Obama ma problem: nie ma uprawnień do zawierania umów handlowych. Kłopot z TTIP
2015-06-13, 13:09
Głosami Demokratów i Republikanów Izba Reprezentantów odrzuciła w piątek ustawę, która była częścią pakietu legislacyjnego mającego dać prezydentowi uprawnienia do zawarcia umów o wolnym handlu. Barack Obama zaapelował do kongresmenów o ponowne głosowanie.
To poważny cios dla prezydenta Obamy, dla którego negocjacje handlowe to jeden z priorytetów drugiego mandatu.
Uprawnienia potrzebne Obamie do zawarcia umów z Azją i Europą
Do ostatniej chwili Obama próbował przekonać kongresmenów do poparcia ustaw, które na pięć lat odnawiały jego uprawnienia do negocjowania umów handlowych. Są one mu potrzebne zwłaszcza do sfinalizowania toczonych od 2010 roku przez administrację USA negocjacji ws. umowy handlowej z 11 krajami Azji i Pacyfiku (tzw. TPP), które praktycznie są na ukończeniu. Ale w dalszej kolejności te uprawnienia będą Obamie potrzebne także do zakończenia znacznie mniej zaawansowanych negocjacji z Unią Europejską ws. transatlantyckiej umowy inwestycyjno-handlowej (tzw. TTIP).
Jeszcze w piątek, na kilka godzin przed głosowaniem, Obama osobiście złożył niezaplanowaną wcześniej wizytę Demokratom w Kongresie. Ale nie przekonał ich, gdyż większość z nich podziela obawy związków zawodowych, że liberalizacja handlu z Azją będzie zagrożeniem dla krajowej produkcji i miejsc pracy w USA.
Stosunkiem głosów 302 do 126 kongresmeni odrzucili pierwszą ze składających się na handlowy pakiet ustaw (Trade Adjustment Assistance - TAA), która przewidywała wsparcie sektorów, które mogłyby stracić na liberalizacji handlu. Choć drugą z ustaw, dotyczącą tzw. szybkiej ścieżki (fast track) aprobaty umów handlowych przez Kongres, kongresmeni poparli nieznaczną większością (219 za, 211 przeciw), to w praktyce jednak cały pakiet, przyjęty wcześniej przez Senat, uznaje się za odrzucony.
Na razie nie wiadomo, czy i kiedy Kongres podejmie inną próbę głosowania ws. pakietu handlowego.
REKLAMA
Obamie pozostały apele
W wydanym w piątek wieczorem oświadczeniu Obama zaapelował do kongresmenów, by uczynili to "bez zwłoki", przekonując, że umowy handlowe będą w interesie zarówno amerykańskich pracowników jak i biznesu. "Wzywam Izbę Reprezentantów, by przejęła TAA tak szybko, jak to możliwe, tak, bym mógł podpisać obie ustawy i wesprzeć naszych pracowników i przedsiębiorców, w tym co robią najlepiej: innowacji, tworzeniu i sprzedawaniu na całym świecie towarów wyprodukowanych w Ameryce" - oświadczył prezydent.
Zgodnie z tzw. szybką ścieżką po zakończeniu przez administrację USA negocjacji handlowych, Kongres mógłby w głosowaniu zaaprobować lub odrzucić umowę, ale nie mógłby już wnosić do niej poprawek. Bez takich gwarancji administracja ma znacznie mniejsze pole manewru w negocjacjach; ocenia się wręcz, że ich zakończenie będzie bardzo trudne, bo partnerzy USA nie będą chcieli iść na ustępstwa, obawiając się, że Kongres i tak zmieni później to, co zostało ustalono z rządem USA.
"Musimy zwolnić +szybką ścieżkę+ by wynegocjować lepsze porozumienie dla Amerykanów" - powiedziała w piątek liderka Demokratów w Izbie Reprezentantów Nancy Pelosi, nagrodzona burzą oklasków partyjnych kolegów.
Paradoksalnie Obama mógł w sprawie negocjacji handlowych liczyć bardziej na opozycję, gdyż Republikanie są tradycyjnie partią bardziej prorynkową i przychylną umowom o wolnym handlu. W przekonywanie Republikanów, którzy mają większość w Kongresie, zaangażował się przewodniczący Izby John Boehner. Ale wystarczająco wielu z nich było niechętnych przyznaniu Obamie dodatkowych uprawnień.
Wynik głosowania z wielkim zadowoleniem przyjęli przedstawiciele związków zawodowych, którzy od miesięcy lobbowali w Kongresie przeciwko liberalizacji handlu. Swą krytykę koncentrowali na bardziej zaawansowanej umowie o Partnerstwie Transpacyficznym, która obejmuje, poza USA, 11 krajów Azji i Pacyfiku - Australię, Brunei, Kanadę, Chile, Japonię, Malezję, Meksyk, Nową Zelandię, Peru, Singapur i Wietnam - ale bez Chin. Swym zasięgiem objęłaby 40 proc. światowego handlu.
Związki zawodowe oraz wspierający ich Demokraci straszyli negatywnymi konsekwencji tej umowy dla amerykańskich pracowników, gdyż - jak przekonywali - będzie promować nierówne standardy pracownicze i zachęci firmy do przeniesienia produkcji, a tym samym miejsc pracy do Azji. Wskazywali, że wskutek liberalizacji handlu, a zwłaszcza umowy NAFTA z Meksykiem i Kanadą, amerykański sektor przemysłowy stracił 5 mln miejsc pracy od 1994 roku.
Obama argumentował, że umowy handlowe "pomogą zdobyć nowe rynki dla produktów +Made in USA+" i obiecywał, że podpisze tylko takie porozumienie, które pomoże zwykłym Amerykanom. Jednocześnie podkreślał, że nowe umowy są konieczne, by to USA, a nie Chiny wyznaczały standardy handlu i zasady globalnej gospodarki. Być może z powodu tajności rozmów prowadzonych z partnerami oraz by nie podważać amerykańskich interesów w negocjacjach, administracja USA nie potrafiła przedstawić opinii publicznej wielu konkretnych korzyści TPP dla Stanów Zjednoczonych.
PAP, jk
REKLAMA