Czołgi, haubice i myśliwce z Korei Południowej. Czy Seul stał się strategicznym partnerem dla MON?
W piątek 26 sierpnia 2022 roku nastąpiło podpisanie umowy producenckiej ze stroną koreańską na dostawę czołgów K2 za 3,37 mld dolarów oraz armatohaubic K9 Thunder za 2,4 mld dolarów. Oba typy pojazdów będą produkowane w kraju, tylko pierwsze partie czołgów (180 pojazdów) i haubic K9 (212 sztuk), trafią do Polski wprost od producentów. Kolejne czołgi w nowszej wersji K2PL dla MON, będą wytwarzane w zakładach PGZ, podobnie będzie z haubicami K9. Produkcja haubic Krab w Stalowej Woli będzie kontynuowana.
2022-08-26, 19:00
Dlaczego Polska kupuje czołgi K2? Bo żaden inny dostawca uzbrojenia nie jest w stanie ich dostarczyć w tak krótkim czasie. A my pilnie potrzebujemy dozbrojenia armii, bo przekazaliśmy na Ukrainę 240 czołgów typu T-72 i nieznaną liczbę PT-91 Twardy.
Seul nie tylko oferuje sprzęt zgodny ze standardami NATO, ale także deklaruje przeniesienie do Polski produkcji czołgów K2 i haubic K9 wraz z dostępem do najnowszej technologii. W Hucie Stalowa Wola od lat produkowane są licencyjne podwozia do słynnych, polskich haubic Krab, które są te same, co te używane w K9 Thunder. A PGZ już deklaruje, że będzie produkował K9 i Kraby, niejako równolegle, dzięki rozbudowie linii produkcyjnych przy pomocy firm z Korei Południowej. Do końca roku nastąpi przejęcie przez Polską Grupę Zbrojeniową poznańskich zakładów im. H. Cegielskiego, właśnie z myślą o produkcji czołgu K2PL.
Dlaczego nie z Europy?
Czemu MON nie wybrał dostawcy uzbrojenia z UE? Bo żaden kraj w Europie nie oferuje dużych serii czołgów, bo są one produkowane w zbyt małej liczbie egzemplarzy, co dotyczy: Włoch, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec. Warto w tym miejscu przypomnieć, że niemieckie firmy produkujące Leoparda, mają dziś ogromne problemy z realizacją chociażby kontraktu dla Węgier na Leopardy2A7. Bo mają zbyt mało wydajne linie montażowe, bo korzystając z "dywidendy pokoju" po roku 1989 doprowadziły do tego, że produkcja "Leo" była ograniczona do minimum.
Według niektórych danych w magazynach niemieckich producentów jest nawet kilkaset sztuk Leopardów 2, które kiedyś były wyprodukowane, a dziś są wykorzystywane jako magazyny części zamiennych lub kadłuby do modernizacji do wyższego standardu Leopard 2: A5, A6, A7. Polska "zbrojeniówka" w podobny sposób unowocześnia swoje, Leopardy2A4 do nowoczesnego standardu Leopard2PL.
REKLAMA
Bundeswehra dość lekkomyślnie sprzedawała swoje nadwyżki czołgów m.in. do Polski, Finlandii i Szwecji, a dziś ma problem z odtworzeniem wartości bojowych swoich jednostek. To dlatego Berlin był w stanie zaoferować w 2023 roku Warszawie zaledwie 20 sztuk Leopardów w starej wersji A4, jako rekompensatę za około 300 czołgów z rodziny T-72, które Polska podarowała Ukrainie.
Nowe modele europejskich czołgów
Dopiero na lata 30. XXI wieku Berlin i Paryż planują dopracowanie nowego programu czołgu przez konsorcjum francusko-niemieckie. Już teraz oba kraje pokazują na targach broni swoiste hybrydy: podwozie jest z czołgu Leopard, a wieża z francuskiego czołgu Leclerc. Ale nikt nie wie kiedy zostaną dokończone te różne i często konkurujące ze sobą projekty.
Warto pamiętać, że Paryż i Berlina najpierw zapraszały polską "zbrojeniówkę" do współpracy przy produkcji nowej generacji czołgów, a potem arbitralnie same wyłączyły Warszawę z tego programu. Dlatego Niemcy są niezadowoleni z współpracy militarnej na linii Warszawa-Seul, bo w ich ocenie Polska może stać się miejscem startu do dalszej ekspansji Południowej Korei na europejskich rynkach zbrojeniowych.
REKLAMA
Berlin jest niezadowolony choćby z tego powodu, że Hyundai Rotem, producent czołgów K2 Black Panther zadeklarował budowę w naszym kraju fabryki do ich budowy, aby zwiększyć moce produkcyjne Huty Stalowa Wola. Produkcja w Polsce sprzętu wojskowego z Korei Południowej, który jest kompatybilny ze standardami NATO, będzie oznaczała pozyskanie nowych technologii i kompetencji (know how) przez rodzime firmy z PGZ. Europejscy potentaci w produkcji czołgów nigdy nie zaoferowali Polsce poziomu kooperacji choćby zbliżonego do tego, co było oferowane przez Seul.
Dlaczego K2 "Black Panther"?
MON zamówił prawie 1000 egzemplarzy czołgów K2 w wersji Black Panther oraz jego polską wersję K2PL, która będzie od roku 2026 robiona w kraju. Musiał to zrobić po przekazaniu Ukrainie 240 czołgów T-72 i nie ujawnionej liczby PT-91 Twardy, który jest daleką modernizacją posowieckiego T-72.
Pierwsze egzemplarze K2 w wersji dla wojsk południowokoreańskich trafią do Polski w tym roku (w tej wersji będzie 180 sztuk, pozostałe 800 wyprodukowane w Polsce będą w wersji K2PL).
Nie jest tajemnicą, że od roku 2019 grupa ekspertów z MON rozmawiała z koncernem Hyundai-Rotem o kupnie nowych czołgów. Po pierwsze dlatego, że jeszcze wtedy Amerykanie nie oferowali nam swoich Abramsów, ani nowych ani używanych. A K2 miały zastąpić czołgi T-72 oraz starsze modele Leopardów2 w polskim wojsku. Ale MON od początku domagał się od Seulu przeniesienia do Polski produkcji K2 oraz dostępu do najnowszych technologii.
REKLAMA
K2 jest dziś jednym z najlepszych i najnowszych czołgów na świecie, został opracowany przy dużej pomocy firm amerykańskich. I nie przypadkowo nazywany jest "małym Abramsem". K2 powstał z wykorzystaniem standardów NATO i jest kompatybilny ze sprzętem wojskowym "made in USA".
A koncern Hyundai-Rotem najpierw wprowadził czołg do rodzimej armii, a dopiero potem szukał nabywców zagranicznych. W handlu bronią od lat obowiązuje zasada, że jeżeli kraj producent nie ma oferowanego sprzętu wojskowego we własnej armii, to trzeba podchodzić bardzo ostrożnie do takiej oferty.
Seul był otwarty na propozycje budowy czołgu K2 w Polsce, bo parę lat temu PGZ kupiła licencję na podwozie armato-haubicy K9 Thunder. Umożliwiło to dokończenie prób i podjęcie seryjnej produkcji armato-haubicy Krab, która ma wieżę i armatę na brytyjskiej licencji, a podwozie od K9.
Warto przypomnieć, że polskie podwozie Krabów nie spełniało wymogów MON, ponieważ ich kadłuby pękały podczas intensywnych prób strzelania. Dlatego kupno licencji na podwozie haubicy K9 Thunder od firmy Hanwha Defence, było jedynym, dostępnym od ręki rozwiązaniem.
REKLAMA
Z tego samego powodu licencyjna produkcja haubic K9 Thunder będzie łatwiejsza dla polskich firm niż w przypadku innego transferu technologii. Te doświadczenia pomogą też przy produkcji czołgu K2 w zakładach PGZ. Eksperci z Korei Południowej byli pod wrażeniem wielu oryginalnych rozwiązań wprowadzonych przez polskich inżynierów do licencyjnych kadłubów Krabów.
Polscy eksperci oczekiwali od Seulu, że "spolonizowana" wersja czołgu K2 dla Polski będzie miała wzmocnione opancerzenie, polskie karabiny maszynowe, krajowe radiostacje, rodzimą optoelektronikę (kamera termowizyjna, dalmierz laserowy, system ostrzegania o wiązce lasera od wrogiego czołgu), a sam pojazd będzie powiększony m.in. o dodatkową parę kół jezdnych i aktywny system obrony przed rakietami przeciwpancernymi. I te oczekiwania zostały spełnione, a wersje K2PL będą produkowane w kraju według wymagań MON.
Norwegia jest bardzo zainteresowana czołgiem K2 Black Panther i przeprowadziła z nim wiele prób poligonowych, dochodząc do podobnych wniosków jak Polacy (więcej kół nośnych, większy kadłub i lepsze opancerzenie, aktywna obrona przed rakietami do zwalczania czołgów). Na norweskich poligonach K2 skutecznie rywalizowały z niemieckimi Leopardami2, a w grudniu 2022 roku Oslo, poinformuje jaki typ czołgu ostatecznie kupi.
Dlaczego K9?
MON zamówił w Korei Południowej także 672 haubice K9 Thunder. Część z nich trafi do Polski wprost od producenta z Korei Południowej, ale większość powstanie w polskiej "zbrojeniówce".
REKLAMA
Ich ogromną zaletą jest automat ładowania pocisków, czego nie ma w polskich Krabach, a mają inne podobne pojazdy: np. rosyjska haubica Msta kal. 152 mm lub niemiecka Panzerhaubitze2000 kalibru 155 mm. Warto podkreślić, że K9 będą produkowane w kraju, równolegle z wytwarzaniem bardzo chwalonych na Ukrainie Krabów. Haubice K9 Thunder kupiła np. Finlandia i Estonia.
Polska wspierając Ukrainę pierwszą dostawą 18 Krabów pokazała, czym jest realna pomoc dla tego walczącego kraju. Kraby tak skutecznie gromią Rosjan, że Kijów zamówił u nas nowe armato-haubice (mówiło się o 56-60 sztukach, wartych 3 mld PLN i sfinansowanych za unijne pieniądze).
I wtedy pojawił się problem bo Niemcy nie chcieli, o czym poinformowali Seul, aby w ten sposób trafiły wojnę z Rosją niemieckie silniki diesla i przekładnie napędowe, zainstalowane w polskich Krabach, z nowego zamówienia dla Ukrainy.
Dlatego jak nieoficjalnie twierdzą, niektórzy eksperci spoza MON, polska strona wykazała się maksymalnym pragmatyzmem i postanowiła przekazać Ukrainie kolejne 8 nowych Krabów z już zamówionych pojazdów dla polskich jednostek wojskowych.
REKLAMA
Z powodu oporów Berlina, Seul postanowił jak najszybciej opracować dla haubicy K9 Thunder własne silniki i przeniesienie napędu, co potem ułatwi ich sprzedaż na nowe rynki, także polskiej "zbrojeniówce", bez wymaganej w handlu bronią zgody firm które udzieliły licencji na napęd.
Dlatego K2 i K9 produkowane w Polsce, bez udziału niemieckich firm, dadzą naszej "zbrojeniówce" swobodę w ich eksporcie, już po zrealizowaniu umów dla MON. Leży to także w interesie Seulu, który chciałby wykorzystać Polskę jako hub szkoleniowo-remontowy dla swojej broni sprzedawanej w Europie. Ale może też ułatwić dalszą ekspansję firm zbrojeniowych z Korei Południowej w NATO i UE.
Czy FA-50 zastąpi SU-22?
Wielu ekspertów wojskowych spoza MON krytykowało zakup 48 sztuk tego samolotu, uważając że trzeba było dokupić używane F-16 lub poczekać na większą liczbę dostępnych od producenta myśliwców F-35 (na razie Polska zamówiła 32 egzemplarze).
Tylko pozornie te argumenty są rozsądne, bo oferowane przez USA i inne kraje NATO stare wersje F-16 wymagają dużych nakładów na modernizację, a kolejka po F-35 stale się wydłuża, ostatnio o Niemcy (35 sztuk), Finlandię, Czechy i Szwajcarię.
REKLAMA
Tymczasem Polska nie może dłużej czekać: 32 sztuki samolotów myśliwsko-szturmowych Su-22 z lat 80. XX wieku to wręcz latające zabytki. Myśliwce MiG-29 prędzej czy później trafią na Ukrainę, bo nie ma sensu ich dalsza modernizacja, z powodu kosztów i braku części zamiennych. W ostatnich latach z powodu katastrof wycofano aż 4 egzemplarze MiG-29. Zostało tylko 30 sztuk myśliwców MiG-29 z biało-czerwonymi szachownicami.
Polskie lotnictwo wojskowe czekając na swoje 32 egzemplarze F-35 musi zachować nawyki lotnicze pilotów, zwłaszcza po nieuchronnym wycofaniu ze służby Su-22 i MiG-29. Do tego potrzeba określonej liczby wylatanych godzin (tzw. nalot), w czym pomoże FA-50. Koszt godziny lotu nowego, lekkiego odrzutowca jest pięć razy mniejszy niż w przypadku myśliwców F-16.
Warto przypomnieć, że wyszkolenie pilota F-16 kosztuje od 2,5 do nawet 5 mln USD, co zależy od jego zakresu oraz od tego czy szkolenie odbywa się w USA , czy też w kraju który kupił myśliwce.
Samoloty FA-50 nie tylko będą skuteczniej wspierać wojska lądowe niż Su-22 (Su-22 nie mają radarów, tylko laserowe dalmierze). FA-50 jako lekki myśliwiec, może operować ze zwykłych dróg i autostrad, odwrotnie niż 48 polskich F-16, które wymagają dobrze wyposażonych baz lotniczych (Łask koło Łodzi i Krzesiny pod Poznaniem).
REKLAMA
FA-50 jako samoloty szturmowe?
Wojna na Wschodzie pokazała, że obie strony najczęściej korzystają z samolotów szturmowych Su-25. Samoloty FA-50 nie tylko będą skuteczniej wspierać wojska lądowe niż Su-22 (nie mają radarów, tylko laserowe dalmierze). A samolot FA-50 w wersji dla Polski bije na głowę SU-25 możliwościami bojowymi: radar AESA, lata z prędkością naddźwiękową, ma laserowo sterowane bomby JDAM, doczepiane pod kadłub systemy celownicze (np. Sniper), lepsze od rosyjskich rakiety powietrze-powietrze np. AIM-9X, rakiety powietrze-ziemia (np. legendarne Maverick lub brytyjskie Brimstone).
Warto też pamiętać, że dokładnie wczoraj podczas podpisania przez ministra Mariusza Błaszczaka umowy na dostawy K2, K9 i FA-50 było jasno powiedziane, że w drugiej połowy 2023 roku wyląduje w Polsce 12 samolotów FA-50, wcześniejszych wersji. Kolejne 36 maszyn już w "spolonizowanej" wersji FA-50PL trafią do nas w latach 2025-2028.
Nowy myśliwiec KAI jest rozwinięciem modelu szkolno-bojowego T-50 Złoty Orzeł, który powstał przy wsparciu Lockheed Martin z USA, jako samolot do szkolenia pilotów F-16. Dlatego będzie kompatybilny z infrastrukturą lotniskową polskich F-16. Zbudowano go ściśle według wymogów armii amerykańskiej i jest kompatybilny ze standardowymi systemami elektronicznymi NATO (np. system wymiany informacji LINK16). Charakterystyka w locie FA-50 jest podobno zbliżona do F-16, co docenią polscy piloci, zwłaszcza ci z Su-22 i MiG-29.
Warto też pamiętać, że choć Polska pozyskała nowe samoloty szkolno treningowe M-346 Master od włoskiego koncernu Leonardo, które także można wykorzystywać do celów wsparcia piechoty, ale mają one gorsze osiągi niż FA-50, a jest ich zbyt mało, aby zastąpić ostatnie 32 samoloty SU-22 i 30 coraz starszych myśliwców MiG-29. Podstawowym celem M-346 Mastera jest zaawansowane szkolenie pilotów odrzutowców w Dęblinie, po wycofaniu leciwych TS-11 "Iskra". W 2022 roku w Polsce ma być dostarczone ostatnie z zamówionych 16 egzemplarzy M-346, nazwanych u nas Bielikiem.
REKLAMA
Koncern KAI zadeklarował, że skoro w Europie jest popyt na 200 lekkich myśliwców, takich jak FA-50 i jeżeli uda się sprzedać je do innych krajów, wtedy Polska stanie się centrum szkoleniowo-serwisowym FA-50.
Dla wschodniej flanki NATO zakup uzbrojenia w Korei Południowej stał się koniecznością, bo europejskie koncerny dopiero budzą się z postzimnowojennego letargu, a Rosja może odrobić straty w swoim wyposażeniu spowodowane wojną na Ukrainie dopiero po roku 2030. Do czego czasu polska armia będzie poważnie powiększona i zmodernizowana. Co zwiększy bezpieczeństwo Polski i całej wschodniej flanki NATO.
A tym którzy krytykują rząd za zakupy MON warto przypomnieć powiedzenie Napoleona, że kto oszczędza w wydatkach na własną armię, będzie ponosił większe koszty utrzymywania obcych wojsk.
PR24/SW
REKLAMA
REKLAMA