Primera Division: FC Barcelona najlepsza od lat. "Problemy są już za nami"
Początki Luisa Enrique w Barcelonie nie były łatwe. Mówiło się o konflikcie z Leo Messim, podważano pomysł trenera na drużynę. Pod koniec pierwszego sezonu pracy Hiszpana "Duma Katalonii" zachwyca stylem, wywalczyła mistrzostwo Hiszpanii i jest blisko zdobycia potrójnej korony. Szkoleniowiec triumfuje.
2015-05-18, 11:25
Posłuchaj
Ewa Wysocka (PR Barcelona) - FC Barcelona została mistrzem Hiszpanii (IAR)
Dodaj do playlisty
Ostatnie miesiące są w wykonaniu Barcelony imponujące. Piłkarze Luisa Enrique z 13 poprzednich spotkań w Primera Division wygrali 12, strzelając 39 bramek i tracąc ich zaledwie 5. W niedzielę zwyciężyli w wyjazdowym meczu z Atletico i po raz 23. w historii zapewnili sobie tytuł mistrza Hiszpanii. W ubiegłej dekadzie aż 7 razy udało im się to osiągnąć. Tak dobrej serii klub nie miał nigdy.
Także w Lidze Mistrzów "Duma Katalonii" wrzuciła najwyższy bieg, pewnie eliminując kolejnych rywali. Co prawda przegrała z Bayernem Monachium w rewanżowym spotkaniu w półfinale rozgrywek 2:3, jednak po pierwszym spotkaniu nie miało to żadnego wpływu na ostateczny los rywalizacji - Barcelona pewnie kontrolowała dwumecz i 6 czerwca spotka się z Juventusem w wielkim finale.
- Mistrzostwo to dopiero początek, a zwycięska era Barcelony jeszcze się nie skończyła - powiedział pomocnik katalońskiego klubu Sergio Busquets.
Powiązany Artykuł
Do tego dochodzi jeszcze jedno trofeum, po które mogą sięgnąć - Puchar Króla. Początki tego sezonu nie były jednak tak różowe.
REKLAMA
Wydobył z piłkarzy to, co najlepsze
W wielkiej piłce niewiele jest wyzwań, które stoją na tak wysokim poziomie jak prowadzenie Barcelony. Enrique świetnie zdawał sobie sprawę z tego, jakie są oczekiwania kibiców - spędził na Camp Nou osiem lat, dwa razy zdobywając mistrzostwo Hiszpanii, dokładając do tego Puchar Zdobywców Pucharów i Puchar UEFA. Presja i wielkie wymagania - to nie było dla niego żadnym zaskoczeniem.
Wbrew pozorom Enrique nie przychodził też do drużyny gotowej i kompletnej. W poprzednim sezonie Barcelona nie wygrała żadnego trofeum, Geraldo Martino nie sprawdził się w roli szkoleniowca i opuszczał zespół w niełasce. Tito Vilanova zdobył mistrzostwo Hiszpanii, jednak Liga Mistrzów pozostawała poza zasięgiem.
Enrique jeszcze do niedzieli nie mógł pochwalić się trenerskimi sukcesami. Zaliczył średnio udaną przygodę z AS Romą, z Celtą Vigo nie mógł włączyć się do walki o najwyższe cele. Jego kariera nie przebiegała tak jak droga do trofeów młodszego o rok Pepa Guardioli, z którym ramię w ramię pojawiali się na boisku. Mimo to wydaje się, że władze klubu idealnie trafiły z decyzją powierzenia mu Barcelony.
W tym sezonie Barcelona może sięgnąć po potrójną koronę. I w dużej mierze będzie to zawdzięczać Luisowi Enrique.
REKLAMA
Oczywiście czołową postacią "Dumy Katalonii" pozostaje Leo Messi, a w ostatnich miesiącach można zaryzykować stwierdzenie, że to najlepszy sezon w jego karierze. Messi w ubiegłych bywał chimeryczny, miał okresy, kiedy nie grał z pełnym zaangażowaniem i widać było, że jest zmęczony nieustannymi oczekiwaniami odnośnie tego, że będzie ciągnął Barcelonę w kryzysowych sytuacjach. Do tego dochodziło problemy zdrowotne, po których w tej chwili nie ma ani śladu.
W tym sezonie ma obok siebie ludzi, których trudno nazwać tylko "pomocnikami". Neymar i Luis Suarez prezentują się rewelacyjnie, a całe trio to najbardziej zabójczy atak na świecie - w samym 2015 roku strzeliło niesamowitą ilość 74 bramek (w meczu z Atletico Messi trafił po raz 75.). Wystarczy napisać, że większość zespołów nie zdobywa tylu bramek przez cały sezon ligowej rywalizacji.
To właśnie Suarez jest zawodnikiem, który miał wielki wpływ na to, jak wygląda "Duma Katalonii". Przychodził do klubu z etykietką skandalisty i wielu ekspertów zastanawiało się, czy będzie pasował do zespołu. Pokazywał już wcześniej, że jest piłkarzem wybitnym, dyscyplina była jednak dla niego terminem abstrakcyjnym. Filozofia gry Barcelony i hasło określające ją jako "więcej niż klub" mogły kłócić się z postawą Urugwajczyka na boisku.
W barwach Liverpoolu ugryzł Branislava Ivanovicia z Chelsea (w reprezentacji na mundialu w Brazylii powtórzył to samo z Giorgio Chiellinim), został ukarany zawieszeniem i grzywną za rzekome rasistowskie komentarze pod adresem Patrice'a Evry, kilka razy popisywał się nurkowaniem w polu karnym. Ma opinię piłkarza, przeciwko któremu gra się niezwykle trudno.
REKLAMA
Do Barcelony trafiał w sytuacji, w której musiał odcierpieć długie tygodnie zawieszenia. Nie trenował z zespołem, nie mógł występować w oficjalnych meczach. Na pewno był to dla Urugwajczyka trudny czas, ale widać, że wrócił silniejszy. Daje Barcelonie więcej możliwości rozgrywania piłki, haruje na całym boisku, przydaje się przy agresywnym i wysokim pressingu. Seryjnie trafia do siatki i szuka asyst, czasem nawet w momentach, w których mógłby sam kończyć akcję.
Wydaje się, że Barcelona wreszcie znalazła bramkarza, który dał jej ogromną pewność w defensywie. A właściwie bramkarzy, bo Enrique konsekwentnie stawia w Primera Division na Claudio Bravo, a w Lidze Mistrzów broni młody Ter Stegen.
Cichym bohaterem na Camp Nou jest Ivan Rakitić, dla którego to pierwszy sezon w barwach klubu po transferze z Sevilli. Chorwat nie jest tak widoczny jak ofensywne trio, jednak wykonuje na boisku wielką pracę i jest przy tym naprawdę skuteczny.
Do tego dochodzi transfer Jeremy'ego Mathieu, do którego początkowo podchodzono z rezerwą. Szybko okazało się, że stał się ważnym ogniwem obrony Barcelony, która traci bardzo mało bramek - zaledwie 19 po 37. kolejkach Primera Division. Dla porównania - Real Madryt zapisał w tej statystyce 37, a Atletico 30 goli.
REKLAMA
Pod względem strzelanych bramek tylko "Królewscy" wygrywają z piłkarzami Enrique, trafili do siatki rywali aż 111 razy (Barcelona 108), ale stara piłkarska prawda głosi, że wielkie zespoły buduje się właśnie od obrony i w tym wypadku sprawdza się idealnie.
W słabszych momentach wiele pisano o tym, że pomiędzy Enrique i gwiazdami Barcelony nie ma chemii, pojawiały się chwile, w których nie widać było, że nie wszystko zazębia się tak jak powinno. Enrique szukał nowych rozwiązań, częściej rotował piłkarzami wyjściowego składu, co nie zawsze były trafione. Plotki narastały i wydawało się, że hiszpańskiego trenera czeka los podobny do tego, który spotkał Geraldo Martino.
- Mieliśmy trochę problemów, zanim znaleźliśmy się miejscu, w którym obecnie się znajdujemy, ale one są już za nami. Zależy nam na tym, aby wygrywać jak najwięcej i w jak najlepszym stylu - stwierdził.
Najwyższe noty za styl
Nie można nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że styl jest wielkim atutem Barcelony pod wodzą Enrique. Marka zobowiązuje, a kibice "Dumy Katalonii" oprócz trofeów chcą także pięknej gry, futbolu porywającego i atrakcyjnego dla oka. Luis Enrique zostawił najlepsze elementy tiki-taki Guardioli, ale nie trzymał się kurczowo tego, co stworzył jego poprzednik.
REKLAMA
Barcelona potrafi dominować praktycznie w starciu z każdym rywalem, wciąż wyprowadza mordercze kontrataki, ale nie boi się szukać nowych rozwiązań, nie wierzy ślepo w to, że trzeba wymienić dziesiątki podań, by wejść z piłką do bramki rywali.
Świetnym przykładem na to jest bramka z ostatnich Gran Derbi, kiedy to Luis Suarez dostał długie podanie zupełnie nie w stylu Barcelony i pozostało mu tylko pokonanie Ikera Casillasa. Posiadanie rewelacyjnego napastnika pozwoliło Messiemu na to, by miał jeszcze więcej swobody w swojej grze. Mecze najczęściej rozpoczyna na prawym skrzydle, jednak jego boiskowy geniusz najczęściej podpowiada mu najlepsze rozwiązania, na czym korzysta zespół.
Enrique w statystykach prezentuje się lepiej niż Guardiola. Co prawda nie dokończył jeszcze sezonu, ale jego zespół już ma już w tym momencie bardziej korzystny bilans. Z 57 meczów wygrał 48, zremisował 3 i przegrał 6, co daje średnio 2,58 punktu na mecz. Guardiola w 62 meczach swojego pierwszego sezonu wygrał 42, 13 razy remisował i 7 razy schodził z boiska pokonany (średnia - 2,24 punktu na mecz).
Niektórzy doszukują się tutaj tego, że obecny trener Bayernu zbudował trzon Barcelony, właściwie stworzył zespół, Enrique zaś dostał go po nim w spadku. Trudno jednak nie zauważyć, że w ostatnich dwóch sezonach dwaj szkoleniowcy nie zbliżyli się nawet do tego, co "Duma Katalonii" prezentuje w tym sezonie.
REKLAMA
Barcelona była na najwyższej półce światowej piłki od lat, a na tym poziomie w starciach pomiędzy wielkimi decydują drobne szczegóły. Luis Enrique zdecydowanie miał pomysł na to, jak sprawić, by jego drużyna była o krok bliżej doskonałości. W tym momencie od ideału (jeśli można w ogóle dopuścić jego istnienie, dzieli ją bardzo niewiele.
Oczywiście Barcelona musi ewoluować, a byłe filary ostatnich lat będą odgrywać coraz mniejszą rolę. Wymiana pokoleń to naturalna kolej rzeczy. Odszedł Carles Puyol, odejdzie Xavi, później przyjdzie czas na Andresa Iniestę. W tym momencie trudno dyskutować o tym, czy zespół znajdzie ich następców na kolejne lata, ale z tym zadaniem Enrique będzie musiał zmierzyć się w kolejnych sezonach. Oczywiście o ile zostanie w klubie.
Źródło: Foto Olimpik/x-news
Potrójna korona i co dalej?
Mistrzostwo po niedzielnej wygranej z Atletico to pierwszy tytuł w karierze szkoleniowca. W tym sezonie może zaliczyć imponujący wynik - drużynę czekają jeszcze mecze w finale Pucharu Króla z Athletic Bilbao i finale Ligi Mistrzów, gdzie w Berlinie zmierzą się z Juventusem. Do obu tych spotkań piłkarze "Dumy Katalonii" podejdą w roli faworytów i na pewno stać ich na to, by wywalczyć potrójną koronę.
REKLAMA
Enrique nie deklarował jednak tego, że zostanie na Camp Nou. Może wydawać się to szalone, bo przecież jego wielka trenerska kariera dopiero się rozpoczęła.
- Zacząłem tę podróż dziesięć miesięcy temu, klub był w specjalnej sytuacji. Zrobiliśmy wiele zmian. Są jeszcze dwa trofea i dopiero po sezonie będzie można wystawić nam ocenę. Co do mojej przyszłości, to swoją decyzję podejmę po zakończeniu sezonu. Nie ma potrzeby pośpiechu w tej kwestii - powiedział.
Według "Daily Mail" powodem, dla którego Enrique miałby wahać się przed podpisaniem nowej umowy (obecna obowiązuje do czerwca 2016 roku) są czerwcowe wybory nowych władz "Dumy Katalonii". Obecny prezydent Josep Maria Bartomeu ma małe szanse na pozostanie na stanowisku. Ktokolwiek jednak by nowym szefem nie został, będzie musiał zdawać sobie sprawę z tego, że Enrique perfekcyjnie wykonał swoją pracę.
Do końca sezonu pozostały trzy mecze. Dwa z nich rozstrzygną, czy Barcelona sięgnie po wszystkie trofea, które mogła wygrać w tym sezonie. Jednak bez względu na wyniki, w tym sezonie kibice oglądali najlepszy zespół "Dumy Katalonii" od lat.
REKLAMA
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA