"Usłyszałam: nie możecie wrócić do kraju". Elżbieta Penderecka własnymi słowami

"To były trudne czasy" - to zdanie powtarza się wiele razy w archiwalnych radiowych opowieściach zmarłej 31 października 2025 roku Elżbiety Pendereckiej. Równie często jednak słyszymy o "cudownych okresach",  "wspaniałych ludziach", "wybitnych artystach" i "wielkich sukcesach".

2025-11-04, 11:50

"Usłyszałam: nie możecie wrócić do kraju". Elżbieta Penderecka własnymi słowami
Elżbieta Penderecka w 2011 roku. Foto: East News/Piotr Kamionka/REPORTER

"Mąż przymyka oko"

W powszechnym odbiorze pozostawała w cieniu sławnego męża Krzysztofa Pendereckiego, jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów XX i XXI wieku. Melomani znali ją jednak także jako m.in. twórczynię i dyrektor generalną Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena, później prezeskę Stowarzyszenia im. Ludwiga van Beethovena, organizatorkę wielu imprez muzycznych, a także działaczkę kulturalną, mecenaskę kultury i osobę, która zasiadała we władzach wielu organizacji i fundacji muzycznych na całym świecie.

Karierę zawodową od lat 60. XX wieku Elżbieta Penderecka godziła także z życiem rodzinnym. Była matką i babcią, a także żoną, która niejednokrotnie współpracowała z mężem również zawodowo - prowadziła jego sekretariat, pełniła funkcję dyrektor programowej Festiwalu Krzysztofa Pendereckiego, towarzyszyła mu w licznych podróżach do najważniejszych ośrodków muzycznych na niemal wszystkich kontynentach.

– Mam szczęście, że mój mąż stał się bardzo wyrozumiały. Nie wyobrażam sobie, żebym na początku małżeństwa choćby próbowała być zupełnie niezależną. A dzisiaj - nie wiem, może to z latami przyszło - przymyka oko, jak mówię, że znowu jadę do Warszawy, bo tam mam biuro, i bardzo często nie ma mnie w domu – wyznała w Polskim Radiu w 2012 roku. – Ale naturalnie staram się godzić to z obowiązkami żony, babci i matki, na tyle, na ile mogę. My, kobiety, mamy tych obowiązków dużo więcej, niż mają panowie. Są naturalnie chwile zwątpień, trudne momenty, ale myślę, że bez pracy nie potrafiłybyśmy żyć – dodała.


Posłuchaj

O sytuacji kobiet we współczesnym świecie Hanna Maria Giza rozmawia z Elżbietą Penderecką, Beatą Stasińską, Bogną Świątkowską i Agnieszką Odorowicz (PR, 2012) 58:45
+
Dodaj do playlisty

 

Elżbieta Penderecka i Krzysztof Penderecki wraz z dwojgiem swoich dzieci Łukaszem i Dominiką. Fot. PAP/Andrzej Piotrowski Elżbieta Penderecka i Krzysztof Penderecki wraz z dwojgiem swoich dzieci Łukaszem i Dominiką. Fot. PAP/Andrzej Piotrowski

"Rosłam przy muzyce"

Elżbieta Ludwika, córka Genowefy z domu Goderskiej i Leona Soleckiego, z wykształcenia prawnika, a z zawodu koncertmistrza Filharmonii Krakowskiej, urodziła się w Krakowie 19 listopada 1947 roku.

– Moja babcia była wiedenką. Mój dziadek przywiózł ją z Wiednia salonką i powiedział: "teraz będziemy mieszkać w Krakowie". Babcia mówiła bardzo pięknie po polsku, ale do końca z lekkim akcentem niemieckim. Była osobą niezwykle ważną w moim życiu. Rodzice byli zajęci, to były trudne czasy. Zaraz po wojnie moja mamusia pracowała, a mój tata, który pracował w czasie wojny w krakowskiej filharmonii, zdecydował, że nie będzie prawnikiem, ale muzykiem. Był koncertmistrzem, a także profesorem krakowskiej Akademii Muzycznej – opowiadała Elżbieta Penderecka w 2019 roku.

Dzięki posadzie ojca pięcioletnia Elżbieta bywała kilka razy w tygodniu na koncertach w filharmonii. – W każdy piątek i każdą sobotę miałam swoje miejsce na widowni, a w każdą niedzielę i poniedziałek miałam stołek za kontrabasami – wspominała.

Atmosfera pierwszych lat życia zaważyła na przyszłości dziewczynki. Z powodu problemów z sercem Leon Solecki dostał pozwolenie z uczelni, by uczyć studentów u siebie w domu. Elżbieta Penderecka zapamiętała, że jej dom był "zawsze pełen" i "zawsze otwarty", uczniowie spędzali z jej rodziną mnóstwo czasu, razem jedli, pili i tworzyli naprędce zespoły kameralne. – Rosłam przy muzyce i sama kochałam muzykę jako mała dziewczynka – powiedziała po latach.


Posłuchaj

Elżbieta Penderecka o swoim krakowskim dzieciństwie, o rodzinie i pierwszych spotkaniach z Krzysztofem Pendereckim (PR, 2019) 14:28
+
Dodaj do playlisty

 

Ale na tym nie kończył się wpływ kultury na kształtującą się umysłowość dziecka. Mimo mrocznych lat stalinizmu Soleccy próbowali kontynuować przedwojenne tradycje mieszczańskie. – Chodziłam do francuskiego przedszkola i miałam nianię, która rozmawiała ze mną po francusku. To polegało na tym, że chodziłyśmy na spacer na Planty i ona mi o wszystkim opowiadała. I ten francuski był tak naprawdę moim pierwszym językiem. Moja babcia zawsze mówiła: "musisz się nauczyć niemieckiego". Ale ja nie bardzo chciałam wtedy – wspominała Elżbieta Penderecka.

W duchu poprzedniej epoki zakorzenione były także swoiste "zabiegi korekcyjne". – Po to, żeby się prosto trzymać, wkładano mi kij pod ręce i musiałam chodzić tam i z powrotem 20 minut codziennie po naszym mieszkaniu w Krakowie, gdzie pokoje były w amfiladzie. Później taką łopatką drewnianą prostowałam zęby – wspominała. – Wszystko dzięki mojej mamie i mojej babci, które ogromnie tego pilnowały, ale myślę, że to dało mi ogromną dyscyplinę wewnętrzną. I to mi pozostało, i to mi bardzo w życiu pomogło i dzisiaj też pomaga mi w pracy – stwierdziła.

Ta edukacja, zupełnie nieprzystająca do rzeczywistości PRL, przydała się Elżbiecie Pendereckiej szczególnie podczas pewnego wyjątkowego zdarzenia wiele lat później. Był to "cudowny obiad" w Monte Carlo.

– To był 1967 lub 1968 rok. Mój mąż był zaproszony do pewnego muzycznego jury. Zaproszenie przyszło od Nadii Boulanger. To była wspaniała pani, wielki muzykolog, ale również przyjaciółka Strawińskiego i Prokofiewa. Miałam szczęście ją znać i chyba byłam przez nią bardzo lubiana, dlatego poświęciła mi też trochę czasu. Pewnego dnia powiedziała mi, że będziemy przyjęci na obiedzie przez księcia i księżną Monako, czyli Rainiera Grimaldiego i Grace Kelly, i spytała, czy wiem, jak należy się przywitać. Uśmiechnęłam się i powiedziałam: "babcia mnie kiedyś nauczyła, jak skłonić się przed głową koronowaną". Pokazałam jej, a ona była zachwycona – opowiadała Elżbieta Penderecka.


Posłuchaj

Elżbieta Penderecka o wyjazdach zagranicznych i spotkaniach z artystami z całego świata (PR, 2019) 13:47
+
Dodaj do playlisty

 

"I tak się zaczęło"

Rodzinne związki z muzyką okazały się brzemienne w skutkach, choć młoda Elżbieta, wbrew początkowym nadziejom, szybko porzuciła marzenia o profesjonalnym graniu. Ale to właśnie fakt, że jako dziecko miała lekcje pianistyki u Barbary Pendereckiej (z domu Gracy), pierwszej żony Krzysztofa Pendereckiego, na zawsze zmienił jej życie. Miała osiem lat, gdy pierwszy raz spotkała młodego kompozytora.

– Mówiłam, że jest okropnie niesympatyczny, uważałam, że jest potwornie zarozumiały. Nie robił miłego, sympatycznego wrażenia – wyznała w 2019 roku. Zdanie zaczęła zmieniać jako szesnastolatka. Wybrała się na koncert "Polymorphii", jednego z najważniejszych dzieł pierwszego - sonorystycznego - okresu twórczości Pendereckiego.

Jeszcze w tym samym roku kompozytor wyznał jej miłość. Małżeństwem zostali dwa lata później, gdy Elżbieta Solecka osiągnęła pełnoletniość, a Krzysztof Penderecki rozwiódł się z Barbarą. Był rok 1965. Twórca, już dość znany, był wtedy tuż przed momentem, gdy jego sława rozeszła się po całym świecie. Stało się to za sprawą słynnej "Pasji według św. Łukasza".

Olbrzymi sukces otworzył przed trzydziestoparoletnim artystą drzwi najważniejszych filharmonii i sal koncertowych na świecie. Dzięki temu – jako "wybitny Polak" - nie miał już problemów z uzyskaniem paszportu na wyjazdy na Zachód, ale jego żona i urodzony w 1966 syn Łukasz nie byli traktowani przez władze jak osoby tej samej kategorii.

– Po maturze zdałam na Wydział Fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale nie mogłam dokończyć studiów – opowiadała Elżbieta Penderecka. – Niedługo potem, gdy się pobraliśmy, mąż zaraz po "Pasji" dostał profesurę w Essen. Były to takie lata, tak trudny okres, że mąż powiedział, że jak on wyjedzie, a ja z nim nie pojadę, to mogę nie dostać drugi raz paszportu – dodała.


Posłuchaj

Elżbieta Penderecka o kontaktach z europejską arystokracją, a także m.in. chińskimi artystami (PR, 2019) 13:50
+
Dodaj do playlisty

 

Funkcję profesora w Folkwang-Hochschule für Musik w Essen Krzysztof Penderecki pełnił przez dwa lata. – Na początku nasz syn był takim trochę zakładnikiem, bo przez pół roku dojeżdżaliśmy w każdy piątek z Essen do Krakowa, a potem wyjeżdżaliśmy w niedzielę w nocy, żeby rano po przyjeździe mój mąż mógł od razu iść uczyć. Później Łukasz dostał paszport i wyjechaliśmy z nim. A potem zaczął się okres wielu ciekawych podróży – wspominała Elżbieta Penderecka.

Okres te trwał w zasadzie nieprzerwanie od 1966 roku niemal aż do śmierci Krzysztofa Pendereckiego na początku 2020 roku. Kompozytor był rozchwytywany nie tylko jako twórca dzieł muzycznych zamawianych przez różnego rodzaju instytucje na wielu kontynentach, lecz także jako pedagog, dyrygent, członek wielu gremiów i laureat najrozmaitszych wyróżnień państwowych i międzynarodowych.

Dzięki podróżom Pendereccy mieli szansę spotkać wielu wspaniałych muzyków, a także pisarzy i innych artystów. Z wieloma połączył ich długoletnia przyjaźń. Poznali m.in. Dymitra Szostakowicza, Mieczysława Wajnberga, Isaaca Sterna, 12-letniego Jewgienija Kisina, Herberta von Karajana, Joségo Antonia Abreu, Msćisława Rostropowicza, Anne-Sophie Mutter, Artura Rubinsteina, Vladimira Horowitza, Zubina Mehtę, Zbigniewa Herberta, Marca Chagalla i Salvadora Dalego - by wymienić tylko niektórych.

W 1999 roku w Nowym Jorku Pendereccy poznali siedemnastoletniego Lang Langa. Byli obecni przy tym, jak rozbłysła międzynarodowa sława chińskiego pianisty. – Do dzisiaj, gdy się widzimy, mówi: "pamiętam, jak byliście na moim debiucie" – powiedziała Elżbieta Penderecka.

Kolejna dekada to życie w ciągłych rozjazdach między Polską, USA (gdzie Penderecki był wykładowcą na Uniwersytecie w Yale), Wenezuelą, Chinami oraz Izraelem. I choć nierzadko PRL próbował przypomnieć Pendereckim, że pełna swoboda nie jest przywilejem nawet takich sław, jak autor "Pasji", to małżonkowie i ich dzieci zawsze traktowali Polskę jako miejsce, gdzie jest ich prawdziwy dom. Od 1980 roku jest to wyremontowany dworek w Lusławicach.

Elżbieta i Krzysztof Pendereccy na ganku swojego dworku w Lusławicach w 1988 roku. Fot. PAP/Jan Morek Elżbieta i Krzysztof Pendereccy na ganku swojego dworku w Lusławicach w 1988 roku. Fot. PAP/Jan Morek

Posłuchaj

"Nigdy oficjalnie z Polski nie wyjechaliśmy". Elżbieta Penderecka o latach 70. i 80 w Polsce i za granicą (PR, 2019) 14:40
+
Dodaj do playlisty

 

Wiele razy namawiano Elżbietę i Krzysztofa Pendereckich, by emigrowali z Polski Ludowej. Najbliżej podjęcia takiej decyzji byli być może w grudniu 1981 roku. Elżbieta Penderecka 12 grudnia przyleciała z USA, gdzie zajmowała się organizacją urodzinowych koncertów męża, do Frankfurtu. O świcie 13 grudnia doleciał tam także Krzysztof Penderecki, który zaledwie dzień wcześniej był gościem warszawskiego Kongresu Kultury Polskiej.

Kompozytor swoim zwyczajem nie słuchał radia przed południem, bo to był jego czas na pracę twórczą w ciągu dnia. Elżbieta Penderecka zaś była tak zmęczona, że postanowiła się przespać. Dopiero około 11, gdy małżonkowie zatelefonowali do niemieckich przyjaciół, usłyszeli sensacyjną wieść.

– Przyjaciółka mówi do mnie: "a ty nie wiesz, co się stało w Polsce?". Oboje z mężem zamarliśmy. Sądziłam, że coś się stało w naszej rodzinie. Ona mówi: "stan wojenny! Nie możecie wrócić do kraju" – opowiadała Elżbieta Penderecka, przyznając, że wraz z mężem znalazła się "na rozdrożu". – Nie wiemy, gdzie jechać. Dzieci są w Krakowie z moimi rodzicami, u nas w domu na Woli Justowskiej. Dzwoni do nas Rostropowicz i namawia nas, żebyśmy przylecieli do Stanów, mówi, że w ciągu dwóch tygodni dostaniemy obywatelstwo amerykańskie – wspominała.

Ostatecznie Pendereccy postanowili wrócić do Polski. Pomimo wielu obaw kompozytor dostał w marcu paszport na kolejny wyjazd, jako że miał dawno zaplanowany koncert w berlińskiej filharmonii. Tym razem jednak musiał jechać sam. Nikt inny z rodziny paszportu nie otrzymał.


Posłuchaj

Elżbieta Penderecka o latach 90. i początkach Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena (PR, 2019) 14:13
+
Dodaj do playlisty

 

"Bagaże wspomnień"

Kolejne przełomowe wydarzenie także zastało Pendereckich poza krajem. Jesienią 1989 roku, niedługo po czerwcowych wyborach w Polsce, małżeństwo udało się do Tokio. – Włączyłam telewizję, po czym, nie zastanawiając się, która jest godzina w Polsce, wykręciłam numer do mojej mamy. Mówię: "mamo, czy ja zwariowałam, w telewizji pokazują coś, czego ja w ogóle nie rozumiem". To był upadek muru berlińskiego i Sława Rostropowicz grający pod tym murem – opowiadała Elżbieta Penderecka.

Rozpoczęła się zupełnie inna epoka w podróżniczym życiu kompozytora i jego żony. W wolnej Polsce nikt nie mógł już zakazać im wyjazdu za granicę. Pełne otwarcie na Zachód oznaczało także swobodniejszą wymianę kulturalną między Polską a innymi krajami. Elżbieta Penderecka wpadła na pomysł, jak mogłaby dołożyć swoją cegiełkę do tej wymiany.

– Najpierw chciano mnie namówić, żebym została wiceprezydentem miasta Krakowa do spraw kultury. Odpowiedziałam, że niestety nigdy nie byłam urzędnikiem państwowym i takiej funkcji pełnić nie mogę i nie będę, natomiast mogę społecznie pracować dla mojego miasta. Zaproszono mnie do prowadzenia Rady Programowej Kraków 2000 - Europejskie Miasto Kultury. I tak się zaczęło – mówiła.

Zainspirowana faktem, że Biblioteka Jagiellońska posiada rękopisy wiedeńskich klasyków, w tym Ludwiga van Beethovena, Elżbieta Penderecka postanowiła najpierw zorganizować wystawę tych manuskryptów, następnie zaś, z okazji przypadającej wiosną 1997 roku 170. rocznicy śmierci niemieckiego kompozytora, zorganizowała coś jeszcze większego. W ten sposób narodził się w Krakowie (przeniesiony później do Warszawy) Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena.


Posłuchaj

Maja Kluczyńska rozmawia z Elżbietą Penderecką o Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena (PR, 2016) 43:34
+
Dodaj do playlisty

 

– Pierwszy festiwal był króciutki, sześciodniowy. Nie wiedzieliśmy wtedy, czy uda się go kontynuować, jakie może osiągnąć rozmiary. Ale festiwal rósł z roku na rok. Weszliśmy do Europejskiego Stowarzyszenia Festiwali, do Światowego Stowarzyszenia Festiwali, zaczęliśmy zbierać całą masę nagród za wszystko: za najlepszy plakat, za najlepszą ulotkę, za program... – wyliczała.

W 2003 roku Elżbieta Penderecka powołała do istnienia Stowarzyszenie im. Ludwiga van Beethovena, które od tamtego czasu jest głównym organizatorem Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena.

***

Z radiowych opowieści Elżbiety Pendereckiej wyłania się obraz kobiety oddanej niestrudzonej pracy zarówno na rzecz rodziny, jak i promocji kultury polskiej za granicą oraz światowej nad Wisłą, działającej na rzecz wsparcia artystów, którzy nierzadko zostawali jej wielkimi przyjaciółmi.

– Myślę, że takie wspomnienia są ogromnym bagażem, który my wszyscy mamy w jakimś momencie naszego życia, ale jednocześnie to wspomnienia, których nikt nam nie może odebrać, wspomnienia tych wspaniałych ludzi, którzy nie tylko dla mnie są historią, lecz także są historią dla całego młodego pokolenia w tej chwili w Polsce – mówiła w Polskim Radiu w 2019 roku.

Elżbieta Ludwika Penderecka zmarła 31 października 2025 roku, pięć i pół roku po śmierci swego męża. Miała niespełna 78 lat.


Posłuchaj

"Mąż nie znosi samotności, gdy pisze. Nie siedzi w odizolowanym pokoju, tylko pisze najczęściej w otoczeniu rodziny". Elżbieta Penderecka o życiu z Krzysztofem Pendereckim (PR, 2008) 5:05
+
Dodaj do playlisty

Krzysztof i Elżbieta Pendereccy w 2013 roku. Fot. Damian Klamka/East News Krzysztof i Elżbieta Pendereccy w 2013 roku. Fot. Damian Klamka/East News

Źródło: Polskie Radio/Michał Czyżewski

Polecane

Wróć do strony głównej