeń w handlu między USA i Polską (wcześniej, w grudniu 1981 roku Stany nałożyły na PRL sankcje gospodarcze w odpowiedzi na wprowadzenie stanu wojennego). Reagan podczas przygotowań do nagrania nazwał rządzącą Polską ekipę Jaruzelskiego "bandą kiepskich, parszywych włóczęgów". Słowa poszły jednak omyłkowo w eter. 

Tym razem było inaczej, ale nie uchroniło to prezydenta przed skutkami kontrowersyjnego żartu. Taśma wyciekła i wkrótce opinia publiczna usłyszała słowa Reagana o bombardowaniu Rosji. Trwał właśnie kolejny okres eskalacji zimnowojennych napięć na linii Kreml-Biały Dom, więc Amerykanie mieli prawo być zaniepokojeni niefrasobliwością swojego prezydenta. Sam Reagan odczuł boleśnie wpadkę za sprawą chwilowego tąpnięcia w sondażach wyborczych - był to bowiem czas trwania kampanii, w której prezydent ubiegał się o reelekcję. 

REKLAMA

Reakcja Sowietów

Słowa prezydenta USA nie umknęły rzecz jasna uwadze Moskwy. Sowieci postanowili wycisnąć propagandowo do cna prezydencką wpadkę. Początkowo wykazano ostrożność: wiceminister spraw zagranicznych ZSRR Walentin Kamieniew stwierdził, że w tej sprawie "nie ma nic do powiedzenia". Ale już 14 sierpnia sowiecka państwowa agencja informacyjna TASS wydała oświadczenie: "TASS ma prawo stwierdzić, że Związek Radziecki potępia bezprecedensowy wrogi atak prezydenta USA. Takie zachowanie jest nie do pogodzenia z dużą odpowiedzialnością, jaką ponoszą przywódcy państw, zwłaszcza tych, za losy własnych narodów, za losy ludzkości".

O sprawie informowały też media w pozostałych krajach bloku wschodniego, także w PRL, gdzie starano się rozbudzić nastroje antyamerykańskie w związku z nałożonymi na kraj sankcjami gospodarczymi. 

- W Białym Domu próbuje się obecnie przedstawić sprawę tak, jakby szef państwa amerykańskiego pozwolił sobie tylko zażartować. Nie jest jednak przypadkiem, że słowa niby-żartu zostały przyjęte z poważnym zaniepokojeniem i w samych Stanach Zjednoczonych, i w wielu innych krajach. Ludzie słusznie dopatrują się w tym przejawu tych nastrojów, które wcześniej zostały oficjalnie sformułowane w wezwaniach do krucjaty w doktrynach ograniczonej i przewlekłej wojny nuklearnej - mówił komentator Polskiego Radia.

REKLAMA

Posłuchaj

Fragment audycji "7 dni w kraju i na świecie" poświęcony niefortunnemu żartowi Reagana. (PR, 19.08.1984) 2:18
+
Dodaj do playlisty

 

Ale oficjalne odpowiedzi to jedno, działania wojska - drugie. Kilka dni po feralnym żarcie z rosyjskiego dowództwa we Władywostoku nadany został komunikat: "Teraz wyruszamy na wyprawę wojskową akcji przeciwko siłom amerykańskim". Wiadomość została przechwycona i rozszyfrowana przez wywiad amerykański i japoński - siły zbrojne obu tych krajów postawiono w stan gotowości. Na szczęście dla świata, po 30 minutach stan alarmowy ogłoszony przez Władywostok został odwołany.

Do dziś nie wiadomo, czy alarm ogłoszony przez ZSRR był równie nieodpowiedzialnym dowcipem ze strony obsługującego urządzenia szyfrujące na dalekich krańcach Rosji, czy gestem "pogrożenia palcem" prezydentowi USA przez decydentów w Moskwie. 

Źródło: Polskie Radio

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej