Zaskakujące zwyczaje na andrzejki. "Zgubne zabobony" w poszukiwaniu męża
Lanie przez dziurkę od klucza roztopionego wosku na wodę wydaje się banalne w porównaniu z kilkoma innymi sposobami na wróżenie w andrzejki. Jeden z tych zwyczajów już w dawnych wiekach wywoływał oburzenie.
2025-11-28, 20:44
Szlachcianki ołowiem, lud woskiem
Każdy wie, że andrzejki – wigilia św. Andrzeja, 29 na 30 listopada – to zgodnie z polską tradycją ludową czas wróżb. Te próby rozpoznania przyszłości były w naszym kręgu kulturowym, jak pisał etnograf Zygmunt Gloger, ukierunkowane przede wszystkim na kwestie zamążpójścia. Sprawy ożenku rozjaśniały, wciąż mocą wróżbiarskiej tajemnicy, katarzynki, zapomniana dziś "męska wersja andrzejek", zarezerwowana dla kawalerów. Dla panien tradycja wyznaczała właśnie andrzejki – czas, w którym przeróżnymi sposobami, za pomocą różnych kluczy, można było otworzyć, a przynajmniej uchylić, drzwi do matrymonialnej przyszłości.
Klucz, już w sensie jak najbardziej dosłownym, to podstawowy i najbardziej znany artefakt andrzejkowego wieczoru. Mogła go zastąpić i obrączka, ale cel był jeden – przez otwory w tych przedmiotach (ich wykorzystanie miało "wzmocnić" magiczną moc wróżby) należało lać roztopiony wosk na wodę. Zakrzepnięty woskowy kształt – a najlepiej jego cień jako kolejny stopień "magiczności" – poddawany był następnie interpretacjom. I tak znajdowało się odpowiedź na pytanie, czy "dziewczyna spotka na drodze swego życia rycerza, to jest męża, czy krzyż, tj. klasztor, czy trumnę, tj. grób, czy gałązkę ruty kwiatek lub wianek, to jest dalsze panieństwo". (Z. Gloger)
Była też wersja tej wróżby z ołowiem, choć – jak już pisano ponad sto lat temu – sposób ten był popularny w domach szlachcianek i mieszczek. W grę wchodziły kwestie nie metafizyczne, a finansowe: tylko zamożniejsi mogli sobie pozwolić na używanie do wróżb ołowiu.
Andrzejki i wróżby: wylewanie stopionego ołowiu na zimną wodę przez ucho od klucza, Fot. Wikimedia/domena publiczna "To mi dopiero igraszki"
Ale co z tymi zaskakującymi – nietypowymi, dziwnymi – zwyczajami na andrzejki? Jak czytamy w "Zielniku świętowań polskich" Anny Zadrożyńskiej i Krzysztofa Brauna, już w 1616 roku pewien pastor z Węgier poznał na Kaszubach, w wigilię św. Andrzeja, coś, co zmusiło go do napisania słów oburzenia: "Niewiasty (...) oddają się zgubnym zabobonom".
O co poszło? Według duchownego miejscowe dziewczyny wierzyły, że we śnie andrzejkowej nocy objawi im się przyszły mąż. To oczywiście jeszcze nic, wszak sen był od czasów starożytnych, łącznie z tradycją biblijną, przestrzenią, w której moce nadprzyrodzone pozwalały sobie na komunikację ze światem żywych. Chodziło o przygotowanie do tego snu.
Nie dość, notował pastor, że niektóre panny głodzą się przed potencjalnie wieszczym snem, to, o zgrozo, nagie do łóżek się kładą. Na domiar złego ("to mi dopiero igraszki z szatanem", komentował Węgier) obnażone i wygłodzone modlą się przed snem żarliwie do, oczywiście, św. Andrzeja, by ten sprowadził wizję przyszłego męża.
Reakcje po słonym śledziu
Przenieśmy się z Kaszub na Wileńszczyznę, bo tu – zgodnie z informacjami "Zielnika świętowań polskich" – sen matrymonialny obwarowany był jeszcze ostrzejszymi rygorami. Największym wyzwaniem była dieta: należało na dobranoc spożyć spory kawałek śledzia. Można przyjąć założenie, że wróżbiarska procedura zakazywała popijania słonego śledziowego smaku wodą. Bo to właśnie sen miał przynieść obraz kawalera, który dzierży w dłoni kubek z wodą i, wciąż w warunkach sennych, podaje ów kubek śniącej dziewczynie. Byłby to niewątpliwy znak od losu, że w realnym świecie kandydat na męża jest już na horyzoncie.
We wróżbach sennych związanych z andrzejkami może frapować jeszcze inny szczegół. W rezerwuarze sposobów na sen wieszczy i skuteczny znajdował się bowiem fortel z mostkiem. Otóż dziewczyna powinna postawić obok swojego łóżka miskę z wodą, a na krawędziach miski ułożyć konstrukcję z patyczków na kształt mostka.
Wierzono, że dzięki tej symbolicznej przeprawie pojawi się we śnie wymarzony kandydat do zamążpójścia. Żeby zaś sprawa była jeszcze bardziej tajemnicza – według niektórych badaczy za tym zwyczajem mogły stać pradawne wierzenia związane z duchami zmarłych.
Zwierzę prawdę ci powie
Do zbioru zaskakujących zwyczajów andrzejkowych można zaliczyć i te, które zakładały aktywny udział zwierząt. Ale zastrzec tu trzeba, że dla uważnego obserwatora wróżbiarskich tradycji ludzkości zaskoczenie to nie powinno być za duże – już starożytni Rzymianie znali metody wróżenia opierające się na interpretowaniu zachowań choćby drobiu.
A to skromny drób był właśnie w andrzejkach narzędziem potężnego losu. Odmian takich wróżb było kilka. Tradycja nakazywała na przykład podać takiej nieświadomej ciężaru swojego zadania kurze posiłek złożony z ziaren i wody. I teraz wszystko zależało od tego, czy ptak rzuci się w pierwszej kolejności na ziarno (dobra wróżba, małżonek gospodarny będzie), czy na wodę (wróżba niepomyślna, zapowiadającą problemy przyszłego męża z uzależnieniem od trunków).
Podobna wróżba funkcjonowała również z kogutem (panny ustawiały się w kręgu, sypały przed sobą ziarna i cała zabawa polegała na tym, od której kandydatki na zamążpójście kogut zacznie jeść na początek). Co więcej – tradycyjne scenariusze dopuszczały tu i inne gatunki. Czasami jedynie należało zwierzę odpowiednio przygotować do roli wyroczni.
"Na Kujawach rozpowszechnioną jest wróżba z gąsiorem", pisał Zygmunt Gloger. "Stawają tam dziewczęta w koło wziąwszy się za ręce i do środka puszczają gąsiora z zawiązanymi oczyma. Do której ten gąsior najprzód się zbliży, ta najpierw pójdzie za mąż. W takimże celu w różnych okolicach przywołują i psa, z tą różnicą, że każda z dziewcząt kładzie swój kęs chleba okraszonego tłuszczem lub kość z nogi wołowej, a z porządku kolejnego, w jakim pies pochwyta te przysmaki, wróżą kolejne zamążpójście".
Julius Scholtz, "Wróżba miłosna", 1859 r. Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie/domena publiczna Tradycja dla odważnych
Kategoria "zaskoczenia" czy "dziwności" w odniesieniu do gestów kulturowych – nie tylko z kultury ludowej wziętych – nie powinna mieć rzecz jasna aspektu wartościującego (a już na pewno nie dezawuującego). Można ją traktować jako przyczynek do wskazywania tych spraw, które – zważywszy na zmiany cywilizacyjne – wydają się nam dziś trudne w realizacji, odmienne, fascynujące, intrygujące. Albo nawet niebezpieczne.
Bo w skarbcu tradycji związanych z andrzejkami znaleźć można i takie, których praktykowanie wiązało się z jakąś dozą ryzyka. Jedną z odmian popularnego wróżenia imion przyszłego męża była bowiem ta, która zakładała wyławianie z wrzątku (gołymi rękami) klusek. Nie chodziło jednak o spożycie wydobytego potrawy – w jej ciastowym wnętrzu czekały ukryte kartki z, właśnie, imieniem kandydata do zamążpójścia.
Z innego rodzaju ryzykiem związany był kolejny zwyczaj poznawania imienia przyszłego męża. Dziewczyna, podpowiadała tradycja, powinna wieczorową porą odnaleźć jakiegoś nieznajomego i samotnego mężczyznę, by sprawdzić, jak ma na imię. W ten sposób los miałby objawić imię przyszłego męża nieustraszonej pytającej.
W porównaniu z powyższymi zabiegami zwyczaj spoglądania głęboko do studni, tak by w zwierciadle wody ujrzeć twarz wyczekiwanego męża, wydaje się chyba najbardziej bezpieczny. Ale należało to robić już rano, w dniu św. Andrzeja. Zatem wtedy, kiedy – zgodnie z obietnicami andrzejek – istniała duża szansa, że wyroki losu zostały choć trochę odtajnione.
Źródło: Polskie Radio/jp
Anna Zadrożyńska, Krzysztof Braun, "Zielnik świętowań polskich", Warszawie 2003; Andrzej Chwalba, "Obyczaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współczesnych", Warszawa 2006; Zygmunt Gloger, "Rok polski w życiu, tradycyi i pieśni", Warszawa 1900; Edward Fischer, "Etnografja słowiańska. Zeszyt trzeci. Polacy", Lwów-Warszawa 1934; Barbara Ogrodowska, "Święta polskie. Tradycja i obyczaj", Warszawa 1996.