Niemcy znacząco odczuły skutki kryzysu energetycznego. Przed inwazją Rosji na Ukrainę w lutym, kraj ten kupował od Rosji 55 procent gazu. W tej chwili nie importuje z Moskwy żadnego gazu.
Po tym jak eksplozja unieruchomiła gazociąg Nord Stream 1, a Nord Stream 2 nigdy nie zostanie uruchomiony, Niemcy muszą zacząć kupować więcej gazu od innych, droższych dostawców. Gaz jest nadal głównym źródłem zasilania, pokrywającym około 27 procent zapotrzebowania kraju na energię i tym samym jest głównym czynnikiem decydującym o ostatecznej cenie energii elektrycznej. Ma to z pewnością bezprecedensowy wpływ na koszty ponoszone przez sektor przemysłowy, który wytwarza 23,4 procent niemieckiego PKB.
Scholz w szoku
Ogłoszenie niemieckiego pakietu energetycznego było niewątpliwie podyktowane nie tylko względami ekonomicznymi, ale także polityką wewnętrzną.
W sytuacji, gdy 62 procent Niemców jest niezadowolonych z działań Scholza, musiał on zwiększyć swoją siłę polityczną, wspierając za wszelką cenę niemieckie gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa, nawet kosztem ignorowania konsekwencji, jakie może to mieć na poziomie UE.
Skutki ogłoszenia pakietu energetycznego uwidoczniły napięcie między wewnętrzną dynamiką polityczną Niemiec a odpowiedzialnością, jaką ponoszą jako "faktyczny" przywódca UE, ale także ideologiczny podział UE na Północ i Południe w kwestii sposobów radzenia sobie z kryzysami gospodarczymi. Podczas gdy Południe dąży do większej integracji gospodarczej i solidarności, Północ nie chce płacić za to, co postrzega jako gospodarczą niegospodarność Południa.
Wzrost cen gazu w UE. Źródło: PAP
W trosce o sprawiedliwość
W ciągu 12 miesięcy do września Berlin przeznaczył ponad 100 miliardów euro na wsparcie rodzin i firm zmagających się z rosnącymi rachunkami za gaz i prąd oraz dodatkowe 85 miliardów euro na wsparcie firm energetycznych.
- To może zniszczyć jednolity rynek - powiedział jeden z unijnych dyplomatów. - Naprawdę ryzykujemy wyścig o dotacje, w którym największe narody UE będą działać przeciwko sobie.
Następuje to po dwuletnim okresie pomocy państwa, w którym Komisja Europejska w rekordowym tempie zatwierdza wiele dotacji, aby podtrzymać gospodarkę europejską w czasie pandemii. Rządy otrzymały zgodę na wydanie 3,2 biliona euro na walkę ze skutkami Covid.
Inne rządy przyglądają się planom Niemiec. Istnieje realna możliwość rozpoczęcia wyścigu o dotacje. Kłótnia o pomoc publiczną pojawia się, gdy europejscy urzędnicy wracają do odwiecznego punktu spornego, jakim jest sposób, w jaki Europa radzi sobie z zadłużeniem.
Nowa gotowość Niemiec do zaciągnięcia długu w celu rozwiązania kryzysu energetycznego pojawia się po latach pouczania innych narodów o konieczności oszczędzania. Samodzielne podejście Berlina jest również następstwem długiej debaty na temat zabezpieczenia ogólnounijnego instrumentu "Recovery and Resilience Facility" o wartości 800 mld euro, który ma pomóc słabszym częściom Europy.
Zapasy gazu ziemnego w UE. Źródło: PAP
Teraz może być dobry czas, aby Niemcy przestały czuć się nieswojo ze swoją wiodącą rolą w UE i uznały, że mają wystarczającą siłę polityczną i gospodarczą, aby przewodzić w tworzeniu wspólnej polityki wobec kryzysu energetycznego.
Brak porozumienia w UE spowodowałby wzrost cen gazu, co nie tylko pogorszyłoby spodziewaną recesję, ale także dałoby Putinowi jeszcze większe dochody z energii, które mogłyby sfinansować jego wojnę na Ukrainie. Innymi słowy, byłaby to wielka europejska porażka polityczna i gospodarcza, na którą nie stać nawet Niemiec.
Czytaj także:
PolskieRadio24.pl/ IAR/ Politico/ Al Jazeera/ Deutsche Welle/ mib