Wspólna europejska armia z militarnym prymatem Niemiec. Rosnące ambicje UE zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski

Wspólna europejska armia z prymatem militarnym Niemiec finansowana przez wszystkie państwa UE. Takie są zamierzenia związane z powstaniem unijnego superpaństwa. Problemem jest to, że Berlin i Paryż, zmuszając inne państwa do tego projektu, nie mają ani wydajnych linii produkcyjnych np. czołgów, ani nie spełniają wymogu NATO rocznych wydatków na armię na poziomie 2 procent PKB. Dla krajów wschodniej flanki zastąpienie NATO i USA "europejską armią" to zachęta dla Moskwy do agresji.

2023-11-30, 15:02

Wspólna europejska armia z militarnym prymatem Niemiec. Rosnące ambicje UE zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski
Europejska armia może zagrozić interesom obronnym Polski.Foto: Shutterstock/ Bumble Dee

Idea wspólnej armii europejskiej została po raz pierwszy przedyskutowana w 1950 roku przez "Wewnętrzną Szóstkę", w celu ochrony Europy przed zagrożeniem ze strony Związku Radzieckiego bez narodowego dozbrajania Niemiec pięć lat po II wojnie światowej.

Traktat o Europejskiej Wspólnocie Obronnej został podpisany w 1952 r., ale oparcie się na NATO w czasie zimnej wojny oznaczało wstrzymanie rozwoju europejskiej armii.

Pomysł znowu zyskał popularność po ataku na World Trade Center w 2001 roku, a następnie podczas misji pokojowych na Bałkanach Zachodnich.

W traktacie z Lizbony z 2007 r. określono jedynie ramy wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony, wraz z Europejską Służbą Działań Zewnętrznych (2011 r.) i jądrem europejskich sił zbrojnych, "europejskimi grupami bojowymi", które jednak nigdy nie interweniowałyby za granicą.

REKLAMA


Newralgiczne punkty na wschodniej flance NATO. Źródło: PAP Newralgiczne punkty na wschodniej flance NATO. Źródło: PAP



Raczej na nie 

Rozbieżne stanowiska 27 państw członkowskich UE stanowią wyzwanie dla stworzenia porozumienia politycznego między rządami, w szczególności w odniesieniu do stosunków z NATO i przede wszystkim ze Stanami Zjednoczonymi. Istnieją trzy ścieżki, którymi podążają państwa członkowskie. Ścieżki te są podzielone według pożądanego stopnia autonomii.

1. Pierwsze miejsce zajmuje Francja, która od początku kierowała się defensywnym duchem prezydenta Emmanuela Macrona, który jednak nie opowiadał się za zerwaniem więzi z NATO, ale raczej za wzmocnieniem aparatu europejskiego.

2. Na drugim miejscu są Berlin i Rzym aspirujące do dowodzenia siłami zbrojnymi UE i wzywające do kompromisów. Niemiecka prośba dotyczy zrzeczenia się przez Francję miejsca stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, co w świetle planu wspólnej armii europejskiej dałoby Niemcom nieproporcjonalną władzę polityczną w zakresie rozmieszczania wojsk na całym świecie.

REKLAMA

3. Najmniej przychylne ustanowieniu wspólnej armii są kraje Europy Środkowo-Wschodniej (w tym Polska), które opierają swoje bezpieczeństwo na ochronie zapewnianej przez Stany Zjednoczone. Te państwa jednocześnie stawiają największy opór przekazaniu Niemcom kontroli nad potencjalną europejską armią. Powody są oczywiste…


Od czego zależy bezpieczeństwo kraju? Źródło: PAP Od czego zależy bezpieczeństwo kraju? Źródło: PAP

Niemiecki generał zarządzałby polską armią?

Do tematu armii odniósł się w Programie 1 Polskiego Radia wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz, który podkreślił, że na proponowane przez europarlamentarzystów zmiany "nie możemy się zgodzić", a kwestie armii i obronności są po stronie państw członkowskich.

- Jako PiS wskazujemy na szereg kwestii, na które nie możemy się zgodzić. Chociażby w obszarze bezpieczeństwa. Kwestie obronności to domena poszczególnych państw członkowskich. Nie może być tak, że Bruksela będzie decydowała o kształcie poszczególnych armii - zaznaczył.

Wiceminister Wojciech Skurkiewicz podkreślił, że wspólna europejska armia oznaczałaby robienie "wszystkiego pod dyktando Paryża czy Berlina". Z punktu widzenia wiceszefa MON, często cele Warszawy i Paryża są tak rozbieżne, że jest to niemożliwe. - Dzisiaj robienie czegokolwiek pod dyktando Paryża lub Niemiec jest niepożądane i niewłaściwe. Tym bardziej że interesy Francji są rozbieżne z interesami Polski - dodał.

REKLAMA

Wiceszef MON zdradził w "Sygnałach dnia" w PR1, że Paryż naciskał na Polskę ws. interwencji wojskowej w Afryce. - Francja namawiała Polskę do interwencji w Afryce. My się sprzeciwialiśmy. Nasze interesy są najważniejsze w Europie, tam, gdzie są nasi najważniejsi sojusznicy - przekazał. Dodając jednocześnie, że "Polska nigdy nie była krajem kolonialnym" i nie ma w Afryce takich interesów jak Francja.

Wojciech Skurkiewicz pytany o pomysł wspólnej europejskiej armii zastanawiał się, kto miałby być jej liderem. - Kto miałby nią zarządzać? Niemcy? Którzy nie mają leopardów, aby przekazać Ukrainie, choć są ich producentem? - podsumował.

Nakłady na wspólną armię

Trudne do pogodzenia strategiczne interesy obronne krajów UE to nie koniec. Pozostaje kwestia finansowania wspólnej armii. Kwestia zdecydowanie zaniedbana w ostatnich latach przez większość krajów Europy Zachodniej.

REKLAMA

Spośród państw NATO tylko kilka spełnia kryterium inwestowania przynajmniej 2 proc. PKB w zbrojenia. Są to kraje wojujące (jak USA) lub narażone na bezpośrednie ryzyko wojny (jak Polska, Litwa, Estonia i Łotwa).

Wydatki na obronność w krajach NATO. Źródło: PAP Wydatki na obronność w krajach NATO. Źródło: PAP

"Unia Obrony jest jedyną możliwą odpowiedzią na kryzys bezpieczeństwa" - to słowa przewodniczącego Komitetu Wojskowego UE Claudio Graziano, który podkreśla jednak, że ewidentne problemy z utrzymaniem, zaopatrzeniem i szkoleniem będą wymagały nie tylko wyższych wydatków, ale przede wszystkim lepszej jakości wydatków w UE.

Według niego głównym rezultatem tych starań będzie rozwój nowej europejskiej potęgi wyposażonej w elementy strategiczne dotyczące struktur dowodzenia i kontroli, transportu, obserwacji i rozpoznania, dronów oraz elektronicznych systemów cyberbezpieczeństwa i obrony przeciwrakietowej.

Z tego założenia wynika, że głównym celem tej interwencji byłoby wyjście poza europejskie grupy bojowe i stworzenie swego rodzaju armii działającej w rejonach kryzysowych oraz mobilizowanej w sposób elastyczny i interoperacyjny.

REKLAMA

Produkcja czołgów w Europie to małe manufaktury

Hasło "europejska armia" brzmi nieźle, ale fakty są takie, że Francja tylko modernizuje swoje czołgi Leclerc, bo wygasiła linie produkcyjne tego pojazdu parę lat temu z powodu "dywidendy pokoju". Tak samo jest we Włoszech, po wyprodukowaniu kilkuset czołgów Ariete.

Paryż i Berlin chcą wspólnie produkować czołgi do zastąpienia Leclerc i Leopard 2, ale według wypowiedzi niemieckiego ministra obrony trafią do ich arsenałów około roku... 2035-2038.

Warto przypomnieć, że oba kraje najpierw proponowały Warszawie udział w projektowaniu nowego czołgu, a potem po zmianie władzy w Polsce w roku 2015, same zdecydowały, żeby nie włączyć do programu naszej zbrojeniówki.


Abrams M1A2. Oprac. PAP Abrams M1A2. Oprac. PAP

Dlatego oburzenie, że kupujemy czołgi poza Europą,  jest nieuczciwe. Tym bardziej, że K2 Black Panther w nowej wersji dla Polski, oznaczonej jako K2PL, będą produkowane na licencji w Poznaniu, w zakładach im Hipolita Cegielskiego, którą są częścią Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

REKLAMA

Warto też przypomnieć, że przed wybuchem wojny na Ukrainie, Polska miała więcej czołgów (ponad 1000-1100 sztuk) niż Niemcy i Francja razem wzięte. Ta dysproporcja utrzymała się nawet po przekazaniu przez Polskę około 340 czołgów na Ukrainę.

A po dostarczeniu czołgów Abrams i K2 Black Panther dla polskiego wojska, ta dysproporcja w posiadaniu nowych czołgów, jeszcze bardziej się powiększy. Można zatem postawić pytanie kto kogo ma bronić przed rosyjskim zagrożeniem?.    

Niemiecki przemysł produkcji czołgów to dziś manufaktura, wykorzystująca wyprodukowane dekady temu czołgi Leopard 2, które ich podwykonawcy mają zmodernizować do celów wewnętrznych i eksportowych. To nie jest seryjna produkcja, liczona w setkach egzemplarzy rocznie, tylko na poziomie 1 do 2 pojazdów miesięcznie.

Nikt nie wie ile Leopardów jest u podwykonawców. Mówi się o nawet 200 egzemplarzach, ale aby zrealizować zamówienie np. dla Węgier, niemiecki przemysł dopiero ma zbudować ich montownię nad Balatonem. Odbiorcy Leopardów będą czekać wiele lat, a może nawet dekadę dłużej niż ci którzy kupili czołgi w USA lub w Korei Południowej. 

REKLAMA

Eksperci wojskowi Norwegii lepiej od Leoparda2A8 oceniali K2 Black Panther, ale politycy w Oslo podjęli inną decyzję, a w konsekwencji norweska armia dostanie je dopiero po 10 latach.

Analitycy czeskiej armii także preferowali K2, ale ulegli presji Berlina i zamówili Leopard2A8, a dziś tego żałują bo będą długo czekać na zamówione pojazdy. Tymczasem Seul potrafi dostarczać nowe K2 Black Panther wprost z linii produkcyjnych, w ciągu jednego roku. 

Podobnie źle wygląda produkcja czołgów w Wielkiej Brytanii, gdzie linia produkcji czołgów Challenger2 została zlikwidowana. Tymczasem Moskwa rocznie będzie produkować od 100 do nawet 300 czołgów i to w ciągu maksimum roku lub dwóch.

Dla porównania Amerykanie już teraz produkują rocznie 300 czołgów Abrams, z czego ponad 120 na eksport. W Korei Południowej produkowane są seryjnie czołgi K2 Black Panther dla jej armii i na eksport. 

REKLAMA

To dlatego Polska kupiła czołgi w obu tych krajach, po przekazaniu około 340 czołgów na Ukrainę. W Europie nie ma takich mocy produkcyjnych, a my przekazaliśmy na Wschód aż 40 procent naszego potencjału wojsk pancernych.


. .

Unijny przemysł zbrojeniowy do tej pory nie potrafi zbudować myśliwców V generacji takich jak amerykańskie myśliwce F-35 i F-22.

Zachęty Berlina do stworzenia jednolitego unijnego systemu przeciwlotniczego z polskiej perspektywy nie mają sensu. Ponieważ taki system oparty o rakiety izraelskie, powstanie jak uważa wielu analityków, najwcześniej za 15 lat.

Na podstawie kontraktu z roku 2017 i kolejnych, kupujemy w USA najlepszy na świecie system przeciwlotniczy Patriot (dysponuje także pociskiem PAC3 do zwalczania rakiet balistycznych) z tą samą klasą rakiet i systemu dowodzenia, co w US Army.

REKLAMA

Pierwsza bateria tych rakiet już broni Warszawy, kolejne zostaną przekazane w czerwcu 2024 roku i w kolejnych latach. Polska jest drugim po USA użytkownikiem tej najbardziej zaawansowanej wersji tego systemu przeciwlotniczego. Patriot w starszych wersjach jest używany m.in. w Niemczech, Szwecji, Niderlandach, Japonii, Grecji, Tajwanie oraz w Korei Południowej. 

Europa jest do tego stopnia zależna od pomocy ze strony USA, że Francja i Wielka Brytania, interweniując w Libii, już po dwóch tygodniach walki nie miały bomb lotniczych i prosiły o pomoc USA. Zabrakło im także powietrznych tankowców, bez których operacje lotnicze zakończyłyby się fiaskiem. Także w tym drugim przypadku pomogli Amerykanie. Warto też przypomnieć o roli NATO i USA w militarnym powstrzymaniem Belgradu przed podbojami kolejnych krajów byłej Jugosławii. 

Takich przykładów unijnej nieudolności militarnej można pokazać bez liku, zwłaszcza w Afryce. Kraje wschodniej flanki NATO doskonale wiedzą, że tylko obecność 11 tysięcy żołnierzy US Army w Polsce skutecznie powstrzymuje dziś Moskwę od ataku na zachód. Nieprzypadkowo amerykańscy generałowie apelują, aby powstał CPK, bo ma zawierać także bazę wojskową.

Doświadczenia z ostatnich lat pokazały, że gdy Amerykanie przerzucali z bazy lotniczej Ramstein i portów niemieckich swoje jednostki na ćwiczenia w Polsce, trafiali na biurokratyczne przeszkody ze strony niemieckich landów. Aż strach pomyśleć, co byłoby z realnym wsparciem na wypadek wojny. 

REKLAMA

Pospieszny zakup F-35 przez Berlin

Warto też przypomnieć, co się działo w Berlinie, gdy Warszawa zaczęła podnosić kwestię potrzeby przeniesienia do Polski atomowych bomb B-61 z natowskich baz w Niemczech.

To tylko była reakcja Polski, gdy niemieccy politycy, zwłaszcza z SPD, głośno postulowali za ich wrzuceniem z Niemiec. 

Ale po jakimś czasie Berlin, zaniepokojony wizją pojawienia się broni atomowej NATO nad Wisłą, błyskawicznie podjął decyzję o zakupie F-35, ponieważ niemieckie samoloty Tornado do przenoszenia tych bomb będą wycofywane. A nie chciano się zgodzić na dostosowanie myśliwców Eurofighter Typhoon do ich przenoszenia, bo musiano by wtedy ujawnić USA ich szczegóły techniczne. 

Nie jest tajemnicą, że polscy piloci F-16 od lat ćwiczą we włoskim Aviano loty z przenoszeniem bomb atomowych (ich atrap). W NATO F-16 i F-35 są standardowym typem myśliwców do przenoszenia taktycznej broni atomowej, w programie Nuclear Sharing.

REKLAMA

Aby do niego należeć trzeba mieć dostosowane do tego myśliwce oraz pilotów. Kraje NATO w których są magazyny bomb B-61 są od dekad włączone do tego programu. 

A skoro natowskie, czyli de facto amerykańskie bomby B-61 są w Niemczech, Holandii, we Włoszech, Belgii, a do niedawna w Turcji ( choć nie jest pewne czy je stamtąd wycofano). To coraz trudniej wytłumaczyć dlaczego nie mogły być na zagrożonej przez Rosję wschodniej flance NATO, w ramach programu Nuclear Sharing. Tym bardziej że Moskwa stale chwali się przeniesieniem taktycznej broni atomowej do Królewca oraz na Białoruś.      

Polskie wydatki na obronność. Źródło: PAP Polskie wydatki na obronność. Źródło: PAP

Prawdziwy dylemat w tej dyskusji związany jest z ideą Europy "obrony wielu prędkości", w której kraje będące prekursorami podążają za pozostałymi, które mogą wstrzymać się od głosu. Niebezpieczeństwem tej drogi może być możliwy i ostatecznie trwały rozłam polityczny w Unii Europejskiej, który niesie ze sobą zamęt i wrogość.

Działania Komisji Europejskiej

Chociaż nie ma armii UE, a obrona pozostaje wyłącznie w gestii państw członkowskich, w ciągu ostatnich kilku lat UE podjęła znaczące kroki w celu zacieśnienia współpracy w dziedzinie obronności.

REKLAMA

Według danych opublikowanych w 2022 r. przez Eurobarometr, zdecydowana większość obywateli UE (81%) opowiada się za wspólną polityką obrony i bezpieczeństwa, przy czym co najmniej dwie trzecie popiera ją w każdym kraju. Około 93% zgadza się, że kraje powinny działać wspólnie w celu obrony terytorium UE, a 85% uważa, że współpraca w zakresie obrony powinna zostać zacieśniona na szczeblu UE.

W ostatnich latach UE zaczęła wdrażać ambitne inicjatywy mające na celu zapewnienie większych zasobów, stymulowanie wydajności, ułatwianie współpracy i wspieranie rozwoju zdolności:

  • Stała współpraca strukturalna (PESCO) została uruchomiona w grudniu 2017 roku. Obecnie działa ona w oparciu o 47 wspólnych projektów z wiążącymi zobowiązaniami, w tym europejskie dowództwo medyczne, system nadzoru morskiego, wzajemną pomoc w zakresie cyberbezpieczeństwa i zespołów szybkiego reagowania oraz wspólną unijną szkołę wywiadu.
  • Europejski Fundusz Obronny (EDF) został uruchomiony w czerwcu 2017 roku. Było to pierwsze wykorzystanie budżetu UE do współfinansowania współpracy w dziedzinie obronności. 29 kwietnia 2021 r. posłowie do PE zgodzili się na finansowanie tego sztandarowego instrumentu z budżetem w wysokości 7,9 mld euro w ramach długoterminowego budżetu UE (2021-2027).
  • UE zacieśniła współpracę z NATO w zakresie projektów w siedmiu obszarach, w tym cyberbezpieczeństwa, wspólnych ćwiczeń i walki z terroryzmem.
  • Plan ułatwienia mobilności wojskowej w UE i poza nią, aby umożliwić personelowi wojskowemu i sprzętowi szybsze działanie w odpowiedzi na kryzysy.

UE wzmacnia wspólną strategię obronną

Wojna Rosji z Ukrainą podkreśliła potrzebę wzmocnienia strategii obronnej UE i przyspieszenia produkcji broni.

13 lipca 2023 r. Parlament zagłosował za finansowaniem w wysokości 500 mln euro, aby pomóc przemysłowi UE w zwiększeniu produkcji amunicji i pocisków, aby zwiększyć dostawy na Ukrainę i pomóc krajom UE w uzupełnieniu zapasów (tzw. ustawa o wsparciu produkcji amunicji - ASAP).

W dniu 12 września 2023 r. posłowie poparli ustawę o wzmocnieniu europejskiego przemysłu obronnego poprzez wspólne zamówienia (Edirpa), aby wesprzeć kraje UE we wspólnych zakupach produktów obronnych, takich jak systemy uzbrojenia, amunicja i sprzęt medyczny, w celu wypełnienia najpilniejszych i najbardziej krytycznych luk. Celem ustawy jest wzmocnienie europejskiej bazy przemysłowej i technologicznej w dziedzinie obronności oraz wspieranie współpracy w zakresie zamówień obronnych.

REKLAMA

Jest on następstwem porozumienia zawartego w czerwcu 2023 r. przez Parlament i Radę. Nowe narzędzie będzie dysponować budżetem w wysokości 300 mln euro do 31 grudnia 2025 roku. Wspólne zakupy będą musiały obejmować co najmniej trzy kraje UE. Będzie on również otwarty dla Norwegii, Liechtensteinu i Islandii.

Czytaj także:

PolskieRadio24.pl/ IAR/ PAP/ Europeangeneration/ KE/ mib


Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej