Putin "pożera" własnych sojuszników. Ruszyła nowa fala czystek
W Rosji trwa polityczna walka pomiędzy różnymi frakcjami. Co więcej, zaszła już na tyle daleko, że represjami obejmowani są nawet zwolennicy wojny i Władimira Putina. Kremlowi nie podoba się oddolny ruch wspierający rosyjską armię. Brytyjski "The Guardian" wskazuje jasno - chodzi o pieniądze i wpływy.
2025-11-06, 11:48
Zwolennicy Putina objęci represjami
W ostatnim czasie ofiarami czystki politycznej w Rosji padły trzy znane osoby. Chodzi o proputinowskiego analityka Siergieja Markowa, prowojennego blogera Romana Aliochina, oraz komentatorkę państwowej telewizji RT Tatianę Montian.
Markow i Aliochin zostali ostatnio uznani za zagranicznych agentów. Zgodnie z dotychczasową praktyką, w ten sposób określano przeciwników Władimira Putina. Jeszcze poważniejsze zarzuty skierowano wobec Montian, która zdaniem Kremla jest "ekstremistką i terrorystką". Moskwa zrównała ją tym samym np. ze współpracownikami zmarłego lidera opozycji Aleksieja Nawalnego.
Nie ma już przeciwników wojny?
W rozmowach z dziennikiem "The Guardian" analitycy wskazywali, że trwająca w Rosji czystka polityczna dotyka nawet zwolenników reżimu. - Najpierw poszli po przeciwników wojny. Teraz już ich nie ma, a machina represji nie może się zatrzymać - oceniła rosyjska politolożka Jekaterina Szulman.
Powody Kremla były różne. Represje wobec Markowa miały podłoże w pogorszeniu stosunków Rosji i Azerbejdżanu. On sam utrzymywał bliskie stosunki z tamtejszymi politykami. Z kolei Aliochina i Montian oskarżono o sprzeniewierzenie pieniędzy zebranych dla rosyjskiej armii.
Walka frakcji
Jekaterina Szulman wyjaśniła, że w Rosji wytworzyły się dwa obozy - lojalistów i militarystów. Ci pierwsi to przede wszystkim związani z Kremlem propagandyści. Drudzy natomiast nie są powiązani z władzą. To prowojenni, ultranacjonalistyczni blogerzy, znani ze zbierania pieniędzy na wyposażenie dla wojska.
Militaryści niejednokrotnie krytykowali sposób prowadzenia wojny i właśnie to sprowokowało Kreml do reakcji. - Autokracje obawiają się mobilizacji obywatelskiej wszelkiego rodzaju. Jakikolwiek autentyczny ruch, w tym prowojenny, jest postrzegany jako obstrukcyjny i potencjalnie niebezpieczny - wskazała politolożka. Pierwsze symptomy można było zaobserwować już w zeszłym roku, kiedy aresztowano prawicowego komentatora Igora Girkina.
W grze ogromne pieniądze
Kolejnym powodem są pieniądze - a właściwie miliardy rubli, które są przeznaczane na wojnę. - W gruncie rzeczy, ich konflikt jest walką o fundusze - wyjaśnił rosyjski badacz ruchu prowojennego Iwan Filipow. Przytoczył tu m.in. historię kremlowskiego propagandysty Władimira Sołowiowa, który w praktyce jest twarzą lojalistów. To on ma w dużej mierze stać za walką z prowojennymi blogerami. Jako źródło jego działań Filipow wskazuje fakt, że często niezwiązani z władzą blogerzy byli w stanie zebrać dla armii większe środki, niż jego zatwierdzona fundacja.
Szulman wnioskowała natomiast, że wkrótce nastąpią kolejne aresztowania. Przeciwnicy wojny zostali już uwięzieni, lub zmuszeni do opuszczenia Rosji. Wobec tego władza musi znaleźć nowych wrogów, ponieważ aparat represji "musi wypełnić swoje kwoty, a machina musi się napędzać".
- Pokrowsk w ogniu walk. Ukraińcy bronią centrum miasta
- Putin reaguje na test USA. Rosja szykuje broń atomową
- Nowa fala Koreańczyków w drodze do Rosji? A to nie wszystko
Źródło: PAP/egz