Cezary Gmyz: afera podsłuchowa pokazała, że mieliśmy państwo ze słomy

- Koncepcja, że za aferą podsłuchową stali Rosjanie, była oparta na dwóch bardzo wątłych przesłankach. Służby za czasów Donalda Tuska nie ustaliły nic, co byłoby logiczne - powiedział w Polskim Radiu 24 Cezary Gmyz, publicysta TVP.

2019-06-24, 16:13

Cezary Gmyz: afera podsłuchowa pokazała, że mieliśmy państwo ze słomy
Cezary Gmyz. Foto: PR24/TB

Posłuchaj

24.06.2019 Cezary Gmyz: afera podsłuchowa pokazała, że mieliśmy państwo ze słomy
+
Dodaj do playlisty

Dokładnie pięć lat temu, 18 czerwca 2014 r., funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dwukrotnie weszli do redakcji tygodnika "Wprost". Żądali wydania nośników z nagraniami rozmów, m.in. ówczesnego prezesa Narodowego Banku Polski Marka Belki i ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, zarejestrowanych w restauracjach Sowa i Przyjaciele oraz Amber Room. Jak ocenił wtedy Sylwester Latkowski, redaktor naczelny tygodnika, "nikt nigdy tak po prostu nie wchodził do redakcji".

- To był moment, który pokazał w pełnej krasie złowrogie oblicze rządu PO. ABW działała na zlecenie niezależnej podobno wówczas prokuratury. Cała Polska przecierała oczy ze zdumienia po tym, co zobaczyliśmy, a Donald Tusk po tej akcji gęsto tłumaczył się przed Moniką Olejnik. To wydarzenie zdecydowanie odbiło się za małym echem na świecie, bo rząd PO był chroniony przez międzynarodowe media. Reporterzy bez Granic to organizacja lobbingowa mająca na celu promowanie liberalnej wizji świata - powiedział Cezary Gmyz.

Gość PR24 przyznał, że "koncepcja, że za aferą podsłuchową stali Rosjanie, była oparta na dwóch bardzo wątłych przesłankach. Służby za czasów Donalda Tuska nie ustaliły nic, co byłoby logiczne. Jaki interes mieliby Rosjanie w tym, by pozbywać się rządu, który był im de facto przyjazny, a Donald Tusk robił z Rosją tzw. reset".

- Jestem przekonany, że to nie jest do końca prawdą, iż Marek Falenta był zleceniodawcą nagrań. Trafił na istniejący już proceder. Pojawiały się domniemania, że kelnerzy mogli wcześniej chodzić na pasku jako tzw. agentura policyjna. W budynku, w którym mieściła się restauracja Sowa i przyjaciele, wcześniej funkcjonowała jedna z ulubionych knajp gangu mokotowskiego. Afera podsłuchowa pokazała, że mieliśmy państwo ze słomy, które nie ma ochrony kontrwywiadowczej. Kelnerzy używali w miarę prymitywnego sprzętu, jakim są dyktafony - stwierdził Gmyz.

REKLAMA

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

Audycję prowadził Antoni Trzmiel.

Polskie Radio 24/dn

------------------------------------

REKLAMA

Data emisji: 24.06.2019

Godzina emisji: 15.35

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej