Czy Rzeczpospolita musiała upaść? Zapytaliśmy historyków
Dokładnie 230 lat temu, 24 października 1795 roku, w Petersburgu zawarty został układ rozbiorowy między Rosją, Prusami i Austrią. W wyniku III rozbioru Rzeczpospolita została ostatecznie podzielona między zaborców i na ponad 100 lat zniknęła z mapy Europy. Zapytaliśmy historyków, czy ich zdaniem historia mogła potoczyć się inaczej.
2025-10-24, 08:00
Jak to się stało, że tak obszerne i niegdyś potężne państwo przestało istnieć? Czy dało się uniknąć tej katastrofy? Innymi słowy, czy Rzeczpospolita musiała upaść? O opinię na ten temat poprosiliśmy sześcioro historyków, wybitnych znawców epoki.
Prof. Zofia Zielińska, Uniwersytet Warszawski
Na to pytanie można odpowiedzieć, wskazując najważniejsze elementy, jakie się złożyły na sytuację Rzeczypospolitej w epoce rozbiorów.
Po pierwsze, Polska osłabiła się w XVII wieku wskutek rozlicznych wojen, a Wielka Wojna północna (1700-1721), którą nam "zafundował" August II Mocny (1697-1733), odsłoniła tę słabość w całej pełni.
Po drugie, na nasze nieszczęście Piotr I, rządzący wówczas Moskwą, potem Imperium Rosyjskim, potrafił to wykorzystać. Chwycił nas za gardło uzależniając Polskę od Rosji. Owo uzależnienie to był proces, który się rozciągał od zwycięstwa rosyjskiego pod Połtawą w 1709 roku do Sejmu Niemego w 1717 roku. Przebieg i wyniki tego sejmu świadczą o tym, iż Rzeczpospolita przestała być suwerenną.
Trzecia sprawa to fakt, że Rosja znalazła partnera do strzeżenia polskiej słabości w Prusach, które dążyły do rozszerzenia swojego terytorium. Nie tylko kosztem Polski, ale to był najważniejszy kierunek myślenia Berlina o szansach przyrostu terytorialnego. Z tego względu Prusy żywotnie zainteresowane były tym, aby Polska się nie wzmocniła. Leżało to również w żywotnym interesie Rosji, wszak wzmocniona Rzeczpospolita mogłaby się wyrwać z uzależnienia od imperium carów. Stąd, począwszy od 1720 roku, a kończąc na schyłku stulecia, rosyjsko-pruskie traktaty przymierza, w których oba państwa poręczały sobie w artykułach tajnych utrzymanie słabości ustrojowej i militarnej Polski wszelkimi rozporządzalnymi siłami.
Silnie należy podkreślić, że to Rosja, nie zaś Prusy decydowały o losach Rzeczypospolitej. Dlatego wielokrotnie przez Berlin składane w Petersburgu propozycje podzielenia się Polską, czyli rozbioru tego słabego państwa, paliły na panewce. Poczynając od Piotra I, rosyjscy władcy byli przekonani, że ich imperium stać na to, by polski protektorat, czyli państwo od Rosji zależne, utrzymać samodzielnie – Petersburg nie musi się Rzecząpospolitą z nikim dzielić.
To nie znaczy, że sama Rosja nie miała apetytu na ziemie swej zachodniej sąsiadki. Owe plany aneksji przez państwo carów ziem polskich obserwujemy od lat trzydziestych XVIII w. Trzeba podkreślić, że chodziło o plany aneksji, włączenia do Rosji pewnej części ziem Rzeczypospolitej, a nie o rozbiór poprzez podzielenie się owymi ziemiami z sąsiadami.
Jaki był zakres rosyjskich aspiracji aneksyjnych wiemy, m. in. z wypowiedzi carskich mężów stanu wobec ich zachodnich sprzymierzeńców w dobie wojny siedmioletniej (1756-1763). Chodziło co najmniej o tereny po Dźwinę i Dniepr na zachodzie Imperium. Ani Anglia, ani Francja nie zgłaszały sprzeciwu, i tylko fakt, że Rosja po śmierci Elżbiety Piotrówny (5 stycznia 1762) wycofała się z wojny siedmioletniej na mocy separatystycznego pokoju, uczynił te zamysły nieaktualnymi.
Na bardzo krótko. Bo w czasie bezkrólewia po Auguście III (zm. 5 października 1763) rosyjski minister wojny, Zachar Czernyszew, zgłosił projekt aneksji ponad 90 tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium Rzeczypospolitej. Było to dokładnie to, co Rosjanie zabrali w pierwszym rozbiorze. Do aneksji w czasie bezkrólewia 1763-1764 roku jednak nie doszło, prawdopodobnie dlatego, że panująca od 9 lipca 1762 roku Katarzyna II nie była jeszcze gotowa dzielić się Polską z kimkolwiek – wciąż aktualne było dziedzictwo myśli Piotra I, że Rosję stać na samodzielne trzymanie uzależnionej od Imperium całej Polski. A przejęcie tak znacznego terytorium, jak planował Czernyszew (ten plan Katarzyna II uznała za nader interesujący), wyłącznie przez Rosję, musiałoby zrazić do niej marzące o nabytkach kosztem Polski Prusy, z którymi imperatorowa w 1764 roku odnowiła sojusz. Konfliktu z Berlinem w perspektywie polskiej elekcji Katarzyna II nie chciała.
Reformy Stanisława Augusta (1764-1795) i Czartoryskich w początkach nowego panowania zaskoczyły Katarzynę II. Postawiła im tamę, zakłóciła życie polityczne w Rzeczypospolitej żądaniem politycznego równouprawnienia innowierców, nie istniejącego nigdzie w Europie (bo nie chodziło o tolerancję wyznaniową, tylko o prawa polityczne dla luteranów, kalwinistów i prawosławnych), na co obywatele Rzeczypospolitej odpowiedzieli zbrojnym wybuchem – konfederacją barską. Gdy pociągnęła ona za sobą wypowiedzenie przez Turcję wojny Rosji, a równocześnie ta zaczęła mieć kłopoty także w Szwecji (równie uzależnionej przez Petersburg w czasie wielkiej wojny północnej, jak Polska), nad Newą doszło, w okolicznościach których szczegółów nie znamy, do przewartościowania rosyjskiej polityki w odniesieniu do Rzeczypospolitej i do decyzji o rozbiorze. A więc o podzieleniu się Polską z sąsiadami.
"Konfederaci barscy". Obraz Józefa Brandta z 1875 roku. Fot. Cyfrowe MNW Prof. Dorota Dukwicz udowodniła w wydanej 3 lata temu książce (Na drodze do pierwszego rozbioru. Rosja i Prusy wobec Rzeczypospolitej w latach 1768–1771, Warszawa 2022), że decyzja o pierwszym rozbiorze zapadła w Petersburgu. Podjęta została między listopadem 1769 i marcem 1770 roku. Rosjanie najpierw projekt dokładnie opracowali i dopiero wtedy, czyli jesienią 1770 roku, zgłosili Prusom gotowość do dzielenia się z nimi Polską. Fryderyk II przekonał rosyjską władczynię, że do rozbioru trzeba zaprosić również Austrię, bo tylko wtedy dokonany na Rzeczypospolitej gwałt będzie "bezpieczny" – nie będzie sąsiada zainteresowanego zmianą porozbiorowego stanu rzeczy. Rozmowy z Austrią się przeciągnęły i ostatecznie traktaty rozbiorowe Rosja podpisała z Prusami i z Austrią 5 sierpnia 1772 roku.
Od Polski zażądano zwołania sejmu, który podziałowy gwałt "zalegalizuje". W podpisanym polsko-rosyjskim traktacie z 1775 roku, kończącym sejm rozbiorowy (obradował w latach 1773-1775), mocą którego Rzeczpospolita musiała zaakceptować rozbiór, Rosja zapewniała, że nie ma już do Polski żadnych pretensji terytorialnych. Ani Anglia, ani Francja, czyli pozostałe potęgi europejskie, nie wystąpiły przeciw rozbiorowi. To znaczyło, że także ewentualny następny gwałt tego rodzaju nie napotka na opór zachodnich mocarstw.
Już w roku 1776, rok po zawarciu traktatu, w którym Rosja deklarowała brak jakichkolwiek terytorialnych pretensji wobec Rzeczypospolitej, polityk nr 2 w Imperium Rosyjskim, Grigorij Aleksandrowicz Potiomkin, pytał ambasadora rosyjskiego w Polsce, Ottona Stackelberga, jak znaleźć sposób, by mimo deklaracji sprzed roku przejąć polską Ukrainę. Widać więc, że elita rosyjska, która bardzo się dorobiła na rozbiorze, nie przestawała myśleć o dalszym przyroście ziem kosztem Polski. Dla tych, którzy podobnie jak Potiomkin, w roku 1772 nie byli jeszcze u szczytu i na podziale Rzeczypospolitej się nie wzbogacili, przykład zysków Czernyszewów i ich klientów stał się niezmiernie pociągający.
Drugi rozbiór w 1793 roku był, podobnie jak pierwszy, wyłącznie rosyjską decyzją. I Prusy znowu zostały zaproszone. Austria tym razem zrezygnowała, ponieważ zależało jej na zdobyciu Bawarii. Rozbiór dokonał się w takich rozmiarach, że państwo, które pozostało po podziale z 1793 roku, nie mogło, z przyczyn chociażby gospodarczych, dłużej istnieć. Drugi rozbiór to w gruncie rzeczy finis Poloniae.
Według dominującej dawniej w historiografii opinii to Prusy miały swymi rozbiorczymi dążeniami zmusić Rosję w 1772 roku do rozbioru. Rosja – rzekomo – "nie chciała, ale musiała". Ta wersja do dziś obowiązuje w rosyjskiej propagandzie, ale nie ma nic wspólnego z prawdą. Owszem, Prusy marzyły o przyroście terytorium, o nabytkach kosztem Polski, ale o losach swej zachodniej sąsiadki decydowała Rosja i bez decyzji rosyjskiej o rozbiorze nie byłoby mowy.
Moim zdaniem, w chwili gdy Stanisław August Poniatowski obejmował tron, nie było szans na przetrwanie naszego państwa. Zarówno dążenia Katarzyny II do dalszego uzależniania Rzeczypospolitej, jak i rosyjskie aspiracje aneksyjne, trwale obecne w imperialnej polityce na wiele lat przed 1772 rokiem, prowadziły do tego, by Polskę ograbić z terytorium. Nie mieliśmy szans.
Najbardziej przekonują o tym wydarzenia z czasów po I rozbiorze, który to okres wybitny historyk, Władysław Konopczyński, w podręczniku Dzieje Polski nowożytnej uznał za "Spokojne lata pod protektoratem Rosji (1775-1788)". Bliższe przyjrzenie się tym latom pokazuje, iż rzekomy "spokój" to czas nieustającego drenażu ziem Rzeczypospolitej przez Rosjan: ciągle wkraczały w nasze granice jakieś rosyjskie oddziały, porywały poddanych na zasiedlanie "wsi potiomkinowskich", grabiły polskie lasy na Ukrainie (z ich zasobów budowano port w Chersoniu i flotę czarnomorską), na koszt Rzeczypospolitej żyły rosyjskie korpusy skracające sobie przez nasz kraj drogę do Mołdawii, ambasador rosyjski, współrządca kraju, porównany przez Stanisława Augusta do rzymskich prokonsulów w podbitych prowincjach, spektakularnie króla upokarzał na oczach społeczeństwa, płaciliśmy pokaźne haracze różnym obieżyświatom, których wsparcia żądała od polskiego władcy Katarzyna II.
To, co się działo w tych rzekomo "spokojnych latach" najbardziej przekonuje mnie, że nie było szans na uratowanie kraju. Rosja, gdy raz przekonała się, jakie korzyści gospodarcze, finansowe i demograficzne można czerpać z tej słabości Polski, której tak pilnie strzegła, nie dopuszczając do reform, nie była w najmniejszym stopniu skłonna do rezygnacji z owych profitów. To przesądzało o kontynuacji drogi wytyczonej w 1772 roku i likwidacji polskiej państwowości.
Prof. Richard Butterwick-Pawlikowski, Główny Historyk Muzeum Historii Polski
Dawna Rzeczpospolita nie musiała upaść, ponieważ wcale nie upadła. Została zniszczona przez trzy sąsiednie mocarstwa, w szczególności przez Imperium Rosyjskie, ponieważ witalność i potencjał odnawiającej się polsko-litewskiej wspólnoty obywatelskiej Rzeczypospolitej zagrażały tym trzem monarchiom absolutnym - geopolitycznie, demograficznie i ideologicznie.
Reformy Sejmu Wielkiego oraz mobilizacja dokonana przez insurekcję kościuszkowską świadczą o tym, że Rzeczpospolita wkroczyła na drogę ku świetlanemu XIX wiekowi. I właśnie dlatego została uśmiercona.
Znana jest panika pruskiego ministra Ewalda von Hertzberga, kiedy gruchnęła wieść o uchwaleniu Konstytucji 3 Maja. Wytrawny dyplomata lękał się, że mając ustrój nawet lepszy od Anglików, Polacy odbiorą Prusy Zachodnie (czyli Królewskie) a może i Wschodnie. Jak mogłaby utrzymać się monarchia Hohenzollernów - zastanawiał się w liście do pruskiego posła w Warszawie - wobec tak silnego sąsiada?
Ostatecznie więc Rzeczpospolita została unicestwiona, aby zapobiec jej dalszemu odrodzeniu. W zasadzie tę opinię podzielają dawni, wybitni historycy XVIII wieku, tacy jak Tadeusz Korzon, Władysław Konopczyński, Józef Gierowski, Emanuel Rostworowski i Jerzy Michalski. Można by sformułować to pytanie inaczej: "dlaczego nie mogła przetrwać?".
Faktem jest natomiast, że po Wielkiej Wojnie Północnej (1700-1721) Rzeczpospolita była tak słaba - politycznie, fiskalnie i militarnie - że pomimo wzrostu gospodarczego, reform oświatowych i rozkwitu kultury, nie mogła skutecznie bronić swojej suwerenności. Stała się przedmiotem rosyjskiej hegemonii politycznej. Ta zależność została brutalnie uświadomiona przez zbrojną interwencję Rosji, która odwróciła wynik elekcji w 1733 roku. Pogłębiła się przez większość panowania Stanisława Augusta (1764-1795), choć była przerywana w różne sposoby: przez konfederację barską, parlamentarną rewolucję Sejmu Wielkiego i insurekcję kościuszkowską.
Przyczyn tej żałosnej słabości politycznej, fiskalnej i wojskowej możemy doszukiwać się w strasznych skutkach ponad 70 lat wojen na własnym terytorium i głębokiego kryzysu politycznego, polegającego na zaniku zdolności do "osiągania zgody" między obywatelami różniącymi się nie tylko w wierze, lecz także w interesach i przekonaniach, oraz między monarchami a obywatelami. Symptomem i zarazem przyczyną eskalacji tego kryzysu było pojawienie się i ugruntowanie praktyki liberum veto, zwłaszcza w ostatnich latach panowania Jana III Sobieskiego (1674-1696) oraz za Sasów (1697-1764).
Nie uważam natomiast, że wolnościowy ustrój Rzeczypospolitej był skazany na klęskę z powodu własnej istoty i wartości - podsumowanych w tekstach Nihil novi, Unii Lubelskiej i konfederacji warszawskiej 1573 roku. Prosperowała przez trzy pokolenia. Oferowała wielkie możliwości inspiracji i mobilizacji obywateli w obronie wspólnego dobra. Policentryczna, nie-centralizowana (nie mówmy pejoratywnie "decentralizowana") Rzeczpospolita wykazała też wielką odporność, i trzeba było aż 70 lat, aby ją tak osłabić, że wpadła w sidła rosyjskie, z których tak trudno było jej się wydobyć.
Wydaje mi się, że punktem zwrotnym było powstanie kozackie pod przywództwem Bohdana Chmielnickiego w 1648 roku, które zostało wsparte przez Tatarów krymskich, a przez to niemożliwe do pokonania przez wojska Rzeczypospolitej. To zachęciło innych napastników - Moskwę, Szwecję, Brandenburgię i Imperium Osmańskie.
Prof. Dorota Dukwicz, Instytut Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN
Z mojego punktu widzenia, jako badacza historii politycznej XVIII wieku, to jest źle zadane pytanie, dlatego że wszystkie moje studia nad międzynarodowym położeniem Rzeczypospolitej wskazują na to, że Rzeczpospolita nie tyle upadła, co została zniszczona. I to w momencie, w którym się odradzała i w którym zdobyła się na swoiste zrywy suwerennościowe. Mechanizm pierwszego i drugiego rozbioru jest dokładnie taki sam, trzeci był tylko konsekwencją i dokończeniem drugiego.
Z wieku XVII Rzeczpospolita wyszła jako państwo suwerenne, które decydowało o swoim losie, ale już w następnym stuleciu przestała o sobie stanowić. Proces utraty suwerenności dokonał się stopniowo na przestrzeni pierwszej połowy XVIII wieku. Kluczowym momentem była Wielka Wojna Północna (1700-1721). Już w tym czasie wśród sąsiadów Rzeczypospolitej, ale nie bez udziału króla Augusta II (1697-1733), zaczynały się rodzić pomysły, że można naruszyć integralność terytorialną Polski, "zaokrąglić" granice jej kosztem.
Po drugie Rosja stała się wówczas szafarzem polskiej korony. W 1709 roku za sprawą cara Piotra I (1682-1725) na polski tron powrócił August II. Od tego momentu Rzeczpospolita straciła suwerenność w zakresie wyboru władcy, a szafarzem polskiej korony stała się Rosja. Elekcja z 1733 roku to potwierdziła, a w dobie kolejnej, z 1764 roku, nikt w Europie nie miał już żadnych wątpliwości, że to Rosja będzie decydowała o polskim tronie.
W pierwszej połowie wieku XVIII sąsiedzi Rzeczypospolitej uczyli się wykorzystywać mechanizmy demokracji szlacheckiej do kontrolowania państwa polsko-litewskiego. Nauczyli się skutecznego zrywania sejmów, które powinny były podejmować najistotniejsze decyzje polityczne. Widoczne tu są wpływy rosyjskie, pruskie, a nawet francuskie.
Dodatkowo państwa ościenne przy pomocy pozyskanych magnatów stale podsycały konflikty wewnętrzne w Rzeczypospolitej między królem a szlachtą, wykorzystując jej obawę o wprowadzenie rządów absolutnych, czy między katolikami a innowiercami. Do tego dochodziło stałe czuwanie, aby Rzeczpospolita nie podniosła się politycznie, gospodarczo czy militarnie (brak zgody na powiększenie armii).
System obcej kontroli był niejako sankcjonowany porozumieniem Rosji z Prusami. Od lat 20. XVIII wieku każdy układ rosyjsko-pruski zawierał tajne klauzule dotyczące Rzeczypospolitej. Oba państwa umówiły się, że będą stały na straży słabości Rzeczypospolitej i trzymały się tej zasady niezależnie od tego, jak układały się ich wzajemne stosunki w odniesieniu do wszystkich innych kwestii politycznych. Rosyjsko-pruska negatywna polityka względem Rzeczypospolitej determinowała niemożność podźwignięcia się państwa polsko-litewskiego ze słabości.
Dodać do tego należy jeszcze dwa czynniki: alienację Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej, czyli niedopuszczenie do tego, by mogła ona zawierać samodzielne sojusze, oraz politykę dyfamacyjną polegającą na tworzeniu w oczach europejskiej opinii publicznej obrazu Rzeczypospolitej jako kraju, który jest słaby, zanarchizowany, nie może sam się rządzić i zagraża europejskiemu ładowi i porządkowi jako rozsadnik anarchii.
Do dzisiaj w gruncie rzeczy ulegamy tej wizji, opisując nowożytną Rzeczpospolitą jako państwo anarchii i warcholstwa, chociaż w ostatnich 30 latach badania nad wiekiem XVIII bardzo mocno przewartościowały ocenę tej epoki i pokazały, że w drugiej połowie stulecia toczył się nieustający proces modernizacji kraju, ograniczany wszak przez obcą, rosyjską dominację.
Z wojny siedmioletniej (1756-1763) Prusy wyszły na tyle słabe, że w zakresie spraw polskich Rosja zdobyła niezachwianą pozycję państwa dominującego, a Prusy – w sprawach polskich – pozostawały w drugiej połowie wieku rosyjskim petentem, pilnując wszakże, aby Petersburg nie przeoczył żadnego momentu, w którym Rzeczpospolita mogła dokonać ważnych reform.
"Kołacz królewski". Alegoria I rozbioru Polski. Francuska rycina z 1773 roku autorstwa N. Le Mire'a. Fot. Cyfrowe MNW Zapleczem politycznym króla Stanisława Augusta (1764-1795) była Familia Czartoryskich – stronnictwo polityczne, które dążyło do zreformowania kraju. Przywódcy Familii wierzyli, że Rosja, na której się opierali, wesprze ich wielki projekt reformatorski. Nie mamy jednak żadnych pozytywnych świadectw, że Petersburg był gotów zgodzić się na jakąkolwiek reformę wzmacniającą Rzeczpospolitą.
Szczytowym momentem rosyjskiej dominacji był sejm 1767-1768 roku. Rosja narzuciła wówczas Rzeczypospolitej traktat gwarancyjny, czyli formalnie stała się gwarantką polskiego ustroju ze wszystkimi jego słabościami, takimi jak liberum veto i wolna elekcja. Odtąd wszystkie zmiany ustrojowe, reformy zależeć miały od formalnej zgody carycy Katarzyny II. Narzucenie gwarancji stało się możliwe dzięki pogwałceniu suwerenności i sterroryzowaniu sejmu na niespotykaną skalę. Wojska rosyjskie porwały trzech senatorów i posła, którzy protestowali przeciwko rosyjskiemu dyktatowi. Odpowiedzią na brutalną rosyjską ingerencję była konfederacja barska (1768-1772).
Zryw miał ostrze wymierzone zarówno w Rosję, jak i króla, Czartoryskich i ich reformy, które naruszały interesy części magnaterii. Konfederacja zbiegła się w czasie z innymi kryzysami w tej części Europy. Turcja wypowiedziała wojnę Rosji, która jednocześnie mierzyła się z kryzysem swojej dominacji w Szwecji, która podobnie jak Rzeczpospolita znajdowała się w orbicie rosyjskich wpływów. Ten trudny dla Petersburga moment próbowali wykorzystać Stanisław August i Familia, którzy zażądali od Rosji rezygnacji z gwarancji i podjęli starania o pozyskanie mediacji państw trzecich w polsko-rosyjskim sporze. Była to próba odzyskania suwerenności choćby w niewielkim stopniu.
Rosja odczytała to jako złamanie zasad dominacji i uznała, że istnieje możliwość wymknięcia się Rzeczypospolitej spod jej wpływów. Zareagowała bardzo zdecydowanie. W 1769 roku szala polskiej polityki Petersburga przechyliła się ku opcji rozbiorowej. Katarzyna II zaprosiła w 1770 roku Prusy do udziału w pacyfikacji Rzeczypospolitej, a to oznaczało rozbiór. W Petersburgu miano świadomość, że za pruską pomoc trzeba było Berlinowi zapłacić polskim terytorium, na które król pruski od dawna miał apetyt, czego nie ukrywał. Zapraszając Fryderyka II do rozbioru, Katarzyna II zapewniła go, że Rosja także weźmie swoją część. Dla zachowania równowagi sił w regionie zaproszono do podziału także Austrię.
Ten sam mechanizm, czyli zryw suwerenności, gdy Rosja miała kłopoty, obserwujemy przed drugim rozbiorem. Tym razem przyjął on dobrze znaną postać Sejmu Wielkiego (1788-1792). Nastąpiło wówczas gwałtowne zrzucenie dominacji Petersburga, którego skutkiem było brutalne przywrócenie okrojonej Rzeczypospolitej w orbitę rosyjskiej kontroli.
To, co w moim przekonaniu jest najważniejsze, to fakt, że Rzeczpospolita została zniszczona wtedy, gdy próbowała wyrwać się spod obcej dominacji. Musimy sobie uświadomić, że istnienie silnej i suwerennej Rzeczypospolitej było wbrew interesom sąsiadów. Rosja wprost formułowała opinię, że słabość państwa polskiego i możliwość kontrolowania go jest warunkiem utrzymania przez Rosję pozycji Imperium. Jakiekolwiek zaś próby odmienienia tego stanu rzeczy były postrzegane jako zagrażające imperialnym interesom Rosji.
Gdy tylko społeczeństwo szlacheckie i władze Rzeczypospolitej podejmowały intensywne działania reformatorskie, następował kontratak. Dlatego, w moim najgłębszym przekonaniu, trzeba mówić o zniszczeniu Rzeczypospolitej, a nie o jej upadku.
Prof. Anna Grześkowiak-Krwawicz, Instytut Badań Literackich PAN
Na to pytanie odpowiem nieco przewrotnie słowami z filmu "Rozmowy kontrolowane" (wygłasza je tam alter ego generała Jaruzelskiego): "Na często zadawane pytanie, czy do stanu wojennego musiało dojść, jest tylko jedna logiczna odpowiedź. Widocznie musiało, skoro doszło".
Jestem historykiem, który przygląda się temu, co było, stara się zrozumieć i wyjaśnić przeszłość. Nie przepadam za gdybaniem, nie lubię uprawiać historii alternatywnej, a odpowiedź na to pytanie po części się z tym łączy.
Nad przyczynami rozbiorów Polacy zastanawiają się od 200 lat, a badacze od co najmniej 150. I te koncepcje są bardzo, bardzo różne. Część badaczy i opiniotwórców, szukając odpowiedzi na pytanie o przyczyny rozbiorów, sięga daleko w przeszłość, przywołując na przykład czasy Jagiellonów i wygaśnięcie tej dynastii. Podobnie jest z oceną unii polsko-litewskiej. Niektórzy twierdzą, że być może to był pierwszy krok do upadku. Wiele jest teorii, tym śmielszych, im mniejsza jest wiedza historyczna autora.
Bardzo trudno jest odpowiedzieć na pytanie, czy Rzeczpospolita musiała upaść. To jest trochę tak, jak z katastrofą samolotu. Na to musi się złożyć cała masa, zarówno drobnych, jak i bardzo ważnych, czynników, które w ostatecznym rozrachunku spowodują rozbicie się maszyny. Trzeba by zastanowić się właściwie nad wszystkimi kwestiami, od gospodarki Rzeczypospolitej, przez jej strukturę społeczną, po układy międzynarodowe. To jest bardzo obszerne zagadnienie i do dziś nie umiemy do końca na to pytanie odpowiedzieć.
Ostatnio, dziękować Bogu, prof. Dorota Dukwicz i prof. Zofia Zielińska wydały naprawdę znakomite prace, pokazujące układ międzynarodowy, w którym znalazła się w XVIII wieku Rzeczpospolita, co pozwala spojrzeć na te zagadnienia w sposób pogłębiony, a zarazem sine ira et studio (łac. bez niechęci i sympatii, obiektywnie - przyp. red.).
W wieku XVIII Rzeczpospolita miała pecha, bo sąsiadowała z dwoma ekspansywnymi krajami: Rosją i Prusami. Poza tym była tak słaba militarnie, że w porównaniu z sąsiadami, można powiedzieć, była w ogóle pozbawiona wojska. To się nie mogło dobrze skończyć.
Dla równowagi przywołam inny cytat, tym razem bardzo przeze mnie lubianej postaci, czyli Ignacego Krasickiego: "Dwóch wilków jedno w lesie nadybali jagnię; już go mieli rozerwać, rzekło: «Jakim prawem?»; «Smacznyś, słaby i w lesie!» - zjedli niezabawem". I to jest poniekąd wyjaśnienie tego, co się stało w drugiej połowie XVIII wieku.
Trzeba pamiętać, że już od elekcji Stanisława Augusta Poniatowskiego (1764-1795) Rzeczpospolita praktycznie nie miała żadnych szans na przetrwanie. I nie dlatego, że Stanisław August był zdrajcą, tylko dlatego, że taki był już układ sił. Rzeczpospolita była de facto protektoratem rosyjskim i nie było już żadnej możliwości ruchu w tym czasie.
Z przerażeniem czytałam obszerną książkę prof. Zofii Zielińskiej Polska w okowach "systemu północnego" 1763-1766. Przedstawiony jest tam bardzo przygnębiający obraz, kiedy nieszczęsny król próbował jeszcze coś robić, ale już nie miał tak naprawdę żadnej możliwości skutecznego działania. To było trochę jak szarpanie się muchy w pajęczynie.
Czy w którymś momencie historia Rzeczypospolitej mogła skręcić w innym kierunku? Widać nie mogła. My jesteśmy dziś bardzo mądrzy, bo wiemy to, czego ci ludzie nie wiedzieli. Nie znali przyszłości, więc trudno im było zapobiec rozbiorom. Szukanie winy jest zajęciem bardzo jałowym, choć nie ukrywam, że, jak patrzę na działania polityczne naszej szlachty w XVIII wieku, to czasami włos mi się jeży na głowie. Tak czy inaczej, to jest bardzo skomplikowana sprawa.
Jest jeszcze jedna rzecz i to trzeba bardzo wyraźnie podkreślić. Historyk Emanuel Rostworowski przed laty powiedział, że Rzeczpospolita upadła nie dlatego, że była zacofana, tylko dlatego, że zaczęła się modernizować. I to było bardzo nie w smak jej sąsiadom, a poza tym powodowało wewnętrzne turbulencje, co też nie wpływało dobrze na jej sytuację międzynarodową.
Podsumowując, wydaje mi się, że skoro Rzeczpospolita upadła, widać było to nieuniknione.
Prof. Urszula Kosińska, Uniwersytet Warszawski
Wydaje mi się, że w tym pytaniu ukrywają się tak naprawdę dwa: "czy w ogóle musiało dojść do rozbioru?" oraz "czy trzeci rozbiór musiał nastąpić?". Zacznę od końca.
Po dwóch poprzednich rozbiorach (w 1772 i 1793 roku), a zwłaszcza po tym drugim, trzeci, jak sądzę, był już tylko kwestią czasu. Oczywiście czas w historii można postrzegać w dwojaki sposób. Reprezentant determinizmu historycznego stwierdzi, że pewne sprawy po prostu muszą się zadziać. Ja jestem przeciwnego zdania i uważam, że ostatecznie decyzje zawsze podejmują ludzie.
Polityka zaborców wobec tego skrawka ziem polskich, które jeszcze zachowały swoją osobowość państwową po drugim rozbiorze, była na tyle prowokacyjna, że wybuch jakiegoś buntu w obronie tożsamości państwowej i narodowej był już chyba nieunikniony. Tak wybuchło powstanie kościuszkowskie, które stłumiono.
Dochodzą do tego także sprawy międzynarodowe, przede wszystkim interesy Rosji w stosunku do Prus oraz Austrii, która została pominięta przy drugim rozbiorze. Pozostały po dwóch podziałach skrawek Rzeczypospolitej był bardzo dobrym obiektem do tego, żeby cudzym – polskim kosztem pospłacać długi polityczne. Dlatego wydaje mi się, że trzeci rozbiór był kwestią nieuniknioną.
Z kolei odpowiedź na pytanie czy do rozbiorów w ogóle musiało dojść, nie jest oczywista. Należy przyjrzeć się czasom Augusta II Mocnego (1697-1733), który rozpoczynał rządy jeszcze w całkowicie suwerennej Polsce, w państwie o dużym potencjale, chociaż mającym swoje problemy. To jego osobiste decyzje w dużym stopniu zaważyły na losie Rzeczypospolitej. Chodzi oczywiście o wciągnięcie państwa w Wielką Wojnę Północną (1700-1721), w trakcie której Rzeczpospolita utraciła w znaczącym stopniu swój potencjał gospodarczy, demograficzny, a w konsekwencji także militarny i polityczny. Znaczenie zyskały wówczas Rosja i Prusy.
To w czasach Augusta II pojawiła się myśl o realizowaniu różnych aspiracji czy zobowiązań politycznych kosztem ziem Rzeczypospolitej, a sam król przynajmniej po części ponosi odpowiedzialność za ich dopuszczanie. Tych projektów było naprawdę dużo. W czasach saskich nie wprowadzono ich w życie, ale konsekwencją było zakorzenienie w świadomości polityków europejskich myśli, że terytorium państwa polsko-litewskiego można podzielić.
Dlaczego takie pomysły w ogóle rozpatrywano? Po pierwsze wierzono, że Rzeczpospolita nie będzie miała siły, aby się przeciwstawić. Po drugie sam władca tego państwa, będący jednocześnie elektorem saskim, rozważał tego typu możliwości. Zatem atmosfera polityczna pierwszej połowy XVIII wieku stworzyła grunt do tego, aby w ogóle myśleć o podziale Rzeczypospolitej. Początkowo Rosja była jednak w stanie utrzymać kontrolę nad całą Polską, zdobytą w czasach Piotra I (1682-1725), umocnioną za Anny Iwanowny (1730-1740) i Elżbiety Piotrowny (1741-1762), kontrolę nad całym ciastkiem, jak mówiono w ówczesnym języku politycznym.
Ostateczną decyzję o pierwszym rozbiorze podjęła caryca rosyjska Katarzyna II (1762-1796), która rozważała taką koncepcję już w początkach panowania. Miała wokół siebie ludzi, którzy chcieli w wyniku rozbioru wzbogacić się kosztem Rzeczypospolitej. Warto sobie uświadomić, że wschodnie terytoria państwa polsko-litewskiego z naszego punktu widzenia były najbardziej zacofane, z kolei dla Rosji były bardzo atrakcyjne, jeśli chodzi o potencjał i demograficzny, i gospodarczy.
Ostatecznie to Rosja swoją działalnością zmotywowała Polaków do oporu i wybuchu konfederacji barskiej (1768-1772). Należy zerwać z wielowiekowym już przekonaniem, że to postawa mieszkańców Rzeczypospolitej doprowadziła do rozbioru. Dziś wiemy, że to Katarzyna podjęła decyzję o rozbiorze, a przyczyną była jej własna polityka, nie tylko dotycząca Polski, ale związana z całokształtem rosyjskich interesów międzynarodowych.
Tutaj dochodzimy do dwóch kwestii. Po pierwsze, kto doprowadził państwo polskie do stanu takiej słabości, że nie potrafiło przeciwstawić się agresji zewnętrznej? Po drugie, na ile można było temu zapobiec? Należy jednak pamiętać, że najpóźniej od 1720 roku istniał układ rosyjsko-pruski, wielokrotnie później odnawiany, na mocy którego państwa ościenne strzegły niezmienności polskiego systemu ustrojowego i blokowały skutecznie wszystkie projekty reform.
Ostatecznej odpowiedzi, czy musiało dojść do rozbioru, nie dam. Na każdym etapie decyzje podejmowały konkretne osoby, które mogły pójść jedną albo drugą drogą. Całokształt tych okoliczności sprawił, że do rozbioru doszło.
Dr Jacek Kordel, Uniwersytet Warszawski
Imperia i wielkie organizmy państwowe nie upadają nagle, ich kryzys dojrzewa powoli. W przypadku Rzeczypospolitej początki tego procesu sięgają połowy XVII wieku, kiedy ujawnił się głęboki kryzys państwa i szlacheckiego społeczeństwa. Zanikło myślenie w kategoriach dobra wspólnego, a stronnictwa zabiegały raczej o własne interesy niż pomyślność państwa. Szlachta, kierowana lękiem przed wzmocnieniem władzy królewskiej, wstąpiła na drogę wiodącą do osłabienia państwa i jego instytucji. Symbolem tego kryzysu stało się liberum veto, instrument paraliżujący sejm, który w polskim ustroju odgrywał centralną rolę.
Do zapaści państwa przyczyniły się też ogromne zniszczenia wojenne. W XVII wieku Rzeczpospolita prowadziła działania wojenne z niemal wszystkimi sąsiadami. Kraj niszczyły także powstania kozackie i bunty nieopłacanego wojska. Najcięższy cios przyniosła jednak III wojna północna (1700–1721). Polska stała się karczmą zajezdną dla obcych armii, które grabiły, paliły i ściągały kontrybucje, pozostawiając za sobą spalone wsie i wyludnione miasta. W tym czasie Rzeczpospolita utraciła suwerenność i stała się najpierw szwedzkim, a następnie rosyjskim protektoratem.
W czasie wielkiej wojny północnej ujawniła się rosyjsko-pruska wspólnota negatywnych interesów wobec Polski. Opierała się na przekonaniu, że tylko Rzeczpospolita słaba i bierna na arenie międzynarodowej gwarantuje obu tym państwom utrzymanie ich pozycji w europejskim koncercie mocarstw. We wszystkich kolejnych sojuszach prusko-rosyjskich, zawieranych w latach 1726, 1729, 1730, 1733, 1740, 1743, a następnie w latach 1764, 1769 powtarzano zapisy o konieczności zachowania polskiego ustroju i pielęgnowania szlacheckich wolności, czyli w praktyce utrwalania jej ustrojowej anarchii. Zapis gwarantujący niezmienność polskiego ustroju został przez Rosję narzucony także Szwecji (w traktacie z 1724 roku) i Austrii (w 1726). Niezależnie od zmieniającej się sytuacji międzynarodowej, upadających i powstających sojuszy czy lig, punkty dotyczące Polski pozostawały stałym elementem traktatów rosyjskich, pruskich i austriackich, wspólnym mianownikiem ich polityki wobec Rzeczypospolitej.
Państwa te nie ograniczały się jedynie do deklaracji. By uniemożliwić jakiekolwiek próby wzmocnienia państwa, sięgały po szeroki arsenał środków nacisku: od presji dyplomatycznej po interwencje zbrojne. Mechanizm ten doskonale widać na przykładzie pierwszych miesięcy i lat panowania Stanisława Augusta (1764-1795). Zapał reformatorski młodego króla oraz nieposłuszeństwo w sprawie żądań formułowanych przez Rosję i współpracujące z nią Prusy (chodziło o wprowadzenie nieznanego w żadnym z europejskich państw pełnego równouprawnienia politycznego przedstawicieli mniejszości konfesyjnych, protestantów i prawosławnych) rozsierdziły Katarzynę II (1762-1796), która zdecydowała o rozwiązaniu siłowym.
Rozbiory Polski. Brytyjska mapa z 1817 roku. Fot. Polona Wiosną 1767 do Rzeczypospolitej weszły liczne oddziały rosyjskie. Interwencji militarnej towarzyszyła zakrojona na szeroką skalę akcja propagandowa, dla której dworowi petersburskiemu udało się pozyskać pierwsze pióra oświeconej opinii publicznej z Wolterem na czele. Jej efektem było wprowadzenie przez obradujący pod dyktando rosyjskiego ambasadora, który stał się wielkorządcą Rzeczypospolitej, niezmiennych praw kardynalnych, które ubezpieczały słabość polskiego państwa (m. in. szlacheckie wolności z liberum veto i wolną elekcją na czele). Zwieńczeniem dzieła był polsko-rosyjski traktat wieczysty. Obejmował on gwarancję polskiego ustroju przez dwór petersburski. Gwarancja oznaczała formalne pozbawienie Rzeczypospolitej suwerenności. Polskie projekty ustrojowe musiały uzyskać formalną zgodę dworu petersburskiego.
Działania rosyjskie napotkały na opór znacznej części społeczeństwa. W 1768 roku wybuchła konfederacja barska, której przywódcy sprzeciwiali się rosyjskiej preponderancji nad Polską. Rzeczpospolita na kolejne cztery lata stała się teatrem wojny domowej, która ostatecznie spacyfikowana została przez armię rosyjską. Niepokój wewnętrzny, którzy swoimi żądaniami wywołała Katarzyna II stał się jednym z argumentów uzasadniających rozbiór. Działania państw ościennych swoim autorytetem wsparł Wolter, który w końcu 1772 roku napisał: "Rozbiór Polski jest karą za okropną anarchię. [Polska] może stać się [jeszcze krajem] kwitnącym, jeśli uda się zniweczyć anarchię".
Patriarcha z Ferney mylił się. Do pierwszego rozbioru doprowadziła w istocie nie anarchia, ale właśnie próby jej wyrugowania, zreformowania i unowocześnienia państwa. Kolejne dzieło reform, które podjęto za panowania Stanisława Augusta, a którą zwieńczyła szeroko komentowana w całej Europie, konstytucja 3 maja 1791 roku, skończyła się nie rozbiorem, a całkowitym upadkiem państwa i wykreśleniem go z mapy politycznej Europy. W styczniu 1797 roku w Petersburgu przedstawiciele Austrii, Prus i Rosji podpisali konwencję o ostatecznym zatwierdzeniu podziału: "uznana została konieczność uchylenia wszystkiego, co może nasuwać wspomnienie istnienia Królestwa Polskiego".
W Europie Zachodniej w XVIII wieku za sprawą państw ościennych, głównie Rosji i Prus, utrwalił się obraz Rzeczypospolitej jako "królestwa anarchii" (określenie króla pruskiego Fryderyka II). Podejmowane z trudem inicjatywy mające przywrócić jej siłę i niezależność były konsekwentnie zwalczane przez sąsiadów, którzy stali na straży polskich słabości. Rzeczpospolita w wieku XVIII była już zbyt słaba, by samodzielnie się wzmocnić, a potężne Rosja i Prusy skutecznie blokowały i zwalczały wszelkie reformy.
Polska nie musiała upaść: jej klęska nie była konsekwencją anarchii, lecz skutkiem cynicznej i brutalnej przemocy sąsiadów wobec prób naprawy i unowocześnienia państwa.
Źródło: Polskie Radio/Tomasz Horsztyński