Armia Rosji ograbiła rodaków. Ukrywano to trzy miesiące

Rosyjscy żołnierze grabią i dewastują domy, garaże i sklepy rodaków, a łup jest wywożony z pomocą firm wysyłkowych w głąb kraju. "Paczki" mogą ważyć nawet 300 kg. Tak wygląda sytuacja w obwodzie kurskim. W końcu musiały to przyznać nawet władze. Od sierpnia milczały albo zaprzeczały.

2024-11-15, 15:44

Armia Rosji ograbiła rodaków. Ukrywano to trzy miesiące
W sieci już w sierpniu i we wrześniu pojawiały się dowody grabieży. Rosyjskie władze przez trzy miesiące twierdziły, że to wrzutka wroga. Foto: Telegram

Były gubernator obwodu kurskiego Roman Starowojt, obecnie minister transportu, jako pierwszy potwierdził publicznie, że wojsko rosyjskie zajmowało się grabieżami we wsiach obwodu kurskiego. Mówił o tym na spotkaniu z mieszkańcami obwodu głuszkowskiego, gdzie doszło do wielu takich przypadków. Sala zaczęła klaskać. Nagranie pojawiło się w sieci 14 listopada. Co warto dodać, na razie za tym wyznaniem nie idą kolejne.

Fakt grabieży w Głuszkowie opisała wcześniej nawet kremlowska agencja TASS, co prawda w depeszy pt. "Mieszkańcy wracają do domów obrabowanych przez Ukraińców". Były w niej doniesienia o gołych ścianach, posiekanych sprzętach i majątku wyniesionym z domów. Po uwagach tzw. korespondentów wojskowych w Rosji, że wieś nigdy nie była pod kontrolą Ukrainy, depeszę "zredagowano".  

Były gubernator Starowojt mówił mieszkańcom obwodu głuszkowskiego, że organom ścigania polecono wzmocnienie nadzoru nad tymi terenami i że łup z tych terenów jest wywożony przez firmy dostawcze w głąb Federacji Rosyjskiej.  To nowość, bo do tej pory wszystkie służby porządkowe wypierały się, że dochodzi do aktów maruderstwa.

Oburzenie było bardzo duże

Portal Media Zona przypomina, że  mieszkańcy Głuszkowa alarmowali o kradzieżach od sierpnia, września - wtedy wrócili do domów, które znajdowały się pod "opieką" rosyjskich wojsk i przeraziło ich to, co odkryli. Początkowo próbowano sprawę ukryć lub przerzucić winę na Ukraińców, jednak oburzenie społeczeństwa było zbyt duże.  

REKLAMA

Poza tym już sierpniu donoszono o grabieżach w salonie handlowym Megafon i potem o punkcie odbioru przesyłek Wildberries. W sieci pojawiały się nagrania z wojskowymi Rosji w rolach głównych.

Żołnierze rosyjscy i wcześniej nadawali łup z Ukrainy do Rosji, korzystając z usług kurierskich firmy SDEK. Tak robili i tym razem. Ze śledztwa dziennikarskiego portalu MediaZona wynika, że z przygranicznych miejscowości w głąb Rosji wysłano paczkę o wadze 380 kg - były to rzeczy zrabowane w Ukrainy.

Jak pisze portal MediaZona, najwięcej informacji o grabieżach na terenie Rosji dochodzi z Koroniewa. To wioska, której Ukraina zajęła, musiała zatrzymać się około 10 kilometrów dalej. W sieci pojawił się apel mieszkańców wsi do Władimira Putina  w sprawie grabieży domów i sklepów przez ludzi w mundurach. Pod odezwą jest sto podpisów.

REKLAMA

Bizneswoman z Koroniewa Tatiana Skrinnikowa mówiła portalowi BBC Russian, że okna i drzwi były wyłamane, sprzęty, takie jak piekarnik i zmywarka, popsute, a ściany popryskano keczupem. Z garażu skradziono ładę. Z domu zabrano spawarkę, telewizor, odkurzacz. Ze sklepu, który prowadziła kobieta, zniknęły telefony i laptopy. Za to w łazience został szampon sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Były też inne ślady jej pobytu w domu - jedzenie, ślady legowisk, reflektor wojskowy, czyjś pojazd przy domu. Podobny obraz zniszczenia był u sąsiadów.

Z sejfu zniknęła strzelba myśliwska, noże i lornetka. Ze względu na to, że zginęła broń, rodzina przekazała listę ukradzionych rzeczy lokalnym władzom.

- Nie jestem jedyny, wszyscy mamy ten problem na ulicy - mówił człowiek, któremu dwa razy w miesiącu włamano się do garażu.

REKLAMA

Inny mieszkaniec Koroniewa opublikował wideo ograbionego sklepu z częściami samochodowymi. 

Kanał Spy Dossier we wrześniu opublikował apel mieszkańców Koroniewa, w którym ludzie pisali o 20 ograbionych lokalach i 10 mieszkaniach przez ludzi w mundurach wojskowych. "Nie było tu ukraińskich wojsk, ale wszystkie stacje benzynowe, apteki, sklepy, są rozgrabione".

Tymczasem władze zaprzeczały wówczas, że dochodzi do kradzieży i maruderstwa. Policja wojskowa twierdziła, że takich przypadków nie ma. Różni przedstawiciele władz zapewniali, że takie doniesienia to nic innego jak wrzutka wroga. Dowódca oddziału w Koroniewie twierdził, że jego żołnierze niczego takiego nie robią, choć mogą potrzebować czasem "ciepłej czapki" czy piły łańcuchowej.

REKLAMA

Czytaj także:

BBC Russian / Media Zona / Meduza /agkm

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej