Zbiorowy gwałt na 20-letniej Polce. "Ciało kobiety widziane jest jako rzecz. Sprawcy się nie boją"

Odurzyli ją w klubie, wywieźli poza Warszawę i zgwałcili. Sprawcom grozi do 20 lat więzienia. Ale tylko teoretycznie, bo w rzeczywistości sądy nie orzekają aż tak wysokich kar. Dlaczego tak jest? O tym rozmawiamy z Kamilą Ferenc. - Sądy nie uważają, że naruszanie czyjejś autonomii cielesnej może oznaczać zniszczenie komuś całego życia. Ciało kobiety widziane jest jako rzecz, mienie, a nie jako integralność cielesna i psychiczna - mówi w rozmowie z portalem polskieradio24.pl prawniczka związana z Fundacją na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

Joanna Zaremba

Joanna Zaremba

2024-08-05, 19:00

Zbiorowy gwałt na 20-letniej Polce. "Ciało kobiety widziane jest jako rzecz. Sprawcy się nie boją"
Problem z orzekaniem w sprawach gwałtu. Wyroki nie są wysokie. Foto: KieferPix/Shutterstock/Bartlomiej Magierowski/East News

Czy kary za gwałt powinny być wyższe? - Nie widzę takiej potrzeby. Obecnie czyn ten jest zagrożony karą od trzech do 20 lat pozbawienia wolności - oznajmia Kamila Ferenc. I dodaje, że zwiększenie i tak już wysokich kar byłoby "mieczem obosiecznym", którego aparat państwa mógłby nadużywać. Co ważniejsze jednak, wysoki próg kary nie przekłada się na kary faktycznie orzekane przez sądy. To główny argument przemawiający za tym, że należy postawić na inne rozwiązania.

Czytaj także:

Może najpierw pochylmy się nad tym, jakie dokładnie kary za przestępstwo zgwałcenia przewiduje obecnie Kodeks karny. Po wszystkich zmianach w art. 197 mamy m.in. następujące zapisy: gwałt ze szczególnym okrucieństwem, w tym gwałt zbiorowy, podlega karze pozbawienia wolności od trzech do 20 lat. Ponadto: "Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat dwóch do 15".

Wysokie kary nic nie dają? "To nie odstrasza przestępców"

Nowelizacja wprowadziła dodatkowe przesłanki, zaostrzające odpowiedzialność karną za przestępstwo zgwałcenia, oraz podniosła górne granice wymierzanej kary. Tę pierwszą zmianę organizacje pomagające osobom pokrzywdzonym przyjęły z nadzieją i ulgą. Takiego samego zdania nie mają jednak o decyzji podwyższającej kary za gwałt.  

REKLAMA

"Wbrew twierdzeniom autorów przedmiotowej nowelizacji, surowość kary nie odstrasza sprawców i nie jest drogą do zmniejszenia liczby przestępstw" - mogliśmy przeczytać na stronie Centrum Praw Kobiet.

Dlaczego? Zdaniem ekspertek znacznie ważniejsza jest nieuchronność kary i sposób jej egzekwowania. A z tym w naszym kraju nie jest dobrze. Poza tym działaczki wskazują, że zmiana ta na przestrzeni ostatnich kilku lat nie przełożyła się na wysokość kar orzekanych wobec gwałcicieli.

Wysokie kary za gwałt? Nie w Polsce. "Nikt z nich nie będzie korzystał"

- To, co mogłoby się przekładać, to szkolenia dla prokuratury, policji i sądów. Szkolenia uświadamiające i uwrażliwiające, zmiany społeczne, kampanie. Żeby - jak chociażby nakazuje konwencja antyprzemocowa - zmienić stosunek do przemocy wobec kobiet. Zacząć traktować ją jako poważny problem. To jest droga do wyższych i bardziej sprawiedliwych kar - zaznacza specjalistka.

- Co z tego, że zwiększymy widełki, skoro nikt nie będzie z nich korzystał? - zauważa Kamila Ferenc. I ma rację. Bo np. dane Ministerstwa Sprawiedliwości sprzed zaledwie kilku lat, tj. z 2019 roku, były następujące: w przypadku przestępstwa zgwałcenia, wynikającego z art. 197 ust. 1 kk, uderzająca większość - bo aż 70 procent - orzekanych decyzji to kary trzech lat pozbawienia wolności.

REKLAMA

Niepokojące natomiast jest to, że - według danych sprzed kilku lat - nawet w przypadku gwałtu zbiorowego lub gwałtu ze szczególnym okrucieństwem (art. 197 ust. 3 i 4 kk) orzekano kary w granicach dolnego zagrożenia. Najczęściej to trzy lata więzienia - było to ok. 30 procent skazań. Karę ośmiu lat więzienia wymierzono tylko w 11 proc. przypadków.

Kultura gwałtu w Polsce. "Ciało kobiety jest rzeczą, z której korzystają inni"

Dlaczego tak jest? - Chyba właśnie z powodu lekceważenia tego zjawiska. I takiego wewnętrznego poczucia, że w los kobiety wpisane jest cierpienie, znoszenie tego cierpienia, zaciskanie zębów, godzenie się ze swoim złym losem. Ale mamy też do czynienia z postrzeganiem ciała kobiety jako "czegoś", po co każdy może sobie dowolnie sięgnąć. Do tego dochodzi seksualizowanie ciała kobiety w stopniu nadmiernym w przestrzeni publicznej, np. w reklamach - podkreśla.

Może warto zadać sobie pytanie: ile razy np. w trakcie jazdy samochodem, natknęliśmy się na reklamę usług budowlanych z wizerunkiem półnagiej kobiety? - Te treści odwołują się do założenia, że można nie tyle uprawiać seks z kobietą - gdzie ona jest równoprawnym uczestnikiem tego stosunku - tylko uprawiać seks "na kobiecie". W myśl tych szkodliwych założeń, jej ciało jest rzeczą, z którego korzystają inni, a sama kobieta nie prawa do przyjemności seksualnej - zauważa ekspertka.

I dodaje, że rodzi to pewien fundamentalny problem. - Tego rodzaju myślenie jest bardzo głęboko zakorzenione w polskiej kulturze, a to prowadzi do normalizowania przemocy seksualnej. I objawia się m.in. w niskich karach dla sprawców - wskazuje.

REKLAMA

Ogromny problem jest w sądach. "Ciało kobiety widziane jest jako rzecz"

Z tym, jako państwo, mamy kolejny, poważny problem. Bo dotyczy on już funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. - Sądy nie uważają, że naruszanie czyjejś autonomii cielesnej może oznaczać zniszczenie komuś całego życia i dożywotnią traumę. Raczej postrzegają to jako przestępstwo porównywalne do naruszenia mienia. Bo uwaga: ciało kobiety widziane jest jako rzecz, mienie, a nie jako integralność cielesna i psychiczna - mówi Kamila Ferenc.

Podwyższenie kar nic by nie dało, ponieważ sprawcy nie boją się kary. A nie boją się jej dlatego, że większość spraw o gwałt i tak jest umarzana. Albo też nigdy nie zgłoszona.

- Dzisiaj sprawcy wiedzą, jak kobieta, która zgłasza przemoc seksualną, jest traktowana na policji, w prokuraturze i w sądzie. Jak przerzuca się na nią winę, uprawia slut shaming, jak się ją upokarza na każdym kroku. To sprawia, że kobiety w ogóle nie chcą tego zgłaszać, a nawet jak zgłaszają, to sprawa jest zamieciona pod dywan. Są zniechęcane przez policję albo sprawa jest formalnie umarzana, bo nikt nie uznaje słów kobiety za dowód. To prowadzi do tego, że sprawcy się nie boją, że poniosą jakiekolwiek konsekwencje - tłumaczy prawniczka związana z FEDERĄ.

"Policja stara się wtedy, gdy sprawa jest medialna"

W przypadku 20-letniej studentki z Warszawy trudno mówić o opieszałości organów ścigania. Prokurator Piotr Skiba powiedział portalowi tvp.info, że policja z Pruszkowa potraktowała sprawę gwałtu zbiorowego priorytetowo, dlatego tak szybko zatrzymano podejrzanych. Postawiono im zarzuty, a sąd w Pruszkowie zdecydował o tymczasowym aresztowaniu pięciu mężczyzn na trzy miesiące. Wobec szóstego zastosowano wolnościowe środki zapobiegawcze.

REKLAMA

Tak szybka reakcja cieszy, ale też zastanawia. Czy fakt, że sprawą szybko zainteresowały się media, a w zgłoszeniu uczestniczyła osoba trzecia (mowa o kierowcy, który znalazł zgwałconą kobietę), mogła mieć na to wpływać?

Zdaniem Kamili Ferenc jest to bardzo prawdopodobne. - Tak, policja stara się wtedy, gdy sprawa jest medialna - zauważa. I wskazuje na inny, bardzo ważny aspekt.

"Takie sprawy się lekceważy"

- W polskim systemie mamy bardzo wysoko zawieszoną poprzeczkę tzw. bólu, cierpienia. Tzn. jak kobieta prawie zginęła, będąc zbiorowo zgwałcona - bo podkreślmy, że takie przestępstwa w wielu przypadkach prowadzą do śmierci - albo prawie zginęła od jakiejś napaści czy podczas procedury w szpitalu, to wtedy policja rzeczywiście zaczyna traktować to poważnie i prowadzi śledztwo z zaangażowaniem. Natomiast poniżej tego i tak bardzo wysokiego progu takie sprawy się po prosto lekceważy. Odsyła się kobietę o domu, mówi się jej, żeby o wszystkim zapomniała i nie zawracała nikomu głowy. A przy okazji każe jej się składać zeznania w uwłaczających warunkach. Potem ma trudność z dostaniem informacji o przebiegu sprawy. Ten system jest bardzo źle zaprojektowany - zaznacza rozmówczyni.

Pytam ekspertkę o to, czy jej zdaniem, gdyby poszkodowana 20-latka nie uzyskała pomocy osoby z zewnętrz, gdyby sama udała się na komendę i zgłosiła zbiorowy gwałt, zostałaby potraktowana równie poważnie. To oczywiście przypuszczenie, ale w tak zaprojektowanym systemie pytanie to jest zasadne.

REKLAMA

- Jestem skłonna uwierzyć, że gdyby nie to, że to mężczyzna zadzwonił po policję, jej zgłoszenie zostałoby zignorowane. Ale fakt, że zawiadomił o tym mężczyzna, nadając sprawie "ważność" i "autorytet", sprawił, że została potraktowana poważnie - uważa Kamila Ferenc.

Ekspertka nie ma wątpliwości. Trzeba zmienić język prawa

Zdaniem ekspertki, potrzebujemy w tej materii głębokich zmian. - Prawodawca powinien zmieniać prawo, zaczynając od formułowania przepisów. Wprost określać, że naruszenie tej granicy cielesności drugiej osoby bez jej zgody jest jedną z najgorszych rzeczy, jakich się można dopuścić - tłumaczy mec. Ferenc.

I wskazuje, że należałoby zacząć od symbolicznej zmiany nazwy rozdziału kodeksu Karnego, która brzmi "Przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności".

- Co nam mówi ta obyczajność w tytule? Że symbolicznie bardziej przejmujemy się tym, że to jest "nieprzyzwoite", aniżeli tym, że kogoś głęboko ranimy. Chodzi o sposób konstruowania przepisów i słów, których się używa - podkreśla.

REKLAMA

I dodaje, że duże znaczenie w tym zakresie ma edukacja szkolna. - Edukacja z mocnym naciskiem na chłopców, np. że nie mogą dotknąć dziewczynki, dopóki nie mają pewności, że ona się na to zgadza - słyszę.

"Nie ma czegoś takiego jak końskie zaloty"

Kamila Ferenc dodaje, że trzeba się skupić na programach i treści zajęć lekcyjnych, które wprowadzałyby tego typu wiedzę.

- Tam muszą być obowiązkowo treści mówiące o przeciwdziałaniu przemocy seksualnej, o autonomii cielesnej, autonomii seksualnej, szacunku do drugiej osoby, nienormalizowaniu przemocy. Mówiące o tym, że nie ma czegoś takiego jak "końskie zaloty". Jest agresja albo jej nie ma. Sięganie po cudze ciało bez woli i zgody tej osoby zawsze jest przemocą - dodaje moja rozmówczyni. Podkreśla też, że w to wliczają się wszelkiego rodzaju natarczywe zachowania, prowadzące do przełamywania wyraźnego oporu danej osoby.

- Trzeba przestać romantyzować siłowe doprowadzenie do stosunku seksualnego, bo nie jest to ani romantyczne, ani podniecające, ani dobre - apeluje prawniczka.

REKLAMA

Grupa mężczyzna zgwałciła 20-letnią studentkę

Niedziela, 28 lipca, godzina 5.00. Kierowca jednego z autobusów podmiejskich we wsi pod Jankami znalazł zgwałconą, młodą kobietę. Mężczyzna natychmiast zawiadomił policję, która zawiozła 20-letnią studentkę do szpitala. W czwartek 1 sierpnia została ona przesłuchana w obecności biegłego psychologa. 

Młoda kobieta poznała jednego z mężczyzn w warszawskim klubie. Mężczyzna powiedział jej, że pochodzi z Hiszpanii. Następnie zaproponował odwiezienie do domu. Studentka nie pamiętała momentu, w którym opuściła lokal. 

- Po wyjściu z klubu straciła świadomość, obudziła się pod Warszawą w samochodzie, gdzie, jak się później okazało, było sześciu mężczyzn. Kobieta, wykorzystując chwilę nieuwagi mężczyzn, uciekła z pojazdu i została odnaleziona na przystanku autobusowym przez jednego z kierowców autobusów, który powiadomił policję - poinformował później  rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Piotr Skiba.

Jak ustalił portal tvp.info, policja dość szybko zatrzymała podejrzanych. - To obywatele jednego z krajów latynoamerykańskich - przekazywał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Pięciu z nich usłyszało zarzuty zgwałcenia wspólnego, a jeden jest podejrzewany o pomocnictwo. Wszyscy zatrzymani mają od 20 do 30 lat. W Polsce przebywali i pracowali legalnie. Nie byli wcześniej karani. Obecnie śledczy oczekują na wynik badań toksykologicznych pokrzywdzonej i opinię biegłych.

REKLAMA

Kamila Ferenc jest polską adwokatką, publicystką i działaczką społeczną. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi, głównie Fundacją na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA, w której pełni funkcję wiceprezeski zarządu i konsultantki programowej. Jest m.in. współzałożycielką Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu. W 2023 roku została wybrana na członkinię Trybunału Stanu. Zakres jej działalności zawodowej obejmuje głównie prawa człowieka, przeciwdziałanie przemocy domowej, seksualnej oraz dyskryminacji, prawa reprodukcyjne, sprawiedliwość społeczną i praworządność.


Źródła: PolskieRadio24.pl/tvp.info/wmkor

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej