"Król Artur" Boruc nie zagra już w kadrze. Skandalista, który zawsze zdobywał serca kibiców

2017-03-01, 22:47

"Król Artur" Boruc nie zagra już w kadrze. Skandalista, który zawsze zdobywał serca kibiców
Artur Boruc. Foto: MediaPictures.pl / Shutterstock.com

Ekscentryczny, kontrowersyjny, zawsze w centrum uwagi. Potrafiący bronić niesamowicie, ale też popełniać błędy, po których można było tylko łapać się za głowę. Kończący karierę w kadrze Artur Boruc idealnie pokazał, że bramkarz musi mieć w sobie element szaleństwa.

Posłuchaj

Były selekcjoner kadry Stefan Majewski przyznał, że to odważna decyzja, szczególnie w tak dobrym czasie dla drużyny narodowej (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Stara piłkarska prawda głosi, że w drużynie zawsze najbardziej szalonymi zawodnikami są bramkarz i lewoskrzydłowy. Co do lewoskrzydłowych nie ma tej pewności, ale golkiperzy przez lata godnie walczyli o to, by podtrzymywać tę opinię. Boruc także dokładał swoje cegiełki.

Bramkarz jak saper

W galerii piłkarskich sław znajdziemy wielu stojących między słupkami ekscentryków, ludzi często nieobliczalnych, niesamowicie odważnych, którzy bez jakiegokolwiek kalkulowania decydowali się na heroiczne interwencje, byle tylko uchronić swój zespół przed stratą bramki.

Bramkarz z samego założenia musiał być odrobinę szalony. Kiedy wszyscy inni walczą na boisku, wdają się w dryblingi, strzelają gole, asystują i są pod grą, golkiper często może być przez większą część meczu właściwie bezrobotny - zanotować kilka interwencji, nie być bohaterem. Ale w momencie, w którym się pomyli, z miejsca staje się ofiarą, pośmiewiskiem i kimś, kogo można obwinić za porażkę. 

Na jego barkach spoczywa ogromne ryzyko, bo nikt z pola nie ma takiego przełożenia na końcowy wynik. Jedna kluczowa interwencja może uratować zwycięstwo, jeden kiks zaprzepaścić wysiłek całej drużyny. Psychika to coś absolutnie kluczowego, dlatego też pewność siebie jest w tym fachu czymś niezbędnym. Na żadnej innej pozycji nie jest tak łatwo stać się bohaterem. I nigdzie nie jest tak łatwo spaść z piedestału. 

- Bycie bramkarzem to jak bycie saperem. Popełniasz jeden błąd i wszystko wylatuje w powietrze - w ten sposób (nie jako pierwszy) określał to Artur Boruc, człowiek, który w reprezentacji ratował sytuację, miał mecze genialne, ale też popełniał błędy, które skutkowały potężnymi eksplozjami.

Mimo tego będziemy pamiętać go przede wszystkim z dwóch świetnych dla niego, ale słabych dla biało-czerwonych turniejów - mistrzostw świata z 2006 roku i Euro 2008.

Boruc ratuje honor

W środę 37-letni zawodnik zdecydował, że rezygnuje z gry w reprezentacji Polski. Zadebiutował w kadrze w 2004 roku, pierwszy plac wywalczył sobie w momencie kontuzji Jerzego Dudka w eliminacjach do mundialu w Niemczech.

Kiedy grał na wielkich imprezach, był jednym z niewielu, do których nie można było mieć pretensji. Gdyby zespołowi Pawła Janasa lub Leo Beenhakkera udało się wyjść z grupy, to byłaby to w dużej mierze zasługa bramkarza.

W 2006 roku przez 90 minut utrzymywał Polaków w grze w meczu z Niemcami, kapitulując dopiero w doliczonym czasie gry. Jakie byłyby rozmiary porażki, gdyby nie on? Prawdopodobnie skończyłoby się deklasacją.

Źródło: YouTube/Ce-Reals Music

Dwa lata później podobnie było w meczu z Austrią. Boruc miał ręce pełne roboty, co chwila musiał stawać oko w oko z napastnikami rywali. Obrona biało-czerwonych w starciu z gospodarzami turnieju była wyjątkowo dziurawa, a golkiper na koniec turnieju obronił najwięcej sytuacji sam na sam, mimo zaledwie trzech rozegranych gier.

Licznik gier Boruca zatrzymuje się na 64 występach, co daje mu miejsce w klubie wybitnego reprezentanta. Żaden inny bramkarz nie rozegrał tylu spotkań z orzełkiem na piersi.

Jak oceniać ten dorobek? Wydaje się, że pozostaje niedosyt, ale tak jest z całą karierą tego zawodnika. W tym momencie przecież wciąż broni w Premier League, jednej z najlepszych lig świata. Trudno oprzeć się wrażeniu, że mógł być w innym, jeszcze lepszym miejscu. Ale nie da się odmówić mu wielu lat gry na najwyższym poziomie.

- To był zawodnik, z którego zdaniem selekcjoner na pewno bardzo się liczył. Na stwierdzenie, że kończy się z reprezentacją, mogą sobie pozwolić tylko ci gracze, którzy w tej kadrze zaistnieli, jak Artur - powiedział Radosław Majdan, były bramkarz reprezentacji Polski.

Boruc może żałować, że nie urodził się kilka lat później. Kiedy reprezentacja przeżywała odrodzenie, on znajdował się bliżej końca swojej piłkarskiej drogi, na boisku nie miał wielu szans na to, by poprowadzić ją do boju, by stać się bohaterem.

Powiązany Artykuł

słójkowski 280.jpg
Blog - Krótka Piłka

Jego najlepszymi meczami były te o najwyższą stawkę, przy gigantycznych oczekiwaniach i presji. On był w stanie ją unieść, ale niestety nie można było powiedzieć tego o większości reprezentantów, z którymi przyszło mu występować. 

Potrafił brać wszystko na siebie, w pojedynkę przeciwstawiać się rywalom, ocierając się o dokonanie niemożliwego. Ale koniec końców był skazany na to, by przeżywać rozczarowania.

Ekscesy i błędy

Miał w swoim życiorysie okresy, w których imponował formą, był przymierzany do klubów, które rozdawały karty. Ostatecznie jednak nigdy nie trafił do potentata, w którym mógłby rozwiać wszelkie wątpliwości co do tego, czy można zaliczać go do czołówki światowych golkiperów.

Bronił w każdej drużynie, w której się znajdował, zawsze prędzej czy później był w stanie wywalczyć sobie miejsce w bramce i "kupić" kibiców. Wszędzie jednak dawał o sobie znać jego specyficzny styl bycia, za który przez jednych był nienawidzony, a przez innych uwielbiany.

Źródło: x-news

Nie ma jednak sensu udawać, że zawsze było tak różowo, a jeden z najlepszych bramkarzy biało-czerwonych jest postacią bez skazy. Liczba meczów w kadrze jest mniejsza dlatego, że był odsuwany od reprezentacji Polski przez Leo Beenhakkera i Franciszka Smudę, w okolicznościach, które wywoływały prawdziwą burzę.

W sierpniu 2008 roku po przegranym (0:1) meczu z Ukrainą Boruc razem z Dariuszem Dudką i Radosławem Majewskim został przyłapany na spożywaniu alkoholu i zawieszony w prawach reprezentanta. Po powrocie do łask popełnił kuriozalny błąd w meczu z Irlandią Północną. 

Źródło: YouTube/DJ PampeLuna

Czy można winić wyłącznie jego? Mocno zagrana piłka w światło bramki, fatalny stan murawy... Gdyby Polska wygrała to spotkanie, być może ta wpadka przeszłaby bez echa. Skończyło się jednak porażką 2:3.

Po zmianie selekcjonera, w 2010 roku naraził się Smudzie podczas powrotu ze zgrupowania w USA i Kanadzie. Według trenera arogancko traktowali obsługę samolotu. Ta sytuacja ciągnęła się latami, a o tym, jak dokładnie wyglądały jej kulisy, wiedzą chyba tylko sami zainteresowani. Bramkarz nie oszczędzał selekcjonera, miał żal o to, że nikt z reprezentacji nawet nie porozmawiał z nim o tej decyzji. Ze Smudą nie dogadywali się nigdy, a zajście w samolocie miało być tylko pretekstem do tego, by zakończyć tę współpracę.

Boruc jednak potrafił jak mało kto powracać do gry. Można powiedzieć, że to jego znak firmowy. W czasie swojej kariery był skreślany wielokrotnie, ale zawsze potrafił się odbudować, znów stanąć między słupkami i zamknąć usta krytykom. Narzekano na jego mało sportowy tryb życia, który momentami widać było gołym okiem. Ale większość tych trenerów, która go prowadziła, potrafiła przymykać oko na jego wybryki, a on świetnie im odpłacał. Niektórych zawodników po prostu bierze się z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Odejście w idealnym momencie?

W poprzednim roku był powoływany przez Nawałkę, ale pełnił już tylko rolę rezerwowego. Jeśli grał, to w potyczkach towarzyskich. Po raz ostatni bluzę z orzełkiem na piersi w spotkaniu o stawkę założył 11 października 2013 roku - w meczu z Ukrainą (0:1) na wyjeździe w eliminacjach MŚ. Lata leciały, pozycja słabła, ale w szatni wciąż był bardzo ważną postacią, jednym ze starszyzny zespołu, imponującym doświadczeniem. 

Jesienią nazwisko Boruca pojawiło się w mediach w związku z "niehigienicznym" zachowaniem części kadrowiczów w trakcie zgrupowania reprezentacji między meczami eliminacjami mundialu z Danią (3:2) i Armenią (2:1) w Warszawie, ale Nawałka konkretnych winnych nie wskazał, a sprawę zamknięto po ukaraniu uczestników nocnej imprezy finansowo.

Miejsce w hierarchii przed piłkarzem Bournemouth mieli Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny, a do kadry coraz mocniej puka też Łukasz Skorupski. Wydaje się, że to dobry moment, żeby zejść z reprezentacyjnej sceny. Sam przyznał, że może spać spokojnie, bo biało-czerwoni w tym momencie mają golkiperów najwyższej klasy. 

Zaakceptował swoją rolę, nie narzekał na brak gry, a mimo to także tworzył reprezentację, w której atmosfera jest jednym z najważniejszych czynników jej sukcesu i metamorfozy, którą przeszła w ostatnich latach pod wodzą Adama Nawałki.

- Od początku naszej współpracy służył swoim bogatym doświadczeniem i był gotowy do podejmowania kolejnych wyzwań. Artur zawsze będzie mile widziany na meczach drużyny narodowej - powiedział selekcjoner.

- Dziękuje wszystkim za te kilkanaście lat wspólnych wzlotów i upadków - podsumował Boruc, informując o zamknięciu tego rozdziału swojej kariery. Będziemy pamiętać jedne i drugie, ale właśnie dzięki temu były bramkarz Legii, Celtiku i Southampton jest postacią tak barwną. Spokojny i ułożony? Zdecydowanie nie. Świetny w swoim fachu? Na pewno.

Więcej na blogu autora - Krótka Piłka

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

Wróć do strony głównej