Tomasz Zaboklicki, prezes Pesy: bez przyzwolenia na błędy, nie ma innowacji
Przykład Pesy pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych, że można na bazie przeznaczonych do likwidacji Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego zbudować nowoczesną firmę, która podbija najbardziej wymagające zagraniczne rynki. I to pomimo tego, że początkowo nikt w to nie wierzył. Sukces? Ten dopiero przed nami - mówi bohater audycji "Ludzie gospodarki".
2016-09-18, 17:00
Posłuchaj
Po przemianach ustrojowych, na miejscu Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Bydgoszczy miał powstać supermarket. Aby temu zapobiec, Tomasz Zaboklicki i sześciu innych menadżerów wzięli kredyty pod zastaw wszystkiego, co mieli i postanowili uratować firmę.
- Ten zakład był uważany za jeden z najgorszych w Polsce. Mówiono, że nie ma on żadnej specjalizacji. W nim naprawiano lokomotywy, wagony osobowe i towarowe, totalny miks. My stwierdziliśmy, że ta słabość, jest zaletą – mówi gość Polskiego Radia 24.
I tak zaczęła się restrukturyzacja zakładów. Nie było to jednak łatwe zadanie, bo wymagało wielu zwolnień.
Dawniej zwolnienia, dziś – brak odpowiednich rąk do pracy
- To były bardzo poważne redukcje. Co ciekawe, związki zawodowe, zgodziły się, żeby decydowała przydatność. To jest ewenement. Duży szacunek dla związków zawodowych. To mądrzy ludzie, którzy oddali pewne decyzje fachowcom.
Dziś firma już nie zwalnia, a co najwyżej zatrudnia. Ale i z tym jest problem. Na przeszkodzie stoi „jakość” pracowników. Jak mówi bohater audycji „Ludzie gospodarki”, obecnie trudno znaleźć dobrych spawaczy czy inżynierów.
- Bardzo mało mamy wykładowców z praktyczną wiedzą, czy doświadczeniem produkcyjnym. No i teoretycy uczą kolejnej teorii. To jakby pianistyki uczył ktoś, kto nigdy nie grał na fortepianie – zauważa Tomasz Zaboklicki.
Sukces? „Dopiero przed nami”
Dziś Pesa zatrudnia około 3 tysięcy pracowników. W 2015 roku jej dochody przekroczyły 3,5 mld zł. Na swoim koncie ma liczne duże kontrakty nie tylko w Polsce, ale także zagranicą.
- Wbrew pozorom mam świadomość i pokorę, że dopiero budujemy kompetencje firmy, popełniamy też błędy. Zawsze chodzimy po klifie z ryzykiem przewrócenia się, bo jeżeli mamy małe kapitały, ryzyko, które podejmujemy, jest ryzykiem potęgowanym. I myślę, że sukces tej firmy jest dopiero przed nami – mówi prezes Pesy.
Zaczęło się w Elblągu
Jednym z przełomowych momentów w historii firmy był kontrakt z Tramwajami Warszawskimi z 2010 r. Zakładał on dostarczenie 186 pojazdów Swing do stolicy. I choć był to krok milowy, to – jak mówił gość Polskiego Radia 24 - Warszawa nie była pierwsza.
- Nikt nie chciał dać nam szansy, abyśmy produkowali w Polsce tramwaje. Wtedy twierdzono, że w związku z tym, ze nie mamy doświadczenia, to nie możemy ubiegać się o zamówienia publiczne. I pierwszym miastem, który powiedział: „Ok, zaryzykujemy” był Elbląg.
Dziś tramwaje Pesy jeżdżą nie tylko w Elblągu, Warszawie, Łodzi, ale także wielu innych miastach, także poza granicami naszego kraju, m.in. w Kijowie, Sofii, czy Moskwie.
- Z Moskwy jestem bardzo dumny. Trzeba mieć świadomość, że nigdy nie eksportowaliśmy tramwajów w tamtym kierunku. A Moskwa to jest potężna stolica. Pewna wizytówka.
Na podbój Berlina
Pesa produkuje nie tylko tramwaje, ale także pociągi, które jeżdżą także po niemieckich torach. 16. Czerwca 2016 roku na jeden z berlińskich dworców w barwach niemieckiego przewoźnika Niederbarnimer Eisenbahn (NEB) wjechał skład Link.
- Zdobyliśmy homologację niemiecką. To był wysiłek blisko trzyletni. Koszty przeogromne. To jest sensacja, bo jesteśmy pierwszym producentem spoza Niemiec, który tego dokonał. Zmieniliśmy bieg historii tej branży. Pociągi dobrze się spisują i w przyszłym roku myślę zaczniemy dostarczać dla Deutsche Bahn.
Droga nauczka
„Niemiecki” sukces mógłby smakować lepiej, gdyby nie perypetie Pesy z PKP w sprawie realizacji kontraktu na dostawę pociągów typu Dart. W związku z opóźnieniami, firma musiała zapłacić gigantyczne kary. Zgodnie z umową dostawa miała się zakończyć przed końcem 2015 roku. Problem jednak polegał na tym, że od rozstrzygnięcia przetargu do podpisania umowy w 2014 roku minęło dużo czasu.
- Wszyscy na tym zarobili, tylko nie Pesa. Natomiast my zdobyliśmy kompetencje. I teraz z dumą pokażemy w Berlinie na największych szynowych targach na świecie Darta. Generalnie zawsze dostawaliśmy najmniej czasu na skonstruowanie, zaprojektowanie pojazdu. Ten czas był nam zabierany – nie ukrywa swojego żalu prezes Zaboklicki.
I jak dodawał gość Polskiego Radia 24, jeżeli chcemy w Polsce zbudować innowacyjną gospodarkę, to musi być przyzwolenie na błędy. W innym przypadku nie zbudujemy kompetencji, aby wyjść na jakikolwiek rynek. I nie chodzi tylko o chodzi o Pesę, ale wszystkie współpracujące z nią firmy.
- Tak naprawdę z nami kooperuje 1800 firm, to jest prawie 100 tysięcy zatrudnionych – mówi bohater audycji „Ludzie gospodarki”.
Karate – pomysł na emeryturę
W wolnych chwilach, których - jak sam przyznaje - ma niewiele, Tomasz Zaboklicki czyta książki, słucha muzyki, podróżuje i trenuje karate. Prowadzi także zajęcia ze wschodnich sztuk walki z dziećmi i młodzieżą.
- To jest mój pomysł na życie na emeryturze. Chciałbym uczyć dzieciaków wschodnich sztuk walk. To wielka frajda uczyć kogoś, pokazywać, patrzeć jak ktoś dojrzewa.
Jak dodaje sport uczy pokory oraz umożliwia złapanie dystansu od spraw zawodowych.
- Fizyczne zmęczenie pomaga w stresie. Stres jest nieodłączny w biznesie. A mam też frajdę w tym, jak dwudziestolatek okazuje się gorszy ode mnie. Warto ćwiczyć, bo ta starość jest oddalona – dodaje prezes Pesy?
A co z sukcesją? Choć dzieci pracują w firmie, to nie mają taryfy ulgowej. Jak mówi bohater audycji „Ludzie gospodarki”, stanowisko dostaje się za osiągnięcia, umiejętności, a nie nazwisko.
Błażej Prośniewski, abo