Upiorny sygnał z orbity. "Satelita zombie" z czasów zimnej wojny ożył po 45 latach

Lincoln Experimental Satellite 1 to nieudany wojskowy eksperyment z lat 60. XX wieku, o którym mało kto by pamiętał, gdyby nie fakt, że pod koniec 2012 roku urządzenie nagle zaczęło na nowo nadawać z kosmosu.

2025-10-21, 07:57

Upiorny sygnał z orbity. "Satelita zombie" z czasów zimnej wojny ożył po 45 latach
Pracownik Lincoln Laboratory przy satelicie LES-1 jeszcze przed wyniesieniem urządzenia na orbitę. Foto: Wikimedia/domena publiczna /Pixabay

Od igieł do satelitów

Prowadzony w latach 1965-1976 przez Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych (USAF) program badawczy Lincoln Experimental Satellite miał na celu testowanie sprzętu i technik komunikacji satelitarnej na potrzeby wojskowe. Armii chodziło przede wszystkim o zwiększenie zdolności transmisyjnych satelitów, a więc m.in. ich lepszej stabilizacji w kosmosie i ulepszeniu anten.

Zadanie to powierzono inżynierom z Lincoln Laboratory (stąd nazwa urządzeń) działającym w słynnej uczelni Massachusetts Institute of Technology (MIT). Zespół ten sprawdził się już we współpracy z wojskiem, gdy w ramach nowatorskiego programu West Ford stworzył na orbicie okołoziemskiej chyba najbardziej niezwykły kanał łączności w dziejach.

W 1963 roku wysłano w kosmos około 350 milionów miedzianych igieł (około 22 kilogramy), które następnie rozsiano na orbicie w taki sposób, że utworzyły one sztuczną jonosferę odbijającą mikrofale radiowe. Olbrzymi, opasający całą kulę ziemską pierścień złożony z tych drobin miał być, w przeciwieństwie do np. tradycyjnych anten czy podmorskich kabli, w zasadzie niemożliwy do zniszczenia przez ewentualnego przeciwnika.

Eksperyment zakończył się sukcesem. Igły znakomicie nadawały się do komunikacji nawet między bardzo odległymi punktami na powierzchni Ziemi. Pierścień wytrzymał jednak tylko dwa miesiące, a ponadto przedsięwzięcie Amerykanów spotkało się z krytyką wielu krajów, które nie życzyły sobie zaśmiecania orbity miedzianym pyłem. Armia zwróciła się więc w stronę testów urządzeń satelitarnych.

Lincoln Laboratory przygotowało dziewięć eksperymentalnych bezzałogowych statków kosmicznych. Lincoln Experimental Satellite 1 (LES-1) był pierwszym z nich. Satelita został wyniesiony na orbitę przez (również eksperymentalną) rakietę Titan 3A 11 lutego 1965 roku. Misja od razu natrafiła na problemy.

Po lewej: pracownik Lincoln Laboratory przy satelicie LES-1. Po prawej u góry: bliźniaczy satelita LES-2. Po prawej u dołu: rysunek projektowy satelity LES-3. Fot. Wikimedia/domena publiczna Po lewej: pracownik Lincoln Laboratory przy satelicie LES-1. Po prawej u góry: bliźniaczy satelita LES-2. Po prawej u dołu: rysunek projektowy satelity LES-3. Fot. Wikimedia/domena publiczna

Śmierć i zmartwychwstanie amerykańskiego satelity

Opowieść o losach LES-1 to mieszanka faktów i przypuszczeń, bo nie ma sposobu, by dokładnie sprawdzić, co działo się i wciąż się dzieje w krążącym wokół ziemi obiekcie wielkości lodówki.

Wiadomo, że satelita nie osiągnął swojej docelowej orbity, optymalnej dla przeprowadzenia wszystkich planowanych testów. Nie zadziałał silnik, który miał go skierować na odpowiednie tory. Przyczyną było być może błędne okablowanie obwodów uzbrojenia. Ponadto statek zaczął koziołkować, co uniemożliwiło przeprowadzenie większości badań.

Nieudany eksperyment pozwolił jednak inżynierom zdobyć wiedzę, co trzeba poprawić. Gdy więc w maju 1965 roku wysłali w kosmos bliźniaczą satelitę LES-2, znalazła się ona tam, gdzie miała się znaleźć, po czym okazała się wielkim sukcesem naukowym i militarnym. Prace nad serią LES to jedna z wielu cegiełek tworzących podstawy rozwoju technologii satelitarnych, bez których trudno wyobrazić sobie współczesny świat.

Tymczasem LES-1, poddany silnemu promieniowaniu pasa Van Allena, zaczął mieć problemy z zasilaniem za pomocą paneli słonecznych. Przestał nadawać w 1967 roku i zasilił szeregi tzw. kosmicznych śmieci, czyli stworzonych przez człowieka krążących na orbicie obiektów, które nie wykonują już zadań, do których były zaprojektowane (oprócz nieczynnych satelitów to także zużyte elementy rakiet wielostopniowych i inne odpadki).

Po lewej: rakieta Titan 3A z satelitą LES-1 na pokładzie. W środku: mobilna jednostka naziemnej komunikacji z satelitami LES. Po prawej: rakieta Titan 3C z satelitami LES-3 i LES-4 na pokładzie. Fot. Wikimedia/domena publiczna Po lewej: rakieta Titan 3A z satelitą LES-1 na pokładzie. W środku: mobilna jednostka naziemnej komunikacji z satelitami LES. Po prawej: rakieta Titan 3C z satelitami LES-3 i LES-4 na pokładzie. Fot. Wikimedia/domena publiczna

I na tym historia urządzenia mogłaby się skończyć, gdyby nie to, co wydarzyło się pod koniec 2012 roku. Angielski radioamator Phil Williams zaczął wówczas odbierać sygnał w ultrawysokiej częstotliwości mikrofalowej, który, jak później udało się potwierdzić, pochodził z LES-1.

Tym sposobem obiekt ten stał się jednym z tzw. "satelitów zombie", czyli urządzeń orbitalnych, które po jakimś okresie nieaktywności niejako "zmartwychwstają" i wznawiają nadawanie. LES-1 jest zresztą rekordzistą w tej kategorii, bo "ożył" po 45 latach milczenia. Do tej pory satelity aktywowały się na nowo po krótszych okresach. A przecież LES-1 znajduje się w tej części orbity, gdzie warunki dla sprzętu elektronicznego są dość nieprzyjazne.

Jak doszło do tego "ożywienia"? Znów można liczyć jedynie na domysły. Naukowcy przypuszczają, że niedziałające od dekad baterie uległy rozpadowi, a jednocześnie wydarzyła się awaria jakiegoś podzespołu, która w momencie, gdy LES-1 znajduje się w świetle Słońca, kieruje energię z paneli słonecznych bezpośrednio do nadajnika pracującego na częstotliwości 237 MHz.

Upiorne, ale inspirujące

W swoim odbiorniku Anglik usłyszał coś, co sam określił jako "wyjątkowo upiorny dźwięk", a czego przyczyną jest prawdopodobnie to, że panele regularnie obracającego się wokół własnej osi satelity co 4 sekundy otrzymują mniej energii słonecznej. Modulowany tym sposobem sygnał rzeczywiście brzmi niepokojąco, ale nie wszyscy czują się przestraszeni.

We wrześniu 2017 roku artystyczny duet Kata Kovács i Tom O'Doherty we współpracy m.in. z członkami kanadyjskiego zespołu Godspeed You! Black Emperor stworzył instalację artystyczną ze specjalnie skomponowaną muzyką generatywną (a więc taką, której wariacje są wynikiem losowego programowania elektronicznego). Jej tytuł to "Signal Tide".

Ważnymi elementami instalacji była antena, która odbierała sygnał dźwiękowy z przelatującego co trzy godziny LES-1, oraz rząd głośników, dzięki którym "upiorna" transmisja z satelity trafiała do słuchaczy. Wspomniana wyżej muzyka towarzyszyła dźwiękom z kosmosu, tworząc wspólnie oryginalny "maszynowy koncert" na żywo, łączący kosmos z ziemią oraz przypadek z celowym działaniem.

Lincoln Experimental Satellite 1 wciąż nadaje i nie wiadomo, jak długo to potrwa.

Źródło: Polskie Radio/Michał Czyżewski

Polecane

Wróć do strony głównej