Śmierć Aleksandra Biegańskiego. Na jaw wyszły nowe fakty - tragedii można było uniknąć?
Śmierć Aleksandra Biegańskiego wstrząsnęła całą piłkarską Polską. Na początku roku o tragedii poinformował brat piłkarza, Jan Biegański. Zawodnik Kotwicy Kołobrzeg zmarł w szpitalu w wieku 24 lat. Na jaw wychodzą nowe fakty, a rodzice uderzają w lekarzy.
2025-02-25, 11:31
Śmierć Aleksandra Biegańskiego wstrząsnęła Polską
10 stycznia 2025 roku Polskę obiegła tragiczna wiadomość o śmierci 24-letniego Aleksandra Biegańskiego, zawodnika pierwszoligowej Kotwicy Kołobrzeg. Informacją przekazał Jan Biegański, który występuje w tureckim Sivassporze.
Aleksander Biegański w swojej karierze bronił barw m.in. GKS-u Tychy oraz Legionovii Legionowo. Do Kołobrzegu trafił w ubiegłym roku, w obecnym sezonie wystąpił w 12 meczach 1. ligi oraz trzech spotkaniach Pucharu Polski.
Olek był nie tylko utalentowanym piłkarzem, ale przede wszystkim wspaniałym człowiekiem, kolegą i przyjacielem" - napisał na stronie internetowej klub.
Zawodnika wspominała także jego partnerka, jednak wówczas przyczyna śmierci młodego piłkarza nie została oficjalnie podana do publicznej wiadomości.
REKLAMA
Reportaż pokazuje nowe fakty. Biegańskiego można było uratować?
W poniedziałek pojawiły się nowe informacje, a materiał przygotowany przez "Uwaga! TVN" pokazuje dokładniej, jak doszło do tragedii, podnosząc też kwestię absolutnie kluczową - czy tej śmierci można było uniknąć.
Biegański kilkanaście dni przed tym, zanim trafił do szpitala w Katowicach, wrócił z Zanzibaru i szybko zaczął narzekać na złe samopoczucie. Bliscy piłkarza mówili w reportażu, że lekarze mieli ignorować informację o tym, że z dolegliwościami mężczyzny może być powiązany wyjazd. Przyczyną zgonu okazała się malaria, którą piłkarz zaraził się podczas pobytu na należącej do Tanzanii wyspie.
Biegański kilka dni po powrocie z tropików narzekał na gorsze samopoczucie, do tego doszła gorączka, dreszcze i bardzo duże osłabienie. Zdaniem rodziców piłkarza, zarówno ich syn, jak i oni, informowali lekarzy o możliwości, że do zachorowania doszło podczas wyjazdu.
REKLAMA
- Powiedzieli nam, że gdyby złapał tropikalną chorobę, to od razu by się to wykluło - powiedział w TVN Dariusz Biegański.
Rodzice przyznali, że lekarze nie wykonali testu na tę chorobę, zamiast tego podejrzewali zapalenie płuc, zoperowali też jego wyrostek po tym, jak uskarżał się na silny ból brzucha, a jedna z lekarek podejrzewała białaczkę. Test na malarię wykonano dopiero w Górnośląskim Centrum Medycznym w Katowicach, do którego został Biegański został przeniesiony przez najbliższych. Potwierdził on chorobę, jednak nie udało się uratować życia mężczyzny.
Janusz Milejski, p.o. zastępcy dyrektora ds. lecznictwa Szpitala MSWiA w Katowicach, w rozmowie z reporterami TVN przyznał, że lekarze otrzymali informację o pobycie Biegańskiego na Zanzibarze dopiero trzy dni po tym, jak trafił na oddział.
REKLAMA
Rodzice Aleksandra Biegańskiego zapowiadają, że zawiadomienie dotyczące nieprawidłowości w leczeniu trafi do prokuratury.
- FC Barcelona czuje oddech Realu. Modrić strzelił jak z armaty [wideo]
- Goncalo Feio liczy się ze zwolnieniem z Legii. "Mogę odejść nawet jutro"
- Legenda trenerem Jakuba Modera. Van Persie wraca do domu
Źródło: PolskieRadio24.pl/ps
REKLAMA