Legia Warszawa na zakręcie, piłkarze w oparach absurdu. Czas zejść na ziemię
Po wypuszczeniu z rąk wygranej w pierwszym meczu o fazę grupową Ligi Europy Legia Warszawa znalazła się w trudnej sytuacji. Problemem jest jednak nie tylko boisko, ale też wypowiedzi piłkarzy po spotkaniu. Nieprzemyślane, naiwne czy nie na miejscu?
2017-08-19, 15:30
Nie da się ukryć tego, że spotkanie z mołdawskim zespołem było potwierdzeniem słabej formy mistrza Polski. Problemy z budowaniem akcji, brak tempa i rytmu, mnożące się niedokładności, proste techniczne błędy - to rzucało się w oczy, choć prawdopodobnie można by wskazać jeszcze kilka kolejnych elementów.
Nie ma sensu zakłamywać rzeczywistości, klepać po plecach i pisać o tym, że Legia zremisowała pechowo, początek sezonu jest niefortunny, a zespół mimo dobrej gry gubi punkty w trudny do wytłumaczenia sposób. Nie ma sensu, ale wychodzi na to, że właśnie taki sposób traktowania jest jedynym możliwym do przyjęcia dla (przynajmniej części) piłkarzy mistrza Polski.
***
Michał Kucharczyk i Maciej Dąbrowski zbulwersowali wiele osób chyba bardziej niż to, że Legia zawiodła po raz kolejny. Nie trzeba być ekspertem, żeby mieć świadomość, że pomeczowe konferencje i wywiady, których udziela się po takich meczach, nie są przyjemne. Tak samo nie trzeba być ekspertem, żeby wyobrazić sobie, jak przez nie przejść, nie narażając się na załamywanie rąk przez ludzi, którzy przeprowadzają rozmowy i ich słuchają.
REKLAMA
Maciej Dąbrowski, zapytany o to, co dzieje się z jego zespołem, najpierw stwierdził, że nie widzi problemu, potem zaś zasugerował dziennikarzowi, żeby ten wyszedł na boisku i samemu zaczął grać, a on złapie za mikrofon. Niestety dla Dąbrowskiego, to nie był koniec. Powiedział jeszcze, że dziennikarze pastwią się nad piłkarzami. Wisienką na torcie było stwierdzenie, że gdyby Legia wygrała ten mecz 3:0, to pytanie w ogóle by nie padło.
Źródło: x-news
Nie da się ukryć, tak samo jak nie da się ukryć tego, że podobne odpowiedzi (pomijając ich absurdalność) są zwyczajnie nie na miejscu, właściwie pod każdym możliwym kątem. Zbyt wiele razy słyszeliśmy, kiedy zawodnicy i trenerzy pytali dziennikarzy, ile meczów zagrali w życiu albo ile trofeów mają na swoim koncie. Nie trzeba być profesjonalnym piłkarzem, żeby znać się na futbolu. Można powiedzieć więcej - nie trzeba kopnąć w życiu piłki, żeby mieć bardzo dobre pojęcie, o co chodzi tej grze.
***
REKLAMA
Wiedza dziennikarzy i ich rozumienie futbolu było kwestionowane wielokrotnie, najczęściej przez tych, którym grunt palił się pod nogami. Zdarzało się, że odpowiedzi na niewygodne pytania w tym stylu praktycznie kończyły dyskusje. "A ile pan ma na swoim koncie meczów w reprezentacji?". "Ile razy wygrywał pan ligę?". Trudno polemizować z podobnymi słowami. Nie dlatego, że są prawdziwe, ale dlatego, że żadna odpowiedź nie będzie właściwa.
Na przestrzeni lat widzieliśmy wielkich trenerów, którzy nie byli wielkimi zawodnikami lub nigdy zawodowo nie grali w piłkę. Wystarczy wymienić Carlosa Alberto Parreirę, Arrigo Sacchiego, Andre Villasa Boasa czy Guya Rouxa.
Kiedy Sacchi, dwukrotny zdobywca Pucharu Europy z Milanem, został zapytany w jednym z wywiadów o brak doświadczenia piłkarskiego, odpowiedział prosto - "nie wiedziałem, że żeby zostać dżokejem, najpierw trzeba być koniem".
Wiedza o piłce nożnej jest w obecnych czasach powszechna, praktycznie każdy ma dostęp do meczów każdej ligi, literatury, wywiadów z największymi ekspertami czy precyzyjnych statystyk. A futbol, to akurat fakt, jest analizowany i objaśniany przez ludzi, którzy mogą mieć z nim jedyny bezpośredni kontakt wtedy, kiedy w sobotnie popołudnie grają w gronie znajomych w amatorskiej lidze. I nie ma w tym nic dziwnego.
REKLAMA
Sugerowanie dziennikarzowi, żeby ten wybiegł na boisko i zagrał lepiej, to strzał w stopę, podobnie jak to, że Dąbrowski nie widzi problemu w czwartkowym wyniku. Oczywiście, że nikt nie zadawałby podobnych pytań, gdyby Legia wygrała 3:0. Problem w tym, że nie wygrała. Pytanie o to, co dzieje się z Legią, nie jest atakiem, nie jest złośliwością. Jest jak najbardziej na miejscu, bo nawet laik widzi, że w grze mistrza Polski nie klei się nic.
Trudno domyślić się, jakich reakcji spodziewał się obrońca po tym występie, ale czasem warto po prostu pokazać choć trochę pokory i zastanowić się nad tym, że sprawy może rzeczywiście nie wyglądają tak różowo.
***
REKLAMA
Na Dąbrowskim niestety się jednak nie skończyło, bo swoje dołożył Michał Kucharczyk. Skrzydłowy już wcześniej "błysnął" w mediach, kiedy po przegranym 0:3 meczu z Ajaksem, w niezbyt profesjonalny sposób odpowiadając dziennikarzowi.
Źródło: sportvtppl
Tym razem nie było zdenerwowania, a szukanie przyczyn tego, że Legia nie wygląda dobrze pod względem fizycznym. Niestety, znów wyszło niezbyt dobrze.
- To, że nie gramy w piłkę przez dwa miesiące, nie znaczy, że w tym czasie nie trenujemy. Tak naprawdę wtedy ta nasza przerwa trwa dwa, może dwa i pół tygodnia. Resztę czasu, czyli bity miesiąc, spędzamy na przygotowaniach. A jak dodamy do tego nasze pozostałe wolne dni w ciągu roku, to wyjdzie z nich może miesiąc odpoczynku. Miesiąc w ciągu roku, kiedy inni ludzie z reguły nie pracują w weekendy, święta itd. - mówił w wywiadzie dla Sport.pl.
REKLAMA
Z perspektywy Kucharczyka wygląda na to, że "zwykli" ludzie nie mają podobnych problemów, korzystają z wolnych dni do woli. Pomijając już to, ilu Polaków pracuje w święta i weekendy lub musi dorabiać na drugim etacie. W znacznie gorszych warunkach, często bez umów, które w ogóle wolne dni by gwarantowały. Miesiąc urlopu w ciągu roku? Dla wielu to byłby szczyt marzeń.
Oczywiście można zrozumieć, że życie piłkarza nie jest usłane różami, może nawet jest pod wieloma względami trudniejsze, niż można by się spodziewać, kiedy patrzy się z boku. Ale zawodnicy, którzy mają status gwiazd, którym udało się przebić do Ekstraklasy, często po prostu szybują gdzieś w chmurach, odcięci od zwykłego życia. Może nie na tym poziomie, co John Heitinga, który po zakończeniu kariery narzekał na dramatyczny spadek jakości życia i można było odnieść wrażenie, że przeżywa dramatyczne chwile, ale jednak.
Powiązany Artykuł
Kolejny piłkarz oderwany od rzeczywistości. John Heitinga staje przed trudnym wyzwaniem
Na początku roku Bartłomiej Pawłowski, grający wówczas w Koronie Kielce, narzekał na treningi o 7 rano, określając tę porę jako horrendalną. Jeśli chciał sprawić, że odbiorcy docenią ciężką pracę, prawdopodobnie rezultat był odwrotny.
***
REKLAMA
Nawet jeśli bycie piłkarzem w Polsce nie jest życiem marzeniami, to jednak pieniądze, na które mogą liczyć zawodnicy z Ekstraklasy, wydają się rekompensować wszystkie niedogodności. Zarabiając w miesiąc równowartość rocznych dochodów przeciętnego Kowalskiego, warto wziąć na to poprawkę. Zwłaszcza, kiedy te pieniądze zestawimy z wynikami i poziomem, który prezentują.
Nie jesteśmy piłkarską potęgą, w tym roku możemy nie mieć w europejskich pucharach żadnego przedstawiciela, w zagranicznych klubach nie znajdziemy też wielu piłkarzy, którzy będą walczyć o triumf w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy. Co roku można powątpiewać w rozwój ligowej piłki. Właściwie żaden przeciwnik nie gwarantuje już spokoju, poczucia tego, że teoretycznie łatwy rywal zostanie odprawiony z kwitkiem.
Odpowiedzialność? Presja? O tym mogą mówić lekarze, strażacy, policjanci, piloci czy kontrolerzy ruchu lotniczego i przedstawiciele szeregu innych zawodów, od których zależy nieco więcej niż radość kibiców, klubowe sukcesy czy miejsce w rankingu.
Piłkarze zarabiają zaś krocie, niezależnie od wyniku. Owszem, poświęcili całe lata na to, by dostać się w miejsce, w którym są. Rozegrali setki meczów, mają za sobą tysiące treningów, nieustannie doskonalą umiejętności, można powiedzieć, że z tysięcy aspirujących to właśnie oni wygrali los na loterii, i zazwyczaj nie ma w tym przypadku. Jednak koniec końców to nie przekłada się na rezultaty i poziom naszej piłki. Codzienne treningi, zgrupowania, wynagrodzenia jak z bajki. A potem nadchodzi mecz w Kazachstanie czy Mołdawii, z którego trzeba wracać z opuszczoną głową.
REKLAMA
A przy tym wszystkim w piłkarzach widzimy cały czas przekonanie o swojej wartości, pewność siebie i brak pokory. Niektórym zdecydowanie przydałoby się zejście na ziemię.
Więcej na blogu autora - Krótka Piłka
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA