Ustawa frankowa: senacka komisja łaskawsza dla banków
Zagraniczni właściciele banków zapowiadają podjęcie kroków prawnych, jeśli ustawa o kredytach walutowych wejdzie w życie. Nie wykluczają domagania się odszkodowań. Zapewne to, czy kroki takie zostaną przez nich podjęte, zależeć będzie od ostatecznego kształtu ustawy. Na razie w sprawie przepisów o pomocy dla frankowiczów rozegrała się kolejna runda.
2015-08-28, 07:22
Posłuchaj
Projektem przepisów zajmowała się w czwartek (27.08) senacka Komisja Budżetu i Finansów Publicznych.
Na początku sierpnia Sejm przyjął nowe regulacje wraz z niekorzystną dla banków poprawką SLD, zgodnie z którą koszt przewalutowania kredytu w 90 procentach musiałyby pokryć banki. Pierwotnie miało to być 50 procent.
Komisja zarekomendowała senatorom podział kosztów przewalutowania po połowie między bank i klienta, a także rozłożenie operacji przewalutowania na trzy lata.
Eksperci podkreślają potencjalne straty banków
REKLAMA
Wielu ekspertów uważa, że wejście w życie ustawy frankowej w takim kształcie, w jakim uchwalił ją Sejm, oznaczałoby właściwie katastrofę dla zagranicznych właścicieli polskich banków, bo pociągałoby za sobą duże straty dla tych instytucji finansowych, które posiadają w naszym kraju.
– Te starty są oceniane na dwadzieścia kilka miliardów złotych i prawdopodobnie większość tych pieniędzy to byłyby straty poniesione przez banki, których głównymi właścicielami są podmioty zagraniczne – komentuje Paweł Majtkowski, główny analityk Centrum Finansów Aviva.
Jednak według rekomendacji sejmowej komisji, z projektu ustawy ma zniknąć kontrowersyjny zapis o obciążeniu banków 90 procentami kosztów przewalutowania.
Banki listy piszą i ostrzegają
Jeszcze przed rekomendacją senackiej komisji zagraniczni właściciele banków BPH, mBanku, Raiffeisen Polbanku, a także Millenium ostrzegali przed prawnymi skutkami wejścia w życie ustawy, która ich zdaniem narusza międzynarodowe umowy o ochronie inwestycji i nie wykluczali ubiegania się o odszkodowania przed sądami międzynarodowymi. Listy do polskich władz wysłał w tej sprawie też bank BGŻ BNP Paribas oraz Deutsche Bank.
REKLAMA
Czy pomysły przewalutowania kredytów frankowych mogą narazić Polskę na złamanie umów międzynarodowych i zapłatę wysokich odszkodowań zagranicznym bankom?
– Polska zawarła kilkadziesiąt umów o ochronie inwestycji i popieraniu tych inwestycji. Te umowy gwarantują inwestorom określony standard traktowania ich w Polsce. Tam jest kilka standardów, które są uznawane. Państwo goszczące nie powinno wywłaszczać, powinno traktować te inwestycje w sposób równy i sprawiedliwy oraz powstrzymywać od naruszania substancji tej inwestycji – mówi doktor Marcin Olechowski z Kancelarii Sołtysiński, Kawecki i Szlęzak, który był gościem radiowej Jedynki.
Złamanie przepisów na różne sposoby
Umowy o ochronie inwestycji są różne, bo z każdym państwem Polska zawarła odrębną umowę.
REKLAMA
– Inwestorzy, którzy pochodzą z tych państw, z którymi mamy podpisane umowy, mogą, opierając się na tych traktatach, wysuwać pewne roszczenia wobec państwa polskiego. Te traktaty różnią się klauzulami. Natomiast w znakomitej większości, można znaleźć dwie grupy przepisów. Jedna to taka grupa, która zobowiązuje państwo polskie do równego i sprawiedliwego traktowania inwestora zagranicznego. I w tym zakresie można się poważnie zastanawiać, czy nie zostaje naruszona ta konkretna zasada, która jest związana z prawem polskim. Mianowicie taka, że umowy zostają zachowane: pacta sunt servanda (łac. umów należy dotrzymywać – przyp. red.) – wyjaśnia mecenas Beata Gessel-Kalinowska vel Kalisz.
To oznacza, że inwestor zagraniczny, który wchodzi na polski rynek, może oczekiwać tego, że jeżeli zawrze umowy ze swoimi klientami, które będą zgodne z obowiązującym w chwili ich podpisywania prawem – to będą one honorowane przez obie strony. – Jeżeli spojrzymy na mechanizm, jaki jest wpisany we wszystkie propozycje, które były rozważane w ustawie frankowej, to jest to właśnie złamanie tej zasady – podaje mecenas.
Standard uzasadnionych oczekiwań
W umowach na pewno jest zobowiązanie do równego i sprawiedliwego traktowania inwestora zagranicznego.
– W orzecznictwie trybunałów międzynarodowych wykształcił się standard uzasadnionych oczekiwań. Jeżeli inwestuję w jakimś państwie i mam uzasadnione oczekiwania, co do tego, jak sprawy będą się toczyły i jak dane państwo będzie się zachowywało, jak stosowane będzie prawo, to jeśli dane państwo się wycofa – przysługuje mi ochrona – mówi gość Jedynki.
REKLAMA
W tym wypadku można się zastanawiać, czy nie doszło do złamania uzasadnionych oczekiwań. – Zwłaszcza, że banki były w pewnym momencie, przynajmniej przez część przedstawicieli władz publicznych, zachęcane do tego, by taką akcję kredytową w walutach obcych prowadzić – mówi dr Marcin Olechowski.
Jeszcze inna zasada może być złamana
W ustawie przyjętej przez Sejm koszty przewalutowania mają ponosić przede wszystkim banki. A to może sugerować złamanie przez Polskę jeszcze innej zasady.
– Ta druga podstawa jest związana z szerokim pojęciem ekspropriacji, czyli pozbawianie podmiotu, w który inwestor zagraniczny zainwestował w Polsce, pozbawienia jakichś środków, jakichś aktywów. Tu można powiedzieć, że banki zostają pozbawione części swoich aktywów, części zysków poprzez wymuszenie na nich finansowania tej procedury frankowej. I to może się okazać podstawą do zgłaszania również roszczeń przeciwko państwu polskiemu – mówi mecenas Beata Gessel-Kalinowska vel Kalisz.
Gość Jedynki dr Marcin Olechowski wyjaśnia, że toczy się dyskusja, jak szeroko to pojęcie wywłaszczenia należy interpretować.
REKLAMA
Jak wygląda procedura
W jakich instytucjach banki będą szukały pomocy?
– Wszystko zależy od tego, z jaką umową mamy do czynienia. Większość tych umów przewiduje w przypadku naruszenia standardu ochrony inwestora możliwość, żeby się zwrócił do niezależnego trybunału arbitrażowego. Procedura wygląda w ten sposób, że najpierw inwestor zawiadamia państwo goszczące o tym, że powstał spór inwestycyjny, że jego prawa zostały naruszone. Strony mają wówczas jakiś czas, z reguły kilka miesięcy, żeby sprawy załatwić polubownie. A jeżeli do tego polubownego załatwienia sprawy nie dojdzie, to inwestor może wszcząć procedurę arbitrażową. I te polskie umowy przewidują różne warianty. Może to być np. arbitraż przy Sztokholmskiej Izbie Handlowej albo Międzynarodowej Izbie Handlowej w Paryżu – wylicza gość Jedynki.
To inny, ale wiążący rodzaj postępowania.
– W ostatnich kilkunastu latach odwoływanie się do arbitrażu to zdecydowanie rosnąca tendencja. Tych sporów na świecie jest bardzo wiele. Polska również w szeregu takich sporów uczestniczyła, ale nie ma dokładnych danych, bo Prokuratoria Generalna nie ujawnia tych statystyk – mówi mecenas.
REKLAMA
W głośnym procesie portugalsko-holenderskiego Eureko w sprawie PZU – Skarb Państwa przegrał przed Międzynarodowym Trybunałem Arbitrażowym w Londynie, który w 2005 r. wydał niekorzystny dla Polski werdykt. Ale ostatecznie, choć dopiero cztery lata później, wszystko zakończyło się ugodą.
– Właśnie na tę sprawę trybunały arbitrażowe się często powołują – wyjaśnia Kancelarii Sołtysiński, Kawecki i Szlęzak.
Sprawy ciągną się latami
Postępowanie przed arbitrażem międzynarodowym może trwać nawet kilka lat. Tak też było w przypadku sporu Eureko z polskim państwem.
– To nie jest bardzo długo. Zakładając, że inwestorowi zależy na szybkim rozstrzygnięciu sprawy, i że nie ma bardzo wielkiego materiału dowodowego, a także nie ma szczególnych komplikacji, to od rozpoczęcia sporu do pierwszej rozprawy należy oczekiwać półtora roku do dwóch lat – wyjaśnia prawnik.
REKLAMA
W Polsce banki są gotowe do negocjacji w sprawie frankowiczów i dla wszystkich stron byłoby lepiej, gdyby do międzynarodowego arbitrażu nie doszło.
To za duża pomoc dla frankowiczów
Frankowiczom, jak i innym zadłużonym można pomagać, ale nie w proponowanej przez posłów formie. Tak ustawę frankową, jak i nowy pomysł Platformy Obywatelskiej - 1500 zł miesięcznie przez 1,5 roku dla kredytobiorców z problemami finansowymi, komentuje Łukasz Piechowiak, główny ekonomista serwisu Bankier.pl, gość Polskiego Radia 24.
– Warto się zastanowić, czy faktycznie 1,5 roku i 1500 zł to jest konieczność, którą należy wprowadzić. Jeżeli spojrzymy na dane ekonomiczne, to nie ma to uzasadnienia. Jeżeli komuś się finansowo powinie noga, to ewentualnie taka pomoc powinna trwać do pół roku. Należy też sprawdzić, jak wysoka jest przeciętna rata tych kredytów mieszkaniowych. Wydaje się, że 1500 zł to trochę za dużo – twierdzi Łukasz Piechowiak.
Gość Polskiego Radia 24 uważa, że to "efekty kampanii wyborczej".
REKLAMA
– Zarzut do banków jest taki, że one nie pokazują, jak rzeczywiście wygląda spłata kredytów frankowych, ile osób naprawdę ma problemy – mówi Piechowiak.
Wskazuje, że nie można znaleźć rzeczywistych danych, które pokazywałyby, czy problem nie jest przerysowany.
– Te statystyki są bardzo mylące, poruszamy się we mgle – podsumowuje główny ekonomista Bankier.pl.
Teraz ustawą frankową zajmie się na rozpoczynającym się 2 września posiedzeniu Senat.
REKLAMA
Sylwia Zadrożna, Krzysztof Rzyman, Dominik Olędzki, Grażyna Raszkowska
REKLAMA