"Nie chciałem zabić". Proces Doriana S. nie w pełni jawny

Sąd Okręgowy w Warszawie postanowił o częściowym wyłączeniu jawności procesu Doriana S. Mężczyzna jest oskarżony o to, że w lutym w centrum stolicy brutalnie zgwałcił i zostawił nieprzytomną Lisę z Białorusi. 

2024-12-04, 13:41

"Nie chciałem zabić". Proces Doriana S. nie w pełni jawny
Proces Doriana S. oskarżonego o gwałt i zabójstwo Białorusinki jest częściowo jawny. Foto: PAP/Leszek Szymański

Dorian S. usłyszał zarzut zabójstwa na tle seksualnym i rabunkowym. Doprowadzono go na salę rozpraw prosto z aresztu.

Obrona mężczyzny chciała wyłączenia jawności postępowania. Z tego powodu przewodniczący składu orzekającego sędzia Paweł Dobosz na czas rozpoznania wniosku kazał mediom opuścić salę rozpraw.

Przerwa trwała godzinę. Zdecydowano o częściowym wyłączeniu jawności. Chodzi o czas, kiedy oskarżony będzie odpowiadał na pytania oraz kiedy zeznania złożą biegli.

Zabójstwo Białorusinki. "Przyznaję się"

Po decyzji sądu w sprawi jawności prokurator odczytał akt oskarżenia. - Przyznaję się do popełnienia czynu, ale nie przyznaję się, że chciałem zabić - powiedział sprawca.

REKLAMA

Posłuchaj

Sędzia Paweł Dobosz odczytuje zeznania Doriana S. (Polskie Radio) 0:33
+
Dodaj do playlisty

Podkreślił też, że nie będzie odpowiadać na pytania sądu, prokuratora, ani składać wyjaśnień, a jedynie odpowiadać na pytania obrony.

Czytaj także:

Następnie odczytano jego wyjaśnienia z protokołu z postępowania przygotowawczego. Wynika z nich, że zanim doszło do zbrodni pił w barze alkohol, a potem, gdy wracał do domu, zobaczył dziewczynę. Założył wtedy kominiarkę i podszedł do niej, żądając, by oddała mu pieniądze. Zeznawał wtedy, że "czuł się dziwnie", "nie potrafi tego opisać", "jakby był w amoku".

W swoich wyjaśnieniach z postępowania przygotowawczego stwierdził też, że ktoś mógł mu czegoś dosypać do alkoholu.

REKLAMA

Zbrodnia w Warszawie wstrząsnęła Polską. Relacje świadków

Po niejawnej części zeznawali świadkowie. Pierwszym z nich był pracownik ochrony. Jak mówił, gdy wydarzyła się tragedia, schodził ze służby. Najpierw widział w bramie jakieś postacie, które jakby się przytulały. Potem, gdy poszedł otworzyć bramę, zauważył przewieszony przez nią szalik, a następnie półnagą kobietę. - Na pierwszy rzut oka myślałem, że kobieta jest nieprzytomna, ale potem pomyślałem, że nie żyje - relacjonował na sali rozpraw. 

Dodał, że wezwał służby i reanimował ofiarę do czasu przybycia ratowników.

Następnie przed sądem zeznawała koleżanka zmarłej Białorusinki. Jak opowiadała, w wieczór poprzedzający zbrodnie były z Lizą razem na basenie i w saunach, a potem pojechały zjeść posiłek na starówce. Potem razem ze znajomymi udali się na kręgielnie i do barów m.in. przy ul. Żurawiej. 25-latka zeznała również, że razem z Lizą piły alkohol, a ich spotkanie zakończyło się nad ranem.

Tego wieczoru Liza płakała i była w złym nastroju - mówiła koleżanka zamordowanej. Dodała, że miała ona rozładowany telefon, a kiedy zdecydowały się rozejść, zaoferowała jej taksówkę, ale Liza chciała się przejść. Miała jej dać znać, kiedy dotrze do domu. - Kiedy przyjechałam do domu, po 30 minutach wysłałam do Lizy wiadomość (...) Powiedziałam, że już idę spać i zasnęłam. Rano, gdy się obudziłam, zobaczyłam, że wiadomość została odczytana. Zapytałam, jak, ona się ma i wtedy zadzwonił do mnie znajomy i powiedział, że Liza nie wróciła do domu - opowiedziała.

REKLAMA

Chcieli pojechać do Hiszpanii. Zeznania chłopaka zamordowanej

Zeznania złożył też chłopak zmarłej Białorusinki. - Elizawieta powiedziała mi, że pójdzie na "babski dzień" do sauny. Ostatnią wiadomość odebrałem od niej po godz. 18.00, że jest z koleżanką w restauracji - mówił na sali rozpraw.

Zaznaczył, że poszedł spać, a gdy się obudził, zobaczył, że jego partnerki nie ma w domu. Mówił, że próbował się z nią skontaktować, ale bezskutecznie.

Zapytany o to, jakie Liza miała plany, odpowiedział, że miała swoje hobby i że niedawno byli w Hiszpanii i zastanawiali się nad tym, by znowu tam pojechać. - Nie wiem, jak to opisać. Nie miałem takiej myśli, że ona umrze. Ciężko mi było w to uwierzyć - podkreślił mężczyzna.

Na sali rozpraw pojawiły się też dwie kobiety, które przechodząc ul. Żurawią, widziały w bramie parę. Myślały, że para uprawia seks i jest pod wpływem narkotyków, a z uwagi na to, że oskarżony skierował w stosunku do jednej z nich agresywne słowa, obie oddaliły się, by się nie narażać.

REKLAMA

- Byłam w szoku, jak to zauważyłam. Ten mężczyzna zachowywał się tak, jakby nie zwracał na nas uwagi. Zatrzymałam się, stanęłam z nim twarzą w twarz. Rzuciło mi się w oczy, że ta kobieta miała zakrytą twarz. Widziałam gołą, bladą nogę - opowiadała kobieta.

Dorianowi S. grozi dożywocie. Prokuratura podawała, że zlecone badania wykazały, że Dorian S. jest poczytalny.

Elizawietę znalazł 25 lutego wcześnie rano dozorca w bramie posesji przy ul. Żurawiej w Warszawie. Wezwał pogotowie i policję. Kobieta trafiła do szpitala, była w stanie krytycznym. Zmarła 1 marca, nie odzyskawszy przytomności.

Polskie Radio, PAP/ms

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej