Eksperci: Polacy czekają na wyższą kwotę wolną. Obniży to przychody z PIT, ale da szansę na wzrost podatków od obrotu
60 tys. zł kwoty wolnej od PIT to jedna z kluczowym obietnic wyborczych obecnie rządzących i społeczeństwo będzie wywierało presję na jej realizację. Opóźnianie wynika raczej ze względu na potrzeby budżetu, z którego trzeba zrealizować wiele innych obietnic i tak cechuje go wysokie zadłużenie. Być może kolejno wybory skłonią rząd do bardziej zdecydowanych kroków w tej kwestii, żeby wyborcy pamiętali o tym przy urnach. Warto też pamiętać, że więcej pieniędzy w kieszeniach podatników to ich większe wydatki, a więc obroty firm i wpływy do budżetu z podatków pośrednich - mówili goście audycji Rządy Pieniądza: Mariusz Adamiak, dyrektor Biura Strategii Rynkowych PKO BP i Piotr Palutkiewicz, wiceprezes Warsaw Enterprise Instuitiute.
2024-01-29, 12:43
Na początek ekonomiści omawiali zapewnienie, jakie padło z ust ministra finansów Andrzeja Domańskiego, że wprowadzenie kwoty wolnej 60 tys. zł rocznie pozostaje aktualną obietnicą rządzących. Jako przyczynę opóźnień w jej realizacji wskazał konieczność dostosowania systemów IT do tego rozwiązania, przygotowanie całego systemu.
W opinii Piotra Palutkiewicza rzeczywistą przyczyną opóźniania wejścia w życie 60-tysiącznej kwoty wolnej od podatku w skali roku są jednak potrzeby budżetu państwa, a także cykl wyborczy, w którym cały czas się znajdujemy. Ocenił, że im bliżej eurowyborów byłaby mowa o tym korzystnym dla podatników rozwiązaniu, tym bardziej pamiętaliby oni o tym przy urnach.
Budżet w tym roku będzie napięty
- Rządowi ciężko będzie pozbyć się dodatkowych dochodów budżetowych z tytułu PIT, choć każdy z nas zapewne wspiera to rozwiązanie, bo jest to żywy pieniądz, który zostanie w naszych kieszeniach. Dlatego też możemy wybierać tu pewnego rodzaju presję skoro jest to jedna z koronnych obietnic obecnego rządu. Z drugiej jednak strony minister finansów musi poradzić sobie z tym problemem, a budżet w tym roku będzie napięty. Jest wiele obietnic, także poprzedników, które trzeba zrealizować. Możliwe więc, że minister finansów gra na czas - mówił Piotr Palutkiewicz.
W jego opinii wprowadzenie 60-tysiącznej kwoty wolnej realnie możliwe jest formalnie także w połowie roku, bo jest to rozwiązanie na korzyść podatników. Tak stało się w wypadku Polskiego Ładu. Bardziej jednak w jego ocenie należy spodziewać się zmiany około połowy roku, choćby ze względu na kampanię wyborczą.
Mariusz Adamiak też zwrócił uwagę, że dwukrotne podwyższenie kwoty wolnej to bardzo duże koszty dla budżetu państwa. Wyliczono je na ok. 40-50 mld zł.
REKLAMA
- Już przy obecnym deficycie pojawia się groźba wobec Polski uruchomienia procedury nadmiernego deficytu, ale nawet pomijając tę kwestię, są to już wysokie poziomy długo, w okolicach 5 proc. PKB, więc przede wszystkich chodzi o pieniądze, choć nie wykluczam, że są też jakieś elementy techniczne - oceniał Mariusz Adamiak.
Zasady progresji podatkowej
Ekspert zauważył, że pojawiłaby się też kwestia rekompensat dla samorządów, ale przede wszystkim mówił o konieczności zastanowienia się generalnie nad przebudową systemu podatkowego i czy to nie podatki pośrednie przede wszystkim powinny stanowić dochód budżetu, szczególnie, że już obecnie wynoszą ok. 51 proc. tych przychodów.
Mówił o konieczności zastanowienia się nad zasadami progresji podatkowej oraz o tym, że efektem poboru podatków zawsze jest "redystrybucja dochodów od tych, którzy zarabiają więcej do tych, którzy zarabiają mniej, bo dochody budżetu tak czy inaczej trzeba będzie zrekompensować czy to z deficytu czy właśnie z jakiegoś podatku".
Zgodził się z tym Piotr Palutkiewicz wskazując np. na możliwość uszczelnienia CIT, na podatek od gier hazardowych, na który w ostatnich latach nie zwracano uwagi, a przede wszystkim na przesunięcie obciążeń z dochodów na obrót. To również - jak podkreślił - miałoby istotne znaczenie dla samorządów, które dziś w znacznej mierze utrzymują się z podatku dochodowego od osób fizycznych.
REKLAMA
Znaczne spłaszczenie wynagrodzeń
Goście audycji odnieśli się też do badania CBM Indicator, z którego wynika, że 81 proc. firm da w tym roku podwyżki swoim pracownikom. 74 proc. uważa, że na podwyżki wpłynie wzrost płacy minimalnej. 22 proc. uważa, że podwyżka ta nie wpłynie na zwiększeni presji pracowników na wzrost wynagrodzeń, 4 proc. nie ma zdania, a pozostali widzą korelacją między tymi kwestiami.
Najbardziej presję pracowników na podwyżki dostrzegają małe firmy (76 proc. badanych), średnie w 71 proc., a duże w 68 proc. Zdecydowana większość przedsiębiorców zdaje sobie sprawę, że będzie musiała dwukrotnie podwyższać w tym roku płacę minimalną. Deklaruje tak 94 proc. menadżerów dużych firm, 89 proc. średnich i 84 proc. małych.
Generalnie podwyżka płac jest wskazywana przez przedsiębiorców jako najbardziej niepokojący czynników wzrostu kosztów działalności.
Piotr Palutkiewicz zauważył, że coraz więcej osób zarabia minimalne wynagrodzenie. Z jednej strony dobrze, że ono rośnie, bo ludzie mają więcej w kieszeni i mogą więcej wydawać, ale z drugiej z około pół miliona do 3,5 mln wzrosła liczba osób, które właśnie płacę minimalną zarabiają. To dowodzi znacznego spłaszczenia wynagrodzeń i prostą drogą prowadzi do zmniejszenia starań ze strony tych, którzy mają wyższe kwalifikacje, a zarabiają niewiele więcej od nowych pracowników, którym trzeba zapłacić pensję minimalną.
Proceder płacenia "pod stołem"
Mariusz Adamiak stwierdził, że w ostatnich latach płaca minimalna wzrosła znacznie osiągając poziom ok. 53 proc. średniego wynagrodzenia i choć nie dobiega to od standardów europejskich, to jak na nasze warunki może być to trochę za dużo, głównie dla małych firm.
REKLAMA
- Trzeba też zwrócić uwagę, że w mniejszych przedsiębiorstwach częściowo płaciło się "pod stołem", ale teraz przy wzroście płacy minimalnej paradoksalnie występuje to w coraz mniejszym zakresie - powiedział Mariusz Adamiak.
Tu Piotr Palutkiewicz zauważył, że cały czas mamy jednak do czynienia z procederem płacenia "pod stołem" tym, których pracodawca chce wynagrodzić lepiej, ale nie chce zwiększać jeszcze bardziej swoich kosztów. Już przy płacy minimalnej musi bowiem w praktyce dysponować budżetem ok 5.200 zł na jednego pracownika.
Posłuchaj
PR24.pl, Anna Grabowska, DoS
REKLAMA
REKLAMA