"Rozmowa motywacyjna" kibiców Arki nie zadziałała. Baraże zamiast awansu

Arka Gdynia zmarnowała szansę na to, by bezpośrednio awansować do Ekstraklasy. Przed kluczowym spotkaniem z GKS Katowice mówiono w zasadzie tylko o jednym - wizycie "kibiców", którzy przybyli na trening zespołu, fundując zawodnikom dawkę "motywacji" na finisz sezonu. Okazało się, że ich działania przyniosły odwrotny skutek.

2024-05-27, 10:51

"Rozmowa motywacyjna" kibiców Arki nie zadziałała. Baraże zamiast awansu
Piłkarze Arki Gdynia przegrali z GKS Katowice w meczu o bezpośredni awans do Ekstraklasy. Foto: Michal Dubiel/REPORTER

1. liga. Kibice Arki na ustach całej Polski

W niedzielę piłkarzom Arki wystarczał remis, by cieszyć się z awansu, ale sytuacja była daleka od komfortowej. Przegrana derbowa potyczka z Lechią Gdańsk i fakt, że do Gdyni przyjeżdżał bezpośredni rywal o miejsce gwarantujące bezpośredni awans raczej nie pomagały, a presja na pewno mocno działała na wszystkich w klubie.

I właśnie w tym momencie część kibiców doszła do wniosku, że tym, czego potrzebuje drużyna, jest dawka "motywacji" - oczywiście z dobrze znanym na polskim podwórku wydaniu. Wizyta na murawie kilkunastu postawnych osób, przemowa dotycząca "naprawiania błędów", "gry na sto procent" "nowego celu", "zasad", "serca i charakteru". Oczywiście wszystko było odpowiednio doprawione wulgaryzmami i kilkoma zdaniami dotyczącymi rozliczeń wobec tych, którzy nie zagrają na odpowiednim poziomie.

Czy widzieliśmy to w przeszłości? Jasne, nawet w tej niezbyt odległej - wszelkiego rodzaju interwencje, pogadanki, próby motywowania piłkarzy nie są niestety niczym nowym na krajowym podwórku. Sytuacja, w której pracownicy klubu (tak, właśnie nimi są piłkarze) zostają postawieni do pionu przez grupę kilkudziesięciu rosłych mężczyzn, sugerujących, że brak odpowiedniego wyniku spotka się z konsekwencjami, to patologia w czystej formie.

Zwłaszcza, że owe "konsekwencje" też widzieliśmy niejednokrotnie - to między innymi uderzenie Jakuba Rzeźniczak w twarz przez "Starucha" po porażce Legii z Ruchem Chorzów. Późniejsza interwencja po porażce stołecznego klubu z Lechem, gdzie pobici zostali Emreli i Luquinhas. Pojawienie się grupy "kibiców" na stadionie Zawiszy z pudłami, które imitowały trumny zawodników i prezesa klubu. Żądania zdejmowania koszulek, których gracze nie są godni nosić albo zmuszanie do zakładania takich, które miały być kompromitujące, jak w przypadku Górnika Zabrze przed kilkunastoma laty. Pobicie Roberta Jeża i zniszczenie samochodu Michała Gliwy w Zagłębiu Lubin. To tylko niektóre przykłady z ostatnich lat, które przychodzą do głowy jako pierwsze.

REKLAMA

Wątpliwe jest to, czy zastraszony piłkarz będzie w stanie grać lepiej - co mogło być widoczne choćby w niedzielnym meczu, który Arka przegrała z GKS 0:1 i skazała się na baraże o powrót do Ekstraklasy.

"Rozmowa motywacyjna" nie zmotywowała

Można tylko domyślać się, co dzieje się w głowach zawodników, kiedy myślą o tym, jakie mogą spotkać ich "konsekwencje". A to, że w niektórych klubach na trening bez większych problemów może wejść grupa "fanów" i wziąć sprawy w swoje ręce, raczej nie dodaje pewności siebie. Być może niektórzy gracze będą w stanie wykrzesać z siebie więcej - najczęściej jednak, o czym wspominał choćby Dawid Jarka, mający przykre doświadczenia  z czasów gry w Górniku Zabrze, wszystko to działa po prostu paraliżująco. W Zabrzu widać to było więcej niż dobrze - ostatnie tygodnie walki o utrzymanie rozgrywały się w atmosferze zastraszenia graczy. Skończyło się spadkiem.

Jak reagują kluby? Tutaj podejście często się różni, a wielu właścicieli wciąż idzie na ustępstwa wobec grup najbardziej zagorzałych fanów. W momencie, w którym na trybunach regularnie zasiada komplet widzów, przychody z dnia meczowego się zgadzają, atmosfera jest dobra, marketing się kręci, wszystko jest w najlepszym porządku. Ewentualny bojkot kibiców, który praktycznie zawsze wychodzi od najbardziej zagorzałych grup, jest zaś czystym koszmarem. Stąd też nie zawsze prezesi stawiają jasne granice, godząc się na ustępstwa i przymykając oczy na wiele zachować, które nie powinny mieć miejsca.

REKLAMA

W przypadku Arki klub podkreślał, że "został wcześniej poproszony przez różne środowiska kibicowskie o możliwość spotkania z drużyną, w celu wyrażenia wsparcia przed najbliższym meczem. Zaprezentowany fragment nie odzwierciedla całego przebiegu spotkania i nie ukazuje postawy deklarowanej przez kibiców Arki Gdynia przed jego organizacją" - napisały władze Arki cytowane przez portal weszlo.com i wyraziły zdecydowaną dezaprobatę. Tutaj każdy obserwator będzie miał swoją opinię, jednak w wielu przypadkach w podobnych sytuacjach widzimy lawirowanie i rozpaczliwe próby wyjścia z sytuacji tak, by nie powiedzieć za dużo, nie dać pretekstu do eskalacji konfliktu. 

Kibice, i to wszyscy kibice, są jedną stroną medalu. Bez nich nie da się stworzyć klubu, warto doceniać na każdym kroku ich poświęcenie, poświęcony czas, pasję, zaangażowanie czy (bardziej pragmatycznie) wydawane pieniądze. Po drugiej mamy piłkarzy - wśród nich będą tacy, którzy równie dobrze mogliby siedzieć na trybunach, czują się związani z zespołem, może są wychowankami danego klubu albo pochodzą z rodzin, gdzie kibicowanie to pokoleniowa tradycja. Ale dla innych to tylko praca, którą chcą wykonywać jak najlepiej ze względów dość oczywistych - tylko w ten sposób można poprawić tu swój status czy dochody. Bez względu na to, jak rozkładają się proporcje tych grup w zespole, nigdy nie powinno dochodzić do takich sytuacji, jak ta z Gdyni - zapewnienie bezpieczeństwa zawodnikom i warunków do tego, by mogli wykonywać swoją pracę, to podstawa. A obrazki, w których pod płaszczykiem "motywacji" zastrasza się ludzi, powinny raz na zawsze zniknąć z polskiej piłki.

Arka ma przed sobą baraże - 30 maja rozpoczną decydującą fazę gry o powrót do Ekstraklasy po czterech latach. Ostatnie sezony zawsze kończyły się podobnie - gdynianie byli blisko czołówki, ale w decydującym momencie nie wytrzymywali ciśnienia. Czasu na to, by pozbierać się psychicznie i wyjść na boisko bez czarnych myśli z tyłu głowy, jest naprawdę niewiele, a zamieszanie z kibicami w niczym nie pomogło. "Rozmowy motywacyjne" lepiej po prostu zostawić sztabowi szkoleniowemu.

REKLAMA

Czytaj także:

red

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej