Wojciech Kot z Delphia Yachts: polskie produkty kupowane są przez najbardziej otwarte narody
Delphia Yachts, producent i największy eksporter jachtów i łodzi motorowych w Polsce, to firma założona 25 lat temu przez dwóch braci Kot: starszego Wojciecha i młodszego Piotra.
2015-06-07, 17:41
Posłuchaj
Jednak dzisiaj ważną rolę w firmie odgrywa też młodsze pokolenie, które związało swój zawodowy los z rodzinnym biznesem, rozwijającym się na światowych rynkach.
Gośćmi audycji „Ludzie Gospodarki” był Wojciech Kot i jego bratanica: Ewa Kot.
Niedaleko od domu
Stocznia, w której od początku odbywa się produkcja mieści się w Olecku.
– Urodziliśmy się na Mazurach, na Warmii wychowaliśmy i daleko nie odeszliśmy od rodzinnego domu. W Olecku zastały nas złote czasy po wolnych wyborach – mówi. Rodzina w latach 50. XX w. sprowadziła się z Olsztyna do Mrągowa.
REKLAMA
– Wychowałem się na wyspie, w której była grobla i moim podwórkiem była częściowo ziemia, a częściowo woda – wspomina.
Bracia z wykształcenia są inżynierami: Piotr inżynierem budownictwa, a Wojciech inżynierem - rolnikiem.
Nie tylko przemysłowiec, ale i żeglarz
Właściciele Delphia Yachts oprócz zarządzania firmą i budowania jej międzynarodowej pozycji nie zaniedbują też swojej pasji, jaką jest żeglowanie. Mogą więc śmiało podpisać się pod hasłem, które znajduje się na internetowej stronie firmy: „Jesteśmy projektantami, wykonawcami, żeglarzami i właśnie to mamy na myśli, kiedy mówimy, że nasze jachty są prawdziwe”.
– Żegluję, i to jak na warunki przemysłowca – dużo. W tym roku spędziłem na wodzie 90 dni – mówi Wojciech Kot.
REKLAMA
W zeszłym roku mniej, bo w sumie około trzech miesięcy.
Natomiast przed wyjazdem i po powrocie, Wojciech Kot przyznaje, że pracuje znacznie więcej niż 8 godzin.
Czy sukces można zaplanować?
– Bardzo wiele firm zakładanych 25 lat temu, w czasach ekspansji i wolności gospodarczej, która była wtedy dużo większa niż dzisiaj, nie myślało o tym, gdzie dojdzie. My też nie wiedzieliśmy – mówi gość audycji „Ludzie Gospodarki”. I zaraz dodaje: – Ale od początku byliśmy nastawieni na eksport.
Firma produkuje trzy typy jachtów: jachty motorowe, jachty spacerowe-motorowe (barki) oraz jachty żaglowe. Te ostanie produkowane są obecnie pod własną marką – Delphia, ale także pod innymi nazwami dla zamawiających je kontrahentów.
REKLAMA
W tej chwili w stoczni w Olecku zatrudnionych jest 600 osób. Jednak firma daje prace zdecydowanie większej grupie, a to dlatego, że na jej potrzeby powstało w samym mieście oraz w bliższej i dalszej okolicy wiele przedsiębiorstw, które współpracują z Delphią.
– Wytwórnie elementów ze stali kwasoodpornej są w Olecku, tapicernie, firmy transportowe, hurtownie są oleckie – wylicza przemysłowiec.
Przeprowadzki do Olecka
Najistotniejszą grupą pracowników są inżynierowie i konstruktorzy.
– Cześć prac konstrukcji, designu zlecamy na zewnątrz, ale przełożeniem tego na produkcję zajmują się nasi ludzie. To olecczanie, ale są też tacy, którzy dochodzą do wniosku, że warto się wyprowadzić z Gdańska lub Wrocławia i przyjechać do nas – mówi Wojciech Kot.
REKLAMA
Firma współpracuje z Politechniką Gdańską. W zeszłym roku praktykowało tu 30 studentów, w tym roku będzie podobna liczba praktykantów.
Ton nadaje pięć firm
W 2013 r. polski eksport jachtów, łodzi motorowych i wioślarskich oraz kajaków osiągnął wartość blisko 236 mln euro, co oznacza 10,6 proc. wzrost w porównaniu do minionego roku.
– W tym roku, jako firma, notujemy prawie 20 proc. tempo wzrostu –zaznacza Wojciech Kot.
Ton nadaje w Polsce pięć firm: oprócz stoczni z Olecka są stocznie z Wybrzeża, z Ostródy, z Augustowa, które w sumie posiadają połowę polskiego rynku.
REKLAMA
Resztę zajmuje około stu mniejszych producentów oraz zakłady szkutnicze.
Niech kupują Polacy
Co roku dominująca liczba jachtów z Delphia Yachts trafia na eksport.
– Najgorszy rok mieliśmy, gdy 98 proc. sprzedaży to był eksport, a najlepszy, gdy 80 proc. – bo ja chciałbym, by Polacy też kupowali nasze jachty – mówi Wojciech Kot.
Kto kupuje polskie jachty
Najdroższe jachty kosztują ponad milion złotych.
REKLAMA
– Trafiamy do ludzi, którzy znają się na żeglarstwie, którzy chcą mieć jednostki nietuzinkowe, o dobrych walorach – zaznacza Wojciech Kot.
W jego opinii polskie produkty kupowane są przez najbardziej otwarte narody
– U nas kupują przede wszystkim Holendrzy, Szwedzi, Norwegowie, kupują też Niemcy, Szwajcarzy i Rosjanie, Amerykanie czy Australijczycy, jeśli mają fantazję. Kupują ludzie z branży, którzy dobrze znają się na żeglarstwie, prezesi korporacji produkujących silniki z przemysłu wodnego – wylicza Wojciech Kot.
I dodaje: – Mamy kłopot ze sprzedażą w Wielkiej Brytanii.
REKLAMA
Dziesięć lat temu Hiszpania była dobrym rynkiem, ale po krachu już nie jest, Włosi również kupowali masowo, ale po ostatnich regulacjach i zaostrzeniach finansowych. przestali.
– Ale powstają nowe rynki, takie, których byśmy się nie spodziewali. Do czasu konfliktu była to Ukraina, teraz Japonia jest takim krajem, który zaczyna systematycznie u nas kupować, pojawiła się też Kanada – dopowiada Wojciech Kot.
Firma posiada rozbudowaną sieć dilerską na całym świecie, uczestniczy też we wszystkich najważniejszych wydarzeniach europejskich i globalnych targach i wystawach.
– Targi są dla nas bardzo ważne, bo możemy spotkać się z bezpośrednio z klientami, a jednocześnie poznajemy międzynarodowe rynki, uczestniczymy w nich wspólnie z naszymi dilerami – mówi Ewa Kot.
REKLAMA
W Polsce najważniejsze są targi „Wiatr i woda”, które odbywają się dwa razy do roku: w Warszawie i w Gdyni. – Najistotniejsze jest poznawanie oczekiwań klientów – mówi Ewa Kot.
Za pogorszenie obyczajów odpowiadają producenci
Masowość uprawiania żeglarstwa sprawiła, że obowiązujące wcześniej obyczaje na wodzie, podupadają.
– Nie widzę na Mazurach osób, które się pozdrawiają – mówi Wojciech Kot.
I podaje przyczynę:
REKLAMA
– To producenci są winni temu, bo to my wymyśliliśmy jachty, które są zdecydowanie bezpieczniejsze.
Szerokie zastosowanie elektroniki, bezpiecznych map, włączanie w system nawigacji urządzeń mobilnych, sprawia, że żeglowanie stało się zdecydowanie prostsze. I niepotrzebne są już stopnie żeglarskie.
Młodsze pokolenie włączone w biznes
Delphia Yachts jest firmą rodzinną, w której pracuje też młodsze pokolenie – dzieci właścicieli.
Ewa Kot, absolwentka angielskojęzycznych studiów magisterskich Akademii Leona Koźmińskiego, w której to uczelni wiedzę biznesową zdobywa wielu przedstawicieli młodszego pokolenia polskich przedsiębiorców, odpowiada za komunikację w Delphia Yachts, organizację eventów, udział w targach i publiczne wydarzenia związane z życiem firmy. Mówi, że „od zawsze” wiedziała, iż jej życie zawodowe związane będzie z firmą. – Już jako dziecko wybierałam się z tatą do pracy i oglądałam proces produkcji –wspomina.
REKLAMA
Obowiązująca zasada: nie przeciążać ludzi
Warto podpatrywać zasady, które obowiązują na jachtach i rejsach zarządzanych przez szefa firmy z Olecka.
– Trzeba przydzielić wszystkim odpowiednie funkcje, zgodnie z ich zdolnościami i starać się dostosować rejs do tego, czym się dysponuje: jaki mamy jacht, jaką mamy załogę. I nie przeciążać ludzi. Mam taką zasadę, że na jachcie 10-osowym nigdy nie żeglujemy w 10 osób – mówi Wojciech Kot.
Zwraca też uwagę na rolę kapitana, który podczas rejsu może nawet odebrać komuś z załogi wolność osobistą.
Najważniejsza nagroda
W 2014 roku firma otrzymała prestiżową Nagrodę Gospodarczą Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej w kategorii: Obecność na Rynku Globalnym. – To chyba najmilsza nagroda z dziesiątek nagród, które mamy – ujawnia Wojciech Kot, na koniec spotkania w audycji „Ludzie Gospodarki”.
REKLAMA
Grażyna Raszkowska
REKLAMA