Najbardziej kontrowersyjne werdykty Konkursu Chopinowskiego. "Ja tego pana biję w twarz!"
Skandale związane z decyzjami jurorów Konkursu Chopinowskiego rozgrywały się nie tylko między publicznością a jury, lecz także w samym łonie sędziowskiego gremium. W dziejach tej imprezy nie brakowało kontrowersji, ataków krytyki, demonstracyjnych gestów, a nawet awantur.
2025-10-18, 08:00
"Przeciwko"
– Profesor Jan Ekier, zasiadający w jury wielu kolejnych konkursów, a na niektórych także przewodniczący jury, mówił - trochę żartobliwie i pobłażliwie - że publiczność zawsze musi mieć jakiegoś swojego faworyta przeciwko jurorom – zauważył w Polskim Radiu krytyk muzyczny Józef Kański. – Moim zdaniem nie chodzi tylko o to, by być przeciwko. Publiczność czasem miała dosyć zdrowy instynkt i umiała dostrzec zaletę takiego kandydata, u którego jurorzy widzieli drobne mankamenty, wobec czego albo w ogóle nie dopuszczali go do finału, albo lokowali go na dalekim miejscu – dodał.
***
XIX Konkurs Chopinowski na antenach Polskiego Radia:
***
Istotnie, fenomen, jakim w ciągu niespełna stulecia stały się Konkursy Chopinowskie, znajduje swój wyraz także w ogromnym zainteresowaniu mas społecznych, obejmującym nie tylko "notorycznych" melomanów, lecz także osoby z przyzwyczajenia śledzące wiadomości ze świata kultury. W związku z tym nierzadko można usłyszeć - a jeszcze częściej przeczytać - krytyczne głosy niespecjalistów, którzy z różnych powodów nie mogą się pogodzić z werdyktami jury.
Opór ten ma bardzo długą tradycję, sięgającą prawie początków Konkursu. Poniżej prezentujemy głośne lub po prostu interesujące kontrowersje, jakie dawniej wywoływały decyzje jurorów.
Zaczniemy od trzeciej odsłony Konkursu Chopinowskiego, bo już w niej zarysowały się wszystkie typowe cechy skandalu wywołanego werdyktem niespełniającym oczekiwań publiczności. To na wspomnienie o tamtej imprezie Jerzy Waldorff w książce "Wielka gra" stwierdził: "Warszawiacy są w ogóle społeczeństwem burzliwym i bojowym, nawykłym do zrywów powstańczych, a z powodu Chopina grożą Warszawie dodatkowe powstania muzyczne".
Posłuchaj
Posłuchaj
1937. "Proszę państwa, ten pan obraził jury!"
Laureatami trzech pierwszych nagród III Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina zostali kolejno Jakow Zak, Roza Tamarkinawa (oboje z ZSRR) oraz Polak Witold Małcużyński. Fakt, że rodak Chopina został wyprzedzony przez radzieckich pianistów, do tego pochodzenia żydowskiego, wywołał w pewnych kręgach duże niezadowolenie. Pytano, jaki ma sens Konkurs, jeśli nie faworyzuje Polaków, "z natury" powołanych do bycia chopinistami.

Jak zwykle nie zabrakło głosów antysemickich. Publicysta "Myśli Narodowej" W. Narusz (niektórzy uważają, że pod tym pseudonimem ukrywał się kompozytor i krytyk muzyczny Piotr Rytel) pisał bez ogródek: "wiemy, że niektórzy członkowie jury nie byli w stanie odczuć nieprawdy płynącej spod żydowskich palców – oto jedna z przyczyn triumfu rozmaitych Jakowów Zaków i Roz Tamarkinawych".
Do umierającego na południu Francji Karola Szymanowskiego jego siostra Anna zwana Nulą pisała w liście: "wczoraj była straszna demonstracja na uczot [ros. "na rzecz"] Małcużyńskiego – klaka itd., choć podobno nie grał tak o wiele lepiej od innych (…), no ale trudno, chcą, żeby wreszcie raz coś Polak wziął".

Ale to nie kwestie polskiego i niepolskiego pochodzenia okazały się najgłośniejszą kontrowersją w 1937 roku. Dla publiczności polityka i ideologia nie miały aż takiego znaczenia, a narodowość uczestników znikała w cieniu emocji, jakie artyści potrafili wywołać w słuchaczach.
O wydarzeniach III Konkursu Chopinowskiego informowała Szymanowskiego także przyjaciółka Felicja Lilpop-Krance. W jednym z listów pisała: "atmosfera zdecydowanie nieprzyjemna, nastrój taniej sensacji jak na sportowych zawodach", w kolejnym zaś krótko zrelacjonowała pierwszą awanturę związaną z tą pianistyczną imprezą: "wyobraź sobie, że jak ogłaszali nagrody, to publiczność tak protestowała i tak się irytowała, że była awantura na sali i ktoś komuś oświadczył publicznie, że »mu daje w twarz«".

Bardziej szczegółowo opisał to wydarzenie "Ilustrowany Kurier Codzienny": "Kiedy jury ogłosiło, że przedstawicielka Japonii otrzymała 15 miejsce, zerwała się burza oklasków, jednak wnet zaczęły padać okrzyki, mające reprezentować opcję przeciwną ... Na tym tle doszło do przykrego incydentu między dwoma panami z publiczności. Jeden z nich, członek jednej z zagranicznych placówek w stolicy, miał się wyrazić ujemnie o ocenie jury, co spotkało się z gwałtownym protestem ze strony siedzącego obok pana. Ten ostatni wstał i zawołał: Proszę państwa, ten pan obraził jury, ja tego pana publicznie biję w twarz!... Spotkało się to zarówno ze strony jury, które nie pochwalało niewczesnego »obrońcy«, jak i ze strony publiczności z napiętnowaniem. Awantura zaczęła przybierać ostry charakter, poproszono przedstawiciela policji o usunięcie awanturniczego jegomościa z sali".
Posłuchaj
Incydent ten był wynikiem niedocenienia "ślicznej, w kimonie występującej Japonki Chieko Hary", jak to ujął Jerzy Waldorff w "Wielkiej grze". Ten sam autor, który w 1937 roku jako początkujący krytyk muzyczny w dzienniku "Jutro" na gorąco relacjonował przebieg zmagań chopinistów, zwrócił uwagę, że z początku traktowano jej uczestnictwo w Konkursie jako jakieś kuriozum:
"Bardzo licznie zebrana publiczność czekała na ten występ, jak na swego rodzaju cyrk. No, bo niby – moja pani – skąd Japonce do Chopina. Tymczasem usłyszeliśmy grę wspaniałą, pełną najszlachetniejszego temperamentu, a co dziwniejsze – bardzo stylową".

Widzowie i słuchacze od razu zakochali się w Chieko Harze i oczekiwali, że zdobędzie ona jedno z najwyższych miejsc w Konkursie. W "Wielkiej grze" Waldorff wspominał:
"kiedy ostatni finalista wykonał swój program, publiczność na sali czekała zwartym tłumem do godziny 2.30 w nocy na werdykt jury, tymczasem oglądając puszczony dla niej film o Schubercie »Niedokończona Symfonia« z Martą Eggerth. Kiedy zaś werdykt ogłoszono i ujawniło się, że wśród nagrodzonych nie ma faworytki audytorium, (...) ludzie (...) urządzili tak straszną awanturę, że jurorów i salę przed najgorszymi konsekwencjami uratował dopiero obecny wśród słuchaczy bogaty przemysłowiec Stanisław Meyer, który czym prędzej – na miejscu – ufundował dla pokrzywdzonej dziewczyny z Tokio »nagrodę publiczności«. I w ten sposób burza została zażegnana".

1955. Rozżalony Włoch i podpis, którego nie było
Tak spektakularne zdarzenia, jak w 1937 roku, już się nie powtórzyły, ale - z wyjątkiem gróźb "bicia po twarzy" - wielu późniejszym Konkursom towarzyszyły równie silne emocje. Niektóre z nich rodziły się w gronie jurorów. Od początku istniały co prawda pewne nieporozumienia związane z systemem oceniania uczestników, nie zawsze czytelnym dla każdego członka jury i w początkach Konkursu podlegającym różnym zmianom, ale z reguły jurorzy, mimo różnic zdań, respektowali własny werdykt.
W 1955 roku doszło jednak do pewnego zgrzytu. Włoski pianista Arturo Benedetti Michelangeli, członek jury V Konkursu Chopinowskiego (który poza tym dał wówczas jeden z najbardziej pamiętanych recitali towarzyszących imprezie) zgłosił votum separatum i okazał tak nieprzejednaną postawę względem końcowych decyzji gremium jurorskiego, że demonstracyjnie odmówił podpisania dyplomów dla laureatów.

Sprawę tę znamy przede wszystkim dzięki Lidii Grychtołównie, która zdobyła wówczas VII nagrodę, a zdaniem Włocha powinna być oceniona znacznie wyżej. – Po koncercie laureatów było duże przyjęcie w urzędzie Rady Ministrów – wspominała Lidia Grychtołówna w Polskim Radiu. - Podeszłam do Michelangelego z moją nagrodą (dyplomy były bardzo ładnie wydane w skórze, ale ciężkie diabelnie). Mówię: "maestro, nie ma pana podpisu", a on odpowiada: "to dlatego, że ja się z werdyktem jury nie zgadzam i dlatego żaden z laureatów mojego podpisu mieć nie będzie" – opowiadała.
Posłuchaj
Posłuchaj
Posłuchaj
Jednocześnie Michelangeli zaproponował Grychtołównie dołączenie do elitarnego grona jego uczniów i uczennic, co wiązało się m.in. z wyjazdem do Włoch. Pianistka skorzystała z hojnej oferty, co stało się wstępem do jej międzynarodowej kariery muzycznej.
Sam Arturo Benedetti Michelangeli, zrażony do Konkursu, mimo zaproszeń nie zasilił już nigdy składu warszawskiego jury.

1960. Rubinstein, Block, plotki i owacje
O VI Konkursie Chopinowskim było głośno jeszcze przed jego rozpoczęciem, gdy ogłoszono, że honorowym przewodniczącym jury będzie 73-letni Artur Rubinstein, jeden z najsłynniejszych XX-wiecznych wirtuozów fortepianu, żywa legenda belle époque i dwudziestolecia międzywojennego.
Jego przyjazd do Warszawy niemal przyćmił sam Konkurs. Zygmunt Mycielski porównał imprezę w 1960 roku do "potrawy, w której są same rodzynki i w której nie widać już ciasta, tyle ich tam wsypano", a magazyn "Szpilki" przestrzegał w satyrycznym horoskopie: "nie pchaj się na Konkurs Chopinowski, bo Rubinstein i tak cię nie zauważy".
Rubinstein jednak kogoś zauważył i miało to bardzo konkretny wymiar materialny. Michel Block, amerykański pianista urodzony w Belgii, a wychowany w Meksyku, który zgodnie z punktacją jurorów zdobył dopiero dziesiąte miejsce, wyjątkowo przypadł do gustu honorowemu przewodniczącemu jury. Ten postanowi wyróżnić go pozaregulaminową "osobistą nagrodą im. Artura Rubinsteina" w wysokości 20 tysięcy złotych. Ponieważ zaś Block był zaskakująco podobny do Rubinsteina, od razu pojawiły się plotki, że młody pianista jest nieślubnym dzieckiem starego wirtuoza.
Posłuchaj

Przypadkiem okazało się, że Amerykanin bardzo spodobał się także publiczności. W "Obrachunkach chopinowskich" w piśmie "Świat" Jerzy Waldorff znów przywołał metaforykę insurekcyjną:
"Dopóki warszawiacy bali się, że skrzywdzony zostanie wyrokiem faworyt publiczności Maurizio Pollini, dopóty szykowali się, żeby urządzić w Filharmonii powstanie. Skoro jednak Pollini zdobył I lokatę, natychmiast zapomniano o nim i rzucono się do obrony następnego pokrzywdzonego – Michela Blocka (...). Gdyby młody Włoch chciał mierzyć swój sukces owacją publiczności, musiałby dojść do wniosku, że przepadł wobec Meksykanina, za którym tłum szalał bez miary".
Zdaniem Józefa Kańskiego Block rzeczywiście pokazał niespotykany talent. – Był pełen temperamentu, bardzo oryginalnie grający, rozporządzający świetną techniką... i może właśnie dlatego, że bardzo oryginalnie grający, nie znalazł uznania w oczach jurorów i nagrody nie dostał. Tym niemniej na pewno przeszedł do historii konkursów jako jedna z wybitnych indywidualności – powiedział w Polskim Radiu.

1980. Sprawa Ivo Pogorelicia, czyli triumf przegranego
W drugiej połowie XX wieku najgłośniejszym skandalem wokół werdyktu jury Konkursu Chopinowskiego było zdarzenie w finale X Konkursu Chopinowskiego, choć już po ogłoszeniu wyników pierwszego etapu zaczęło dziać się źle. Wtedy właśnie węgiersko-brytyjski pianita Louis Kentner, jeden z przedwojennych laureatów Konkursu, zrezygnował z pracy w jury i wyjechał z Polski, a później dał wywiad, że warszawska impreza jest "kompromitująca".
To był dopiero wstęp do właściwej sensacji. Tuż przed finałami "gwałtownie ustąpiła z sędziowskiego grona Martha Argerich, dając wywiad dla TV, w którym obraziła kolegów twierdzeniem, iż wstydzi się, że zasiadała w jury!" – jak czytamy w "Wielkiej grze" Waldorffa. Powodem tego skandalu było odrzucenie z Konkursu jugosłowiańskiego pianisty Ivo Pogorelicia.

Martha Argerich, argentyńska zwyciężczyni Konkursu Chopinowskiego w 1965 roku, uważała, że bezduszny system komputerowego liczenia punktacji nie może stanowić jedynej metody eliminacji młodych pianistów. Z niedopuszczeniem Jugosłowianina do finału nie mogli się też pogodzić obserwatorzy i słuchacze występów.
"Pogorelić – niepokorny, nieznośny, pewny siebie, genialny i nonszalancki zarazem, przez publiczność i krytyków uznany za skandalicznie niedocenionego" – pisze Kornelia Sobczak w tomie "Chopinowskie igrzysko" – "Zdominował wspomnienia X Konkursu i kojarzy się z rokiem 1980 nawet bardziej niż laureat zmagań – Wietnamczyk Dang Thai Son".
"Bardzo przystojny, takie modne pół chłopca, pół dziewczyny, ale przy fortepianie cały tygrys" – ironizuje Jerzy Waldorff w książce "Wielka Gra".

Gdy więc gruchnęła wieść o tym, że Pogorelicia nie będzie w finale, wybuchł skandal, którym przez długi jeszcze czas żywiła się opinia publiczna. "Jeśli atmosferę Konkursu określamy jako gorącą, to można uznać, że na ostatnim panował tropikalny upał. Przyczyną tak wysokiej temperatury były różnice zdań pomiędzy jurorami a krytykami i publicznością" – pisał krytyk muzyczny Tadeusz Kaczyński w "Literaturze".
A trwał przecież karnawał "Solidarności", więc niemalże chciano żądać demokracji w wyborze laureatów. Pisze Waldorff: "młodzież – chcąc dorównać atmosferze rozgorączkowania politycznego w całym kraju – demonstrowała na rzecz pognębionego Pogorelicia tak namiętnie, jak gdyby Kościuszką był niedopuszczonym do Racławic".
Posłuchaj
Sprawę tę sam Ivo Pogorelić skomentował w swoim stylu: "uważam, że Martha Argerich zwyciężyła nie tylko w konkursie w 1965 roku, lecz także i w roku 1980, wyjeżdżając z mojego powodu. Odniosła zwycięstwo wraz ze mną, bo publiczność mnie uznała. Jestem zaskoczony świetnym rezonansem i I elastycznością polskiej publiczności, która od początku reagowała w sposób bardzo spontaniczny, dojrzały i pozbawiony przesądów w stosunku do mojego wykonawstwa".

1985-1995. W cieniu konkursowego kryzysu
Podobnych wydarzeń, jak to w 1980 roku, nie zabrakło także podczas kolejnych konkursów, ale nie były już tak głośne. W 1985 roku chiński juror Fu Cong, laureat III nagrody Konkursu Chopinowskiego z 1955 roku, wystąpił z grona sędziów w proteście przeciw zwycięstwu Rosjanina Stanisława Bunina i przeciw nieczytelnemu systemowi zliczania punktów.
Dekadę później publiczność ponownie wznieciła małe powstanie w Filharmonii Narodowej i wygwizdała jury za to, że uwielbiany przez nią rosyjski pianista Aleksiej Sułtanow nie zdobył pierwszej nagrody, tylko drugą - ex aequo z Francuzem Philippe'em Giusiano. Rosjanin najpierw się rozpłakał, a później, choć nagrodę przyjął, nie pojawił się na uroczystości wręczenia dyplomów i koncercie laureatów.
Warto przy tym zauważyć, że w 1995, podobnie jak pięć lat wcześniej, jury Konkursu Chopinowskiego zdecydowało nie przyznawać w ogóle I nagrody, uzasadniając to brakiem odpowiedniego kandydata na bezdyskusyjnego zwycięzcę. Była to kulminacja kryzysu chopinowskiej imprezy, który tlić zaczął się jeszcze w latach 80., a który ostatecznie udało się przezwyciężyć dopiero w 2005 roku, gdy I miejsce zajął genialny Polak Rafał Blechacz.

2010. "Casus Pogorelicia to jest małe ziarenko przy tym"
Na kolejną kontrowersję nie trzeba było długo czekać. "Szok i niedowierzanie" – pisze Jacek Hawryluk w swoim dodatku do "Wielkiej gry" Waldorffa. – "Gdy jury ogłosiło werdykt XVI Konkursu, w foyer Filharmonii Narodowej zapanowała konsternacja. Takiego zakończenia nikt się nie spodziewał. Niektórzy bez ogródek mówili o największym skandalu w historii warszawskiej imprezy".
Laureatką I nagrody XVI Konkursu Chopinowskiego została rosyjska pianistka Julianna Awdiejewa. Nikt - ani krytycy, ani publiczność - nie spodziewał się tego werdyktu. Rosjanki nie było wśród faworytów opinii publicznej.
Ogłoszenie wyników Konkursu Chopinowskiego w 2010 roku na gorąco komentowali dziennikarze Polskiego Radia i goście zaproszeni do studia.
– Nie mogę się otrząsnąć ze zdumienia – przyznała Małgorzata Pęcińska. – Wszystkiego się spodziewałam, ale wyszło ze mnie całe powietrze. Bardzo przepraszam, ale wydaje mi się, że się przesłyszałam, bo siedziałam uczciwie na wszystkich przesłuchaniach i słuchałam wszystkich od początku do końca. No, i takie rozdanie to chyba jest bardzo krzywdzące dla wielu z tych pianistów – dodała.
Wtórował jej muzyk i publicysta Marek Dyżewski. – Takiego skandalu, jak w tym roku, to Konkurs Chopinowski nie pamięta. Casus Pogorelicia to jest małe ziarenko przy tym. Proszę zauważyć, ilu świetnych pianistów, szopenistów sędziowie po drodze wyeliminowali, konsekwentnie odsuwając z rozgrywek konkursowych wspaniałych muzyków. Ja się wstydzę za ten werdykt i bardzo współczuję temu konkursowi, bo to się położy cieniem na jego sławie – ocenił.

Krytycy zwracali uwagę, że werdykt jury jest niesprawiedliwy dla Austriaka Ingolfa Wundera, który ex aequo z rosyjsko-litewskim pianistą Lukasem Geniušasem zdobył II nagrodę Konkursu w 2010 roku, a zarazem otrzymał najważniejsze wyróżnienia dodatkowe, czyli nagrody za najlepsze wykonanie Poloneza-Fantazji op. 61 i za najlepsze wykonanie koncertu.
– Ingolf Wunder był ponad wszystkimi. Powinien był wygrać – stwierdził Krzysztof Komarnicki. – Dlaczego więc wygrała Awdiejewa, a nie Wunder? Zagraniczni dziennikarze, z którymi miałem okazję rozmawiać, uważali na przykład (i być może takie było też zdanie jury), że Ingolf Wunder pierwsze dwa etapy miał - nazwijmy to - "nudniejsze". Natomiast Awdiejewa zawsze robi ten show na scenie. A ponieważ pod uwagę brana jest punktacja wszystkich etapów, to Wunder mógł po prostu nie odrobić strat koncertem – spekulował.
Zwracano także uwagę, że chwila ogłoszenia werdyktu musiała być niekomfortowa dla samej zwyciężczyni, skoro zamiast burzy oklasków zgromadzony tłum zareagował raczej jękiem zawodu.
Posłuchaj
Warto przy tym podkreślić pewną okoliczność niezwiązaną bezpośrednio z oceną samego wykonawstwa. Julianna Awdiejewa jest bowiem dopiero czwartą kobietą, która zdobyła I nagrodę w dziejach Konkursu Chopinowskiego od 1927 do 2015 roku (w 1949 ex aequo wygrały Polka Halina Czerny-Stefańska i Rosjanka Bella Dawidowicz, a w 1965 roku wspomniana wyżej Martha Argerich).
Za początek nowego rozdziału konkursowej przygody Awdiejewej można uznać fakt, że w 2025 roku pianistka znalazła się w gronie jurorów XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina i teraz to ona ocenia uczestników. 40-letnia pianistka jest najmłodszą osobą w gronie sędziów, najstarsza natomiast jest 97-letnia Lidia Grychtołówna, honorowa członkini jury, ta sama, która 70 lat temu nie wygrała Konkursu ku rozpaczy Artura Benedettiego Michelangelego.
Czy tym razem obejdzie się bez awantury? Przekonamy się już w nocy z 20 na 21 października 2025 roku.

Źródło: Polskie Radio/Michał Czyżewski
Bibliografia:
- Ada Arendt, Marcin Bogucki, Paweł Majewski, Kornelia Sobczak, "Chopinowskie igrzysko. Historia Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina 1927-2015", Warszawa 2020
- Jerzy Waldorff, Jacek Hawryluk, "Wielka gra. Rzecz o Konkursach Chopinowskich", Kraków 2021