Aborcja za granicą. "Miesięcznie zgłasza się do nas 100-150 kobiet"

Joanna Zaremba

Joanna Zaremba

2024-08-25, 20:00

Aborcja za granicą. "Miesięcznie zgłasza się do nas 100-150 kobiet"
Strajk Kobiet pod Sejmem po odrzuceniu ustawy depenalizującej aborcję/Zdjęcie ilustracyjne. Foto: WOJCIECH STROZYK/REPORTER/East News

- My nie oceniamy. Pomagamy każdemu - mówi Polskiemu Radiu 24 Jolanta Nowaczyk z "Cioci Czesi". Tylko w zeszłym miesiącu zgłosiła się do nich ponad setka osób, które potrzebują aborcji.

Aborcja w Polsce? Zmian w tym zakresie na razie nie widać na horyzoncie. Przypomnijmy za to kilka ostatnich wydarzeń. W lipcu Sejm odrzucił projekt ustawy depenalizującej aborcję. A to oznacza, że na terenie naszego kraju wszystkie osoby, które pomagają swoim siostrom, córkom, matkom, przyjaciółkom i znajomym w aborcji, mogą spodziewać się postępowań, zarzutów i wyroków skazujących.

Projekt przepadł głównie za sprawą posłów Trzeciej Drogi. W głosowaniu, łącznie wzięło udział 435 parlamentarzystów. Za uchwaleniem ustawy głosowało 215 posłów, przeciw uchwaleniu było 218 posłów, a dwóch wstrzymało się od głosu.

Ustawa dekryminalizująca aborcję przepadła. Kto głosował przeciw?

Przeciwko ustawie dekryminalizującej aborcję zgodnie opowiedziały się kluby PiS i Konfederacji. To jednak Koalicja 15 października miała większość, która wystarczyłaby do tego, by projekt został przyjęty. Tak się nie stało. Przypomnijmy, jak wówczas rozłożył się głosy, które zadecydowały o porażce ustawy:

  • Koalicja Obywatelska: Roman Giertych, Krzysztof Grabczuk i Waldemar Sługocki nie wzięli udziału w głosowaniu.
  • Polska 2050: W głosowaniu nie wzięli udziału Agnieszka Buczyńska oraz Paweł Zalewski.
  • PSL: Przeciwko ustawie zagłosowało aż 24 posłów. Byli to: Przewodniczący partii Władysław Kosiniak-Kamysz, Władysław Bartoszewski, Paweł Bejda, Biernacki Marek, Andrzej Grzyb, Henryk Kiepura, Dariusz Klimczak, Stefan Krajewski, Radosław Lubczyk, Mirosław Maliszewski, Urszula Nowogórska, Adam Mirosław Orliński, Krzysztof Paszyk, Michał Pyrzyk, Ireneusz Raś, Wiesław Różyński, Jarosław Rzepa, Tadeusz Samborski, Marek Sawicki, Zbigniew Sosnowski, Jacek Tomczak, Stanisław Tomczyszyn, Piotr Zgorzelski i Bożena Żelazowska. Od głosu wstrzymał się Adam Dziedzic. W głosowaniu udziału nie wzięło dwóch posłów: Czesław Siekierski i Zbigniew Ziejewski.

Do odrzucenia projektu odniósł się również niedawno premier Donald Tusk, mówiąc m.in., że "kwestia aborcji to wyrzut sumienia" koalicji rządzącej. - Chcę wam powiedzieć rzecz, która jest dla mnie przykra, ale jest faktem, którego nie ominiemy. W polskim Sejmie nie ma większości na rzecz takiego prawa do legalnej aborcji, o jakim tu mówiliśmy i na jaki się tutaj między innymi z wami umawialiśmy. Po prostu nie ma większości - oznajmił szef rządu w Olsztynie, podczas inauguracji czwartej edycji Campusu Polska Przyszłości.

REKLAMA

Donald Tusk przeprasza. "W tej chwili na tyle mnie stać"

- Być może podejmiemy próbę przekonania PSL-u do jakiejś wersji jeszcze łagodnej. Oni, jak wiecie, twardo mówią: możemy się zgodzić na zmiany tylko pod jednym warunkiem, że będzie referendum w tej sprawie. Ale jak wiecie w sprawie referendum większość środowisk, szczególnie tych kobiecych, które zaangażowane były w walkę o prawa do legalnej aborcji, mówi: "żadnego referendum nie chcemy, to są nasze prawa" (...). Więc ja nie będę proponował referendum wbrew tym wszystkim, którzy dzisiaj są ofiarami tego przepisu. Skoro oni nie chcą, one nie chcą, to przecież na siłę nie będziemy robili tego referendum - kontynuował premier.

- (…) To oznacza jedno, że do następnych wyborów większości w tym parlamencie dla legalnej aborcji, w pełnym tego słowa znaczeniu, nie będzie". - Nie ma się co oszukiwać - stwierdził Tusk.

- Natomiast będzie zupełnie inna praktyka w prokuraturze i w polskich szpitalach. To już jest w toku i to będzie bardzo odczuwalne - dodał. - Będziemy stawali na głowie, żeby ulżyć doli tym wszystkim, którzy czują się i słusznie dyskryminowani w Polsce, ale na razie będą to metody połowiczne (…). Przepraszam, w tej chwili na tyle mnie stać - powiedział.

"Policzek dla każdej z nas"

"Odrzucenie projektu to policzek dla każdej z nas. Lekarze nadal będą mogli zasłaniać się lękiem przed poniesieniem odpowiedzialności karnej za udzielenie pomocy swojej pacjentce. Rodziny i przyjaciele nadal będą ryzykować swoją wolność, by wesprzeć najbliższe sobie osoby. Absurd, jakim jest karanie za udzielenie chcianej pomocy, utrzymał się w polskim prawie" - pisały w oświadczeniu wydanym po głosowaniu działaczki Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA.

REKLAMA

Zaledwie miesiąc później dowiedzieliśmy się, że wprowadzony za czasów PiS tzw. rejestr ciąż zostaje - choć, jak podkreślało Ministerstwo Zdrowia, ma być on dobrowolny. Nie spotkało się to z poparciem organizacji prokobiecych. Bowiem w państwie, w którym kobiety nie mają zapewnionych podstawowych praw reprodukcyjnych, takie rozwiązanie sprzyja jedynie napędzaniu machiny strachu - uważają działaczki.

Aborcja nie zniknęła

Ustawa dekryminalizująca pomoc w terminacji ciąży przepadła, rejestr ciąż został, wyrok Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej z 2020 roku nadal obowiązuje. Ale temat aborcji w Polsce nie znika, ponieważ kobiety jej potrzebują cały czas.

Czytaj także:

Dobrze wiedzą o tym działaczki Aborcji Bez Granic czy Aborcyjnego Dream Teamu. To one pomagają zdobyć tabletki wczesnoporonne, organizują wyjazdy do zagranicznych klinik, pokrywają wszelkie niezbędne koszty.

REKLAMA

"Zgłasza się do nas 150 kobiet miesięcznie"

O tym, że polskie kobiety potrzebują aborcji, doskonale wie również Jolanta Nowaczyk, współzałożycielka "Cioci Czesi", niekomercyjnej grupy działającej na terenie Czech. (Bliźniacze grupy działają też w Niemczech i Austrii - "Ciocia Basia" oraz "Ciocia Wienia").

Działa wspólnie z - plus, minus - czternastoma innymi osobami. Wszystkie pochodzą z Polski, mieszkają w Czechach, mają różne zawody. Ale skrzyknęli się po tym, jak Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej zdelegalizował aborcję ze względu na ciężkie, nieodwracalne wady płodu. Początki działalności były intensywne. Skrzynka mailowa zapełniła się niemal od razu.

Dziś to mniej więcej stała liczba. - Miesięcznie zgłasza się do nas około 100-150 kobiet - mówi mi Jolanta Nowaczyk. Dla porównania: w okresie od 22 października 2022 roku do 22 października 2023 roku "Ciocia Czesia" pomogła w uzyskaniu dostępu do aborcji łącznie 3514 osobom, będącym w pierwszym i drugim trymestrze ciąży. Jeśli zaś chodzi o wszystkie organizacje skupione w Aborcji bez Granic, w minionym roku udzieliły one pomocy 46 773 osobom. To o ponad dwa tysiące więcej, niż w pierwszym roku po ogłoszeniu wyroku trybunału Julii Przyłębskiej. Najnowsze statystyki najprawdopodobniej poznamy niebawem.

Aborcja na życzenie do 12. tygodnia ciąży

W Czechach, aborcja na życzenia dozwolona jest do 12. tygodnia ciąży, licząc od pierwszego dnia ostatniej miesiączki. Aborcja do 24. tygodnia ciąży jest legalna z powodów zdrowotnych i embriopatologicznych. Poddanie się zabiegowi jest legalne i bezpiecznie, a z jego tytułu nie grożą konsekwencje prawne - nawet w Polsce.

REKLAMA

- W takiej sytuacji osoba, która potrzebuje aborcji, zgłasza się do nas za pomocą maila - tłumaczy Jolanta Nowaczyk. - My zaś wysyłamy jej pakiet informacji: jak w bezpieczny sposób przerwać ciążę w Czechach. Mówimy, jakie dokumenty należy przygotować, jakie badania krwi wykonać itp. Dzielimy się też informacjami na temat klinik, co do których jesteśmy pewne, że świadczą wysokiej jakości usługi.

- W takiej sytuacji wykonywany jest zabieg aborcji próżniowej - wskazuje rozmówczyni Polskiego Radia 24. W przypadku, gdy dana osoba nie jest w stanie pokryć kosztów zabiegu, w całości pokrywa je "Ciocia Czesia". 

Aborcja po 12. tygodniu ciąży

W przypadku aborcji po 12. tygodniu, sytuacja wygląda inaczej. Wówczas zabieg można przeprowadzić legalnie tylko wtedy, gdy stwierdzone są genetyczne lub rozwojowe wady płodu albo występuje zagrożenie życia lub zdrowia kobiety. - Wady te muszą być najpierw potwierdzone badaniami - słyszę.

"Ciocia Czesia" najpierw prosi taką osobę o wysłanie wyników badań. Te zaś przekazywane są do oddziału genetycznego tamtejszego szpitala, który sprawdza, czy są podstawą do przerwania ciąży. Następnie w ciągu 24 godzin przychodzi odpowiedź od genetyka. To pierwszy etap. Potem potrzebna jest druga wizyta u genetyka - by dostać oficjalne skierowanie. Tam kobieta zazwyczaj udaje się rano. Tego samego dnia po południu kierowana jest już na oddział ginekologiczny. 

REKLAMA

- Mamy ok. 3-4 kliniki i jeden szpital, z którymi współpracujemy. Na przestrzeni lat udało nam się wytworzyć z nimi relacje i to właśnie tam kierujemy potrzebujące kobiety. Jesteśmy z nimi w ciągłym kontakcie - zaznacza Jolanta Nowaczyk. Taka działalność wiążę się z hejtem. W sieci powstało kilka fałszywych adresów, podszywających się pod prawdziwą stronę "Cioci Czesi". 

"Nie oceniamy. Pomagamy każdemu"

Kto potrzebuje aborcji? - Przekrój jest duży. Dzwonią starsze kobiety, które np. mają już dwójkę dzieci i nie chcą więcej. Ale kontaktują się z nami też osoby, które wprost deklarują, że mają konserwatywne poglądy. My nie oceniamy, my pomagamy każdemu. Odpisujemy od razu, załączając tylko instrukcję - co i jak ma zrobić, co nam wysłać itp. - mówi Jolanta Nowaczyk.

"Wstyd się przyznać. Głosowałam na Konfederację, a teraz potrzebuję aborcji"

- Nie powiedziałabym może, że zdarza się to bardzo często, ale bywają takie sytuacje. Zazwyczaj zaznaczają to już w pierwszym mailu. Piszą np.: "Jestem katoliczką, chodzę do Kościoła. Wstyd się przyznać, sama głosowałam na Konfederację, albo na PiS, a teraz potrzebuję aborcji. Nigdy nie myślałam, że mi się to przytrafi, że będę potrzebowała waszej pomocy". To przykra ironia losu, ale tak po prostu jest. Albo piszą też, że ich sytuacja jest "wyjątkowa". Próbują to jakoś uargumentować. A wszystkie sytuacje są wyjątkowe i niezaplanowane - kontynuuje.

- Duża grupa to też młode kobiety (16-18 lat). To osoby, które często nie mają żadnego wsparcia ze strony rodziny, wręcz boją się powiedzieć o ciąży komukolwiek z bliskich – zaznacza moja rozmówczyni. Wyjaśnia, że czeskie kliniki informują ich rodziców już po przeprowadzonym zabiegu. - W Niemczech czy Austrii kliniki nie muszą informować rodziców o tym, że zabieg się odbył - zaznacza Jolanta Nowaczyk.

REKLAMA

polskieradio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej