Astrobiolożka Agata Kołodziejczyk: faza ekspansji kosmicznej ma zapewnić bezpieczeństwo na Ziemi

To ona przygotowała jeden z eksperymentów dla Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. O tej misji, a także o tym, jak astronauta odczuwa czas, jak muszki mogą pomóc budować teleskopy i po co naukowcy zbierają łzy, rozmawialiśmy z dr Agatą Kołodziejczyk, astrobiolożką związaną m.in. z Europejską Agencją Kosmiczną.

2025-06-21, 06:14

Astrobiolożka Agata Kołodziejczyk: faza ekspansji kosmicznej ma zapewnić bezpieczeństwo na Ziemi
Z lewej: dr Agata Kołodziejczyk z modelem Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Z prawej: analogi astronauci podczas symulacji misji kosmicznej na Ziemi. Foto: Wojciech Matusik/Polska Press/East News / prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk
  • Dr Sławosz Uznański-Wiśniewski, drugi Polak w kosmosie i pierwszy polski astronauta na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), podczas pobytu na orbicie przeprowadzi szereg badań naukowych w ramach polskiej misji technologiczno-naukowej "IGNIS". Będzie testował najnowocześniejsze technologie proponowane przez polski przemysł kosmiczny, dotyczące takich dziedzin jak inżynieria, biotechnologia, sztuczna inteligencja, uczenie maszynowe, neuropsychologia czy neurofizjologia.
  • Częścią misji "IGNIS" jest eksperyment "MXene in LEO" przygotowany przez zespół naukowców z Wydziału Technologii Kosmicznych Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Projektem tym kieruje dr inż. Shreyas Srivatsa, a w składzie jego zespołu znaleźli się prof. dr hab. inż. Tadeusz Uhl, dr inż. Krzysztof Grabowski, dr inż. Dagmara Stasiowska, dr Darukesha Baraduru Hirematada, mgr inż. Wojciech Guziewicz, mgr inż. Sławomir Rudawski, a także dr Agata Kołodziejczyk.
  • Dr Agata Kołodziejczyk jest astrobiolożka i neurobiolożka, ekspertką w dziedzinie przestrzeni kosmicznej, transformacji i transhumanizmu. Naukowo zajmuje się tworzeniem systemów podtrzymywania życia w kosmosie. Ukończyła studia na Wydziale Biologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, stopień doktora uzyskała na Uniwersytecie w Sztokholmie. Jest pomysłodawczynią i twórczynią analogowych stacji kosmicznych w Polsce. Oprócz AGH związana jest m.in. z Europejską Agencją Kosmiczną oraz prywatną firmą Astro Tech and Bioastronautics Research.

Od lewej: mgr inż. Wojciech Guziewicz, dr inż. Krzysztof Grabowski, prof. dr hab. inż. Tadeusz Uhl, dr Darukesha Baraduru Hirematada,  dr inż. Dagmara Stasiowska, dr Agata Kołodziejczyk, Jutta Krause (ESA), mgr inż. Sławomir Rudawski, dr inż. Shreyas Srivatsa. Fot. Natalia Bargieł i Grzegorz Wojtek, KSAF AGH Od lewej: mgr inż. Wojciech Guziewicz, dr inż. Krzysztof Grabowski, prof. dr hab. inż. Tadeusz Uhl, dr Darukesha Baraduru Hirematada, dr inż. Dagmara Stasiowska, dr Agata Kołodziejczyk, Jutta Krause (ESA), mgr inż. Sławomir Rudawski, dr inż. Shreyas Srivatsa. Fot. Natalia Bargieł i Grzegorz Wojtek, KSAF AGH

"MXene in LEO" - co oznacza ta enigmatyczna nazwa i na czym polega eksperyment, który na pokładzie ISS przeprowadzi dr Sławosz Uznański-Wiśniewski?

MXeny to dwuwymiarowe materiały nieorganiczne, zbudowane z atomów metalu - w naszym przypadku jest to tytan, ale mogą też tam być atomy chromu - a także z atomów węgla albo/i azotu. Stąd nazwa "MXen" - "M" to "metal", "X" to dowolnie węgiel albo azot, a "en" ("n") to liczba od 1 do 3. Chodzi tutaj przede wszystkim o materiały, które są bardzo elastyczne, które mogą magazynować energię i które cechuje wysoka przewodność elektryczna. Zrobiliśmy z nich czujniki, które lecą teraz - mam nadzieję, że szybko - ze Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim na Międzynarodową Stację Kosmiczną.

Obok MXenu testujemy jeszcze drugi nanomateriał, którym jest celuloza - najbardziej powszechny, naturalnie występujący polimer na świecie. W porównaniu do celulozy roślinnej, wykorzystana przez nas celuloza bakteryjna jest praktycznie czystą formą tego polimeru. Materiał został zaproponowany w projekcie MXene in LEO przez mojego szefa, dziekana Wydziału Technologii Kosmicznych AGH, prof. Tadeusza Uhla, za co jestem mu bardzo wdzięczna, bo na AGH zajmuję się bezpośrednio celulozą bakteryjną i dlatego właśnie jestem w tym projekcie.

Długo zastanawialiśmy się, jak przygotować nieinwazyjny czujnik monitoringu pulsu dla astronauty. Czekał nas szereg wyzwań, bo w mikrograwitacji ciężko jest zakładać taką opaskę, żeby ciasno przylegała do nadgarstka, a czujnik bezpośrednio dotykał tych samych żył pod skórą. Poprosiliśmy więc o pomoc Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie i studenci Wydziału Form Przemysłowych pod opieką dr hab. Michała Kracika. Zespół pomógł nam zaprojektować taką opaskę, która by najlepiej nadawała się do warunków na stacji kosmicznej, czyli żeby dało się ją założyć i zdjąć jedną ręką nawet z zamkniętymi oczami, żeby była bezpieczna i praktyczna w użytkowaniu, a także wytrzymała na odkształcenia.

Dr Agata Kołodziejczyk podczas produkcji opasek z czujnikami MXenowymi. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk Dr Agata Kołodziejczyk podczas produkcji opasek z czujnikami MXenowymi. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk

Dlaczego to ważne, by monitorować na bieżąco parametry życiowe astronautów? Taka kontrola kojarzy się raczej ze szpitalem. Czy chodzi o naukową dociekliwość, czy też ma to służyć bardziej praktycznym kwestiom związanym z pobytem w kosmosie?

Monitoring astronautów, czy w ogóle ludzi w warunkach ekstremalnych, to nie jest do końca to samo, co monitoring w szpitalu. Wiąże się on nie tylko z bezpieczeństwem, lecz także z czystą ciekawością. Ciało ludzkie w mikrograwitacji wciąż poddawane jest badaniom, aby zrozumieć, jak zachowuje się w kosmosie organizm złożony z tylu różnych tkanek. Oczywiście wielki nacisk kładziemy na badania kliniczne poszczególnych rodzajów komórek, na przykład rakowych, komórek układu immunologicznego czy komórek nabłonkowych. To wszystko jednak nie daje nam pełnego obrazu człowieka.

REKLAMA

Monitoring astronautów to zatem badania wynikające z ciekawości, czy my jako ludzie jesteśmy w stanie żyć poza ziemią i jakie są nasze ewentualne ograniczenia. Sprawdzamy, jak powinniśmy wszystko zaplanować i zaprojektować, żeby kosmos był bezpieczny dla naszego zdrowia. Gdy to osiągniemy, monitoringu na takim poziomie, jak obecny, już nie będzie.

Prof. dr hab. inż. Tadeusz Uhl, dr Darukesha Baraduru Hirematada, dr inż. Dagmara Stasiowska i dr Agata Kołodziejczyk prezentują skrzynkę z czujnikami. Fot. Natalia Bargieł i Grzegorz Wojtek, KSAF AGH Prof. dr hab. inż. Tadeusz Uhl, dr Darukesha Baraduru Hirematada, dr inż. Dagmara Stasiowska i dr Agata Kołodziejczyk prezentują skrzynkę z czujnikami. Fot. Natalia Bargieł i Grzegorz Wojtek, KSAF AGH

Jeszcze przed wylotem dra Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego w stworzonej przez Panią bazie Analog Astronaut Training Center zostały przeprowadzone naziemne eksperymenty kontrolne z wykorzystaniem tych samych materiałów, które badać będzie polski astronauta. Jak została zorganizowana ziemska odsłona "MXene in LEO"?

To była setna misja zorganizowana przeze mnie, a więc także setna załoga, z którą miałam przyjemność pracować. Na jej potrzeby wyprodukowaliśmy funkcjonalnie takie same opaski, jak te, które wyniesione zostaną na Międzynarodową Stację Kosmiczną wraz z misją Ax-4. W analogowej stacji kosmicznej musimy odwzorować dokładnie te same procedury wykonania eksperymentu, które będzie stosował Sławosz Uznański-Wiśniewski.

Eksperyment składa się z dwóch części: "MXene A" i "MXene B". "MXene A" to metalowa skrzyneczka z sześcioma czujnikami, które nagrywają tak zwany szum. Pracują przez cały okres misji, rejestrując sygnały, głownie związane z ruchami powietrza w mikrograwitacji. Dzięki temu uczymy się, jak odczyty z kilku takich samych czujników podobne są do siebie. Wiedza ta pozwoli nam w przyszłości odpowiednio je skalibrować na poziomie algorytmów, oszacować błędy pomiarowe i tym samym dostosować ich właściwości do warunków kosmicznych.  Druga część eksperymentu, "MXene B", to zastosowanie czujnika MXenowego do badania pulsu i tutaj nasi załoganci musieli wykonywać ten eksperyment dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Na początku nie było im łatwo, bo procedura eksperymentu składa się z 50 kroków i trzeba wiele rzeczy zapamiętać. To nie jest tak, że to tylko pomiar pulsu i koniec. To również analiza, jak sygnał z czujnika wygląda w czasie ruchu. Trzeba więc wykonać różne ruchy nadgarstka, żeby obserwować pracę czujnika w różnych warunkach i na tej podstawie, po wykonanym eksperymencie, dopasować odpowiednie algorytmy, żeby eliminować szumy i zaburzenia wywołane ruchem. Dodatkowo musimy brać pod uwagę wiele czynników środowiskowych wpływających na pracę czujnika, które będą właśnie rejestrowane przez "MXene A". Takim czynnikiem mogącym wpływać na pracę czujnika są na przykład burze magnetyczne; w obecnych czasach mamy zwiększoną aktywność słoneczną, a to też może wpływać na proces rejestracji sygnałów. Tak właśnie wygląda eksperyment z naszym czujnikiem.

Nie udało nam się na razie wykonać na Ziemi eksperymentu dokładnie w tym samym czasie, co Sławosz Uznański-Wiśniewski. Ale czekamy. Załoga kontrolna jest chętna wejść po raz kolejny do habitatu, aby przeprowadzić te same eksperymenty dokładnie w tym samym czasie co polski astronauta.

REKLAMA

Członkowie analogowej misji kontrolnej dla eksperymentu "MXene in LEO" testujący opaski z cuzjnikami w habitacie AATC w Rzepienniku Suchym. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC Członkowie analogowej misji kontrolnej dla eksperymentu "MXene in LEO" testujący opaski z cuzjnikami w habitacie AATC w Rzepienniku Suchym. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC

To nie pierwszy nowatorski eksperyment, w którym bierze Pani udział. Jako ekspertka Advanced Concept Team w Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) przeprowadzała Pani badania nad właściwościami i możliwością wykorzystania rozmaitych biomateriałów w astronautyce, a także w inżynierii orbitalnych przyrządów astronomicznych. Proszę opowiedzieć coś więcej o swoich dokonaniach w ESA.

Advanced Concept Team gorąco polecam wszystkim, którzy mają kreatywny umysł i którzy chcieliby coś nowego tworzyć na potrzeby kosmosu. To jest dla nich idealna jednostka. Jest tam interdyscyplinarne środowisko ze świata nauki i sztuki, które wspólnie tworzy koncepcje przyszłych technologii czyli pierwszy stopień tzw. Poziomu Gotowości Technologicznej (ang. Technology Readiness Level).

Byłam tam na dwuletnim stażu eksperta biomimetyki, aczkolwiek wcale nie czułam się ekspertem. Dziedzina ta była dla mnie, z wykształcenia neurobiolożki, całkiem nowa i intrygująca, dlatego dwa lata pracy w ACT ESA to była intensywna lekcja i poszerzanie horyzontów. W języku polskim nie ma terminu "biomimetyka". Jego odpowiednikiem jest bionika, czyli inżynieria inspirowana biologią. Musiałam połączyć swoją wiedzę i doświadczenie z kosmicznymi wyzwaniami. Wejście w tak nowe, niestandardowe środowisko okazało się inspirujące, napędzające kreatywne myślenie.

Między innymi okazało się,  że mogę wykorzystać wyniki mojego doktoratu czyli odkrycie "wewnętrznej powieki" oka owadów do projektowania urządzeń optycznych na orbicie bez konieczności stosowania ciężkich tytanowych osłon przeciwsłonecznych.

Osłony z różnych materiałów są dziś stosowane w celu ochrony fotoczułych matryc teleskopów przed prześwietleniem. Owady, nawet gdy lecą w stronę Słońca, nie mrużą powiek, bo ich nie mają. Ochronę zapewnia im całkiem inne rozwiązanie, dużo lżejsze i sprytniejsze czyli "wewnętrzna powieka" zlokalizowana pod fotoreceptorami. Nie działa to zatem jak migawka aparatu fotograficznego, czy przesłona. Inżynierowie w ESA powiedzieli mi, że to naprawdę rewelacyjny pomysł, ale zanim ta technologia powstanie, minie 20 lat. Byłam bardzo rozczarowana. Pomyślałam, że w takim razie muszę iść na uczelnię technologiczną i zacząć rozwijać tę koncepcję z wyspecjalizowanymi inżynierami optoelektroniki, informatyki, ceramiki i materiałoznawstwa. Bardzo więc się cieszę, że znalazłam pracę na Wydziale Technologii Kosmicznych AGH. Dzięki temu może uda nam się stworzyć bioniczną technologię w krótszym czasie.

REKLAMA

Wystąpienie dr Agaty Kołodziejczyk podczas Śląskiego Festiwalu Nauki w Katowicach w 2020 roku. Fot. Tomasz Kawka/East News Wystąpienie dr Agaty Kołodziejczyk podczas Śląskiego Festiwalu Nauki w Katowicach w 2020 roku. Fot. Tomasz Kawka/East News

Drugi koncept, którym się zajmowałam, dotyczył biomateriałów, w szczególności związanych z kombuczą, czyli konsorcjum* bakterii i drożdży. Chciałam tworzyć bioreaktory do produkcji materiałów w kosmosie. Dzięki temu misje kosmiczne mogłyby być tańsze, bo nie trzeba by już wtedy transportować wszystkiego z Ziemi, tylko byłoby to na bieżąco produkowane w stacji kosmicznej.

Wyobraźmy sobie nasze mieszkania, z których nie musielibyśmy wychodzić po zasoby, żeby mieć własne jedzenie i czystą wodę, a odpady byśmy mogli magazynować i przetwarzać do ponownego użytku. To wciąż nierozwiązane problemy z dziedziny BLSS, czyli "bioregenerative life support systems"**, nad którymi pracuje dziś coraz więcej naukowców. To bardzo ciekawy temat i nim właśnie się zajęłam, pracując w ESA.

* w tym znaczeniu "konsorcjum" oznacza " kulturę symbiotyczną" (przyp. M.C.)

** pol. "bioregenerujące się systemy podtrzymywania życia" (przyp. M.C.)

REKLAMA

Wróćmy do analogowych stacji kosmicznych w Polsce. Prowadzi Pani Analog Astronaut Training Center w Rzepienniku pod Tarnowem, w ramach którego wybudowano habitat naśladujący warunki izolacji w stacjach lub bazach kosmicznych. Jakie badania są tam prowadzone i jakie wnioski udało się z nich wysnuć?

Tworzeniem habitatów i organizacją misji analogowych, w szczególności symulacji misji księżycowych i marsjańskich, przygotowujemy się na rzeczywistość za 10-30 lat. Sam Elon Musk nic nie znaczy bez tysięcy inżynierów który są przekonani, że warto to robić. A żeby zobaczyć, czy warto, trzeba najpierw spróbować. Trzeba tego doświadczyć. Tak jak nigdy nie dowiemy się z książek, jak się lata samolotem czy jak się nurkuje, jeśli tego nie spróbujemy, tak samo nie dowiemy się, czy warto zajmować się załogowymi lotami kosmicznymi.

Naszą wizją jest przygotowanie nowego pokolenia, które będzie latało na orbitę, na Księżyc, a nawet na Marsa. Zmieniamy sposób myślenia poprzez badania adaptacyjne. To krótkie misje tygodniowe w których dowiadujemy się o tym, jak funkcjonuje nasze ciało i umysł w nowym środowisku. Poznajemy indywidualne parametry fizjologiczne, psychologiczne i tempo adaptacji, co motywuje do pracy nad sobą, do zrozumienia siebie i własnego potencjału. Poza misjami organizujemy szereg szkoleń nurkowych i inżynierskich, oraz tworzymy wspólne projekty badawcze rozwijające zagadnienia bezpiecznego pobytu w warunkach ekstremalnych.

Wnętrze habitatu Analog Astronaut Training Center w Rzepienniku Suchym. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC Wnętrze habitatu Analog Astronaut Training Center w Rzepienniku Suchym. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC

Habitaty są całkowicie odizolowane od widoku na zewnątrz, w związku z czym analogowi astronauci nie doświadczają zmian związanych z pojawianiem się i znikaniem światła dziennego. Stwarza to warunki do eksperymentowania z odczuwaniem czasu i rytmem biologicznym. Na czym polegają te eksperymenty?

W Europejskiej Agencji Kosmicznej percepcja czasu astronautów na stacji kosmicznej zaczęła być badana już w 2017 roku. Okazało się, że subiektywna percepcja czasu w kosmosie jest inna, lecz nie wynika to z fizyki relatywistycznej, czyli z tego, że zwiększając prędkość, czas płynie wolniej, ale ze względu na poruszanie się w astronautów wewnątrz statku w trójwymiarze, które dla naszego mózgu nie jest procesem naturalnym. Koncentrowanie się na utrzymaniu prawidłowej sylwetki, ruchu a nawet oddychaniu w warunkach mikrograwitacji zajmuje układowi nerwowemu dużo czasu i przez to zdaje się, że biegnie on szybciej. W rzeczywistości zaś operacje na statku kosmicznym załoga wykonuje wolniej niż na ziemi.

Staramy się pojąć ten proces, bo jest on jeszcze niezrozumiały na poziomie neuroanatomicznym, a nawet neurofizjologicznym. Myślę, że rozwiązanie tej zagadki kwalifikuje się na nagrodę Nobla.

REKLAMA

Jak badamy subiektywną percepcję czasu w analogowych misjach kosmicznych? Przede wszystkim wprowadzamy nasze załogi w stan bez referencji czasowej. Nie ma okien, nie wiadomo, kiedy jest dzień a kiedy noc. Zmieniamy strefy czasowe, albo odmierzamy czas specjalnie zaprogramowanym zegarem gdzie sekunda ma różną długość. Innym razem wprowadzamy regułę, że każdy dzień misji zaczyna się od godziny zero, więc uczestnicy realizują zadania dnia od startu do mety. W każdym przypadku sprawdzamy doświadczenia poprzez aplikację webową: stpa.astronaut.center.

Myślę, że to jest dla nich bardzo ciekawe i przede wszystkim uczy, jak można wydajnie wykorzystywać czas. Często osoby, które kończą misję, mówią: "Nie zdawałem sobie sprawy, ile rzeczy można zrobić w 16 godzin!". Bo tyle właśnie trwa mniej więcej jeden dzień misji w habitacie.

Wnętrze habitatu Analog Astronaut Training Center w Rzepienniku Suchym. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC Wnętrze habitatu Analog Astronaut Training Center w Rzepienniku Suchym. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC

W analogowej stacji kosmicznej badała Pani również łzy. O co chodzi?

Na naszej platformie badawczej realizujemy bardzo dużo różnych zadań, które przynoszą naukowcy praktycznie z całego świata. O wykonanie eksperymentu ze łzami poprosili nas Amerykanie, którzy chcą zaprojektować nieinwazyjne okulary analizujące poziom zmęczenia pilotów podczas podróży międzykontynentalnych. Okazuje się, że płyn łzowy, który stanowi ochronę rogówki oka, może mieć różny skład chemiczny. Na tej podstawie możemy stworzyć czujnik w noskach od okularów słonecznych, który będzie dokładnie analizował stan aktywności pilota.

W jaki sposób stwarza się możliwie najbardziej efektywne środowisko współpracy między osobami zamkniętymi przez jakiś czas w bardzo ograniczonej przestrzeni? W analogowych misjach AATC biorą przecież udział ludzie z całego świata, pochodzące z różnych kontynentów i kultur. Czy te różnice widoczne są podczas pobytu w habitacie, czy też naukowy kontekst misji uniwersalizuje ich postawy?

Podczas tygodniowego pobytu większych trudności nie ma. Mimo tego, członkowie analogowych załóg wchodzą z obcymi osobami do bardzo małej przestrzeni i zawsze na początku misji się stresują. Nawet ja się stresuję jako organizator, bo naprawdę nie wiem, co nas czeka, jeśli chodzi o czynnik ludzki, o morale misji, o dynamikę grupy. Nie wiem, bo dotychczas nie mamy żadnych narzędzi, żeby sprawdzić osoby, które losowo wchodzą do habitatu.

REKLAMA

Uczestnicy są z różnych kultur, z różnych krajów, z różnych religii, mają swoje rytuały, swoje zwyczaje i swoje powody do wzięcia udziału w eksperymencie izolacji. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co się stanie na poziomie psychicznym wewnątrz załogi. Bardzo byśmy chcieli móc wypracować narzędzia nie tyle uniwersalne, co personalizowane, których można by użyć do tego, żeby każdy był w stanie przetrwać w interakcjach z załogą i aby misja była w pełni bezpieczna.

Znaczki analogowych misji kosmicznych zorganizowanych w habitacie Analog Astronaut Training Center. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC Znaczki analogowych misji kosmicznych zorganizowanych w habitacie Analog Astronaut Training Center. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC

Jak - z perspektywy astrobiologii - ocenia Pani szanse ekspedycji na Marsa? Mówi się, że jeśli do niej dojdzie, będzie to podróż w jedną stronę. Przed jakimi wyzwaniami stanęłaby ludzka biologia i ludzka psychologia w sytuacji dożywotniego zamieszkania na Marsie? Czy możliwe byłoby następstwo pokoleń w takich warunkach?

Cały szereg ludzi już teraz przygotowuje się do misji na Marsa. Gdyby ogłosić konkurs, w którym do wygrania byłby "one way ticket", zgłosiłyby się pewnie tysiące osób. Wiele z nich to będą ludzie, którzy nie wiedzą tak naprawdę, na co się piszą, robią to dla sławy czy dla innych pobudek, ale znajdzie się też sporo takich, którzy naprawdę się do tego przygotowują.

Jak się przygotowują? Przede wszystkim dużo... żeglują. Robią to w miejscach, gdzie nie ma telefonu, Internetu, ani możliwości szybkiej akcji ratunkowej. Są zdani sami na siebie. Nie mogą iść do sklepu, wyjść na spacer, spotkać ze znajomymi. Te osoby uczą się nawigacji i niezależności na wielomiesięcznych misjach na oceanie. Te specjalne jednostki marsjańskie już dziś tworzone są na świecie. Nie wiadomo, kiedy dojdzie do wyprawy na Marsa, ale przygotowania już trwają. Też bym brała w nich udział gdyby nie to, że mam obowiązki, rodzinę i bardziej jestem zapatrzona na orbitę i na Księżyc. Jeżeli mi się uda tam polecieć, spełnią się moje największe marzenia.

Teraz jednak najważniejsze jest to, żebyśmy rozwijali nowe technologie. Polska też może mieć udział w rozwoju astrobiologii, czyli w tym, że szanse ekspedycji na Marsa będą większe.

REKLAMA

Analogowi astronauci symulujący procedurę wyjścia z habitatu w celu wykonania badań terenowych. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC Analogowi astronauci symulujący procedurę wyjścia z habitatu w celu wykonania badań terenowych. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC

Czy moglibyśmy wyobrazić sobie, jak przebiegłaby ewolucja człowieka, gdyby Ziemia miała masę Marsa i odpowiednio słabszą grawitację?

Marsjańska grawitacja to tylko jedna trzecia ziemskiego przyciągania. Grawitacja to element środowiska naturalnego związany z tworzeniem formy, naszego kształtu i wyglądu.

Warto zaznaczyć, że poddawanie się jedynie działaniu grawitacji ziemskiej- 1 G*** - czyli np. leżeniu w łóżku czy siedzeniu na krześle nie wystarczy, żeby człowiek był zdrowy, nie wystarczy, żeby nasze serce dobiło 80-tki. Stąd gorący apel: korzystajmy z obecności grawitacji, biegajmy, skaczmy, dźwigajmy ciężary, bo grawitacja jest potrzebna naszym mięśniom, układowi krwionośnemu, sercu i mózgowi.

Na Marsie, gdybyśmy mieli się tam rozwijać, na pewno musielibyśmy zorganizować jakieś place zabaw i siłownie, żeby dało się tam żyć - oczywiście przy założeniu, że tam polecimy i tam będziemy się zmieniać. Gdybyśmy jednak od zera mieli tam wyewoluować, byłoby nieco inaczej. Mielibyśmy odpowiednie formy, perfekcyjnie dostosowane do warunków marsjańskich. Nasze ciała pewnie byłyby mniejsze od ziemskich i nie oddychalibyśmy tlenem. Na marginesie: tlen jest bardzo szkodliwy, produkuje wolne rodniki, Ale nasza ewolucja na Ziemi przebiegła tak, że oddychamy właśnie tym gazem czyli potrafiliśmy się dostosować do środowiska. Do warunków marsjańskich, na podobieństwo procesów zaobserwowanych na Ziemi, też byśmy się dostosowali.

REKLAMA

*** G to tzw. stała grawitacyjna, jednostka, która określa siłę przyciągania ciała znajdującego się w spoczynku na Ziemi; podczas ruchu wartość G działająca na ciało wzrasta (przyp. MC)

Analogowi astronauci symulujący badania wykonywane poza obrębem habitatu. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC Analogowi astronauci symulujący badania wykonywane poza obrębem habitatu. Fot. prywatne archiwum Agaty Kołodziejczyk/AATC

Była Pani bohaterką jednego z odcinków produkcji National Geographic "Wielkie małe historie". Powiedziała Pani tam m.in.: "pierwszą misją na Marsa będzie misja kobiet". Czy to znaczy, że kobiety lepiej mogą znieść tak daleką podróż? I czym różnią się reakcje ciał kobiet i ciał mężczyzn w kosmosie?

Ten cytat dotyczy bezpośrednich różnic między ciałem męskim a żeńskim. Ciało żeńskie jest lżejsze, ma mniejsze organy, a więc mniejsze zapotrzebowanie na energię, na tlen, na wszystkie zasoby, które są limitowane w kosmosie. Bardziej chodziło w tym wyrażeniu o względy ekonomiczne i wydajnościowe, niż na przykład o to, że kobiety są, powiedzmy, bardziej przyjacielskie.

Ale czy faktycznie będą to tylko kobiety? Wątpię w to, bo badania odnośnie dobierania załóg na stacje kosmiczne mówią, że misje muszą być koedukacyjne. Jesteśmy dwupłciowym gatunkiem i obie płcie powinny współuczestniczyć w misji. Wtedy wszystko się dopełnia.

Wcielę się teraz w marudę i zapytam o sens podróży pozaziemskich. Od czasów kosmicznego optymizmu w połowie XX wieku, gdy wydawało się, że kosmos lada dzień będzie na wyciągnięcie ręki, minęło już wiele czasu. Zorientowaliśmy się, że po pierwsze podróże kosmiczne kosztują fortunę, po drugie - kosmos poza ziemską biosferą jest wciąż bardzo nieprzyjaznym miejscem dla człowieka. Dlaczego więc tak bardzo chcemy zdobywać kosmos? Po co mielibyśmy latać na Księżyc czy na Marsa?

To złożone pytanie. Po pierwsze rzeczywiście kosmos jest drogi. Co więcej, jak i w innych branżach gospodarki,  jest on specjalnie przedrażany. I to się ludziom nie podoba, mnie także. Moglibyśmy latać dużo taniej w kosmos. Popatrzmy na Indie - ich misje są dużo tańsze niż w misje innych krajów.

REKLAMA

Po drugie: po co latać w kosmos? Uważam, że to jest wręcz kluczowe, żebyśmy mogli wejść w kolejną fazę rozwoju cywilizacji. Jaki postęp nas czeka, jeżeli wejdziemy na nowe lądy w obrębie Układu Słonecznego? Stworzą się nowe emocje, języki, technologie, nowe myślenie o otaczającym nas świecie i nas samych. Poznamy, jak wyjątkowe jest życie i nauczymy się go jeszcze lepiej chronić.

Każda, nawet najmniejsza misja kosmiczna niesie za sobą postęp. Część osób powie: "ale po co nam postęp, skoro koszty egzystencji ludzkiej rosną, zasoby naturalne maleją, a klimat, również w znaczeniu politycznym, się pogarsza". Faza ekspansji kosmicznej ma zapewnić bezpieczeństwo na Ziemi. Rozwijając technologie przetrwania w kosmosie, będziemy umieli naprawiać problemy na Ziemi. Znajdziemy sposób na ochronę surowców naturalnych, oczyszczenie wody z nanoplastiku. Zdołamy naprawić wszystko tak, żeby zapewnić ochronę tego co najcenniejsze, czyli życia.

Dr Agata Kołodziejczyk w skafandrze astronauty. Fot. Wojciech Matusik/Polska Press/East News Dr Agata Kołodziejczyk w skafandrze astronauty. Fot. Wojciech Matusik/Polska Press/East News

***

Rozmawiał Michał Czyżewski

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej