Wojna w eterze pod Monte Cassino. Niemiecka polskojęzyczna radiostacja "Wanda"
Gdy polscy żołnierze z 2 Korpusu przygotowywali się do wzięcia udziału w bitwie o Monte Cassino, w najkrwawszej bitwie zachodniego teatru działań podczas II wojny światowej, musieli stawić czoła nie tylko przeciwnikowi ukrytemu w trudno dostępnym górskim terenie, ale też demoralizującej propagandzie, którą do uszu sączył im w języku polskim ciepły głos "Wandy" - spikerki polskojęzycznej stacji radiowej "Gwiazda Południa" utworzonej przez Niemców.
2024-05-18, 12:00
Akcja prowadzenia wojny informacyjnej na froncie włoskim była zakrojona na szeroką skalę i skierowana do różnych alianckich narodów. Do pracy zaangażowano znanych fachowców, wśród których był m.in. Henri Nannen, po wojnie założyciel opiniotwórczego czasopisma "Der Stern". Całością kierowali ludzie ze specjalnej jednostki Waffen-SS "Kurt Eggers". Propagandę kierowano też do Polaków: tuż przy froncie wystrzeliwano z moździerzy pojemniki z ulotkami i drukami propagandowymi. Osobnym frontem miał być eter. Specjalnie w tym celu utworzona radiostacja "Gwiazda Południa" rozpoczęła nadawanie 3 marca 1944 roku.
- Myśl przewodnia była prosta: polskiego żołnierza-tułacza, który od przeszło czterech lat przebywał poza krajem, wizją powrotu do domu skłonić do dezercji i przejścia na niemiecką stronę. Chwyty radiowej propagandy miały złamać morale polskiego żołnierza walczącego we Włoszech - wyjaśniał historyk radia prof. Maciej Józef Kwiatkowski.
"Te audycje mają w sobie coś tragicznego. Rozpoczynają ją dźwięki Pierwszej Brygady. Bo zmarły Marszałek to był wielki człowiek: nie dopuściłby do wojny z Niemcami" pisał Melchior Wańkowicz w "Bitwie o Monte Cassino".
Żołnierzom, w większości pochodzenia kresowego, przypominano o postanowieniach konferencji w Teheranie i oddaniu Związkowi Sowieckiemu Kresów Wschodnich. Rozgłośnia przypominała też o Zbrodni Katyńskiej.
REKLAMA
"Szpicle gestapo nie judzą na dowódców, nie prześmiewają się z naszego wysiłku. Oni tylko nam współczują, serdecznie współczują... Oni – wiedzą. Wiele wiedzą. O Katyniu. O rosyjskich konszachtach. O ustępliwości Polaków w Londynie. O oportunizmie Anglików" dodawał reportażysta.
Przekazu tego żołnierze mogli słuchać o godz. 13,18, 19 i 23.30. Ponadto w niedziele transmitowano mszę świętą z kazaniem z kościoła Mariackiego w Krakowie.
Posłuchaj
"Gwiazdy" z "Gwiazdy Południa". Kim byli kolaboranci z radiostacji "Wanda"
Posłuchaj
REKLAMA
Sztabem całej operacji wojny w eterze był rzymski były gmach EIAR (Ente Italiano per le Audizioni Radiofoniche - nadawcy publicznego w czasach reżimu Mussoliniego). Redakcja polskojęzyczna ulokowana była w dwóch pokojach na czwartym piętrze budynku. Nie była rzecz jasna jedyną: najpotężniejsza była redakcja anglojęzyczna, w której pracowali m.in. wybitny pisarz Ezra Pound, ale była też np. sekcja hinduska, w której zatrudnieni byli indyjscy studenci, którzy przed wojną przybyli na niemieckie uczelnie. Redakcje miały do swojej dyspozycji aż dwa włoskie zespoły orkiestrowe, które ilustrowały programy muzyką.
Szefem polskojęzycznej "Gwiazdy Południa" został Niemiec Wilhelm Zarske, wcześniej redaktor "Krakauer Zeitung", niemieckiej gazety wydawanej w Generalnym Gubernatorstwie. W radiostacji "Gwiazda Południa" zatrudnieni zostali polscy pracownicy. W zespole znaleźli się m.in. Joanna Czarkowska-Bekierska (przed wojną w Polskim Radiu Lwów), Mieczysław Dunin-Borkowski (pracował w gadzinówce "Dziennik Radomski"), Olga Ginter (śpiewaczka z krakowskiego teatru), Zygmunt Karolewski (angaż w "Gwieździe Południa" uratował go przed wyrokiem Polskiego Państwa Podziemnego), Jan Maleszewski (przed wojną w "Ilustrowanym Kurierze Codziennym"), Helena Nasiadkówna (maszynistka), oraz Ukrainki Maria Oleśnicka i Helena Szeparowiczowa zatrudnione w charakterze tłumaczek.
"Wanda", która chciała Niemca
Niepoślednią rolę odegrał Władysław Kawecki (przedwojenny dziennikarz i współpracownik wywiadu, brał udział w ekshumacji mogił w Katyniu), nieformalny kierownik zespołu. Najistotniejsza była jednak spikerka, występująca na falach rozgłośni pod pseudonimem Wanda - od jej "imienia" żołnierze szybko zaczęli nazywać rozgłośnię "Wanda". Naprawdę nazywała się Maria Kałamacka i przed wojną była studentką Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Niemcy nie tylko dali "Wandzie" mówić przed mikrofonem. Starali się wykreować jej wizerunek wśród żołnierzy 2 Korpusu. Wśród ulotek wystrzeliwanych w kierunku pozycji Polaków były także te, które opatrzono wizerunkiem "Wandy" - skromnej brunetki w sukience, z krzyżykiem na szyi - i informacją o godzinach nadawania radiostacji.
REKLAMA
- Nie było to jednak zdjęcie polskiej spikerki, a fotografia niemieckiej aktorki Marii Wimmer, którą niemieckie dowództwo "Gwiazdy Południa" uznało za bardziej personifikującą walory polskiej kobiety - mówił prof. Maciej Józef Kwiatkowski.
Posłuchaj

Przed mikrofonem występowali też Polacy wzięci do niewoli przez Niemców. Wśród nich byli jeńcy i dezerterzy z 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki ("berlingowcy") - najważniejszą rolę odegrał Alfred Wysocki - oraz jeńcy z 2 Korpusu Polskiego: przede wszystkim Stanisław Borkowski i Antoni Żukowski.
Obosieczny miecz propagandy
Generał Anders nie zakazywał słuchania audycji "Wandy". Intuicja musiała widocznie podpowiadać mu, że niemiecka propaganda nie znajdzie posłuchu wśród większości polskich żołnierzy.
"Co dzień w gajach oliwnych przed namiotami zalega tłum żołnierzy. Słucha i zżyma się: kat pieje na cześć zadręczonych. Czasem jakiś sprytny łącznościowiec włączy się i nagle z głośnika w środku mizdrzeń się »Wandy« huknie: »Czekaj, stara k***o! Będziesz wisieć!...«" pisał Wańkowicz.
REKLAMA
Efekty działań "Wandy" okazały się jednak mizerne. Z 2 Korpusu zdezerterowało kilku żołnierzy pochodzenia białoruskiego i ukraińskiego oraz jeden polski kryminalista.
Niespodziewanie ostrze propagandy obróciło się przeciwko samym Niemcom.
- Ojczyste, polskie słowo znalazło nieoczekiwany oddźwięk wśród Polaków wcielonych przymusowo do Wehrmachtu i zatrudnionych w Organizacji Todta (organizującej pracę robotników przymusowych -przyp. bm). Raptem słowo "Wanda" stało się popularne w szeregach niemieckich. Polacy w Wehrmachcie dowiedzieli się dzięki niej o istnieniu 2 Korpusu Polskiego po drugiej stronie frontu - wyjaśniał prof. Maciej Józef Kwiatkowski.
W kwietniu i maju 1944 roku zdezerterowało z Wehrmachtu 500-600 żołnierzy. Byli to najczęściej poborowi z Górnego Śląska, Wielkopolski i Pomorza.
REKLAMA
Co stało się z kolaborantami z "Wandy"?
- Klęska pod Monte Cassino unaoczniła Niemcom niepowodzenie akcji "Gwiazda Południa". Rozwiała się wizja sfrustrowanych żołnierze 2 Korpusu Polskiego - mówił prof. Maciej Józef Kwiatkowski. - Po 18 maja zaprzestano otwartego namawiania polskich żołnierzy do dezercji.
Posłuchaj
Przedsięwzięcie "Gwiazda Południa" uznano za nierentowne. Ci sami oficerowie Waffen-SS "Kurt Eggers", którzy tworzyli "Gwiazdę Południa", przenieśli się na front wschodni, gdzie odpowiadali za radiostację utworzoną w ramach akcji "Wschodni Skorpion". Ale "Wanda" nadawała dalej, coraz rzadziej i nieregularnie, aż do 23 kwietnia 1945, przesuwając się wraz z linią frontu coraz bardziej na północ.
Widząc, że sytuacja jest beznadziejna, część pracowników "Wandy" zdecydowała się opuścić miejsce pracy, korzystając z wojennego chaosu. Rozpierzchli się po świecie (Alfred Wysocki wyjechał aż do Argentyny), wielu wpadło w ręce żandarmerii 2 Korpusu. Większość z nich odsiedziała krótkie wyroki. Wyjątek stanowili byli jeńcy, Stanisław Borkowski i Antoni Żukowski, którzy usłyszeli wyroki 15 i 10 lat więzienia. Dodatkowe 5 lat Borkowskiego wynikało z tego, że przed mikrofonem "Wandy" zasiadał w niemieckim mundurze.
REKLAMA
A co stało się z samą "Wandą"? Maria Kałamacka trafiła do niewoli w 2 Korpusie. Zaginęła w tajemniczych okolicznościach: polscy oficerowie wywiadu mieli wywieźć ją z Rzymu i ślad po niej zaginął. Najprawdopodobniej została przez nich zlikwidowana.
bm
REKLAMA