Eksperci o inflacji: nie grozi nam wzrost cen
Założony w Polsce cel inflacyjny jest utrzymywany i pokazuje, że mimo przekazania przez rząd istotnych kwot na wsparcie dla przedsiębiorstw i pracowników nie przełożyło się to na istotny wzrost cen towarów. Łatwiej podnosić je w usługach i tak się ostatnio dzieje – mówili goście Rządów Pieniądza: Adam Ruciński (firma BTFG) i Przemysław Ruchlicki (Krajowa Izba Gospodarcza).
2020-11-02, 13:12
Według danych GUS, inflacja za październik 2020 r. wyniosła 3,2 proc. rok do roku, a 0,1 proc. w stosunku do września. Założony cel inflacyjny to 2,5 proc. plus, minus 1 proc.
Powiązany Artykuł
Spadek inflacji w październiku. GUS opublikował nowe dane
Ekonomiści – ceny nie powinny wzrosnąć
Ekonomiści przewidują, że jeśli nie dojdzie do nieprzewidzianych, gwałtownych wydarzeń w gospodarce, to do końca roku nie należy już spodziewać się istotnego wzrostu inflacji.
- Nie spodziewałbym się większych zmian inflacji w ciągu najbliższych kilku miesięcy, bo koszyk dóbr, który służy do badania inflacji, nie ulegnie zmianie, a to, co akurat się w nim znajduje, jest względnie stabilne cenowo – ocenił Przemysław Ruchlicki.
Posłuchaj
REKLAMA
Dodał, że należy spodziewać się jeszcze niewielkiego spadku cen paliw.
Czy pandemia nie powinna zmienić podejścia do inflacji?
W jego opinii, problemem jest natomiast to, czy w dobie pandemii koszyk dóbr, na podstawie którego wylicza się inflację, jest właściwy. Zupełnie inne są bowiem potrzeby konsumenckie.
- Wyznaczony cel inflacyjny tj. 2,5 proc. z odchyleniem od 1,5 proc. do 3,5 proc. Cały czas zatem poruszamy się w granicach, które wyznaczyliśmy sobie w zupełnie innych warunkach makroekonomicznych i uznaliśmy wtedy za bezpieczne, stabilne. Nie modyfikowaliśmy ich pod wpływem pandemii. Z drugiej strony obawy o inflację biorą się stąd, że w gospodarkę wpompowano bardzo dużą ilość pieniądza i niektórzy ekonomiści podkreślają, że w nieunikniony sposób spowoduje to inflację – analizował Adam Ruciński.
Powiązany Artykuł
Ekspert banku PKO BP: przez najbliższe dwa lata trudno spodziewać się zmiany stóp procentowych
Ratowanie gospodarki niesie groźbę inflacji
Zgodził się, że w tym aspekcie inflacja jest ubocznym skutkiem ratowania gospodarki, ale zaznaczył, że w ekonomii nie mamy idealnych rozwiązań, za to zawsze mamy do czynienia z tymi optymalnymi.
REKLAMA
- W polską gospodarkę bezdyskusyjnie wpompowano bardzo dużą ilość pieniądza, co jedni nazywają pomocą, inni zadłużaniem. Ale jakby tego nie nazwać, te pieniądze się pojawiły i biorąc to pod uwagę, wskaźnik inflacji jest bardzo niski – stwierdził Adam Ruciński.
Ograniczenia związane z pandemią też mają swój wpływ na wzrost cen
Goście Rządów Pieniądza analizowali także wpływ na polską gospodarkę dodatkowych obostrzeń wprowadzanych przez rząd i sytuacji w gospodarkach naszych partnerów handlowych i wprowadzane tam mniejsze lub większe lockdowny.
Powiązany Artykuł
We wrześniu inflacja wyniosła 3,2 proc. Więcej płacimy za żywność, mniej za paliwa
- Nie wydaje mi się, żeby częściowe czy całkowite zamknięcie gospodarki bezpośrednio wpłynęło na inflację. I tak już nie latamy, więc wypada nam to z koszyka, o wiele mniej jeździmy, więc udział paliw w koszyku też jest mniejszy, żywność nie podrożeje, bo branża logistyczna już wiosną okazała, że jest w stanie dostarczać produkty do sklepów nawet w warunkach zamkniętej gospodarki - mówi ekspert.
Trzeba jednak pamiętać o kursach walut - osłabienie złotego może oznaczać wzrost cen importowanych towarów
I dodaje, że to, co jest istotnym czynnikiem ryzyka, to kursy walut. - W ostatnich kilku dniach obserwujemy znaczne osłabienie złotówki, co będzie się przekładało na ceny zakupu surowców do produkcji. I w tym zakresie bałbym się wpływu zamykania gospodarki – mówił Przemysław Ruchlicki.
REKLAMA
Z drugiej strony wskazał, że skoro za granicą będzie lockdown, to przedsiębiorstwa nie będą w stanie sprzedawać swoich wyrobów, więc być może te zakupy surowców nie będą tak potrzebne, a więc i tak inflacjogenne.
W opinii Adama Rucińskiego na poziom inflacji wpływ z pewnością będą miały usługi.
Może nas jednak czekać wzrost cen usług
- To, co widzieliśmy latem, kiedy ceny usług w niektórych miejscowościach turystycznych wzrosły astronomicznie, to fakt, ale trzeba też pamiętać, że nie wszędzie tak było. Trzeba zauważyć, że w ostatnim czasie gospodarka uległa przemodelowaniu. Mamy coraz większy udział usług, a tu przerzucenie dodatkowego kosztu na konsumenta jest proste. Przy produkcji mamy do czynienia z kontraktami, z jednej strony na dostawy surowca, z drugiej na odbiór produktów. I tu proces transmisji kosztów jest o wiele dłuższy, panuje większa bezwładność. W usługach można to zrobić od razu – wyjaśniał Adam Ruciński.
Anna Grabowska, jk
REKLAMA
REKLAMA