Ukraina traci nadzieję?

Paweł Reszka, dziennikarz, postanowił zobaczyć, jak wygląda Ukraina z dala od kijowskiego Majdanu i znanych traktów. Jego podróż samochodem zajęła kilka tygodni, na liczniku auta ma 4 tys. kilometrów, a w pamięci niezliczoną ilość ciekawych historii i sporo spostrzeżeń. – Dostrzegłem zmianę. Ukraińcy pogodzili się z utratą terytorium – mówił w magazynie Reszka Świata.

2015-03-20, 21:45

Ukraina traci nadzieję?
Ukraiński ochotnik, sympatyk nacjonalistycznego Prawego Sektora, na swoim posterunku w wiosce Tonekoe w Donbasie. Foto: EPA/OLEG PETRASYUK

Posłuchaj

20.03.2015 Paweł Reszka: „Ukraińcy zmieniają zdanie. Już nie są przekonani, że Ukraina musi być niepodzielna”.
+
Dodaj do playlisty

– Pomyślałem sobie, że dziennikarze odwiedzają kraj punktowo. Zaliczają kolejne miejsca, gdzie akurat jest punkt zapalny, a Ukraina jako taka im gdzieś znika – opowiadał na antenie Polskiego Radia 24 Paweł Reszka, dziennikarz i gospodarz audycji „Reszka Świata” o przyczynach, które skłoniły go do odbycia wyprawy po ukraińskich drogach.

Wołyń-Łuck-Beresteczko-Charków-Donieck-Odessa-Drohobycz-Lwów, to ramowy plan podróży samochodem wokół Ukrainy. – Udało nam się pokonać tę trasę, ale łatwo nie było. Drogi momentami po prostu nie istnieją, szczególnie na południu kraju. Tam są dziury wielkie na pół człowieka. Szczególnie nie polecam jazdy po ciemku, bo to może się skończyć utratą koła. Bywało, że robiłem 300 km w dziesięć godzin – ostrzegał dziennikarz.

Jazda przez Ukrainę utwierdza go w przekonaniu, że państwo zaprzepaściło swoją szansę na cywilizacyjny skok. – Dobrym przykładem jest Dnietropawłowsk, który z daleka wygląda jak Manhattan, wokół jeżdżą luksusowe auta, a jednocześnie nie ma tam dróg. Pokutuje mentalność ludzi nienauczonych dbać o własny kraj.

Jak przyznaje, widoczna za to jest zmiana w samych Ukraińcach, którzy jeszcze niedawno nie chcieli słyszeć o oddaniu Rosji kolejnych połaci ziemi. Dzisiaj – jak podkreśla dziennikarz – mieszkańcy uważają, że tereny zajęte bądź okupowane przez Rosjan to miejsca „toczone gangreną”, które jak każdą chorą część trzeba „amputować”.

REKLAMA

Każde z miejsc, które odwiedził Paweł Reszka pozwoliło mu rozprawić się z ukraińskimi mitami. – Na Wołyniu na przykład, po raz pierwszy przekonałem się, że nie wszyscy Ukraińcy chcą walczyć. Tam stało się dla mnie jasne, że nie wszyscy są na to gotowi i tego chcą. Tego na pewno chciałby Zachód, ale wojna rządzi się swoimi prawami i łączy wszystko to, co najlepsze: honor, braterstwo, z tym, co najgorsze. Tamtejszy burmistrz opowiadał mi, że miał do rozdania 70 wezwań do wojska. Udało mu się tylko z pięcioma.

Polskie Radio 24/dm

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej